2.03.2014

Rozdział 11 - Zakon Feniksa

       Kiedy znalazłyśmy się już przed gargulcem chroniącym drzwi do gabinetu dyrektora, profesor McGonagall podała hasło, a gdy strażnik ustąpił nam miejsca zwróciła się do mnie:
- Profesor Dumbledor oczekuje już na panią.
       Po tych słowach odwróciła się i poszła w kierunku WS. Weszłam na schody, które poniosły mnie prosto pod drzwi gabinetu. Miałam już zapukać, kiedy usłyszałam dobiegający z wnętrza pokoju głos.
- Co ty sobie wyobrażasz Dumbledor. Nie możesz tego zrobić. Nie bez zgody Zakonu.
- Przypominam ci Alastorze, że to ja założyłam Zakon, więc mam prawo podejmować decyzje dotyczące jego członków.
- Błagam cię. Przecież ona jest za młoda, zbyt nie doświadczona. Nie możesz jej do nas przyjąć.
- Masz rację. Jest za młoda, żeby brać udział w potyczkach, jednak nie na to, ale do nas dołączyć.
- Dumbledor. Proszę.
- Nie Alastorze. Podjąłem już decyzję. Jest jedna z najlepszych uczennic, a jeśli zgodzi się wstąpić do Zakonu, to nauczę ją wszystkiego, żeby w przyszłości mogła nam pomóc. Czy to dla ciebie jasne?
- Tak, ale nadal mi się to nie podoba.
- Rozumiem twoje obawy przyjacielu, ale uwierz mi. Zastrzyk nowej, młodej krwi doda nam sił.
- Obyś miał rację.
- Wiesz, że ją mam. A poza tym Lily nie należy do osób, które ...
       Na te słowa, szybko odsunęłam się od drzwi. Usłyszałam, aż za dużo, więc szybko zapukałam do gabinetu. Głosy z pomieszczenia ucichły, po czym usłyszałam spokojny głosy dyrektora:
- Proszę wejść.
       Nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.
- Witam, panie profesorze.
- Och, Lily - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. - Zapraszam - powiedział wskazując na pusty fotel przed biurkiem. Zanim jednak zdążyłam usiąść usłyszałam ciche chrząknięcie. - Ach, racja. Zapomniałbym. Lily, poznaj proszę mojego przyjaciela, a zarazem najlepszego aurora w Ministerstwie, Alastora Moodiego.
- Witam - powiedziałam wyciągając rękę ku nieznanemu mi dotąd mężczyźnie. Był potężnie zbudowany i moja ręka zaginęła w jego uścisku. Kiedy mnie puścił, przyjrzał mi się uważnie swoimi szarymi przenikliwymi oczami, po czym odpowiedział:
- Miło mi Panno Evans - po czym zwrócił się do Dumbledora. - Żegnam. Mam nadzieję, że podjąłeś słuszną decyzję - powiedział po czym zmierzył mnie wzrokiem, a potem staną w kominku i za pomącą proszka Fiu przeniósł się w inne miejsce.
       Zdumiona patrzyłam w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu znajdował się mężczyzna, po czym odwróciłam wzrok w kierunku dyrektora i usiadłam naprzeciw niego.
- Podobno chciał się Pan ze mną widzieć w jakiejś wyjątkowo ważnej sprawie.
- Owszem Panno Evans, ale zanim zaczniemy rozmawiać, pozwoli Pani, że zamówię nam kolację, gdyż prawdopodobnie nie zdążymy na kolację.
       Skinęłam głową, na co dyrektor się uśmiechnął i pstryknął palcami. Obok stolika pojawił się skrzat domowy. Nigdy jeszcze żadnego nie widziałam, ale dużo o nich czytałam. Ten, który stał obok mnie postawił dużą tacę z jedzeniem na stole, a potem zniknął.
       Kiedy już oboje, ja i profesor, nałożyliśmy sobie porcje na talerze i zaczęliśmy jeść, odezwał się Dumbledor:
- Wiem, że dopiero co wyszłaś ze skrzydła szpitalnego i pewnie jesteś zmęczona pierwszym dniem w szkole. No i jeszcze ten nawał lekcji - dodał i złapał się teatralnie za głowę, na co zareagowałam śmiechem. - Przejdę więc od razu do rzeczy - oznajmił przyjmując poważny ton. - Poprosiłem cię dzisiaj do siebie, gdyż mam dla ciebie pewną propozycję. Chciałbym, abyś została jednym z członków Zakonu Feniksa.
       Widząc moje brwi uniesione w niemym pytaniu, szybko dopowiedział:
- Jest to założone przez mnie stowarzyszenie do walki z Voldemortem. Na pewno o nim słyszałaś - powiedział na co skinęłam głową, więc profesor kontynuował. - Zbiera on swoich zwolenników, a mało kto zdoła mu się oprzeć, kiedy zdobędzie pełnię władzy. Dlatego właśnie powstał Zakon. Chcemy walczyć ze złem i zbieramy wybitnych czarodziejów, którzy mogą nam pomóc. I tutaj właśnie pojawiasz się ty. Jesteś bardzo mądrą i utalentowaną czarownicą, choć jeszcze bardzo młodą, jednak już teraz proponuję ci przyłączenie się do nas.
- Ale czy to nie zakończy się moją szybką śmiercią - pytam niepewnie.
- Nie martw się Lily. W tej chwili dołączenie do nas, wiązałoby się jedynie z lekcjami, których bym ci udzielał, abyś w przyszłości mogła przeżyć i poradzić sobie z zagrożeniem.
       Propozycja dyrektora, była dla mnie bardzo zaskakująca i nie wiedziałam co powinnam zrobić. Odpowiedziałam więc tylko:
- Czy mogę się nad tym zastanowić i dać Panu odpowiedź za jakiś czas?
- Ależ oczywiście, oczywiście że tak Panno Evans. Rozumiem. Ta informacja musiała być odrobinę przytłaczająca. Masz czas na decyzję. Proszę cię tylko o jedno. Nie mów nikomu o Zakonie. Jesteśmy tajną organizacja i lepiej, żeby tak pozostało.
       Skinęłam głową po czym wstałam od stołu i pożegnałam się. Wyszłam z gabinetu o dość później porze, jednak nie byłam głodna, bo kolacja w gabinecie dyrektora była sycąca. Ruszyłam w kierunku dormitorium zastanawiając się jaką decyzję powinnam podjąć.


                                                                                    ***

       Kiedy znalazłam się już w PW Gryfindoru, poszłam do pokoju i wróciłam do salonu z pergaminem i wszystkim co potrzebne do odrobienia pracy domowej. Kiedy skończyłam, przyłączyłam się do rozmowy moich przyjaciół i w końcu na chwilę zapomniałam o rozmowie z dyrektorem. James odzyskał już swoją zwykłą żywiołowość i śmiał się ze wszystkimi, jednak nie odpowiadał na pytania dotyczące jego wsześniejszej stagnacji i tylko raz na jakiś czas zerkał na mnie ukradkiem.
       W pewnym momencie poczułam bardzo duże zmęczenie, więc pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam w kierunku pokoju. Nagle usłyszałam za sobą kroki i tuż przed schodami ktoś położył mi rękę na ramieniu. W uchu zabrzmiał mi głos Jamesa:
- Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho. To co zrobiłaś, nie zmieni faktu, że mnie upokorzyłaś przed całą szkołą. Jeszcze mi za to zapłacisz - ostrzegł uwodzicielskim, niebezpiecznym głosem, po czym poszedł do swojego pokoju z bezwstydnym uśmiechem na ustach.
       Poszłam do siebie, umyłam się, przebrałam w piżamę i położyłam w łóżku. Tuż przed snem zastanawiałam się jaką karę wymyśli dla mnie Potter.

2 komentarze:

  1. CO?! Przecież dała mu całusa w policzek! On powinien...nie wiem,całować ją po stopach albo coś,a nie karę wymyślać! Ale...zaraz,zaraz. Będzie musiała się z nim na randkę umówić prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejkuuu ^^
    Jeśli James się pojawia, to zawsze jest coś uroczego. :3

    OdpowiedzUsuń