23.03.2014

Rozdział 16 - Reputacja vs miłość

- PANNO EVANS!!!
       Słysząc ten przeraźliwy krzyk nad głową, szybko się podniosłam. Zobaczyłam stojącą obok mojego łóżka profesor McGonagall. Wyglądała na wyjątkowo wściekłą. Włosy miała nieuczesane, a twarz całą czerwoną.
- Czy coś się stało pani profesor? - zapytałam próbując ukryć ziewnięcie.
- Czy coś się stało? CZY COŚ SIĘ STAŁO?! Ty już doskonale wiesz co się stało.
- O czym pani mówi? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- To twoja różdżka? - zapytała podając mi moją wczorajszą zgubę.
- Och... Tak. Gdzie pani ją znalazła? - zapytałam szczęśliwa z odzyskania mojego narzędzia do czarowania.
- W lochach. W samym środku największego bałaganu jaki kiedykolwiek widziałam. To twoja sprawka.
- Nie pani profesor.
- To niby czemu była tam twoja różdżka Evans?
- Nie mam pojęcia, ale to nie byłam ja.
- W takim razie czemu, gdy rzuciłam na twoją różdżkę zaklęcie Priori Incantatem, okazało się, że to właśnie prze nią zostały zdemolowane lochy?
- Ale to nie byłam ja pani profesor. Ja nawet nie miała wczoraj swojej różdżki.
- Kłamiesz!
- Ona mówi prawdę - odezwała się w tej chwili Dor, którą obudził krzyk profesorki. - Wczoraj wieczorem Lily nie mogła znaleźć swojej różdżki pani profesor. Ja i Ann pomagałyśmy Lilce jej szukać.
       Nauczycielka transmutacji spojrzała na nas niepewnie jakby, nie wiedziała co powinna zrobić. W końcu westchnęła i powiedziała:
- Chodźcie za mną.
       Spojrzałyśmy po sobie, po czym szybko się ubrałyśmy i poszłyśmy za McGonagall. Zaprowadziła nas do lochów, gdzie wszystkie cicho krzyknęłyśmy. Korytarz był całkowicie zdemolowany. Ściany popisane, gobeliny podarte, zbroje rozsypane po całej podłodze, która była cała podrapana. Wszystko dodatkowo było jeszcze wysmarowane jakąś przeraźliwie cuchnącą breją, a dalej w korytarzu dostrzegłam na podłodze ruchome piaski.
- Pani profesor - odezwałam się. - Przysięgam, że to nie ja.
- Bardzo chciałabym ci wierzyć, - powiedziała profesorka - ale wszystkie dowody wskazują na ciebie. Skrzaty poradzą sobie z uprzątnięciem tego bałaganu, ale musisz zostać ukarana. W przyszłą sobotę pomożesz Hagridowi, w załatwieniu kilku spraw, w czasie gdy twoi przyjaciele wybiorą się do Hogsmede. Odejmuję tez Gryfindorowi za ten wybryk 100 punktów.
- Co?! Aż 100? - zapytała z niedowierzaniem Ann.
- Owszem. A, i jeszcze jedno. W najbliższym czasie pani "działalność" zostanie zawieszona. Odwołuję pani zajęcia, aż do kolejnego miesiąca. Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy. Ciebie - naszego prefekta z niezszarganą reputacją.
       To powiedziawszy odeszła, a my z grobowymi minami wróciłyśmy do dormitorium. Kiedy stanęłyśmy przed Grubą Damą i podałyśmy jej hasło, ta spojrzała na mnie z niechęcią. Super. Pewnie wieść o tym, że rozwaliłam lochy już rozniosła się po całej szkole. Jeszcze tego mi brakuje. Nie dość, że nie mogę iść do Hogsmede i za karę, zostałam chwilowo usunięta z Zakonu, to jeszcze ludzie będą sobie teraz ze mnie pokpiwać. Nie no, po prostu rewelacyjnie.
       Kiedy weszłyśmy do Pokoju Wspólnego nikt nie zwrócił na nas uwagi. Jak widać wieść o rozwaleniu lochów jeszcze nie dotarła do wszystkich. Kierowałam się właśnie w kierunku dormitorium gdy usłyszałam dobiegający z okolic kominka głos:
- Co Evans. Znudziło ci się już bycie grzeczną dziewczynką?
- O co ci chodzi Potter?
- O plotki. Podobno wywróciłaś dzisiaj w nocy lochy do góry nogami. Gratuluję.
- Zamknij się.
- A podobno nie lubisz tego rodzaju numerów. Zawsze się na nas za nie darłaś, bo za nie pilnowanie nas czasem ci się obrywało, ale żeby samej zrobić kawał? Tego się po tobie nie spodziewałem Evans.
       Chciałam się odwrócić i iść do pokoju, kiedy nagle w miejscu zatrzymały mnie kolejne słowa Rogacza.
- Pewnie gdybyś nie zostawiła tam różdżki, to nam by się oberwało. Widzę, że próbujesz z nami konkurować o reputację największych rozrabiak, ale i tak ci się to nie uda...
       Chłopak mówił dalej, jednak ja już go nie słuchałam. W głowie zapadło mi jedno słowo, które wypowiedział James. Reputacja. Natychmiast zrozumiałam o co mu chodziło. Zepsułam mu reputację najlepszego szukającego, więc on postanowił zniszczyć moją niezszarganą opinię najlepszej uczennicy. Zniszczone lochy to było jego dzieło. Jego zemsta, którą przyrzekł mi na początku roku.
       Odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam mu prosto w twarz. Natychmiast zamilkł i odwzajemnił moje spojrzenie. Miałam ochotę go uderzyć, nawrzeszczeć na niego, jednak tego nie zrobiłam. Tyle razy tak reagowałam na jego wygłupy, a on tyle razy mnie przepraszał. Jednak tym razem ostro przegiął, a ja właśnie straciłam resztkę cierpliwości. Straciłam ostatnia nadzieje, na to, że się zmieni. Ostatnio tak dobrze się między nami układało. Ale okazało się, że to była tylko cisza przed burzą. Wczoraj wykorzystał to, że pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć i wykradł moją różdżkę. Spojrzałam na niego z wyrzutem i smutkiem, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Zobaczyłam jak uśmiech momentalnie znika z jego twarzy. Chciał coś powiedzieć, jednak zanim zdążył to zrobić, odwróciłam się od niego, od chłopaka na którym zaczynało mi zależeć i poszłam do pokoju dziewcząt. Może... Może po prostu powinnam dać sobie z nim spokój. Zapomnieć o nim i się nim nie przejmować. A razem z nim zostawić za sobą Huncwotów. Wszystkich. I skończyć tą przyjaźń momentami tak radosną, ale równie bolesną.


                                                                              ***

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...


       Kiedy zobaczyłem pojedynczą łzę spływająca po policzku Lilki, natychmiast zrzedła mi mina. Wiedziałem, że już się wszystkiego domyśliła, ale byłoby o wiele lepiej gdyby zaczęła na mnie wrzeszczeć. Jednak ona, po prostu odwróciła się do nas plecami i poszła do swojego dormitorium. Chciałem za nią pobiec i ją przeprosić, jednak wiedziałem że to nic nie da. W jej oczach zanim się odwróciła widziałem ból oraz... rezygnację. Miałem dziwne wrażenie, że mi tego nie wybaczy. Jednak mimo wszystko postanowiłem za nią pobiec. W tej samej chwili na mojej drodze stanęły rozeźlone Ann i Dor. Meadowes krzyknęła:
- Kretynie! Jak mogłeś jej to zrobić!
- Spokojnie Dor. Wyluzuj. Wszystko będzie ok - odpowiedział stojący obok mnie Syriusz, jednak w jego głosie nie słyszałem tej zwykłej u niego pewności.
- Wszystko będzie ok? OK?! - darła się dalej Dor. - Wy nawet nie wiecie co zrobiliście.
- Dorcas, uspokój się - powiedziała Ann. - Teraz najważniejsza jest Lilka. Choć, musimy sprawdzić, jak ona się czuje.
       Na te słowa dziewczyna odrobinę się uspokoiła, ale wciąż była nieźle zdenerwowana. Dziwne. Zwykle śmiała się z naszych kawałów, więc rozwaleniem lochów raczej się tak nie zdenerwowała. Więc o co mogło jej chodzić?
- Masz rację - powiedziała Meadowes. - Lily jest teraz najważniejsza. Idź i sprawdź co z nią, a ja za chwilę do ciebie przyjdę, ok?
       Ann nie wyglądała na do końca przekonaną,jednak nie kłóciła się z przyjaciółką i poszła za Lilką do jej pokoju. Dor poczekała, aż dziewczyna zniknie na schodach po czym odwróciła się do mnie i powiedziała, już spokojniejszym, choć wciąż wściekłym głosem.
- Jesteś największym patentem w tej szkole.
- A to niby czemu? - zapytałem obrażony.
- Bo podobno ją kochasz, ale robisz jednocześnie takie świństwo.
- Chcę, żeby zwróciła na mnie uwagę.
- No i udało ci się. Po prosu wybitnie - odparła z sarkazmem. - Teraz nawet nie zaszczyci cię jednym spojrzeniem.
- A skąd ty to możesz wiedzieć?
- Bo ją znam.
- Ja też ją znam.
- Ale nie tak dobrze jak ja. No i nie wiesz jednej podstawowej rzeczy.
- Niby jakiej?
- Że to co zrobiłeś wszystko zniszczyło.
- A niby co takiego zniszczyło?
- Waszą przyjaźń. Jej zaufanie do ciebie. Jej uczucie do ciebie.
- Co?! Jakie uczucie? - spytałem zdziwiony i odrobinę przestraszony.
       Dziewczyna milczała zagryzając dolną wargę.
- Dorcas! Powiedz mi wszystko co wiesz - błagałem. - Proszę cię. Powiedz mi.
- James - powiedziała łamiącym się głosem. - Ona naprawdę zaczynała cię kochać.
       Zamarłem. Nie! To było niemożliwe.
- Błagam Dor, powiedz, że to nieprawda - prosiłem zrozpaczonym, załamującym się głosem.
- Przepraszam Rogacz, ale właśnie powiedziałam ci szczerą prawdę.
       Po tych słowach odwróciła się od nas i poszła do dormitorium. Ja natomiast usiadłem na kanapie przed kominkiem i schowałem twarz w dłoniach. Byłem zrozpaczony. Jak moglem być taki głupi? Przecież wiedziałem, że potem się pokłócimy i nasze relacje się zepsują. A ostatnio tak dobrze się dogadywaliśmy. Jednak nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielkimi uczuciami zaczyna mnie darzyć Lilka. A ja głupi wszystko zaprzepaściłem. Zniszczyłem swoją szansę.
- Nie martw się - powiedział Łapa siadając obok mnie. - Wszystko się jakoś ułoży. Zobaczysz.
- Nie tym razem.
- Dor tylko grała. Lily na pewno jeszcze cię nie kochała - odpowiedział mój przyjaciel jednak w jego głosie znów nie czułem tej pewności, która często dodawała mi otuchy.
- Nie Syriuszu. Ona nie grała. Ja wiem, że mówiła prawdę. Po prostu to czuję. Och... Dlaczego zrobiłem jej ten głupi numer?
- Żeby się zemścić.
- Tak, ale przez to straciłem Lily.
- Wiem stary - powiedział Łapa klepiąc mnie po plecach. - Wiem.
       Po chwili przede mną na podłodze usiadł Remus i zapytał:
 -Wiesz na czym polega twój największy problem.
       Spojrzałem na niego pytająco i zaprzeczyłem.
- Czy zanim zrobiłeś ten numer, zastanawiałeś się czy postępujesz słusznie?
- Tak - odpowiedziałem.
- Więc problem w tym, że w tamtym momencie w twojej duszy walczyły ze sobą honor i miłość. I z tego co wszyscy widzieliśmy wygrał honor. Zastanów się więc, czy na pewno kochasz Lily, aż tak bardzo, żeby poświęcić honor, czy jest ona po prostu twoim celem do zdobycia. A jeśli Ruda naprawdę coś dla ciebie znaczy, to odstaw ten swój przeklęty honor na bok i zrób coś z tym - powiedział Lunio po czym wstał i odszedł.
       Słowa chłopaka mnie zaskoczyły. Przecież kochałem Lily. Ale miał racje. W tamtej potyczce wygrał mój honor, jednak nie wiedziałem, że Ruda odwzajemnia moje uczucia. Gdybym to wtedy wiedział... Musiałem coś z tym zrobić. I nagle do głowy wpadł mi pomysł. Szybko wyszedłem z PW i udałem się do gabinetu McGonagall. Kiedy byłem już w pomieszczeniu powiedziałem:
- Pani profesor. To ja zniszczyłem lochy, a nie Lily. Zabrałem jej różdżkę i podrzuciłem na miejscu wydarzenia, żeby wina nie spadła na mnie i na moich przyjaciół.
- To bardzo szlachetne z twojej strony, że się przyznałeś, bo mówiąc szczerze nie wierzyłam w winę panny Evans. Ale cóż James. Nic nie mogę na to poradzić. Zmniejszę jej szlaban, jednak wciąż będzie go miała, a ty Potter... Przez tydzień przychodzisz do mnie na 17:00.
- Ale pani profesor. Lily niczym nie zawiniła. Dlaczego wciąż ma odbywać szlaban?
- Ponieważ była tu dopiero co i mimo, że nie mam pojęcia dlaczego to zrobiła, przyznała się do przewinienia.

Koniec psot...

Rozdził 15 - Zemsta

Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego...


- Masz pelerynę?
- Tak.
- Mapę.
- Też.
- Eliksir?
- Mam.
- Ok, więc myślę, że możesz już iść.
- Tylko pamiętaj. Eliksir działa najwyżej godzinę, więc musisz się pospieszyć.
- Spoko Luniaczku. Dam sobie radę.
- W to nie wątpię. - odparł mój przyjaciel.
       Już miałem wyjść z pokoju, kiedy jeszcze zatrzymał mnie Syriusz:
- James! Łap!
       W ostatniej chili odwróciłem się i złapałem lecącą w moim kierunku różdżkę.
- Bez tego chyba zemsta ci nie wyjdzie - powiedział ze śmiechem mój kumpel.
       Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością. Zanim jednak zdążyłem się odwrócić odezwał się Remus.
- Jesteś pewien, że ta zemsta to dobry pomysł?
- No jasne, że tak - odpowiedziałem.
- To może chociaż zechcesz mi powiedzieć co planujesz?
- Nie mogę. Wtedy nie będzie niespodzianki.
- Ale...
- Lunio, wyluzuj. Wszystko będzie ok - powiedziałem po czym opuściłem pokój, nim któryś z moich przyjaciół zdążył się odezwać.
       Wychodząc z pokoju narzuciłem na siebie pelerynę niewidkę i wszedłem do PW. Nie było tam nikogo, więc szybko wyszedłem z dormitorium gryfonów i udałem się w kierunku lochów. Kiedy już się tam znalazłem wyciągnąłem eliksir zrobiony przez Remusa. Miał on piękną ciemnozieloną barwę. Barwę jej oczu...
Ech...
No dobra, zabierz się za ten kawał zanim się rozmyślisz.
A co jeśli ona mnie za to znienawidzi?
Już cię nienawidzi ty głombie.
Ale jakoś dzisiaj tego nie okazywała.
I co z tego? Jutro znów na ciebie nawrzeszczy.
Jak zrobię ten kawał to na pewno.
Zamknij się już i działaj. Przysiągłeś zemstę. Ona wie, że jej dokonasz,a lepiej teraz niż później, co nie?
Masz rację.
       Westchnąłem, po czym wypiłem miksturę. Smakowała jak truskawki ze śmietaną. Poczułem silne mrowienie, a kiedy ustało wiedziałem, że proces przemiany się zakończył. Ściągnąłem z pleców pelerynę i przejrzałem się w stojącej niedaleko zbroi. Wyglądałem teraz jak Lily. Wiedząc, że mam niewiele czasu, szybko zabrałem się do pracy. Po mniej więcej godzinie spojrzałem na swoje dzieło i stwierdziłem, że wygląda to całkiem nieźle. Po chwili poczułem, że eliksir przestaje działać, więc szybko zarzuciłem na siebie pelerynę i po chwili znów byłem sobą. Wychodząc z lochów upuściłem różdżkę, którą narobiłem całego tego bałaganu. Była to różdżka Lily. Zabrałem ją jej dzisiaj, gdy zanosiłem ją do jej dormitorium. Wiedziałem, że nauczyciele będą szukali sprawcy tego całego bałaganu i podejrzenie najprawdopodobniej padnie na Huncwotów. Musiałem więc zostawić dowód naszej niewinności.
       Wracając do dormitorium czułem się świetnie. Narobiłem problemów Ślizgonom i  przy okazji zemściłem się na Lilce. Uśmiechnąłem się do siebie. Wreszcie straci tą swoją nienaganną reputację. Z tą myślą doszedłem do PW gryfonów. Poszedłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Przed snem myślałem o tym, jak zareaguje Ruda na "swój" kawał.

 

Koniec psot...

17.03.2014

Rozdział 14 - Zaginiona różdżka

- A co wam tak do śmiechu - spytała Dorcas, kiedy weszliśmy do Pokoju Wspólnego.
       Usiadłam na fotelu, Potter na jego oparciu i próbowaliśmy przyjaciołom wyjaśnić, co nas rozśmieszyło, jednak nie byliśmy w stanie wydobyć z siebie nic prócz śmiechu. W końcu trochę się uspokoiłam i powiedziałam:
- Profesor Punckins kazał, nam dzisiaj wróżyć sobie z ręki, a kiedy skończyliśmy, podszedł do Jamesa i kazał mu powiedzieć, co widzi na jego ręce. I wtedy... Wtedy Rogacz powiedział mu grzecznie, że ma długą linię życia i takie tam, a na koniec, kiedy nauczyciel kawałek odszedł palną tak głośno, że słychać to było w całej sali, że nie widział linii rozumu Punckinsa - powiedziałam i znów zaczęłam krztusić się ze śmiechu, a po chwili dołączyli do mnie przyjaciele.
- No dobra. Koniec tego dobrego na dziś - powiedział ze śmiechem Potter. - Teraz marsz mi do łóżka - powiedział żartobliwie w moim kierunku.
- Ani mi się śni - odpowiedziałam.
       Gdy tylko to powiedziałam Rogacz uśmiechną się szeroko, po czym wstał i wziął mnie na ręce. Próbowałam mu się wyrwać i na niego nawrzeszczeć, że niby co on sobie wyobraża. Jednak wcześniejsza historia sprawiła, że nie potrafiłam być na niego zła i zamiast zwracać się do niego srogim tonem, mówiłam śmiejąc się, co najwyraźniej bardzo mu odpowiadało. W końcu udało mu się wynieść mnie z PW i udał się w kierunku mojego dormitorium. Tuż przed schodami zatrzymał się i machną różdżką, a kiedy na nie wszedł nie zmieniły się w ślizgawkę. Jeszcze przez chwilę próbowałam mu się wyrwać, jednak w końcu z tego zrezygnowałam i zamiast tego przytuliłam się do niego mocniej, chowając twarz w jego koszuli i śmiejąc się w nią.
       Kiedy weszliśmy już do dormitorium dziewcząt, James położył mnie delikatnie na łóżku i szepnął mi do ucha:
- To było ciekawe doświadczenie. Muszę to częściej robić.
       Po tych słowach wyszedł z pokoju, a ja leżałam na swoim posłaniu lekko ogłupiała. Po chwili do dormitorium weszły dziewczyny i spojrzały na mnie ze zdziwieniem pytając:
- Co to było? Czy my o czymś nie wiemy?
- Mnie nie pytajcie. Jestem równie zaskoczona jak wy.
       W normalnych okolicznościach by mi nie uwierzyły, jednak chyba coś musiało być rzeczywiście w mojej twarzy, gdyż odpuściły.
       Minęło kilka godzin w trakcie których odrobiłyśmy lekcje, a potem poszłam się myć. Ostatnio tyle się działo. Primo - Nauka, której było całe mnóstwo. Secundo - Zakon Feniksa. Przystałam na propozycję Dumbledora i teraz raz w tygodniu miałam z nim zajęcia, swoją drogą ciekawe, jednak to kolejnych kilka godzin nauki. Tercjo - James Potter. Przyrzekł mi zemstę, jednak jeszcze jej się nie doczekałam. Może sobie odpuścił. Moje przemyślenia przerwał łomot do drzwi i krzyk Ann:
- Wyłaź już stamtąd Lilka. Przed snem musimy jeszcze pogadać, więc się pospiesz.
       Westchnęłam, jednak wyszłam z wanny i przebrałam się w piżamę i zwolniłam łazienkę. Dziewczyny już siedziały na moim łóżku i wiedziałam, że teraz zacznie się druga sesja zwierzeń, a nie byłam pewna, czy chcę im opowiadać o relacjach jakie łączą mnie z Rogaczem, jednak bez sprzeciwu usiadłam na swoim miejscu i spokojnie czekałam na przesłuchanie.
- Co to było? - spytała Dor.
- Ale niby co?
- No to przytulanie się do Jamesa, gdy niósł cię do dormitorium.
- Tak jakoś wyszło.
- Nie kłam mi w żywe oczy. Przecież widzę, że coś cię z nim łączy.
- Fakt. Bardzo go lubię i to może nawet bardziej niż jestem się w stanie do tego przyznać.
- W takim razie dlaczego, gdy prosi cię byś się z nim umówiła, zawsze odmawiasz? - zapytała Ann.
- Bo... Bo... On jest czasem taki dziecinny i irytujący.
- Kochasz go? - zapytała Dorcas.
- Nie jestem pewna, ale on mnie pociąga. Czuję do niego jakiś magnetyzm, jakby coś mnie do niego przyciągało. W jego obecności czuję się nieswojo. A jego oczy... Ech.
- Wiedziałam. Wiedziałam jesteś zakochana.
- Wcale, że nie.
- A właśnie, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Uspokójcie się! - wrzasnęła Ann. - Nie mam ochoty wysłuchiwać tych waszych bezsensownych wrzasków, więc bądźcie cicho!
       Ja i Dor spojrzałyśmy na naszą przyjaciółkę z niemałym zdziwieniem. Zobaczyć krzyczącą Ann, było naprawdę trudno więc naprawdę musiałyśmy ją zdenerwować. W końcu wzięłam się w garść i powiedziałam:
- Ann ma rację. Skończmy tą dyskusję - Dor niechętnie skinęła głową co uznałam za znak poddania się. Po chwili spytałam - A jak tam sprawy między tobą a Syriuszem?
       Gdy tylko to powiedziałam dziewczyna się uśmiechnęła i odpowiedziała:
- No cóż. Wszystko zgodnie z planem.
- To dobrze - powiedziałam. - Co wy na to, żeby teraz iść już spać?
       Dziewczyny zgodziły się ze mną i poszły do swoich łóżek. Kiedy już się wgramoliły pod swoje posłania chciałam zgasić światło, gdy nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nie mam różdżki.
- Hej, dziewczyny. Widziałyście moją różdżkę?
- Nie. A co nie masz jej? - zapytała Ann.
- No właśnie w tym problem, że nie.
- Ok. Dor wstawaj. Pomożemy Lilce szukać.
       I tak przez godzinę przetrząsnęłyśmy całe dormitorium, ale różdżki i tak nie znalazłyśmy. W końcu Ann powiedziała:
- Dajmy sobie na dzisiaj spokój. Jutro pójdziemy do McGonagall i poprosimy o pomoc ona na pewno cos na to poradzi.
       Ja i Dor chętnie na to przystałyśmy, gdyż byłyśmy zmęczone. Wwlekłyśmy się więc wszystkie trzy pod kołdry i zasnęłyśmy.

Rozdział 13 - Lekcja wróżbiarstwa

       Minął miesiąc odkąd przyjechaliśmy do szkoły i nie mam wogóle czasu dla siebie. Tylko nauka. No ile można. Huncwoci zdążyli załatwić sobie przez ten czas chyba z dziesięć szlabanów, jak nie więcej, ale od tygodnia, są jacyś wyjątkowo spokojni. Ciekawe jaki to plan czai się w tych ich małych bezrozumnych móżdżkach. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ann:
- Lil? Lily... Lily!
- Co?!
- No leć już. Zaraz spóźnisz się na wróżbiarstwo.
       Spojrzałam na zegarek. Faktycznie. Za pięć minut zaczyna się lekcja. Szybko wstałam od stołu i wybiegłam z Wielkiej Sali w kierunku wieży zachodniej. Dobiegłam przed salę dokładnie w chwili, gdy nauczyciel otworzył drzwi. Weszłam do pomieszczenia i usiadłam przy stoliku, który zawsze zajmowałam razem z Potterem, gdyż nikt inny z naszej paczki nie uczęszczał na ten piekielny przedmiot.
       Rogacz czekał już na mnie, a gdy usiadłam i wypakowałam podręczniki zapytał:
- Liluś, umówisz się ze mną.
- Nie Potter i nie mów do mnie Liluś.
- No, ale Liluś. Ja tak ładnie proszę.
- Nie Potter i przestań mówić do mnie Liluś.
- No ale Liluś...
- Potter! Nie chcę więcej słyszeć, o randce z tobą! I nie mów do mnie Liluś!
- Panie Potter! Panno Evans! - krzyknął na nas nauczyciel wróżbiarstwa, profesor Punckins. - Skoro rozmawiacie, to pewnie odczytaliście już przyszłość z ręki partnera. Proszę mi powiedzieć co zobaczyliście.
- Nic. - odpowiedziałam skruszona.
- Tak właśnie myślałem. Proszę się zająć lekcją. Poflirtujecie sobie na przerwie.
       To powiedziawszy profesor zaczął się z powrotem przechadzać między stolikami. Cała czerwona na twarzy, spojrzałam wściekle na Pottera, który uśmiechał się bezczelnie.
- A ty z czego się cieszysz Potter? - spytałam.
- Och, z niczego. Po prosu cieszę się, że ze mną flirtujesz.
- Odczep się ode mnie, ok?
- Dobra, już dobra. - odpowiedział, po czym wyciągną ku mnie swoją rękę. - A teraz niech pani wielka wróżbitka opowie mi o mojej przyszłości.
       Mimo woli się uśmiechnęłam, po czym lekko ujęłam jego rękę i sprawdziłam linię życia. Nie była jakoś specjalnie długa. Stwierdziłam, że przy tylu kawałach ile Rogacz robi, prędzej czy później przyjdzie mu za nie nieźle zapłacić. Tylko czemu jego krótka linia życia, wprawiła mnie w przygnębienie? Przecież im szybciej się go pozbędę tym lepiej.
Ale czy aby na pewno tego chcesz?
No jasne, że chcę.
No jakoś mi się nie wydaje.
Mylisz się. Smutno mi z tego powodu tylko dlatego, że jest moim przyjacielem.
Och... Z pewnością tylko dlatego - odparł szyderczo głos w mojej głowie.
Och... Bądź już cicho.
       Wróciłam do rzeczywistości i zobaczyłam wpatrzone we mnie piękne brązowe oczy.
- Czego Potter?
- Nic. Po prostu, nagle straciłaś kontakt ze światem. - powiedział i zaśmiał się cicho. - No i jak wróżbitko. Co tam widzisz w mojej ręce?
- Krótka linia życia. Dość zawiła linia miłości. Długa linia serca. Krótka linia małżeństwa i ... Och!
- Co się stało? - zapytał zaciekawiony. - Co zobaczyłaś jeszcze w mojej ręce?
- Zauważyłam, że brakuje ci linii rozumu, ale to wiedziałam, jeszcze przed wróżeniem ci z ręki. - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Dobra koniec tego dobrego. Teraz daj swoja rękę.
       Zrobiłam to, o co mnie prosił, a on ujął moją dłoń wyjątkowo delikatnie. Nigdy jeszcze mnie nie trzymał. Teraz robił to wyjątkowo czule i ostrożnie, jakby moja ręka miała mu się zaraz rozsypać w pacach.
- O co chodzi? - zapytał napotykając moje spojrzenie.
- Nie, nic.
       Czułam się skrępowana, kiedy trzymał moją rękę. Jednak poczułam się jeszcze dziwniej, gdy zaczął palcami śledzić różne linie na mojej dłoni. Przez moje ciało przepłynęło przyjemne ciepło. Czułam jak moje policzki powoli nabierają coraz intensywniejszych kolorów. W końcu Potter niechętnie puścił moją rękę i położył ja na stole. Chłód drewna, ostudził moje emocje oraz piekące policzki.
- No cóż - odezwał się Rogacz spokojnym głosem, zupełnie innym niż przed chwilą. - Twoje linie zgadzają się z moimi. No może poza linią rozumu, która wydaje się być całkiem długa.
        Po tych słowach oboje zamilkliśmy. Wciąż czułam resztki energii przepływającej prze moje ciało, po dotyku chłopaka. On chyba czuł to samo, bo wyglądał na równie skrępowanego co ja.
       Ciszę miedzy nami przerwał profesor Punckins, który kazał Jamesowi wywróżyć ze swojej ręki. Rogacz przyjrzał się przez chwilę ręce nauczyciela, po czym powiedział:
- Ma pan bardzo długą linię życia i podobnej długości linię serca. Linia miłości, dosyć cienka i krótka. Nie ma Pan Profesor linii małżeństwa. To chyba wszystko - powiedział, jednak po chwili, kiedy nauczyciel odszedł do stolika dalej, Rogacz stuknął się w czoło i powiedział. - Och... No ale przecież. Zapomniałam jeszcze powiedzieć, że na pana ręce nie widziałem linii rozumu.
       Słysząc to, wszyscy uczniowie wybuchnęli śmiechem. Profesor, aż cały poczerwieniał ze złości i odwrócił się powoli w stronę Rogacza.
- Ty - wycedził. - Ty...
       Jednak nie zdążył dokończyć swojej myśli, gdyż w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek i James szybko wybiegł z klasy ciągnąc mnie za sobą. Kiedy już znaleźliśmy się na korytarzu parsknęliśmy śmiechem i w wesołych nastrojach poszliśmy do PW gryfonów.

Rozdział 12 - Plan

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego- wyszeptałem i spojrzałem na mapę, która pokryła się drobnymi znakami, by po chwili ukazać mi cały Hogwart. Rozłożyłem pergamin i odnalazłem na nim dormitorium dziewcząt. Zobaczyłem tam małą kropkę oznaczoną nazwiskiem Evans.
       Westchnąłem i spojrzałem na sufit. To co zrobiła dzisiaj Lilka, było nie do opisania. Upokorzyła mnie przed całą szkołą. Miałem ochotę obrazić się na nią za to. Jednak, ten pocałunek, którym później mnie obdarzyła, wszystko zmienił. Nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. Wciąż nie jestem w stanie tego robić. A jednak, przyrzekłem jej zemstę. Spojrzałem przez okno, a przez głowę przelatywały mi najrórzniejsze pomyły, na odpłacenie się zielonookiej. Nagle zaświtała mi pewna myśl i zerwałem się z łóżka. W tej samej chwili do pokoju wszedł Syriusz, a widząc moją minę zapytał:
- Co się stało?
- Wiem jak się zemścić.
- Na kim? Na Lily?
- No a niby na kim innym?
- Dobra. Nie rzucaj się tak. Jaki jest plan? - spytał rzeczowym tonem.
- Będziemy potrzebować Luniaczka - odpowiedziałem z uśmieszkiem.
- Po co?
- Bo musi zrobić dla mnie Eliksir Wielosokowy.
       Łapa, już załapał o co mi chodzi, więc szybko zawołaliśmy Remusa i wtajemniczyliśmy w nasz plan, po czym poszliśmy spać. Zgasiłem światło, zdjąłem okulary i już miałem się położyć, gdy sobie o czymś przypomniałem. Wyciągnąłem różdżkę, stuknąłem nią w mapę i wyszeptałem:
- Koniec psot.

-------------------------------------------------------

Wiem, że ten rozdział trochę krótki, ale następny powinien być troszkę dłuższy.
Pozdrawiam

2.03.2014

Rozdział 11 - Zakon Feniksa

       Kiedy znalazłyśmy się już przed gargulcem chroniącym drzwi do gabinetu dyrektora, profesor McGonagall podała hasło, a gdy strażnik ustąpił nam miejsca zwróciła się do mnie:
- Profesor Dumbledor oczekuje już na panią.
       Po tych słowach odwróciła się i poszła w kierunku WS. Weszłam na schody, które poniosły mnie prosto pod drzwi gabinetu. Miałam już zapukać, kiedy usłyszałam dobiegający z wnętrza pokoju głos.
- Co ty sobie wyobrażasz Dumbledor. Nie możesz tego zrobić. Nie bez zgody Zakonu.
- Przypominam ci Alastorze, że to ja założyłam Zakon, więc mam prawo podejmować decyzje dotyczące jego członków.
- Błagam cię. Przecież ona jest za młoda, zbyt nie doświadczona. Nie możesz jej do nas przyjąć.
- Masz rację. Jest za młoda, żeby brać udział w potyczkach, jednak nie na to, ale do nas dołączyć.
- Dumbledor. Proszę.
- Nie Alastorze. Podjąłem już decyzję. Jest jedna z najlepszych uczennic, a jeśli zgodzi się wstąpić do Zakonu, to nauczę ją wszystkiego, żeby w przyszłości mogła nam pomóc. Czy to dla ciebie jasne?
- Tak, ale nadal mi się to nie podoba.
- Rozumiem twoje obawy przyjacielu, ale uwierz mi. Zastrzyk nowej, młodej krwi doda nam sił.
- Obyś miał rację.
- Wiesz, że ją mam. A poza tym Lily nie należy do osób, które ...
       Na te słowa, szybko odsunęłam się od drzwi. Usłyszałam, aż za dużo, więc szybko zapukałam do gabinetu. Głosy z pomieszczenia ucichły, po czym usłyszałam spokojny głosy dyrektora:
- Proszę wejść.
       Nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.
- Witam, panie profesorze.
- Och, Lily - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. - Zapraszam - powiedział wskazując na pusty fotel przed biurkiem. Zanim jednak zdążyłam usiąść usłyszałam ciche chrząknięcie. - Ach, racja. Zapomniałbym. Lily, poznaj proszę mojego przyjaciela, a zarazem najlepszego aurora w Ministerstwie, Alastora Moodiego.
- Witam - powiedziałam wyciągając rękę ku nieznanemu mi dotąd mężczyźnie. Był potężnie zbudowany i moja ręka zaginęła w jego uścisku. Kiedy mnie puścił, przyjrzał mi się uważnie swoimi szarymi przenikliwymi oczami, po czym odpowiedział:
- Miło mi Panno Evans - po czym zwrócił się do Dumbledora. - Żegnam. Mam nadzieję, że podjąłeś słuszną decyzję - powiedział po czym zmierzył mnie wzrokiem, a potem staną w kominku i za pomącą proszka Fiu przeniósł się w inne miejsce.
       Zdumiona patrzyłam w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu znajdował się mężczyzna, po czym odwróciłam wzrok w kierunku dyrektora i usiadłam naprzeciw niego.
- Podobno chciał się Pan ze mną widzieć w jakiejś wyjątkowo ważnej sprawie.
- Owszem Panno Evans, ale zanim zaczniemy rozmawiać, pozwoli Pani, że zamówię nam kolację, gdyż prawdopodobnie nie zdążymy na kolację.
       Skinęłam głową, na co dyrektor się uśmiechnął i pstryknął palcami. Obok stolika pojawił się skrzat domowy. Nigdy jeszcze żadnego nie widziałam, ale dużo o nich czytałam. Ten, który stał obok mnie postawił dużą tacę z jedzeniem na stole, a potem zniknął.
       Kiedy już oboje, ja i profesor, nałożyliśmy sobie porcje na talerze i zaczęliśmy jeść, odezwał się Dumbledor:
- Wiem, że dopiero co wyszłaś ze skrzydła szpitalnego i pewnie jesteś zmęczona pierwszym dniem w szkole. No i jeszcze ten nawał lekcji - dodał i złapał się teatralnie za głowę, na co zareagowałam śmiechem. - Przejdę więc od razu do rzeczy - oznajmił przyjmując poważny ton. - Poprosiłem cię dzisiaj do siebie, gdyż mam dla ciebie pewną propozycję. Chciałbym, abyś została jednym z członków Zakonu Feniksa.
       Widząc moje brwi uniesione w niemym pytaniu, szybko dopowiedział:
- Jest to założone przez mnie stowarzyszenie do walki z Voldemortem. Na pewno o nim słyszałaś - powiedział na co skinęłam głową, więc profesor kontynuował. - Zbiera on swoich zwolenników, a mało kto zdoła mu się oprzeć, kiedy zdobędzie pełnię władzy. Dlatego właśnie powstał Zakon. Chcemy walczyć ze złem i zbieramy wybitnych czarodziejów, którzy mogą nam pomóc. I tutaj właśnie pojawiasz się ty. Jesteś bardzo mądrą i utalentowaną czarownicą, choć jeszcze bardzo młodą, jednak już teraz proponuję ci przyłączenie się do nas.
- Ale czy to nie zakończy się moją szybką śmiercią - pytam niepewnie.
- Nie martw się Lily. W tej chwili dołączenie do nas, wiązałoby się jedynie z lekcjami, których bym ci udzielał, abyś w przyszłości mogła przeżyć i poradzić sobie z zagrożeniem.
       Propozycja dyrektora, była dla mnie bardzo zaskakująca i nie wiedziałam co powinnam zrobić. Odpowiedziałam więc tylko:
- Czy mogę się nad tym zastanowić i dać Panu odpowiedź za jakiś czas?
- Ależ oczywiście, oczywiście że tak Panno Evans. Rozumiem. Ta informacja musiała być odrobinę przytłaczająca. Masz czas na decyzję. Proszę cię tylko o jedno. Nie mów nikomu o Zakonie. Jesteśmy tajną organizacja i lepiej, żeby tak pozostało.
       Skinęłam głową po czym wstałam od stołu i pożegnałam się. Wyszłam z gabinetu o dość później porze, jednak nie byłam głodna, bo kolacja w gabinecie dyrektora była sycąca. Ruszyłam w kierunku dormitorium zastanawiając się jaką decyzję powinnam podjąć.


                                                                                    ***

       Kiedy znalazłam się już w PW Gryfindoru, poszłam do pokoju i wróciłam do salonu z pergaminem i wszystkim co potrzebne do odrobienia pracy domowej. Kiedy skończyłam, przyłączyłam się do rozmowy moich przyjaciół i w końcu na chwilę zapomniałam o rozmowie z dyrektorem. James odzyskał już swoją zwykłą żywiołowość i śmiał się ze wszystkimi, jednak nie odpowiadał na pytania dotyczące jego wsześniejszej stagnacji i tylko raz na jakiś czas zerkał na mnie ukradkiem.
       W pewnym momencie poczułam bardzo duże zmęczenie, więc pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam w kierunku pokoju. Nagle usłyszałam za sobą kroki i tuż przed schodami ktoś położył mi rękę na ramieniu. W uchu zabrzmiał mi głos Jamesa:
- Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho. To co zrobiłaś, nie zmieni faktu, że mnie upokorzyłaś przed całą szkołą. Jeszcze mi za to zapłacisz - ostrzegł uwodzicielskim, niebezpiecznym głosem, po czym poszedł do swojego pokoju z bezwstydnym uśmiechem na ustach.
       Poszłam do siebie, umyłam się, przebrałam w piżamę i położyłam w łóżku. Tuż przed snem zastanawiałam się jaką karę wymyśli dla mnie Potter.