25.10.2014

Rozdział 30 - Nie zadzieraj z dziewczyną

       Minął już ponad tydzień od Święta Duchów, a ja właśnie spałam sobie w łóżeczku w moim dormitorium. Ze snu wyrwały mnie promienie słońca wpadające przez okno. Spojrzałam na zegarek i ze zdziwieniem zauważyłam, że jest już po dziesiątej. Dobrze, że dziś sobota, bo inaczej mielibyśmy przerąbane. Na szczęście dzisiaj śniadanie jest do 13:00. Jakoś uczniom w weekendy nie chce się wstawać aż tak wcześnie. Westchnęłam, po czym szturchnęłam Ann, żeby wstała. Wiedziałam, że w jej przypadku coś takiego wystarczy. Gorzej będzie z Dorcas. Podeszłam do łóżka przyjaciółki i odchyliłam kotary, po czym rozpoczęłam proces pobudki Czarnej.
- Dorcas, wstawaj!- nie zareagowała. - No już, nie mamy całego dnia!- znów mnie olała. - No już Dorcuś. Wstań a dostaniesz cukiereczka - zagruchałam jej do ucha.
       Jednak i tym razem spłynęło to po niej jak po maśle. Uśmiechnęła się do siebie. Wiedziałam, jak mogę ją zmusić do wstania z łóżka.
       Szybko ubrałam się, po czym wyszłam z pokoju. Prędko dobiegłam do odpowiednich drzwi i zapukałam w nie lekko. Nie słysząc odpowiedzi nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju, natychmiast kierując kroki w kierunku jednego z łóżek.
- Syriusz. Wstawaj.
       Zero reakcji.
- Syriusz! Rusz ten swój leniwy tyłek!
       Znów bez znaków życia. Zupełnie jak Dor. Rozejrzałam się po pokoju szukając czegoś, co mogłoby mi się przydać do obudzenia śpiącego huncwota. Mój wzrok padł na megafon* i po chwili z wrednym uśmieszkiem podniosłam go z podłogi. Nałożyłam na pokój dźwiękoszczelne zaklęcia, po czym podeszłam do łóżka Łapy, nacisnęłam przycisk i wrzasnęłam:
- BLACK!!! ZWLECZ WRESZCIE Z ŁÓŻKA TEN SWÓJ POWABNY TYŁECZEK NA KTÓRY LECĄ WSZYSTKIE LASKI W SZKOLE I MARSZ ZA MNĄ!!!
       Efekt był natychmiastowy. Syriusz natychmiast stanął na baczność przede mną, natomiast reszta ekipy, słysząc przeraźliwy dźwięk pospadała z łóżek. Kiedy Łapa wreszcie się ogarnął spojrzał na mnie z wściekłością.
- Co to ma być Ruda. Myślisz, że masz prawo włazić tak bez zaproszenia do naszego dormitorium i budzić nas o tak nieludzko wczesnej porze?!
- Jest już po dziesiątej - odpowiedziałam ze śmiechem.
- To nie zmienia faktu, że nie powinnaś nas budzić w taki sposób!
       Uniosłam brwi, a na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
- Czyli mam rozumieć, że nie chcesz mi pomóc?
- Nie ma mowy - odpowiedział naburmuszony.
- No dobrze. W takim razie pójdę do drugiego pokoju. Jestem pewna, że któryś z mieszkających tam chłopaków z radością pomoże mi obudzić Dorcas.
       Postawa Syriusza natychmiast się zmieniła. Przestał być obrażony i tylko ostrzegł:
- Nawet nie waż się tego robić.
       Po czym w te pędy wybiegł z pokoju. Zaśmiałam się, po czym pobiegłam za nim. Dogoniłam go dopiero przed damskim dormitorium, gdzie zatrzymał się i popatrzył na mnie niepewnie.
- Zaczekaj tutaj chwilę - powiedziałam, a kiedy skinął głową weszłam do pokoju i stanęłam przy łóżku czarnowłosej.
- Dorcas. Syriusz przyszedł.
- Nie nabierzesz mnie na to po raz kolejny.
       Spojrzałam na Blacka z uśmiechem, a ten mrugnął do mnie po czym podszedł do mojej przyjaciółki i wyszeptał jej wprost do ucha:
- Ślicznie wyglądasz w tej piżamce.
       Meadowes natychmiast zerwała się z łóżka. Na chwilę zaniemówiła, jednak już po chwili zaczęła się drzeć:
- Co ty tu robisz Black?!
- Przyszedłem cię obudzić moja piękna - odpowiedział z szarmanckim uśmiechem na ustach.
- Wynocha z pokoju. Już! A ty Lilka... - zwróciła się tym razem w moją stronę - Jak wyjdę z łazienki to słono mi za to zapłacisz.
       Dziewczyna skierowała się w stronę drzwi, gdy nagle Syriusz zapytał:
- Mogę iść z tobą?
       W odpowiedzi Dor rzuciła w niego pierwszą rzeczą jaka nawinęła jej się pod rękę, a był to akurat trampek Ann.
- No wiesz co... - odezwała się blondynka z wyrzutem - Mogłaś mu coś zrobić.
- Dzięki za troskę Lorens - odpowiedział Łapa mrugając do niej.
- Mówiłam o bucie, a nie o tobie Black - odparła patrząc na niego z litością, po czym zabrała mu trampka i pogładziła go czule.
       Na ten widok ni mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Syriusz, który jeszcze chwilę temu był nadąsany, też długo nie wytrzymał i już po chwili dołączył do mnie. Ann spojrzała na nas z politowaniem, gdy zaczęliśmy tarzać się ze śmiechu po podłodze.
       Nagle usłyszeliśmy, szczęk zamka i gdy zorientowaliśmy, że Dorcas zaraz wyjdzie z łazienki natychmiast zerwaliśmy się na równe nogi. Łapa już po chwili był przy drzwiach, gdzie zatrzymał się jeszcze na chwilę i obejrzał na mnie:
- A ty co? Nie uciekasz?
- A niby czemu miałabym to robić?
- No wiesz. Przyprowadziłaś mnie do waszego pokoju, a Dorcas już zapowiedziała...
- Fakt. Wiejemy! - wrzasnęłam popychając Blacka i zbiegając pędem po schodach do PW.
- Co teraz? - zapytałam.
- Bo ja wiem. Powinniśmy chyba się gdzieś zaszyć.
- Może u was w pokoju?
- Nieee... To zbyt oczywiste.
- Właśnie dlatego powinniśmy to zrobić. Dor stwierdzi, że znajdziemy sobie jakąś super ekstra kryjówkę. Nie przyjdzie jej do głowy, że chowamy się w tak oczywistym miejscu.
       Łapa spojrzał na mnie z podziwem.
- Hej, Ruda. Jesteś sprytniejsza niż wyglądasz.
- Skoro tak mówisz, to znaczy, że nic o mnie nie wiesz - odpowiedziałam z przebiegłym uśmiechem na ustach, po czym pognałam do dormitorium chłopaków.
       Syriusz stał jeszcze przez chwilę zaskoczony w PW, jednak już po chwili pobiegł za mną, by schronić się przed mściwą Dorcas.
       Tuż przed pokojem Huncwotów zatrzymałam się i zaczekałam na Łapę, a gdy dobiegł, szybko otworzył drzwi i wpadł do sypialni, a ja weszłam za nim i zamknęłam drzwi.
       Kiedy się odwróciłam zobaczyłam czterech półnagich chłopców. Zarumieniłam się zawstydzona i szybko odwróciłam wzrok.
- Ubierzcie się, ok? Nie mam ochoty was tak oglądać.
- No jak to Lilka? - zapytał oburzony Syriusz. - Nie chcesz popatrzyć na nasze boskie ciała.
- Nie dzięki Łapo. Tutaj nie ma czego oglądać - odgryzłam się, choć prawda była zupełnie inna.
- Oj Liluś, Liluś. Wiem przecież, że robimy na tobie niesamowite wrażenie. Nie musisz się tego wstydzić.
- Nie schlebiaj sobie Potter - odpowiedziałam z przekąsem.
- A więc to tak będziemy się bawić? Nie ma sprawy - powiedział, po czym podszedł i objął mnie mocno w talii.
- Potter! Zabieraj te swoje lepkie łapki z moich bioder! - wrzasnęłam próbując się wyrwać z jego silnego uścisku.
- Oj Liluś, ty to masz charakterek - odpowiedział ze śmiechem.
       Rozejrzałam się po pokoju szukając czegoś, dzięki czemu mogłabym się wyswobodzić z uścisku Jamesa. Moje spojrzenie padło na przedmiot pod łóżkiem Lunatyka. Zrobiłam niewielki ruch różdżką i wyszeptałam:
- Accio.
       Kiedy wreszcie trzymałam w rękach moją zabójczą broń odezwałam się:
- Puść mnie Potter, chyba że chcesz mieć limo na twarzy.
- Oj Liluś, co tak ostro? - zapytał z uśmiechem.
- Wiesz Rogaczu. Ja na twoim miejscu posłuchałbym Rudej - odpowiedział Syriusz przyglądając się całej sytuacji i próbując nie parsknąć śmiechem. Pozostali Huncwoci, też mieli miny, jakby za chwilę mieli zacząć się śmiać. Tylko James nie zrozumiał jeszcze o co im chodzi.
- Nie ma mowy Liluś! Nie puszczę cię - odpowiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
       No trudno. Sam się o to prosił.
       Podniosłam rękę i przygrzmociłam Jamesowi patelnią** w twarz. Jęknął z bólu i natychmiast mnie puścił zakrywając twarz dłońmi. Huncwoci dłużej już nie wytrzymali i parsknęli śmiechem. James spojrzał na nich wilkiem, a potem skierował spojrzenie na mnie. Widząc jego twarz nie mogłam się powstrzymać i również zaczęłam się śmiać. Policzek, nos i oko miał mocno zaczerwienione. Na pewno będzie po tym niezły siniak.
- Och, popamiętasz mnie Evans! - krzyknął i pobiegł w moim kierunku.
       Z piskiem przerażenia otworzyłam drzwi dormitorium i zbiegłam po schodach do PW.
- Evans! - dało się słyszeć wrzask szukającego.
       W tle słyszałam śmiechy Huncwotów. No nie ma co. Ja tutaj uciekam, a oni siedzą i się zaśmiewają. Mogliby pomóc. Odwróciłam się i miałam zamiar schować się za kanapą, gdy nagle drzwi do PW gryfonów otworzyły się i weszła przez nie Dor. Gdy tylko mnie zobaczyła zatrzymała się nagle, po czym z wściekłością wrzasnęła:
- Evans!
       No super. Teraz zamiast jednego, mam dwa problemy na głowie. Przewróciłam oczami po czym zawróciłam do damskiego dormitorium, a Dor i James popędzili za mną. Szybko wpadłam do pokoju, po czym zamknęłam za sobą drzwi. W pokoju na łóżku siedziała zdziwiona Ann. Wyminęłam ją i podbiegłam do okna i szeroko je otworzyłam, po czym stanęłam na parapecie. Usłyszałam przerażony pisk Ann:
- Lily, co ty do diaska robisz?
       Nie odpowiedziałam, tylko przeszłam na zewnętrznął stronę parapetu i spojrzałam w górę. Dach był niedaleko. Spokojnie dam radę się na niego wciągnąć. W tej samej chwili do pokoju wpadli Dorcas i James z wrzaskiem:
- EVANS!!!
       Natychmiast podskoczyłam i wciągnęłam się na dach pokoju. Po chwili z dołu usłyszałam krzyk Meadowes:
- Lily! Gdzieś ty wlazła?! Złaź stamtąd!
- Nie ma mowy! - odwrzasnęłam.
- Lilka, no złaź! Nie wygłupiaj się! - usłyszałam głos Jamesa.
- Mam to gdzieś! Zostaje tu puki nie przestaniecie na mnie żerować - odpowiedziałam przywołując do siebie koc.
       Rozłożyłam go na dachówkach i usiadłam po turecku ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
- James! Zrób coś! - usłyszałam głos Ann.
- Ale niby co mam zrobić? Uparła się i już. Jak myślisz, że uda ci się ją stamtąd ściągną, to powodzenia życzę.
- Więc idź po pomoc! - wrzasnęła zdesperowanym głosem Ann.
- Ok, ok. Zaraz wrócę.
       Przez chwilę panowała cisza. W końcu usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a potem krzyk Dorcas.
- A co on tu robi? Miałeś sprowadzić pomoc!
- Spoko, wyluzuj. Ściągnie ją stamtąd, nie martw się.
- Hej, Ruda! Jak tam?! - usłyszałam krzyk Syriusza.
- Spoko Black, a u ciebie?
- Nie najgorzej, choć Dor łypie na mnie takim wzrokiem, jakby miała mnie zabić.
       Zachichotałam.
- A tak wogóle to masz tam jeszcze trochę wolnego miejsca?
- Coś by się znalazło - odpowiedziałam.
- Ok. Uwaga! Wchodzę.
- Co? - usłyszałam zdziwiony głos Dor.
- Syri, jak możesz? - tym razem odezwał się oburzony Potter.
       Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, a kiedy Łapa usiadł obok mnie na kocu już po chwili śmialiśmy się oboje.
- Black! Złaź stamtąd! - usłyszeliśmy głos Dor.
- Nie ma mowy skarbie. Nie chcę umierać przedwcześnie z twoich pięknych rączek. Choć jeśli miałbym wtedy okazję cię z bliska podziwiać, to czemu nie.
- Black! Zabiję cię!
       Znowu zaczęliśmy się niepochamowanie śmiać. Po chwili jednak odezwał się James:
- Skoro nie pozostawiacie mi wyboru, to trudno. Trzeba skorzystać z radykalnych środków. Idę po McGonagall!
- Co teraz? - zapytał mnie z uśmiechem na ustach Syriusz.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? W końcu to ty jesteś tutaj Huncwotem.
- Fakt. Ale to ty wymyśliłaś jak obudzić Czarną i to ty przywaliłaś Jamesowi patelnią w twarz - odpowiedział śmiejąc się, a ja po chwili mu zawtórowałam.
       Przez chwilę się zastanawiałam, w końcu jednak w głowie zaświtał mi pomysł.
- Łapo! Przywołaj swoją miotłę! Zlecimy na niej na błonia i McGonagall nas nie złapie. Dodatkowo, jeżeli wystarczająco szybko znajdziemy się w Wielkiej Sali nie będzie nam mogła nic zarzucić. Poza tym ja jestem prefektem. Przecież jestem święta jak aniołek.
       Syriusz zaśmiał się słysząc moje stwierdzenie, jednak już po chwili wypowiedział zaklęcie. Miotła przyleciała do nas po jakiejś minucie. Właśnie na nią wsiadałam za Blackiem, gdy usłyszałam w dormitorium głosy.
- Pospiesz się. McGonagall zaraz tu będzie!
       Jak na komendę, Syriusz odepchnął się nogami od dachu i zaczęliśmy spadać w kierunku ziemi. Kawałek przed nią, chłopak wyhamował i spokojnie opadliśmy na podłoże.
- Szybko! Odeślij miotłę i do WS.
       Łapa wypowiedział zaklęcie, po czym co sił pobiegliśmy do głównego holu. Miałam właśnie wbiec do WS, gdy Syriusz mnie złapał i zaciągnął w kąt.
- Już tam są - szepnął mi do ucha.
       Miał rację. Wszyscy jedli już śniadanie, a nauczycielka patrzyła na wejście do jadalni, czekając, aż się pojawimy.
- Dobra, nowy plan - szepnęłam. - Idziemy do Pokoju Wspólnego i tam zaczekamy.
- Wiesz jak szybko zdążą się na nas zemścić, jak nas znajdą?
- To co robimy? I tak w końcu się z nimi spotkamy.
- Fakt, ale wcześniej, możemy narobić trochę zamieszania.
- Co masz na myśli? - spytałam zaintrygowana.
- Co powiesz na parę psikusów?
- Ja? Święta pani prefekt? Zapraszasz mnie do robienia kawałów?
- Fakt, głupota. Przecież odpowiedź jest oczywista.
- No właśnie. To chyba oczywiste, że się zgadzam - odparłam z szerokim uśmiechem.
       Patrzył na mnie przez chwilę ze zdziwieniem, w końcu jednak uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę.
- A więc umowa?
- Umowa - odpowiedziałam ściskając mu dłoń.
- Od czego zaczynamy? - zapytał zacierając ręce.
       Spojrzałam na niego z politowaniem, po czym rzuciłam na nas oboje zaklęcie kameleona.
- Nieźle Lilka - pochwalił mnie chłopak. - Gdzie się tego nauczyłaś?
- Zapomniałeś, że ja wiem wszystko?
- Och, ależ oczywiście pani prefekt. Zapomniałem, że diabły są wszystkowiedzące.
       Zaśmiałam się, po czym zapytałam:
- Ok, to co najpierw?
- Proponuję zdenerwować trochę naszych przyjaciół.
- Podoba mi się ten plan - odpowiedziałam z uśmiechem. - Zamieniam się w słuch.
       Syriusz opowiedział mi o tym, co wymyślił, ja dodałam kilka pomysłów od siebie i uzgodniwszy wszystko ruszyliśmy do PW, gdzie miał mieć miejsce nasz pierwszy dowcip. Kiedy byliśmy już na miejscu weszliśmy szybko do PW, po czym udaliśmy się do naszych dormitoriów. Przez kilka minut krążyliśmy w tę i z powrotem. W końcu wspólnymi siłami udało nam się stworzyć istne arcydzieło.
       Dormitorium chłopaków pomalowane było na różowo, w szafach wisiały męskie ubrania w słodkich kolorkach, a po całym pokoju porozrzucane były kosmetyki. Natomiast dormitorium dziewczyn było w czarnych barwach. Na ścianach wisiały plakaty ze zdjęciami motorzystów i niemal gołych facetów. Ubrania w szafie miały ciemne barwy, a w całym pomieszczeniu walały się stosy glanów.
       Chichocząc wyszliśmy z dormitorium i udaliśmy się do kąta w PW. Dzięki temu była nikła szansa, że ktoś na nas wpadnie. Mimo, że byliśmy pod wpływem zaklęcia kameleona, zmodyfikowałam je odrobinę tak, żebyśmy mogli widzieć nawzajem swoje twarze i sylwetki.
       Usiedliśmy czekając, aż nasi przyjaciele wreszcie się pojawią. I nie musieliśmy długo czekać. Po kilku minutach weszli przez portret rozglądając się po pokoju. Byłam pewna, że to właśnie nas wypatrują. Uff... Jak dobrze, że byliśmy niewidzialni. W końcu, nie dostrzegłwszy nas poszli do swoich pokoi.
       Nagle w całej wierzy rozległ się przeraźliwy wrzask, zarówno damski jak i męski. Wszyscy obecni w PW zerwali się na nogi i pobiegli zobaczyć co się dzieje, a my zwijaliśmy się ze śmiechu po podłodze. O matko... Brzuch zaczyna mnie boleć. Nie było to jednak w stanie przerwać mojej radości. Nagle do pokoju wbiegli nasi przyjaciele.
- Są gdzieś tutaj - stwierdziła Dorcas. - Słyszę ich śmiech.
- Zwiewamy! - krzyknęłam do Syriusza i w te pędy ruszyłam do wyjścia, a Łapa biegł za mną.
       Zanim wybiegłam obejrzałam się jeszcze na moich przyjaciół, a widząc ich miny nie mogłam się powstrzymać i znów parsknęłam śmiechem.
       Wtedy właśnie przebiegałam przez portret i nagle potknęłam się na schodach. Spróbowałam utrzymać równowagę, jednak już po chwili na moje plecy wpadł Syriusz i sekundę później koziołkowaliśmy po schodach. Gdy w końcu się zatrzymaliśmy, popatrzyliśmy po sobie i znów zaczęliśmy się głupkowato śmiać.
- To co teraz? -zapytał Black.
- Mam pewien pomysł, ale musimy poczekać do obiadu.
- W takim razie mamy godzinę.
- Wyrobimy się. Chodź za mną.
       Ruszyliśmy do WS i tam przedstawiłam Syriuszowi swój plan. Spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami:
- Jesteś nienormalna! - stwierdził z przerażeniem, jednak już po chwili uśmiechnął szeroko. - Nie doceniałem cię Ruda.
       Parsknęłam śmiechem po czym powiedziałam:
- Zbierajmy się już za ten kawał, zanim ktoś się zorientuje, co planujemy.
       Więc zrobiliśmy tak, jak postanowiliśmy. Kiedy już wszystko było gotowe, wciąż skryci przed ludzkimi oczami, stanęliśmy w kącie sali i czekaliśmy, aż wreszcie cała Wielka Sala się zapełni. Po pół godzinie w końcu wszyscy byli na swoich miejscach, a my z Syriuszem spojrzeliśmy na siebie z chytrymi uśmieszkami. Skinęłam głową i oboje machnęliśmy różdżkami. I wtedy rozpoczęło się przedstawienie.
       Wszystkie naczynia, znajdujące się na stołach, obudziły się do życia i skierowały w kierunku uczniów, dźgając ich i kując. Po chwili pojawiły się również wałki, tłuczki do mięsa i patelnie. W całej Sali słychać było krzyki i jęki. Ze śmiechem patrzyłam jak uczniowie próbują obronić się przed krwieżerczyni widelcami i jak unikają ataków wałków.
       Spojrzałam na przyjaciół siedzących przy stole Gryffindoru i nie mogłam już dłużej powstrzymać śmiechu. Dorcas i Ann walczyły z tarką do warzyw i widelcem, a Peter i Lunatyk odganiali się od wałków. Jednak najbardziej rozśmieszył mnie Rogacz, którego wciąż biła po tyłku patelnia. Nie wytrzymałam i zaczęłam tarzać się po ziemi ze śmiechu, a po chwili Syriusz zrobił to samo. Nagle w całej Wielkiej Sali rozległ się przeraźliwy męski krzyk:z
- EVANS!!!
- Wiejemy - krzyknęłam do Syriusza, szybko wstając z podłogi i wybiegłam z WS, a Łapa podążał tuż za mną.
       Wiedziałam, że nas nie widać, ale i tak lepiej było uciec. Biegliśmy korytarzami śmiejąc się głupkowato, aż w końcu dostaliśmy kolki i musieliśmy się zatrzymać.
- Co teraz? - zapytałam wciąż się śmiejąc.
- Mam pewien pomysł, ale musimy iść do kuchni.
- Do kuchni?
- Owszem Ruda. Do kuchni - odpowiedział z politowaniem patrząc na moją zdziwioną minę. - Chodź.
       Poprowadził mnie korytarzami, aż w końcu trafiliśmy do ukrytego przejścia i weszliśmy do kuchni, gdzie, na prośbę Syriusza, zdjęłam z nas zaklęcie niewidzialności. Natychmiast podbiegło do nas kilka skrzatów.
- Czy możemy coś podać, sir?
- Poproszę pięć beczek oleju i dwadzieścia kostek masła - złożył zamówienie Syriusz.
       Spojrzałam na niego pytająco, na co on tylko mrugnął i powiedział:
- Jak już wyjdziemy, to ci wszystko wyjaśnię.
       Skinęłam głową zgadzając się z Syriuszem. Kiedy już mieliśmy wszystko co potrzeba pożegnaliśmy się ze skrzatami i pod ochroną zaklęcia kameleona wyszliśmy z kuchni. Przeszliśmy kilka korytarzy, aż w końcu Syriusz się zatrzymał, stawiając na podłodze lewitowane beczki.
- No dobrze - powiedział, zwracając się do mnie. - Plan jest taki. Rozlewamy olej na podłodze. Dodatkowo smarujemy ją masłem. Cztery kostki na korytarz. Powtarzamy to w pięciu głównych przejściach. Za olejem, znajduje się bagno ze smołą, a kawałek dalej kurze pierze.
       Patrzyłam na Syriusza zszokowana.
- No co? Nic nie powiesz? - zapytał.
- Po szkole zamiast uczniów będą chodzić kurczaki - stwierdziłam.
       Słysząc to absurdalne stwierdzenie Syriusz się zaśmiał. No co? To było pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Zabierajmy się za to, dopóki mamy czas - ponaglił Łapa.
       Skinęłam głową, na potwierdzenie i szybko ruszyliśmy w odpowiednim kierunku.
       Po godzinie wszystko było załatwione, a my schowaliśmy się za zbroją, czekając na pierwsze osoby, które wpadną w naszą pułapkę. Los chciał, że była to McGonagall. Widząc w oddali białą górę, szybko pobiegła w tamtym kierunku nie patrząc pod nogi. I to był błąd. Jej buty, gdy tylko natrafiły na olej, zaczęły się ślizgać, a ona nie mogąc zapanować nad swoim ciałem, szybko pędziła na przód, by po chwili wpaść w smołę. Przekoziołkowała kilkakrotnie, po czym z rozpędem wpadła w stertę pierza. Szybko się pozbierała i wstała.
       Patrząc na nią, nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. Nauczycielka szybko odwróciła się w naszym kierunku,a nie mogąc nas zauważyć krzyknęła z wściekłością:
- Kto tu jest?! No już dowcipnisie, wychodźcie z kryjówki! I tak spotka was kara!
       Black złapał mnie za łokieć i pociągną za sobą, w kierunku przeciwnym do tego, gdzie stała McGonagall. Szybko pobiegłam za nim, mając nadzieję, że nauczycielka nie zorientuje się, kto wywiną ten kawał. Biegliśmy przez jakiś czas, aż w końcu zatrzymaliśmy się zdyszani. Popatrzyliśmy po sobie i chyba po raz setny tego dnia, wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy wreszcie trochę się uspokoiliśmy Syriusz zapytał:
- Co teraz?
- Powinniśmy zapewnić sobie alibi.
- Masz jakiś pomysł?
- Jeden - odpowiedziałam z błyskiem w oku. - Chodź, za mną.
       Przeszliśmy kilka pięter, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed dużymi drzwiami.
- O nie. Nie ma mowy - zaprowestował Black, chcąc się wycofać.
       Byłam jednak szybsza. Złapałam go za łokieć i pociągnęłam w kierunku przymkniętych wrót.
- Uspokój się - powiedziałam do rzucającego się Łapy. - Przecież nic cię nie zje. A od przebywania tam, wcale nie zgłupiejesz.
- Niem wejdę tam.
- Wejdziesz.
- Nie.
- Tak.
- Nie!
- Tak! I koniec sprzeciwów! - krzyknęłam po czym wycelowałam w niego różdżkę i wyszeptałam zaklęcie.
- Ej! Co ty robisz?! - zapytał oburzony.
       Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaklęcie wiązania okazało się całkiem pożyteczne. Weszłam do biblioteki ciągnąc Blacka za sobą.
- RUDA! Puszczaj!
- Przymknij się Black. Chcesz, żeby wszyscy nas usłyszeli?
- I dobrze! Przynajmniej mnie uwolnisz.
       Z wściekłą miną odwróciłam się do chłopaka i wysyczałam mu w twarz:
- Słuchaj Black. Albo się zamkniesz, albo zakleję ci te twoje słodkie usteczka magiczną taśmą i już więcej ich nie otworzysz. Jasne?
       Skinął głową ze strachem.
- Więc skoro już ten twój mały móżdżek przyswoił sobie wszystkie te informacje, to może teraz łaskawie byś się przymknął i mi nie przeszkadzał, jak będę nam załatwiała alibi.
       Ponownie przytaknął. Rozwiązałam go i otrzegłam, że jeśli wyjdzie teraz z biblioteki, to oberwie. Przełknął tylko ślinę i nie ruszył się z miejsca. Z satysfakcją podeszłam do bibliotekarki i spojrzałam na nią. Podniosła wzrok i rozejrzała się, jednak mnie nie zauważyła. Uniosłam różdżkę i wyszeptałam:
- Memories mutare***
       Kobieta zmarła na parę sekund, a potem się zachwiała. Jednak zanim się przewróciła, zdążyła złapać się blatu biurka, przy którym stała. Otrząsnęła się z chwilowego otępienia, po czym ponownie rozejrzała się po bibliotece. Nic nie zauważywszy wróciła do przerwanej czynności. Z uśmiechem triumfu na ustach wróciłam do Syriusza, który patrzył na mnie z otwartymi oczyma.
- Co to było? - zapytał ze zdziwieniem.
- Zaklęcie zmieniające pamięć. - widząc jego zdziwioną minę przewróciłam tylko oczami i powiedziałam - Wyjaśnię ci w drodze powrotnej do dormitorium.
       Zdjęłam z nas zaklęcie kameleona i wyszłam zza regałów za którymi się ukrywaliśmy, ciągnąc za sobą Łapę.
- Co ty robisz? Teraz wszyscy nas zobaczą - syknął.
- I właśnie o to mi chodzi powiedziałam wychodząc z biblioteki.
       Kiedy już znaleźliśmy się na korytarzu Syriusz zatrzymał się i poprosił:
- Ruda, wyjaśnij mi to.
       Przewróciłam oczami i powiedziałam mu, że zmieniłam wspomnienia bibliotekarki. Teraz pamiętała, że wchodziliśmy do biblioteki rano i się tutaj ukryliśmy. Wyjaśniłam mu, że musieliśmy wyjść bez osłony zaklęcia, aby w razie potrzeby powiedziała, że cały dzień spędziliśmy schowani pomiędzy regałami.
       W trakcie mojej wypowiedzi Black patrzył na mnie zszokowany, a w jego oczach widziałam zdziwienie, ale również podziw, choć to drugie chłopak usiłował starannie ukryć.
- Jesteś geniuszem - stwierdził, gdy skończyłam mówić.
- Ludzie często mi to mówią - odpowiedziałam z udawaną wyższością.
       Syriusz zaśmiał się na ten widok, a ja po chwili mu zawtórowałam. W końcu, Łapa się uspokoił i stwierdził:
- Powinniśmy się już zbierać.
- Fakt, jestem już ciut zmęczona - odpowiedziałam kierując się do dormitorium, jednak czarnowłosy szybko mnie zatrzymał. - Co jest?
- Powinniśmy się przygotować, pewnie będą się chcieli zemścić.
- Masz rację - przyznałam, po czym zastanowiłam się chwilę i machnęłam różdżką wypowiadając zaklęcie.
       Już po chwili przyleciała do mnie patelnia. Syriusz musiał zakryć usta dłonią, żeby ponownie nie parsknąć śmiechem.
- Patelnia? Serio? Dlaczego właśnie ona?
- Patelnia jest niebezpieczna - odpowiedziałam.
       Spojrzał na mnie ze zdziwioną miną, jednak potem tylko przewrócił oczami i zabrał tarczę od jednej ze zbroi stojących na korytarzu.
- Ok, teraz możemy iść - stwierdził, więc ruszyliśmy w kierunku wieży Gryffindoru.
       Kiedy stanęliśmy przed Grubą Damą, byłam bardzo zestresowana. Bałam się reakcji przyjaciół. Mocniej ścisnęłam uchwyt patelni, aby dodać sobie odwagi.
- Gotowa? - zapytał Syriusz.
- Tak.
       Łapa podał hasło i drzwi do PW otworzyły się przed nami.
- Schowaj się za mną - szepnął chłopak.
       Zrobiłam tak jak mi polecił i weszliśmy do paszczy lwa. Już po chwili usłyszałam głos wściekłej Dorcas:
- Proszę, proszę, a kogo my tu mamy? Gdzie twoja wspólniczka Łapo?
       Wychyliłam głowę, zza tarczy, którą trzymał Black.
- Och, a więc znalazła się i druga zguba - wysyczała Dor.
       Była wściekła, jednak patrząc na nią wcale nie czułam strachu. Przez chwilę się powstrzymywałam, jednak już po chwili parsknęłam śmiechem. Meadowes była cała w kurzym pierzu. W końcu jednak się uspokoiłam, nie chcąc jeszcze bardziej rozzłościć przyjacióki.
- No już Dorcuś, spokojnie - powiedziałam, wciąż nie mogąc powstrzymać się od głupkowatego uśmiechu. - Nie obrażaj się, bo wyglądasz jak wściekły kurczak.
       Na moje słowa Black parsknął śmiechem, a wściekła dziewczyna rzuciła w niego poduszką, która jednak nie wyrządziła nam żadnej krzywdy, gdyż byliśmy osłonięci przez tarczę. Dorcas patrzyła na nas z ogniem w oczach, jednak już po chwili na jej ustach pojawił się złośliwy uśmiech. Natychmiast przestałam się śmiać. To nie oznaczało niczego dobrego.
- ROGACZ! Złaź na dół! Pojawili się nasi numerowicze.
       Nie minęły dwie sekundy, a Potter już był koło Dor. Obrzucił nas wściekłym spojrzeniem. On też wyglądał jak kurczak. Jego spojrzenie zatrzymało się na mnie ukrytej za Łapą, jednak już po chwili to właśnie na niego przeniósł wzrok.
- Jak mogłeś? - zapytał oburzony. - Takie genialne numery, a ty je robisz z Evans, a nie z nami. Och popamiętasz mnie jeszcze. Ale najpierw... - jego wzrok znów skupił się na mnie - rozprawie się z tą małą złośnicą.
       Po tych słowach, rozpoczęła się krótka szamotanina. Chłopaki walczyli o tarcze, a Dorcas, rzucała w naszym kierunku zaklęcia, które odpierałam. Trwało to może minutę. W końcu James wyszarpnął Syriuszowi tarczę, a ten wykorzystując to, pchnął przyjaciela tak, że ten wylądował na ziemi i pognał w kierunku mojej przyjaciółki.
- Osłaniaj mnie - wrzasnął, a ja zrobiłam to o co mnie prosił.
       Chłopak dobiegł do Czarnej, wytrącił jej różdżkę z ręki i złapał w talii, jednocześnie wiążąc jej w ten sposób ręce. Próbowała się uwolnić, jednak Łapa, był od niej dużo silniejszy i nie pozwolił jej się wyrwać. Zrezygnowana zaprzestała walki.
       Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem i schowałam różdżkę do kieszeni. Patrząc na tych dwoje, byłam przekonana, że stworzą ładną parkę. Syriusz na chwilę przestał się skupiać na Dor i spojrzał z uśmiechem w moim kierunku. Zamarł na sekundę, po czym krzyknął:
- Ruda! Uważaj!
       Z prawej strony dostrzegłam nagły ruch. Nie miałam czasu, aby wyciągnąć różdżkę i się nią obronić. Instynktownie więc podniosłam do góry prawą rękę, w geście obrony i zamknęłam oczy. Usłyszałam najpierw trzask, potem jęk, a na końcu głuche łupnięcie.
       Otworzyłam najpierw jedno, potem drugie oko i spojrzałam z Górę, w kierunku uniesionej ręki. Dopiero teraz zorientowałam się, że trzymałam w niej patelnię. Powoli spojrzałam w dół i zobaczyłam leżącego na ziemi, nieprzytomnego Jamesa. Twarz miał całą czerwoną, zapewne po zderzeniu z kuchennym narzędziem. Okulary miał potłuczone. Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni i jednym zaklęciem je naprawiłam, po czym pochyliłam się niepewnie nad chłopakiem i szturchnęłam go patelnią w rękę. Powoli otworzył oczy.
       Kiedy na mnie spojrzał na jego twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech, jednak już po chwili jego spojrzenie przeniosło się na narzędzie w mojej dłoni. Krzyknął i szybko odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość, mówiąc:
- Zabierzcie to ode mnie. Zbierzcie ode mnie to przeklęte narzędzie zła.
       Wyprostowałam się i odwróciłam w kierunku Łapy z triumfalnym uśmiechem na ustach.
- Widzisz! Mówiłam, że patelnia jest niebezpieczna!

-------------------------------------------------------
* Zielonego pojęcia nie mam po co Huncwotom w pokoju potrzebny jest megafon.
** Czemu pod łóżkiem Lunatyka była patelnia? A co mnie pytajcie! Spytajcie Remusa!
*** z łac. zmiana wspomnień

Bądźcie dumni. Nareszcie napisałam ten rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Pracowałam nad nim bardzo długo i mam nadzieję, że moja praca ma rezultaty. Proszę, komentujcie. Chcę znać wasze zdanie na temat tego rozdziału.

22.10.2014

Too much informations? Seriously?

       Ok. Niech będzie. Zrobię to choć będzie przy tym bardzo dużo pisania i zapewne zdążyłabym w tym czasie napisać nowy rozdział, ale cóż. Assarii Cleto, robię to tylko dlatego, że chciałaś, żeby osoby, które czytają twojego bloga wstawiły to na swoje, więc proszę bardzo. Oto i odpowiedzi na pytania.

1. Co masz na sobie?
Granatową bluzkę z napisem College o ile dobrze umiem czytać do góry nogami. Do tego jeansy i czarne skarpetki :P
2.Czy kiedykolwiek byłaś zakochana?
Hmmm... To trudne pytanie. Zauroczona, oj tak i to często, ale zakochana? No cóż. Nie wiem.
3.Czy kiedykolwiek miałaś "straszne zerwanie"?
Nie, raczej nie.
4.Ile masz wzrostu?
Aż wstyd przyznać, ale chyba coś ok. 167.
5.Ile ważysz?
Kobiety nie pyta się o wagę, więc udam, że nie zauważyłam tego pytania.
6.Jakieś tatuaże?
Podobają mi się, ale nie w dużych ilościach. Kiedyś może jakiś mały, ale to raczej mało prawdopodobne.
7.Jakiś piercing?
Tylko przekłute uszy.
8.One true parring (para TV),którą lubisz?
Nie wiem, chyba nie mam.
9.Ulubiony program (serial)?
Oj, oj, oj... Nie chciałoby się wam wszystkiego czytać, gdybym wymieniła wszystkie, ale i tak podam kilka moich ulubionych: Teen Wolf <3 SUPERNATURAL <3 Grimm <3 Tomorrow people, The musketeers i Dominion.
10.Ulubione zespoły?
Hollywood Undead i Bastille. No i jeszcze moja ukochana Dido <3 A ostatnio również Kongos :)
11.Coś czego ci brakuje?
Fajnej figury i brak mi jeszcze piątej klepki. Podobno zawieram konszachty z diabłem.
12.Ulubiona piosenka?
Lion, Bullet, Everywhere I go, City - Hollywod Undead
Bad News i Thinks we lost in the fire <3 <3 <3 - Bastille
Hear with me i Thank you - Dido
13.Ile masz lat?
15 choć podobno wyglądam na starszą.
14.Znak zodiaku?
Ryby.
15.Czego szukasz u partnera?
Powinien być cierpliwy i spokojny ale jednocześnie powinien umieć stawiać na swoim, żeby umiał mnie utemperować i w ten zdobyć u mnie szacunek.
16.Ulubiony cytat?
Mam ich kilka, a jeden pochodzi z pewnego bloga o Lily i Jamesie. Rocznik 1960. "Czekolada nie zostawia. Czekolada rozumie" :) Piękny prawda?
17.Ulubiony aktor?
Jared Padalecki Tyler Posey, Dylan O'Brien
18.Ulubiony kolor?
Niebieski <3
19.Głośna muzyka czy cicha?
Cicha, jak jestem w melancholijnym nastroju, średnia, gdy jest tak po prostu, a gdy targają mną sile emocje to zawsze głośna. Można się powydzierać z piosenkarzami, gdy zna się słowa :D
20.Gdzie idziesz gdy jesteś smutna?
Na spacer z psem do lasu lub do swojego pokoju. No, albo na trening Aikido. To zawsze pomaga.
21.Jak długo zajmuje ci prysznic?
Godzinę. Nie moja wina, że rodzice zdecydowali się na wannę :P
22.Jak długo zajmuje Ci przygotowanie się rano?
Pół godziny. Tak gdzieś około.
23.Biłaś się kiedyś z kimś?
Chodzę na Aikido, więc u mnie to norma.
24.TURN ON. Co cie kręci,co ci się podoba u chłopców?
To, że można z nimi pogadać inaczej niż z dziewczynami. To, że mnie rozśmieszają ich zachowania. To, że nie potrafię ich zrozumieć. No i przede wszystkim to, że są nienormalni :D
25.TURN OFF. Co ci się nie podoba u chłopców?
To, że o cokolwiek ich nie spytasz, większość z nich zawsze będzie mieć głupie skojarzenia.
26.Powód dla którego dołączyłaś do blogspot?
Czytałam, czytałam i czytałam. Potem zaczęłam tworzyć sama. I stwierdziłam, że chcę się dołączyć.
27.Czego się boisz?
Mam lęk wysokości. Przerażają mnie robale. Nienawidzę wręcz być osaczana. No i jestem przewrażliwiona na punkcie tego, że ktoś mnie obserwuje. Niemal zawsze jestem czujna.
28.Kiedy ostatnio płakałaś?
Tydzień temu w domu.
29.Kiedy ostatnio powiedziałaś,że kogoś kochasz?
Do chłopaka chyba nigdy, a do rodziców to przecież norma no nie?
30.Co oznacza twój Blog username?
Tigraria - połączenie słów tigra i aria. Tigra to moja wersja słowa tiger, a aria jedno z moich ulubionych imion zagranicznych.
31.Ostatnia przeczytana książka?
"Więzień Labiryntu" lub "Balladyna". Nie jestem pewna, co skończyłam jako pierwsze.
32.Książka którą aktualnie czytasz?
"Zemsta" oraz "Posępna Litość" <3 <3 <3
33.Co ostatnio oglądałaś (serial TV)?
Nie wiem, chyba Nianie Franie.
34.Ostatnia osoba z którą rozmawiałaś?
Chwilę temu moja babcia.
35.Relacja między tobą,a osobą,której ostatnio wysłałaś sms?
Nie pamiętam co to była za osoba.
36.Ulubiona potrawa?
Hmm... Uwielbiam rosół i ryż. O tak. Zdecydowanie ryż.
37.Miejsce,które chcesz odwiedzić?
Nie ma takiego jednego. Z pewnością należą do nich Australia, Austria, Japonia i Francja.
38.Ostatnie miejsce w którym byłaś?
Szkoła :/
39.Czy ktoś ci się teraz podoba?
Sama nie wiem...
40.Ostatni raz kiedy pocałowałaś kogoś?
Chyba miesiąc temu.
41.Ostatnio kiedy ktoś cię obraził?
Koledzy na Aikido. Uważają, że jestem zepsutym modelem. Przywykłam.
42.Ulubiony smak słodki?
Truskawkowy lub waniliowy.
43.Na jakich instrumentach grasz?
Na żadnym chwilowo, choć chciałabym na gitarze i pianinie.
44.Ulubiona część biżuterii?
Kolczyki i naszyjniki <3
45.Ostatni uprawiany sport?
Aikido od szóstego roku życia, a ostatnio siatkówka.
46.Jaką piosenkę ostatnio śpiewałaś?
Mężczyzn z was - Mulan
47.Ulubiony tekst na podryw?
Nie mam.
48.Czy kiedykolwiek użyłaś tego tekstu?
Kilka razy :P
49.Z kim ostatnio przebywałaś w wolnym czasie?
Z rodziną :3
50.Kto powinien odpowiedzieć na te pytania?
Każdy kto to czyta, ma bloga i jeszcze nie odpowiedział na te pytania. Wyślijcie linka. Chętnie przeczytam :)

Uff... Napisałam. Cieszcie się, trochę to zajęło. Rozdział nie wiem kiedy. Przy odrobinie szczęścia może weekend :)

18.10.2014

Rozdział 29 - Labirynt strachu

       Staliśmy przed wejściem do labiryntu. Wszyscy wpatrywali się w mrok korytarza naprzeciw nas, zastanawiając się, co też może w sobie kryć. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że coś jest nie tak. Przeczuwałam, że w tym labiryncie może być coś, co zdecydowanie mi się nie spodoba.
       Patrzyliśmy przez chwilę w głąb labiryntu, gdy ze schodów zszedł Dumbledor, a za nim podążała opiekunka naszego domu. Jako pierwsza zauważyłam dyrektora. To dziwne. Ostatnio czułam się trochę tak, jakbym miała oczy dookoła głowy.
       Gdy profesor mnie zauważył mrugnął do mnie. Odpowiedziałam uśmiechem.
       Nagle zawiał zimny wiatr.  Ooooo... To nie wróżyło niczego dobrego.
- Ty będziesz pierwsza...
       Głos w mojej głowie odezwał się tak niespodziewanie, że aż się zachwiałam.
- Lily! Wszystko gra? - zapytała zaniepokojona Ann.
- Tak, wszystko ok - odpowiedziałam lekko zszokowana.
       Dziewczyna patrzyła na mnie uważnie, jednak nic nie powiedziała.
       W końcu inni członkowie domu również zauważyli idących w naszym kierunku nauczycieli i wszystkie szepty, które rozlegały się w całym holu, natychmiast ustały. Dyrektor stanął przed wejściem do labiryntu i uśmiechnął się do nas, po czym rozpoczną przemowę:
- Moi drodzy. W tym roku z okazji Święta Duchów postanowiliśmy zorganizować wam coś nowego. Przed wami Labirynt Strachu. I żeby było jasne, nazwa nie jest przypadkowa. Każdy uczeń ma za zadanie wejść do środka. W środku jest umieszczonych wiele pułapek. Musicie pokonać wszelkie przeciwności i jak najszybciej wyjść. Pierwszoroczni dobierają się w grupy z drugimi i trzecimi klasami. Pozostali poruszają się po labiryncie osobno. Co trzy minuty wpuszczamy kolejne osoby, później również grupy. Pięćdziesiąt najszybszych osób ze wszystkich domów zostanie nagrodzonych.
       Wszyscy uczniowie patrzyli po sobie. Pierwszoroczni już zaczęli dobierać się w grupy, aby mieć w swojej drużynie jak najlepszych kolegów ze starszych klas. Spojrzałam na dziewczyny, które również posłały ku mnie swoje spojrzenia. Złapałyśmy się za ręce, aby dodać sobie nawzajem otuchy.
       Spojrzałam na Huncwotów. Patrzyli na siebie z iskrami w oczach. Ach... Ci to zawsze są chętni do przeżywania przygód. Pokręciłam tylko głową z politowaniem, po czym moje spojrzenie ponownie spoczęło na dyrektorze. Przyglądał się uczniom z uśmiechem, a kiedy gwar nieco się uciszył Dumbledor powiedział:
- No dobrze, skoro już o wszystkim powiedziałem proszę pierwszą osobę, która odważy się wejść do labiryntu.
       Zapadła cisza jak makiem zasiał. Rozejrzałam się po holu. Nikt nie ruszył się z miejsca. Żaden ze starszych uczniów, ani chłopak, ani dziewczyna. Nawet Huncwoci przestali się uśmiechać i patrzyli na siebie niepewnie. Nie chciałam iść jako pierwsza, ale ktoś w końcu musiał to zrobić. Odetchnęłam głęboko, spojrzałam na stojące obok mnie dziewczyny, ścisnęłam ich dłonie w ostatnim, mocnym uścisku, po czym puściłam je i postąpiłam dwa kroki naprzód.
- Zgłaszam się na ochotnika.
- Wspaniale Lily - powiedział dyrektor uśmiechając się zachęcająco. - Masz jakieś pytania?
- Nie Panie Profesorze.
- Więc ruszaj - odpowiedział robiąc mi przejście i pozwalając wejść do labiryntu.
       Po raz ostatni się odwróciłam, a widząc zmartwione miny moich przyjaciółek tylko kiwnęłam głową, po czym odwróciłam się plecami do nich i pobiegłam w głąb ciemnego korytarza.

***

        Biegłam przez chwilę, po czym zatrzymałam się na skrzyżowaniu i zastanowiłam. Ten labirynt naprawdę nie napawał mnie optymizmem. Chciałam się z niego jak najszybciej wydostać. Ale nie zrobię tego przecież na ślepo.
       Zamyśliłam się, próbując przypomnieć sobie jakieś zaklęcie które mogłoby mi pomóc. Przejrzałam w myślach wszystkie zaklęcia, o których niedawno czytałam. W końcu po jakimś czasie przypomniałam sobie o pewnym zaklęciu. Zwróciłam się twarzą w kierunku prawego korytarza i wyszeptałam:
- Sonus fluctus.*
       Dźwięk oddalił się na chwilę, jednak już po chwili do mnie wrócił. Ok, a zatem wszystko jasne. Korytarz kończył się ślepym zaułkiem. Ponowiłam zaklęcie, rzucając je najpierw na korytarz przed sobą, a potem na ten po mojej lewej. Ostatnie przejście jako jedyne nie kończyło się ślepą uliczką, więc czym prędzej ruszyłam przed siebie.
       Pędziłam tak przez chwilę na każdym zakręcie korzystając z zaklęcia dźwiękowego i już zaczęłam wierzyć, że przejście tego labiryntu nie będzie takie trudne, gdy nagle pojawił się przede mną dementor. Włoski zjeżyły mi się na karku. Co on tu robi? Przecież nie wolno im wchodzić do szkoły. Jednocześnie przerażona, jak również zła biegłam dalej. Po drodze skupiłam się na twarzach moich przyjaciół, po czym przywołałam patronusa, dzięki czemu natychmiast przegoniłam nieproszonego gościa.
       Biegłam dalej chcąc jak najszybciej wyjść. Mimo, że teraz labirynt nie wywoływał już we mnie takiego lęku jak na początku, to jednak wciąż czułam się niepewnie, a plątanina korytarzy dezorientowała mnie i napawała czujnością.
       W pewnym momencie, gdy zatrzymałam się na rozdrożu, by jak zwykle dojść do tego, którędy powinnam iść, nagle zaatakował mnie cień. Odchyliłam się, aby uniknąć ataku, jednak istota już po chwili zawróciła i ruszyła wprost na mnie. Spróbowałam ją zaczarować, jednak zaklęcie przeszło tylko przez jej ciało. Przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. Co to było?
       Cień krążył wokół mnie szykując się do kolejnego ataku, a ja próbowałam zrozumieć co zamierza. Nagle ciemny kształt rzucił się w moim kierunku, jednak ja zdążyłam przypaść do podłogi, unikając napastnika. Znów zaczął mnie obchodzić. Wtedy zrozumiałam. Dziś było święto duchów. Niektóre z nich przybywały w formie cieni nie mając ciał. To musiał być jeden z nich. Należał zapewne do dzielnego rycerza maga. To by wyjaśniało jego gwałtowną postawę. Chciał się po prostu bronić.
       Starając się wykonywać jak najmniej gwałtownych ruchów, powoli podeszłam do jednego z korytarzy i ufając instynktowi ruszyłam biegiem przed siebie. Na czuja skręcałam w kolejne korytarze. W końcu, nie mogąc już wytrzymać palenia w płucach, zatrzymałam się, by zaczerpnąć tchu. W końcu po pewnym czasie podniosłam głowę i odwróciłam się, by sprawdzić, czy cień aby na pewno mnie nie ściga. Odetchnęłam z ulgą, gdy za sobą zauważyłam tylko pusty korytarz.
       Z westchnieniem ulgi obrzuciłam się, by iść dalej, gdy tuż przed swoją twarzą zobaczyłam wyszczerzoną twarz. Wrzasnęłam. Po chwili jednak się zamknęłam i z wściekłą miną, walnęłam w ramię osobę stojącą tuż przede mną.
- Potter! Palancie, chcesz żebym zeszła na zawał?
- Oj Liluś. Nie denerwuj się już tak. Wiem, że ten labirynt cię przeraża, no ale bez przesady.
- Przeraża?! Potter, ty chyba jesteś ślepy!
- Gdyby tak było, to po co byłyby mi okulary?
       Załamana przejechałam sobie otwartą ręką po twarzy, po czym zwróciłam ją w kierunku nieba, modląc się o cierpliwość do idioty, który stał przede mną. W końcu ponownie spojrzałam na Rozczochrańca i tylko westchnęłam. Chyba się go już nie pozbędę.
- To jak w końcu Lilka? Boisz się tego labiryntu, czy może jednak nie.
- Teraz straszny to on już nie jest, ale faktycznie, trochę mnie niepokoi.
- To tak jak mnie - przyznał Rogacz, a uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony niepokojem. - Może będziemy szli razem, co ty na to? Większa szansa, że nic nas nie zaatakuje.
       Musiałam przyznać, że propozycja brzmiała kusząco. Wbrew pozorom James był naprawdę całkiem niezły, jeśli chodzi o magię. W dodatku możliwość przedzierania się przez ten labirynt z przyjacielem była o wiele bardziej zachęcająca, niż samotny spacer. Poza tym, to miejsce odrobinę mnie przerażało i chciałam się z tąd jak najszybciej wydostać, a Rogacz mógł mi w tym pomóc. Skinęłam więc tylko głową i skręciłam w lewo.
       Weszłam do korytarza i szłam dalej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że James nie podąża za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam go stojącego na środku skrzyżowania z głupią miną. Pokazałam mu, żeby szedł za mną, jednak on tylko pokręcił zaprzeczająco głową. Przewróciłam oczami i ruszyłam w jego kierunku. Trzy metry od wyjścia z korytarza wpadłam na niewidzialną ścianę. Co tutaj jest grane? Spojrzałam na Jamesa, jednak on tylko wzruszył ramionami. Wyglądało na to, że on także nie wiedział co się dzieje.
- Potter!
       Jednak chłopak nawet nie zareagował na mój głos. Jak widać ściany były również dźwiękoszczelne. Nagle chłopak zaczął się rzucać i pokazywać mi coś na migi, jednak nic z tego nie zrozumiałam. Pokazał mu, że nie wiem o co mu chodzi, a on w odpowiedzi zaczął wykonywać jeszcze gwałtowniejsze gestu. Jego usta się poruszały, jednak nie byłam w stanie zrozumieć co chciał mi przekazać. Machnęłam mu więc tylko ręką na pożegnanie.
       I wtedy zrozumiałam, co chciał mi powiedzieć James. Jakieś dziesięć metrów ode mnie stał największy byk, jakiego w życiu widziałam. Nie no na serio? Kolejne wyzwania? Przewróciłam tylko oczami, jednak w głębi duszy byłam sparaliżowana strachem. Nie pozwoliłam mu jednak nad sobą zapanować i już po chwili szłam w kierunku zwierzęcia. Krok za krokiem, nie wykonując żadnych gwałtownych gestów. Zatrzymałam się pięć metrów od niego i czekałam. Byk przez chwilę prychał i tupał niezadowolony kopytem, w końcu jednak zaatakował, pochylając nisko łeb. Biegł, biegł, biegł. A ja czekałam na spotkanie z nim. Kiedy był metr ode mnie podskoczyłam i zgrabnie wylądowałam na grzbiecie byka, który z wściekłością pobiegł dalej.
       Zmieniłam pozycję tak, żeby siedzieć przodem do kierunku jazdy. Widziałam przed sobą przerażoną twarz Jamesa.
- Uciekaj!!! - wrzasnęłam.
       Albo mnie usłyszał, albo zrozumiał co miałam na myśli, bo już po chwili zniknął mi z pola widzenia. Czekałam na spotkanie z barierą, jednak takowe nie nastąpiło. Byk po prostu przebiegł przez korytarz i biegł przed siebie, skręcając tam, gdzie chciał. Miałam tylko nadzieję, że pędzi w stronę wyjścia.
       W pewnym momencie zobaczyłam w korytarzu przed sobą ciemną sylwetkę.
- Z drogi!!!
       Postać odwróciła się, a gdy tylko to zrobiła, jej twarz wykrzywiła się strachem. Znałam tego człowieka. To był Syriusz. Najprawdopodobniej nie zauważył mnie, siedzącej na grzbiecie bestii, ale mu się co do tego nie dziwiłam. Byk był dużo bardziej przerażający ode mnie. I dużo bardziej rzucał się w oczy.
       Łapa już po chwili odwrócił się i zaczął uciekać przed nadciągającym niebezpiczeństwem. To jednak tylko sprowokowało zwierzę. Spanikowana zaczęłam się zastanawiać, jak też mogłabym pomóc przyjacielowi. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie, gdy nagle coś do mnie dotarło. Walnęłam się otwartą ręką w czoło. Ja inteligentna. Przecież jestem czarodziejką!
       Wyciągnęłam różdżkę, po czym rzuciłam na byka zaklęcie snu. Przez chwilę jeszcze podążał na przód, pędzony siłą rozpędu, jednak już po chwili zatrzymał się i runął na bok. W ostatniej chwili zdążyłam zmienić pozycję. Gdyby nie to, zapewne właśnie zmiażdżyłoby mi nogę. Jęknęłam na samą myśl o tym. Dobrze, że zdążyłam.
       Po kilku sekundach u mojego boku pojawił się Syriusz.
- Nic ci nie jest? - zapytał wyciągając do mnie rękę, by pomóc mi wstać.
- Tak. Myślę, że jestem cała.
- To dobrze.
       Kiedy już stanęłam na nogach, spojrzeliśmy na wielkie cielsko byka i przyglądaliśmy mu się w zamyśleniu.
- Wygląda na to, że mam u ciebie dług.
- Nie ma sprawy. Jak po całej tej przygodzie przyniesiesz mi szklankę ciepłego kakaa, to będziemy kwita.
       Parsknął śmiechem, po czym powiedział:
- Lepiej już chodźmy. Nie wiadomo jak długo jeszcze będzie spał.
       Zgodziłam się z nim i ruszyliśmy korytarzem przed siebie. Po drodze nie było żadnych skrętów, czy rozdroży. Tylko ciągła, pusta droga. Spojrzałam zaniepokojona na Blacka, a on odwzajemnił moje spojrzenie. Lepiej się czułam idąc tędy z nim, niż gdybym miała iść tą samą ścieżką sama. W końcu jednak, po długim marszu, korytarz się skończył i naszym oczom ukazała się olbrzymia sala. Cała wypełniona była lustrami. Westchnęłam.
- Już niedługo...
       Znowu ten głos. O co w tym wszystkim chodzi?
- Co tutaj jest grane? - zapytał sfrustrowany Syriusz, zupełnie jakby czytał mi w myślach.
- Nie wiem - przyznałam. - Podejrzewam, że to ostatni odcinek trasy. Musimy przejść między tymi wszystkimi lustrami, aż do wyjścia.
- Nie no, błagam. Tak jest zawsze we wszystkich horrorach. Ludzie wchodzą do pomieszczenia pełnego luster i tam zostają zamordowani.
       Prychnęłam słysząc porównanie Łapy.
- Nie martw się Łapciu. Za piękny jesteś, żeby jakaś dziewczyna chciała cię zabić. Choć  jeżeli mówimy o chłopakach, to zapewne każdy w tej szkole chciałby ci przywalić w ten twój głupiutki łeb.
       Zaśmiał się, słysząc moje słowa, a ja po chwili mu zawtórowałam. To było przyjemne, śmiać się z przyjacielem, gdy jest się zamkniętym w labiryncie i szuka się wyjścia.
- No dobra Ruda. Rozdzielamy się i wyłazimy z tego przeklętego labiryntu, a potem przynoszę ci kakao.
- Oj tak. Zdecydowanie kakao.
       Chłopak parsknął tylko, po czym ścisnął lekko moje ramie, życząc mi w ten sposób powodzenia i wszedł pierwszym wejściem, ja natomiast już po chwili skierowałam się do kolejnego.
       Kiedy weszłam między lustra, natychmiast straciłam orientację w tym gdzie jestem. Wszędzie widziałam swoje odbicie co nieco mnie denerwowało. Przeszłam parę kroków, skręciłam kilka razy i już naprawdę nie wiedziałam gdzie jest przód, a gdzie tył. Zatrzymałam się sfrustrowana, gdy nagle usłyszałam cichy głosik w  swojej głowie:
- Podążaj za mną.
       Nie bylo to co prawda zachęcające, słuchać tego głosu, który nawiedzał mnie odkąd zobaczyłam labirynt, jednak nie za bardzo miałam inne wyjście. Westchnęłam i ruszyłam tam, skąd dochodził dźwięk.
- Już niedaleko.
       Szłam dalej, za głosem.
- Szybciej. Chcesz przecież się stąd wydostać, prawda?
       Przyspieszyłam kroku, a po chwili przeszłam do biegu.
- STÓJ!
       Krzyk był tak głośny, że aż musiałam zakryć uszy dłońmi, choć głos nie dobywał się z zewnątrz, a odbijał się echem w mojej głowie.
- I co teraz? - zapytałam poirytowana.
       W odpowiedzi na moje pytanie pojawił się przede mną duszek. Był to mały, najwyżej siedmioletni chłopiec i ślicznych niebieskich oczkach i kręconych blond loczkach.
- Kim jesteś?
- Ja się nie liczę. To ty tutaj jesteś ważna.
- Nieprawda. Jesteś tak samo ważny jak ja - odparłam obużona, że mógł pomyśleć inaczej.
       Spojrzał na mnie z uśmiechem i jego twarz nabrała ślicznego wyrazu.
- Naprawdę cię lubię, wiesz? Nie jesteś zarozumiała, ani samolubna. Potrafisz sobie poradzić z problemami. Cieszę się ze swojego wyboru.
- Co masz na myśli? - zapytałam zaciekawiona.
- Dyrektor przywołał dziś do zamku wiele duchów. Każdy z nas miał wybrać sobie ucznia. Można go było straszyć, jednak można go było również prowadzić. Ja wybrałem tą drugą opcję, a gdy rozejrzałem się po wszystkich uczniach, ty wydałaś mi się najodpowiedniejszą kandydatką do pomocy.
- Dziękuję - odpowiedziałam z wdzięcznością. - Czuję się zaszczycona faktem, że zechciałeś mi pomóc.
- To było moje zadanie droga Lily. Ale teraz już na mnie czas, a ty wyjdziesz wreszcie z labiryntu.
       Ucieszyłam się słysząc tę wiadomość, jednak w tym samym momencie posmutniałam.
- Czy się stało? - zapytał mały duszek.
- Czy jeszcze kiedyś cię spotkam?
- Kto wie. Świat jest mały. Może jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy.
       Skinęłam głową na potwierdzenie słów chłopca.
- Jak masz na imię? Pragnęłabym wiedzieć, jak nazywa się mój przyjaciel, który wyprowadził mnie z przeklętej pułapki labiryntu.
- Jestem Michael. Ale teraz chodź. Wyprowadzę cię, a potem odejdę.
       Zgodziłam się i poszłam za duchem. Po chwili zobaczyłam wyjście i pobiegłam w jego kierunku. Przy wyjściu zatrzymałam się i po raz ostatni obejrzałam. Michael stał tam i patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Odwzajemniłam go i pomachałam na pożegnanie. Odpowiedział tym samym gestem, a gdy przekroczyłam labirynt chłopiec zniknął. Czułam pokusę, postawienia stopy po raz ostatni w labiryncie, by jeszcze raz ujrzeć tą piękną twarzyczkę, jednak wiedziałam, że duszek zrobił wszystko, by pomóc mi jak najszybciej wydostać się z miejsca, które napawało mnie takim niepokojem. Odwróciłam się więc tyłem do labiryntu i wyszłam z Wielkiej Sali.
       Stała tam profesor McGonagall. Na mój widok uśmiechnęła się i zapisała coś na pergaminie, który trzymała w ręce.
- Panno Evans! Gratuluję, jest pani pierwsza. Pani czas to 4h 23min i 57s. Brawo. To naprawdę wyśmienity czas. Proponuję odpoczynek - dodała na koniec pokazując mi kilka jeden z foteli, na który z ulgą opadłam.
       Minęło jakieś dwadzieścia minut, po czym w wyjściu ukazali się James i Syriusz.
- Brawo Panowie. Drugie i trzecie miejsce. Pan Potter czas 4h 38min i 3s, a Pan Black ma czas 4h 33min i 48s. Gratuluję. Proponuję zająć miejsca koło Panny Evans.
       James natychmiast usiadł na fotelu obok mnie, jedna Syriusz na chwilę znikną. Po pięciu minutach wrócił lewitując ze sobą trzy kubki.
- Jak obiecałem - odpowiedział dając mi kubek z kakaem.
- Dzięki - odpowiedziałam uśmiechając się i biorąc do rąk ciepłe naczynie, aby ogrzać sobie palce.
       Chłopcy zaczęli dyskutować o wyprawie po labiryncie, Ja jednak ich nie słuchałam. Patrzyłam na wyjście, czekając aż pojawią się moje przyjaciółki i myśląc Michaelu. W pewnym momencie spojrzałam na uśmiechnęte twarze Syriusza i Jamesa i do głowy przyszło mi stwierdzenie, które wydało mi się w tamtym momencie najprawdziwsze na świecie. Nie ma nic lepszego nad przyjaciół i ciepłe kakao.

-------------------------------------------------------
* fala dźwiękowa

Bądźcie ze mnie dumni. Napisałam nowy rozdział. Zachwycona wielce to ja nim nie jestem. Ale mogło być gorzej patrząc na to, że jest już dobre dwie, prawie trzy godziny po północy. Zresztą sami oceńcie.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury.

12.10.2014

Rozdział 28 - Zszokowani Huncwoci

Kasia, dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Rozdział z dedykacją specjalnie dla ciebie :)



       Obudziłam się z samego rana. Spojrzałam na zegarek. Było wpół do ósmej. Jęknęłam. Jak mogłam obudzić się tak wcześnie? Westchnęłam po czym zwlokłam się z łóżka i weszłam do łazienki. Wciąż zaspana przemyłam twarz, po czym spojrzałam na swoje odbicie. No, nie. Co to ma być? Jęknęłam z niezadowolenia, biorąc do ręki kosmyk włosów. Końcówka była ciemnozielona. Przerzuciłam włosy przez ramię, by zobaczyć, jak prezentuje się moja fryzura, a po chwili zaczęłam się śmiać.
       Końcówka każdego włosa była zielona. Najwidoczniej Huncwoci przygotowali dość skoncentrowany wywar. Gdybym wypiła połowę fiolki, to pewnie nie byłoby żadnego efektu. Jednak przez wzgląd na to, że wypiłam odrobinę mniej substancji neutralizującej, było widać efekt żartu Huncwotów. Tylko, że teraz to wcale nie wyglądało na kawał. Kolor moich włosów połączony z głęboką zielenią dawał niesamowity efekt.
       Uśmiechnęłam się do siebie, po czym rozczesałam włosy pozostawiając je rozpuszczone. Wtedy wyglądały najładniej. Szybko się oporządziłam, po czym wróciłam do pokoju i podeszłam do łóżka Dorcas. Ona też miała przebarwione końcówki, tyle że jej były w czerwonym odcieniu.
- Dorcas - zagruchałam jej nad uchem.
       Odpędziła mnie tylko ruchem ręki.
- Dorcas, czas wstawać - powtórzyłam uśmiechając się przy tym, jednak znów mnie zignorowała. - Dor naprawdę nie masz zamiaru zwlec się z tego łóżka? - odpowiedział mi tylko pomruk niezadowolenia.
       Spróbowałam więc nieco innej taktyki.
- A ty wiesz, że tutaj jest Syriusz i się gapi na te twoje, porozrzucane po całej poduszce, kłaki?
       Efekt był natychmiastowy. Dziewczyna zerwała się jak oparzona i zgarniając po drodze ciuchy, jak huragan wpadła do łazienki. Zaśmiałam się, po czym przystąpiłam do budzenia Ann. Z tą nie było problemu. Przeciągnęła się, przygotowała ubrania i czekała, aż Dorcas wreszcie łaskawie zwolni łazienkę.
       Po kilku minutach wyszła świeża, ale jednocześnie lekko zdziwiona.
- Ktoś mi może jest w stanie wyjaśnić, czemu mam czerwone końcówki?
       Zaśmiałam się, po czym opowiedziałam jej i Ann o tym jak usłyszałam o planie Huncwotów.
- A to kretyni - stwierdziła Ann. - Dlaczego nam o tym wcześniej nie powiedziałaś?
- Nie zdążyłam. Wiedząc o ich planach pożyczyłam od dyrektora przeciw eliksir. Wypiłyśmy go w ostatniej chwili, ale jak na nas trzy było go trochę za mało. I oto efekty - odpowiedziałam ujmując kosmyk włosów Ann, którego końcówka była błękitna..
- Ale jakby na to nie spojrzeć, to nie mamy się o co na nich gniewać - stwierdziła.
       Dor spojrzała na nią zdziwiona, ja jednak tylko się uśmiechnęłam.
- Masz rację. Kolory są świetnie dobrane - odpowiedziałam. - W dodatku wyglądamy dzięki temu naprawdę stylowo, nie uważasz? - zwróciłam się do Dor.
       Podeszła do lustra i przejrzała się w nim, po czym skinęła lekko głową.
- Faktycznie. Wygląda to całkiem ładnie - stwierdziła odwracając się do nas z szerokim uśmiechem.
- Ok. Ann, pospiesz się i chodźmy na śniadanie.
       Kiedy Lorens już się wyszykowała, zeszłyśmy wszystkie trzy do PW, gdzie zobaczyłam chłopaków. Uśmiechnęłam się i mrugnęłam porozumiewawczo do koleżanek, po czym we trzy ruszyłyśmy w ich kierunku.
- Siema chłopaki - powiedziałam.
- Cześć - odpowiedzili przyglądając nam się ze zdumieniem.
- Co się tak na nas patrzycie? - zapytała Dor. - Tak, wiemy. Jesteśmy świadome naszego piękna. Na prawdę nie musicie się tak w nas jeszcze wpatrywać.
       Oprzytomnieli i już po chwili James zapytał, ze szczwanym uśmiechem na ustach:
- A co to? Macie kolorowe włosy?
- Owszem - odparłam z uśmiechem, czym zbiłam go nieco z tropu. - Prawda, że są świetne? Przefarbowałyśmy dzisiaj rano. Pomyślałyśmy, że niewielka zmiana dobrze nam zrobi.
       Teraz to już był kompletnie zaskoczony. Zresztą, nie tylko on. Wszyscy Huncwoci wpatrywali się w nas ze szczerym zdumieniem.
       Odwróciłam się do dziewczyn i mrugnęłam, po czym powiedziałam:
- Ok. Chodźmy na śniadanie, zanim wszystko nam zjedzą.
       Ruszyłyśmy w kierunku portretu. Jednak kiedy mijałam Jamesa zatrzymałam się na chwilę, nachyliłam się do niego i z bezwstydnym uśmiechem na ustach wyszeptałam mu do ucha:
- Następnym razem, gdy będziecie planowali kawał, upewnijcie się, że nikt was nie podsłuchuje.
       Po tych słowach ruszyłam do wyjścia, pozostawiając Jamesa zszokowanego, siedzącego na kanapie.

***
       Wreszcie nastał weekend. Zaczynała się już cisza nocna, a ja siedziałam w pokoju na własnym łóżku i za pomocą zaklęcia, którego nauczył mnie Dumbledor podsłuchiwałam Huncwotów.
- Czysto? - usłyszałam głos Rogacza.
- Tak. Zaklęcie rzucone. Teraz możemy pogadać w spokoju - odpowiedział Lunatyk.
- Jesteś pewien? Ostatnio Lilka nas podsłuchiwała. Masz pewność, że tym razem tego nie zrobi?
- Tak jestem pewny. To, że ty jesteś tępy jak but, nie oznacza jeszcze, że się tym od ciebie zaraziłem.
- Och Luniu, nie pochlebiaj mi.
       Zachichotałam pod nosem, po czym ponownie skupiłam się na rozmowie chłopaków.
- Ok. A więc o czym chciałeś pogadać? - zapytał Remus.
- W poniedziałek Święto Duchów. Słyszałam jak nauczyciele o tym rozmawiali. Mają mieć za dziesięć minut zebranie w gabinecie dyrektora. Coś planują na ten dzień i dobrze byłoby dowiedzieć się co takiego. Powinniśmy tam iść i posłuchać o czym będą rozmawiać.
- Nie głupi pomysł - odezwał się Syriusz. - No to już, zbieramy się. Potter bierz pelerynę, ja wezmę mapę... Zaraz, gdzie ona jest?
- Już nie denerwuj się, mam ją. Trzymaj.
- Gdzie Lilka? Musimy się upewnić, że nas nie złapie - stwierdził James.
- Ok, już ci mówię. Jest u siebie.
- Wporzo, więc chodźmy.
       Słysząc to szybko wybiegłam z dormitorium i wpadłam do PW i usiadłam na fotelu. Po chwili ze schodów zeszli chłopcy i poszli w kierunku wyjścia z wieży.
- A wy gdzie się wybieracie?
- Lily? - zapytał ze zdziwieniem James.
- Naprawdę powinniście zacząć się upewniać, że nikt was nie podsłuchuje - odpowiedziałam tylko uśmiechając się przy tym pod nosem. Fajnie było tak ich ciągle szokować.
       Spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, a po chwili skierowali spojrzenia w moim kierunku :
- Ruda, a skąd ty niby możesz wiedzieć o czym gadaliśmy, skoro użyliśmy tarczy? - zapytał z lekką kpiną w głosie Syriusz.
- Mam swoje sposoby.
- Ok - powiedział James podchodząc do mnie i opierając ręce na zagłówku fotela. - Skoro jesteś taka szczwana, to powiedz nam o czym mówiliśmy.
- O spotkaniu nauczycieli w gabinecie Dumbledore. Tematem ma być coś związanego ze Świętem Duchów.
       Teraz spojrzenia chłopaków były już naprawdę zdezorientowane. James patrzył na mnie ze zdziwieniem, jednak w jego oczach dostrzegłam również błysk podziwu. Wbrew woli musiałam przyznać, że mi to schlebiło.
       Odsunął się tak, żeby patrzeć mi prosto w oczy, po czym zapytał:
- Jak ty to robisz?
- Ale co?
- Skąd wiesz o czym rozmawiamy?
- A, no wiesz. To już jest moja mała tajemnica - odpowiedziałam po czym wstałam mrugając do niego i skierowałam się do dormitorium.
       Na odchodnym jeszcze dodałam:
- A co do zebrania, to nie opłaca wam się fatygować. Właśnie się skończyło.
       Gdy wchodziłam po schodach usłyszałam jeszcze za sobą głos zdziwionego Łapy:
- Jak ona to do diaska robi?!
       Zaśmiałam się wchodząc do pokoju i natychmiast wzięłam książkę z magicznymi zaklęciami, którą niedawno wypożyczyłam z biblioteki. W trakcie rozmowy z Huncwotami, znów skorzystałam z zaklęcia dalekiego słuchu i już wiedziałam, co nauczyciele organizują w poniedziałek. Musiałam się przygotować.
       Po jakimś czasie do pokoju wpadły dziewczyny.
- Podobno coś się święci w poniedziałek.
- Owszem - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Więc gadaj - pospieszyła mnie Dorcas siadając na przeciw mnie.
       Ann po chwili również do nas dołączyła i wtedy opowiedziałam im o wszystkim co wiedziałam. Patrzyły na mnie zszokowane kiedy mówiłam, a gdy już skończyłam uśmiechnęły się do mnie.
- Mieszkamy z geniuszem - stwierdziła Dor.
       Spojrzałam na nią jak na wariatkę, po czym stwierdziłam:
- Myślałam, że to oczywiste.
       Słysząc to obie moje przyjaciółki się zaśmiały. Pogadałyśmy jeszcze przez chwilę, po czym położyłyśmy się do łóżek i zasnęłyśmy.
***
       Dziś poniedziałek. Obudziłam się wcześnie rano i przeciągnęłam. Spojrzałam na zegarek. Była za dziesięć siódma. Poszłam do łazienki wiedząc, że i tak nie zasnę i wzięłam prysznic. Potem pościeliłam łóżko, ubrałam się i położyłam na pościeli. Wzięłam z szafki nocnej książkę i powtarzałam zaklęcia. Miałam nadzieję, że niczego nie zapomnę. Czytałam tak kolka minut po czym, mimo wcześniejszego stwierdzenia, zasnęłam.
- Lily, pobudka - usłyszałam przy uchu słodki głos.
- Jeszcze chwileczkę mamo - mruknęłam przewracając się na drugi bok.
       Jednak nie dane mi było poleżeć jeszcze nawet sekundy, gdyż nagle zostałam oblana wodą. Wstałam gwałtownie i wyplułam płyn, który dostał mi się do ust.
- DORCAS! Ja cię zabije!
- To za tą ostatnią pobudkę.
- Dor! Ty lepiej uważaj dzisiaj na tą swoją twarzyczkę. Nie gwarantuje, że pod koniec zadania będzie tak piękna jak zawsze.
- Czy ty mi grozisz?!
- Nie. Wogóle idiotko.
- Sama jesteś sobie idiotką, kretynko.
- Tak?
- A tak.
       Stałyśmy tak przez chwilę naprzeciwko siebie, nos w nos, z groźnymi minami. W powietrzu dało się wyczuć napięcie, jednak już po chwili w całej wieży można było usłyszeć głośny wybuch śmiechu. To byłyśmy ja i Dorcas. Nasze kłótnie kończyły się albo wybuchem śmiechu, albo miesięcznym konfliktem. Zdecydowanie wolałam tę pierwszą formę.
- No juuuuż. Leć do łazienki śpiochu - powiedziała Meadowes z uśmiechem.
       Wyszczerzyłam się do niej, po czym poszłam do łazienki i ubrałam się. Kiedy wyszłam ze zdziwieniem zorientowałam się, że dziewczyny jedzą śniadanie. Na moim stoliku również stał talerz z jedzeniem.
- O co chodzi?
- Skrzaty przyniosły jedzenie. Wielka Sala była w nocy przygotowywana i nie możemy w niej zjeść dzisiaj śniadania.
- No tak - powiedziałam i trzepnęłam się w głowę, załamana tym, że zdążyłam już zapomnieć o tym, co dzisiaj ma się wydarzyć.
       Usiadłam na łóżku i rozpoczęłam śniadanie, gdy nagle po całym zamku rozniósł się donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie. Wiem, że jesteście zdziwieni, jednak bez obaw. Dziś obchodzimy Święto Duchów i z tej okazji przygotowaliśmy dla was niespodziankę. Każdy z domów schodzi do Wielkiej Sali o określonej godzinie. O ósmej widzimy się z Gryffindorem, o 12:00 zapraszamy do siebie Huffelpuf, a o 16:00 Ravenclaw. Slytherin w Wielkiej Sali pojawia się o 19:00. Do czasu, kiedy przypada wasza kolej, każdy członek domu ma zakaz wychodzenia ze swojej bazy. Mam nadzieję, że wszystko jasne. Do zobaczenia!
       Zagryzłam wargę i spojrzałam na zegarek. Za dziesięć minut mieliśmy być w WS. Moje spojrzenie padło na dziewczyny. One też były lekko podenerwowane. Odetchnęłam głęboko kilka razy, po czym wstałam z łóżka i podeszłam do Dor podając jej rękę. Spojrzała na mnie z lękiem, jednak skinęła głową i wstała przy mojej drobnej pomocy. Potem skierowałyśmy się ku łóżku Ann. Lorens była najbardziej przerażona z nas trzech, jednak widząc, że ją wspieramy, zebrała się w sobie i wstała, po czym wspólnie ruszyłyśmy ku wyjściu. W Pokoju Wspólnym natknęłyśmy się na Huncwotów.
- Cześć dziewczyny!
- Siema - odpowiedziałyśmy, jednak nasze głosy były niepewne.
- Hej laski. Co wam jest? - zapytał Syriusz uśmiechając się. - Czyżbyście się bały tego, co planują dla nas nauczyciele?
- Uwierzcie mi. Gdybyście wiedzieli co wymyślili, nie szlibyście tam z takimi uśmiechami - odpowiedziałam, kiedy dochodziliśmy już do miejsca zbiórki, gdzie stała już większość gryfonów.
       Chłopcy spojrzeli na nas ze zdziwieniem, po czym Remus zapytał:
- Co takiego zaplanowali?
       Doszliśmy właśnie na miejsce i naszym oczom ukazało się wejście, ogrodzone po bokach wysokimi ścianami. Korytarz ciągnął się daleko na przód, a gdzie niegdzie odchodziły od niego pomniejsze korytarze. Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem na twarzach. Przełknęłam powoli ślinę po czym odpowiedziałam na zadane przez Lunatyka pytanie:
- Labirynt...

c.d.n.

-------------------------------------------------------
Tak, tak wiem.  Rozdział miał być wcześniej i miał być dłuższy. Postanowiłam podzielić go jednak na dwie części. Mam nadzieję, że to co napisałam wam się spodoba. Przepraszam, za to opóźnienie. Macie całkowite prawo być na mnie źli, jednak nie bądźcie. Cieszcie się rozdziałem i czekajcie na kolejny. Dziękuję za wszystkie komentarze. Są dla mnie bardzo ważne. A więc już nie przedłużając, zapraszam do czytania :)

9.10.2014

Rozdział 27 - Słodkich snów

       Siedziałam w małym pokoju. Panowały tu mrok i ciemność. Rozejrzałam się zdezorientowana. Co się tu dzieje, gdzie ja jestem? Zdenerwowana wstałam z podłogi i po omacku ruszyłam przed siebie. Nie szłam daleko. Już po chwili wpadłam na kraty. Powoli zaczęłam przesuwać się w prawą stronę. Doszłam do ściany i szłam przez chwilę zakręcając w prawą stronę, po czym moje ręce ponownie napotkały kraty. Westchnęłam. Wiedziałam gdzie jestem. To było więzienie.
       Zrezygnowana usiadłam na podłodze i przytuliłam policzek do prętów. Z oczu popłynęły mi łzy. Czekałam w ciemnościach wpatrując się w przestrzeń i starając się nie myśleć, co mnie czeka.


***

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...

 

       Weszliśmy po cichu do dormitorium dziewczyn. To nie było trudne. Już jakiś czas temu wynaleźliśmy zaklęcie, dzięki któremu schody do ich dormitorium nie zmieniały się w ślizgawkę. Teraz po cichu skradaliśmy się do ich pokoju. Otworzyliśmy drzwi, które cicho skrzypnęły. Z niepokojem spojrzałem na dziewczyny, jednak żadna z nich się nie obudziła. Tak! Eliksir zadziałał.
       Syriusz wyminął mnie i podszedł do łóżka Dor, po czym wlał dziewczynie do ust kilka kropel eliksiru zmieniającego barwę włosów i skóry. Lunatyk zawahał się przez chwilę, jednak w końcu zrobił to samo z Ann.
       Powoli podszedłem do łóżka Lilki. Kotary były zasłonięte, więc odchyliłem jedną z nich i nachyliłem się nad dziewczyną moich marzeń. Wyglądała tak pięknie i spokojnie kiedy spała. Dotknąłem delikatnie jej policzka, gdy nagle poczułem na nim wilgoć. Zabrałem rękę i przyjrzałem się jej twarzy. Ze zdumieniem zobaczyłem... że płakała.

Koniec psot...

***
       Nagle usłyszałam ciche skrzypienie. Rozejrzałam się i dostrzegłam przebłysk światła, który jednak już po chwili zniknął. Jednak nie na długo. Jakieś pięć metrów ode mnie zabłysnęło błękitne światło, które szybko się do mnie zbliżyło. Pochodziło z różdżki. Nie widziałam jednak twarzy czarodzieja. Podszedł do krat i przez chwilę szukał czegoś w kieszeniach, po czym usłyszałam szczęk i drzwi celi zostały otwarte z głośnym jękiem.
       Wybawiciel podszedł do mnie i dotknął lekko mojego policzka, ścierając z niego pojedynczą łzę. Po chwili blask oświetlił mu twarz.
- James...
***

 

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...

- James...
       Ze zdumieniem usłyszałem jak z jej ust wydobywa się moje imię. Nie mogłem w to uwierzyć, ale po chwili powtórzyła:
- James...
       Spojrzałem na jej twarz i uśmiechnąłem się łagodnie, po czym złapałem ją za rękę. W tej samej chwili jej powieki zaczęły lekko drgać, a po chwili zamrugała zdezorientowana.
- James? - zapytała wciąż sennym głosem.
- Masz. Wypij - powiedziałem podając jej niewielki flakonik.
       Wzięła go i wypiła zawartość mikstury.
- Co ty tu robisz? - zapytała oddając mi flakonik.
- Nic Lilka, nic - odpowiedziałem łagodnie.
       Jutro nie będzie tego pamiętać. Pomyśli, że to sen. Powieki powoli jej się zamknęły. Nie dziwiłem się. Eliksir snu działał całkiem szybko.
- Słodkich snów - wyszeptałem, a kiedy odpłynęła, wlałem jej drugą miksturę do ust, wstałem po czym wyszedłem z dormitorium dziewcząt po raz ostatni oglądając się na pogrążoną we śnie Lilkę.

Koniec psot...

-------------------------------------------------------
Tak, tak. Wiem, że rozdział króciutki, ale nic na to nie poradzę. Jedne są dłuższe, drugie krótsze. Jutro będzie trochę więcej. Pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania. Wasze komentarze na prawdę wiele dla mnie znaczą. Życzę miłego czytania :)

8.10.2014

Rozdział 26 - Lekcja podsłuchiwania

- Tęczowe dropsy.
       Gdy tylko hasło wydobyło się z moich ust, gargulec odskoczył na bok, ukazując mi schody. Szybko wspięłam się po nich przeskakując po dwa stopnie, aż w końcu stanęłam przed drzwiami. Odetchnęłam głęboko raz, drugi, trzeci, po czym podniosłam rękę i zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam głos dobiegający z pokoju.
       Otworzyłam drzwi i weszłam do gabinetu, zamykając je za sobą. Podeszłam do biurka, stojącego na środku pomieszczenia i stanęłam przy nim.
- Witaj Lily. Punktualna jak zwykle. Proszę, usiądź.
       Zarumieniłam się słysząc komplement, po czym opadłam na krzesło naprzeciw dyrektora.
- Masz może ochotę na dropsa?
- Nie dziękuję.
- Coś cię martwi Lily? Widzę, że coś ci leży na sercu.
- To nic takiego dyrektorze.
- Nonsens! To musi być coś ważnego, skoro jesteś aż tak zamyślona.
       Zamrugałam zaskoczona. Naprawdę było to po mnie aż tak widać. Przez chwilę siedziałam zdziwiona, jednak już po chwili oprzytomniałam i odpowiedziałam odrobinę niepewnie:
- No cóż. Chodzi o ten wczorajszy pojedynek.
- Ach, tak. Minerwa mi o tym wspominała.
- No właśnie bo chodzi o to, że James i Syriusz dostali szlaban z tego powodu. Podobnie sprawy mają się z Lucjuszem i Bellatrix o ile się nie mylę.
- Owszem. Ale nie martw się. Nie będą odbywać go razem. Nie chcemy przecież, żeby sobie powydrapywali oczy, prawda?
- Oczywiście Panie Profesorze. Tylko że...
- Tak Lily?
- Ja też brałam w tym udział. Dlaczego nie odbywam kary?
- Ach, moja droga. To bardzo proste. Wszyscy czworo rozpoczęli pojedynek, doskonale zdając sobie sprawę z konsekwencji. W twoim przypadku wyglądało to nieco inaczej. Nie atakowałaś tylko dlatego, że nie darzysz ich sympatią. Stanęłaś po prostu w obronie przyjaciół. Nie mogę ukarać cię za coś takiego.
       Skinęłam głową, odczuwając przy okazji fale ulgi. Cieszyłam się, że nie będę mieć szlabanu, ale czułam się również winna, że James i Syriusz będą musieli odpracowywać swój. Postanowiłam, że spróbuję im jakoś pomóc. Z zamyślenia wyrwał mnie głos dyrektora:
- To wszystko Lily? Tylko to cię martwiło?
       Zastanowiłam się przez chwilę, w końcu jednak postanowiłam być szczera.
- Nie tylko to Panie Profesorze. Wczoraj po tej bójce, James był bardzo poraniony. A ja go uleczyłam.
- Tak wiem. Poppy mi o tym wspominała. Prawdopodobnie dzięki tobie Pan Potter nie wykrwawił się na śmierć.
- Tak. Tylko, że... ja... Ja zrobiłam to bez pomocy różdżki.
       No. Wreszcie to z siebie wydusiłam.
- Jak to? - zapytał dyrektor ze zdziwieniem.
- Nie wiem dokładnie Panie Profesorze, ale mam pewną teorię. Po tym jak jednorożce mnie uleczyły na nadgarstku została mi blizna - powiedziałam odsłaniając srebrzystą łzę. - Marina, łania która się mną zajmowała, powiedziała, że może mieć to pewne skutki. Aby mnie uleczyć dała mi swoją krew a wraz z nią, do mojego krwioobiegu najprawdopodobniej dostała się szczątkowa ilość magii jednorożców, a ta blizna jest połączeniem. Kiedy ją potrę mogę uzdrawiać. Przynajmniej tak mi się wydaje patrząc na zdarzenia poprzedniego dnia. Jednak wydaje mi się, że potrzeba też do tego dużej ilości energii. Po uleczeniu Jamesa byłam bardzo zmęczona i miałam problem z utrzymaniem równowagi.
       Dumbledore zamyślił się na chwilę, a czekałam spokojnie na jego reakcję. W końcu po kilku minutach stwierdził:
- No cóż. Sektumsempra to zaklęcie bardzo raniące człowieka. Żeby uleczyć Pana Pottera zapewne potrzebowałaś dużo więcej energii, niż gdybyś miała uleczyć niewielkie zadrapanie. Ponadto po raz pierwszy użyłaś nowych umiejętności. Nie umiesz ich jeszcze kontrolować, więc zapewne zużyłaś dużo więcej energii, niż gdybyś miała już w tym wprawę.
       Przytaknęłam, gdyż rozumowanie dyrektora było bardzo logiczne. Jeszcze przez chwilę siedział zamyślony, w końcu jednak otrząsną się z rozmyślań i zwrócił do mnie:
- To co mi powiedziałaś Lily jest bardzo ciekawe. Pomyślę o tym po tej lekcji. Myślę, że na naszych zajęciach możemy się zająć i tą sprawą. Na pewno okaże się bardzo przydatna, kiedy ją opanujesz.
       Skinęłam głową a dyrektor kontynuował:
- Dzisiaj jednak chciałbym, żebyśmy zajęli się czymś innym. Ostatnio pracowałem na stworzeniem nowego zaklęcia i ku własnemu zaskoczeniu udało mi się. Dzięki niemu, można słyszeć rzeczy, które dzieją się daleko od nas. Przetestowałem już ten czar i wygląda na to, że wyszedł całkiem dobrze. Chciałbym cię go dzisiaj nauczyć.
       Z zainteresowniem słuchałam Dumbledora. Zaklęcie o którym opowiadał bardzo mnie zaintrygowało, a ponadto nie znał go nikt poza dyrektorem. A za chwilę również ja będę potrafiła z niego korzystać.
- Zaklęcie to brzmi Auritosque*. Robisz różdżką obrót, po czym dotykasz jej końcem ucha i wypowiadasz zaklęcie. Na razie przećwicz sam ruch.
       Wykonałam polecenie i Dumbledore skinął głową.
- Dobrze, to teraz ta trudniejsza część. Znasz już ruch oraz słowa. To jednak nie wystarczy. Aby cokolwiek usłyszeć musisz się skupić na głosie pojedynczej osoby. Nie zwracaj uwagi na słowa. Myśl tylko o głosie. Wtedy wykonaj zaklęcie. Jeśli ci się uda będziesz w stanie usłyszeć głos osoby, na której głosie się skupiłaś. Wszystko jasne?
- Jak słońce.
- Więc spróbuj.
       Zamknęłam oczy i pomyślałam o Dorcas. O jej ciągłym paplaniu i śmiechu. Spróbowałam się skupić na tym dźwięku, po czym wykonałam ruch różdżką i wyszeptałam:
- Auritosque.
       Jednak nic się nie stało. Spróbowałam jeszcze raz i kolejny i jeszcze jeden, ale wciąż niczego nie słyszałam. W końcu zdenerwowana otworzyłam oczy.
- Nic z tego nie będzie - powiedziałam naburmuszona.
- Nie poddawaj się - zachęcał dyrektor. - Spróbuj może z inną osobą. Może z kimś kogo lepiej znasz.
       Pomyślałam przez chwilę. Przecież w głowie przywoływałam głos Dor. Czy to nie ją znam najlepiej? Tyle razy przecież ją słyszałam. Stwierdziłam, że zdam się na ślepy traf. Zamknęłam oczy i ponowiłam zaklęcie. Głos, który wysuną się na pierwszy plan i na którym się skupiłam był mi doskonale znany. Tak irytujący, a jednocześnie przyjemny dla ucha "Lily! Umówisz się ze mną?" Były to pierwsze słowa, które usłyszałam. Natychmiast je odegnałam, jednak dźwięk i czystość głosu pozostały i nagle usłyszałam.
- Tak, musimy to zrobić.
       To był jego głos. Głos Jamesa. Zaklęcie podziałało. Słyszałam go.
- Nie Peter, nie wstąpimy po drodze po ciastka.
       Chwila przerwy.
- Glizdek! Chcesz żeby nas złapali.
       Ku swojemu rozczarowaniu nie słyszałam nikogo więcej poza Jamesem. Mogłam jednak zgadnąć, że jest razem z resztą Huncwotów. Spróbowałam sobie przypomnieć ich głosy. Zaczęłam od Blacka. To było trudniejsze od przywołania głosu Rogacza, jednak w końcu  mi się udało. Uśmiechnęłam się pod nosem.
       Po dłuższej chwili skupienia byłam już w stanie usłyszeć resztę. Chyba dyskutowali o jakimś kawale:
- Ok, a więc tak - usłyszałam głos Syriusza.- W pierwszej kolejności częstujemy je czekoladą, w której będzie eliksir snu.
- Oj - usłyszałam Petera. - Czy mówiłeś o tej czekoladzie?
- Glizdek! To było dla dziewczyn. Zaraz nam tu padniesz jak martwy.
       Jakby na potwierdzenie jego słów usłyszałam cichy łomot o podłogę. Zaśmiałam się wyobrażając sobie tę scenę.
- No pięknie - skomentował Lupin. - Ok. Przenieśmy go do łóżka. Nie obudzi się pewnie do rana, no ale trudno. Dobrze, że mam tutaj jeszcze trochę tego eliksiru.
- Dobra, ale wracając do planu - powiedział James. - Dajemy im czekoladę, czekamy, aż zasną, a potem podajemy im ten eliksir.
- Tak - zaśmiał się Syriusz - Zmiana koloru skóry i włosów gwarantowana.
- No i super - skomentował Rogacz. - Akcję zaczynamy, jak Lilka wróci od Dumbledora. Jasne?
- Jasne - usłyszałam dwa zgodne głosy.
       Po chwili zerwałam kontakt i wróciłam do rzeczywistości. Po drugiej stronie biurka siedział dyrektor uśmiechając się do mnie.
- Wnioskuję, że ci się udało?
- Owszem - odpowiedziałam z uśmiechem.
- To wspaniale. Na dzisiaj to koniec. W przyszłym tygodniu to rozwiniemy i popracujemy nad opanowaniem twoich nowych zdolności.
- Oczywiście. Dowidzenia.
- Dowidzenia Lily.
       Wstałam z krzesła i ruszyłam w kierunku drzwi, gdy nagle sobie o czymś przypomniałam.
- Panie Profesorze.
- Tak moja droga?
- Czy ma Pan może eliksir neutralizujący substancję zmieniającą kolor i wygląd?
- Owszem.
- Czy mogłabym go porzyczyć? Obiecuję, że sporządzę Panu nowy i oddam na następnych zajęciach.
- Oczywiście Lily. Bierz śmiało. Mogę jednak wiedzieć do czego ci on potrzebny?
- Huncwoci. Chcą nam zrobić kawał.
- Ach. Oni i te ich wszystkie pomysły. No dobrze, bierz już ten eliksir i zmykaj.
- Dziękuję dyrektorze. Dobranoc!
- Dobranoc Lily!
       Szybko wyszłam z gabinetu dyrektora i udałam się w kierunku wieży. Przeszłam przez portret Grubej Damy i znalazłam się w Pokoju Wspólnym. Rozejrzałam się za dziewczynami,a gdy zobaczyłam je siedzące na kanapie natychmiast do nich podeszłam.
- Masz. Weź łyk - powiedziałam podając Dor odkorkowany flakonik.
- O co chodzi Lilka? Co się dzieje? - zapytała nic nie rozumiejąc.
- Później ci powiem. Po prostu się napij.
       Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jednak już po chwili wzięła łyk napoju.
- Teraz ty Ann - ponagliłam słysząc jak drzwi pokoju Huncwotów zamykają się z trzaskiem.
       Blondynka też nie protestowała i zrobiła to, o co ją poprosiłam, po czym podała mi fiolkę. Pociągnęłam z niej łyk eliksiru i puste naczynie schowałam do kieszeni.
       W ostatniej chwili. Huncwoci właśnie do nas podchodzili.
- Siema dziewczyny.
- Siemka Łapo - odpowiedziałam.
- Jak lekcja?
- Nie najgorzej.
- Czego cię uczył? - dociekał James.
- A czy to ważne?
- Ok, ok. Widzę, że nie jesteś w nastroju do gadania. Może czekolady? - zaproponował podając nam całą tabliczkę.
- Czemu nie - stwierdziła Dor.
       Po niej skosztowałyśmy słodkości ja i Ann.
- Ok. Dziewczyny, idziemy na górę. Czas się położyć spać.
- To nie głupi pomysł - stwierdziła Ann.
- Tak, ja też jestem śpiąca - przytaknęła Dor i ziewnęła.
- Na razie chłopaki - powiedziałam.
- Słodkich snów dziewczyny.
       Ruszyłyśmy do dormitorium. Gdy tylko weszłyśmy, każda z nas natychmiast legła na swoim łóżku nawet nie przebierając się w piżamę. Ale się jutro zdziwią, że eliksir zmiany nie zadziałał pomyślałam, po czym odpłynęłam w objęcia morfeusz. 


-------------------------------------------------------

* Auritosque - daleko słyszący, a przynajmniej tak mi się wydaje

Jest rozdział. Dzięki za wszystkie komentarze, które tak mnie motywują do pisania. Następny post w piątek. Pozdrawiam i życzę przyjemnej lektury.