7.03.2015

"Życie a śmierć - Lily i James" artystycznym spojrzeniem Tigry #1

       Zastanawiacie się pewnie, co to za post, prawda? Tak... To jest całkiem niezłe pytanie, ale na szczęście znam na nie odpowiedź. A więc tak... Jest to notka zdecydowanie związana z blogiem, a mianowicie... Przedstawię wam moje rysunki związane z Lily i Jamesem. Ale zanim to zrobię chcę was poinformować, że malarz ze mnie marny i weźcie to pod uwagę, gdy będziecie mnie oceniać. Nie mogę o sobie powiedzieć, że źle maluję, ale też nie jestem w tym rewelacyjna więc proszę was o wyrozumiałość. Nie bardzo umiem rysować ludzi, dlatego większość moich rysunków przedstawia raczej miejsca bądź przedmioty, choć ostatnimi czasy, próbuję narysować Lily. Mam jej kilka rysunków, żaden nie powala i wszystkie są do siebie bardzo podobne.
       No dobra. Wspomnę jeszcze, że notki z cyklu "Życie a śmierć - Lily i James" artystycznym spojrzeniem Tigry, będą się pojawiać rzadko, ale będą, bo lubię rysować a ten blog jest dla mnie inspiracją. A więc teraz, zapraszam was do oglądania moich malunków.



Zakładka mojego autorstwa, ze zniczem.
 
 
Mój pierwszy szkic Lily.

 
 A tutaj jest znów znicz, tym razem, zwykły.
 
 
Lily narysowana ołówkiem...
 
 
... i ta sama Lily, tyle, że pokolorowana.
 
 
A tutaj świeca. Nie wiem czemu, ale to ten blog mnie natchną do stworzenia tego rysunku, więc... Proszę bardzo.
 
 
Drzewo, latarnia, ławka i róża. Ktoś się chyba nie pojawił na umówionym spotkaniu...
 
 
Samotna dziewczyna patrzy w ciemność i spogląda w oczy wilkołaka. Myślę, że to może być Ann, Dorcas albo Lily, która znalazła się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie i spotkała się z przemienionym już Lunatykiem.
 
 
A na sam koniec mała gratka, bo oto macie przed sobą moje artystyczne spojrzenie na łóżko i szafkę Jamesa. Wiem, za porządnie tam i szafka jest zdecydowanie za duża, ale jak już wspominałam dopiero się uczę. Najgorsze w tym wszystkim było narysowanie firanek, ale myślę, że mogło być gorzej. W sumie, to jestem z nich całkiem zadowolona :)
 
 
       No dobrze... A wiec skoro już wam wszystko pokazałam, to pozostaje mi jedynie uśmiechnąć się do was i zapytać co o tym myślicie. Zapowiem też od razu, że nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział. Postaram się go napisać w ten weekend, ale nic nie obiecuję. Oczywiście niedługo pojawi się również miniaturka, na którą również możecie czekać. Ach... No i oczywiście przypominam jeszcze o ankiecie po lewej.
       Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)

4.03.2015

Rozdział 49 - Lekcja Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, czyli ponowne spotkanie ze starymi przyjaciółmi

       Siedziałam właśnie pod drzewem z podkulonymi do piersi nogami i schowaną w rękach głową. Pod tym samym drzewem siedziałam, gdy zasypał mnie śnieg i wciąż żyję, chyba tylko dzięki Syriuszowi i Jamesowi. Właśnie... James. To imię przywoływało tyle wspomnień. Tyle radości, złości, śmiechu i cierpienia. Szczególnie to ostatnie zdarzało się ostatnimi czasy wyjątkowo często. Gdy przypomniała mi się nasza dzisiejsza rozmowa, poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy. Dlaczego to powiedziałam?
       Nagle usłyszałam ciche kroki, które powoli zbliżały się w moim kierunku. Podniosłam głowę i natychmiast zerwałam się z miejsca.
- Nie. Nie ty. Dlaczego ty? Odejdź. Nie chcę z tobą rozmawiać - mówiłam nieprzerwanie cofając się, przed przybyszem. - Czy naprawdę TY musiałeś tu teraz przyleźć i mi przeszkadzać. To nie mógł być ktoś inny?
       W pewnym momencie zaczepiłam o coś stopą i byłabym się przewróciła, gdyby nie szybka reakcja osoby stojącej naprzeciw mnie.
- Dziękuję - powiedziałam - A teraz mnie puść. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - powiedziałam roztrzęsionym głosem.
       Jednak on nic sobie z tego nie robił. Nie puścił mnie. Wręcz przeciwnie. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
- Płakałaś - stwierdził, ocierając palcem wskazującym ślad po jednej z łez.
- Puść mnie - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić - odpowiedział spokojnie, patrząc mi prosto w oczy, a ja na chwilę zatonęłam w spojrzeniu jego orzechowych tęczówek.
       Wpatrywaliśmy się tak przez chwilę w siebie, po czym James nachylił się nade mną i złożył na moich ustach lekki pocałunek. Nie zastanawiałam się nawet sekundy. Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam ten jakże cudowny i rozkoszny dotyk. Kiedy mnie całował, czułam się jak w niebie. Lekka, delikatna i krucha. Roztapiałam się w jego ramionach i tylko one powstrzymywały mnie od zmienienia się z kałużę u jego stóp.
       Nagle poczułam, że jest mi mokro. Czyżbym naprawdę zamieniała się w kałużę? Po chwili poczułam również zimno, a po sekundzie usłyszałam głośny wrzask:
- LILY!
       Zerwałam się jak oparzona i zdyszana rozejrzałam się wokół. Moje spojrzenie padło najpierw na łóżko obok mojego. Potem zobaczyłam szafę, plakaty na ścianach i okna wychodzące na błonia. Z głośnym westchnięciem opadłam ponownie na poduszki i wzięłam głęboki oddech by się uspokoić. To był tylko sen. Rany! To był tylko sen! Westchnęłam z ulgą, ale po chwili się zasępiłam. Szybko jednak otrząsnęłam się z tego stanu. Co się ze mną dzieje? Przecież odrzuciłam przeprosiny Jamesa. Dlaczego, teraz chłopak śni mi się po nocach? Nie powinno tak być. Specjalnie mu nie wybaczyłam, by mieć od niego spokój, a on tymczasem przychodzi do mnie w snach. Ja naprawdę chciałam mu wybaczyć. A jednak... Część mnie nie była pewna, czy ponownie nie zmarnowałby tej szansy.
       Nagle tuż przede mną pojawiła się Dorcas. Tak mnie wystraszyła, że aż krzyknęłam.
- Lil... Uspokój się. To tylko ja - powiedziała łapiąc mnie za ramiona i potrząsając nimi.
- Tak... To tylko ty - powtórzyłam, a moje serce powoli się uspokajało.
- Coś się stało? - zapytała Ann przysiadając na moim łóżku. - Kiepsko wyglądasz.
- To tylko koszmar - odpowiedziałam, na co dziewczyna poklepała mnie pocieszająco po ramieniu.
- Już wszystko ok, Lilka. Obudziłaś się i koniec koszmaru - powiedziała, na co tylko skinęłam głową.
       Nie byłam jednak pewna, czy to rzeczywiście był koniec koszmaru. Tak prawdę mówiąc, to mógł to być dopiero jego początek.
       Nagle, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Spojrzałam na swoją piżamę i zrobiłam zdumioną minę.
- Dlaczego jestem cała mokra?
- Przepraszam Lily - powiedziała Dorcas. - Nie mogłam cię obudzić, więc oblałam cię wodą. Sorki.
- Nic się nie stało - odpowiedziałam spokojnie.
       Normalnie, to bym się nieźle zdenerwowała, ale wciąż byłam zbyt oszołomiona tym snem i po prostu chyba jeszcze wszystkiego nie rejestrowałam odpowiednio.
- Która godzina? - zapytałam.
       Ann wstała z mojego łóżka i spojrzała na zegarek, po czym krzyknęła przerażona:
- O nie! Za kilka minut kończy się śniadanie!
       Dorcas również szybko zerwała się na nogi i szybko się spakowała, po czym spojrzała na mnie ponaglająco.
- Idźcie beze mnie. I tak nie zdążę na śniadanie, więc po prostu mi coś weźcie. Spotkamy się przy wyjściu na błonia.
       Obie dziewczyny skinęły głowami, po czym wybiegły z dormitorium. Widząc to, tylko westchnęłam, po czym wstałam i udałam się do łazienki. Tia... Ja chyba serio coś źle dzisiaj rejestrowałam, bo przez przypadek użyłam pasty Dor, żeby umyć zęby. Grr... Głupi Potter. Nie dość, że nie mogę się go pozbyć, to jeszcze mnie dekoncentruje. Mimo, że to był tylko sen. Co jest ze mną nie tak?!
       Ochlapałam twarz zimną wodą, żeby się obudzić. Na szczęście, podziałało, więc szybko ściągnęłam z siebie mokrą piżamę i założywszy świeżą bieliznę, udałam się w kierunku szafy, by znaleźć jakieś ciuchy. Gdy otworzyłam drzwi, na podłogę pod moimi nogami spadła czerwona chusta. Schyliłam się i wzięłam ją w ręce, po czym przyłożyłam ją do twarzy.
       Uśmiechnęłam się lekko wspominając nasz wspólny taniec. To uczucie, kiedy mnie pocałował... To było bezcenne. A jednak czułam, że nie mogę go całować... Że nie powinnam tego robić, gdy zbliżyłam się do kogoś innego. Tym kimś był lekko zarozumiały i irytujący, ale równocześnie słodki okularnik. Właśnie wtedy ten chłopak ściągnął maskę i wszystko się rozsypało.
       Natychmiast odsunęłam chustę od twarzy i wrzuciłam ją do kufra. Później znajdę lepszą kryjówkę. Nie chciałam żeby wiedział. Nie mógł się dowiedzieć. Wciąż pamiętałam szok jaki przeżyłam, gdy ujrzałam jego twarz. Te pełne usta, wykrzywione w lekkim uśmiechu i ciepłe brązowe oczy. Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu pocałował inną. Mimo, że tą inną byłam ja. W jednej chwili zapomniał, o tym, że tak długo mnie kochał. Tak... Chyba właśnie dlatego, nie chciałam... Nie mogłam mu wybaczyć. Zranił mnie. Ponownie.
       Zdenerwowana, że ponownie to rozpamiętuję, szybko wyjęłam ciuchy z szafy, ubrałam się, spakowałam, po czym ruszyłam ku wyjściu ze szkoły. Miałam nadzieję, że go nie spotkam. I moje marzenia się spełniły, gdyż droga do wyjścia przebiegła mi nadzwyczaj spokojnie. Na miejscu czekały już na mnie dziewczyny. Uśmiechnęłam się lekko na ich widok, po czym zabrałam Dorcas z rąk kanapkę.
- Ej! - krzyknęła oburzona. - A skąd wiesz, że była dla ciebie?
- Nie wiem - odparłam wzruszając ramionami - Ale jeśli nie była dla mnie, to trudno.
- Masz rację - odpowiedziała dziewczyna ze spokojem. - Ta była dla Pottera.
- CO!? - wykrzyknęłam przerażona, po czym spojrzałam na kanapkę, którą właśnie jadłam i z niesmakiem wcisnęłam ją w dłonie Meadowes i odsunęłam się. - Zabieraj to ode mnie.
       Słysząc to, ani Dor, ani Ann, nie mogły powstrzymać się od śmiechu. Natychmiast zrozumiałam, że dziewczyny sobie ze mnie żartowały. Spojrzałam na nie wilkiem, po czym ponownie zabrałam Dorcas kanapkę i powiedziałam:
- Nigdy więcej tak sobie ze mnie nie żartuj.
       Dziewczyny patrzyły na mnie przez chwilę, po czym przeniosły wzrok, na coś za moimi plecami. Odwróciłam się zdziwiona i stanęłam twarzą w twarz z nikim innym, jak oczywiście z Potterem.
- Hej dziewczyny - zaczął pogodnie, ale po chwili zmarszczył czoło. - Gdzie jest... Aaa... Lily. Dlaczego masz moją kanapkę? - zapytał ze szczerym zdumieniem.
       Na jego czole pojawiła się zmarszczka, a twarz wyrażała tak szczere i głębokie zdziwienie, że aż mnie wmurowało w ziemię. Wyglądał tak prawdziwie, niewinnie i słodko, że miałam ochotę zrobić dokładnie to, co w swoim śnie. Szybko mi się jednak przypomniało, jak wyglądają nasze relacje i zawstydzona spuściłam wzrok. Tiaa... Ja czasami naprawdę się dziwnie zachowuję. Szybko jednak podniosłam głowę, mimo wciąż piekących mnie policzków i oddałam Rogaczowi kanapkę próbując się wytłumaczyć:
- No bo ja... Ten, no... Myślałam... No bo Dorcas i Ann... Bo one... A zresztą nieważne - zakończyłam machnąwszy na to wszystko ręką i szybko odwróciłam się na pięcie, po czym odeszłam, a dziewczyny pobiegły za mną chichocząc jak jakieś Chochliki Kornwalijskie.
- Jak mogłyście mi to zrobić? - zapytałam, gdy byłyśmy już wystarczająco daleko od Rogacza, by nie mógł nas usłyszeć. - Tak mnie ośmieszyć. I to jeszcze przed Potterem - jęknęłam na koniec.
       Nie usłyszałam, żeby cokolwiek mi odpowiedziały, więc odwróciłam się w ich kierunku i zobaczyłam jak mrugają do siebie porozumiewawczo. Zaraz, zaraz. Czy ja o czymś nie wiem? one zawiązały przeciwko mnie jakiś spisek, czy co?
       Odwróciłam się od nich i ruszyłam przed siebie, a one już po chwili były u mojego boku. Szłyśmy właśnie przez błonia w kierunku lasu. Zebrała się tam już spora grupka gryfonów i puchonów, którzy przyglądali się czemuś z cichymi okrzykami zdumienia, bądź piskami radości. Dzisiaj lekcje zaczynaliśmy od Opieki nad Magicznymi Stworzeniami i nasza profesorka, Pani Memvitz, chciała nam pokazać coś specjalnego, czego nie moglibyśmy obejrzeć w sali.
       Wpatrywałam się ze zdziwieniem w tłum przed nami zastanawiając się, co takiego też, planuje nam zaprezentować dzisiaj nauczycielka, gdy nagle moich uszu dobiegły ciche okrzyki zaskoczenia, a po chwili uczniowie się rozstąpili a z tłumu, wypadł średniego rozmiaru biały, jaśniejący kształt. W chwili gdy zdałam sobie sprawę z tego na co patrzę, w mojej głowie odezwał się głos, który już kiedyś słyszałam, choć teraz był głębszy, ale równie delikatny jak wówczas.
- Lily!
- Nie wierzę. Kalina!
       Jednorożec podbiegł do mnie, a ja przyspieszyłam kroku, by jak najszybciej móc się spotkać ze swoją starą znajomą. Uściskałam ją, a gdy się odsunęłam, przyłożyłam dłoń do jej czoła. Chwilę później Kalina dotknęła swoim rogiem mojego znaku na nadgarstku, a ja poczułam, jak przez moje ciało, przenika niezwykłe ciepło. Poczułam jak mięśnie powoli mi się rozluźniają, a myśli uspakajają swój szalony bieg, dając mi choć na chwilę zapomnieć o wszelkich problemach. Ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa i spokój, a przy tym, poczułam również nową siłę. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę z wdzięcznością. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele znaczyło dla mnie to, co przed chwilą uczyniłam.
- Owszem, zdaję sobie z tego sprawę.
       Słysząc jej słowa zaśmiałam się lekko. Już zdążyłam zapomnieć, że jednorożce porozumiewają się za pomocą myśli i potrafią je odczytywać.
- Tęskniłam za tobą.
       To wyznanie, bardzo mnie zaskoczyło, ale już po chwili uśmiechnęłam się lekko i głaszcząc łanię po pysku, odpowiedziałam:
- Ja też tęskniłam.
       Po chwili jednak, zabrałam rękę i zakryłam dyskretnie nadgarstek, na którym srebrna łza, jaśniała lekkim blaskiem. Rozejrzałam się uważnie, czy nikt nie zwrócił na to uwagi i dopiero wtedy zorientowałam się, że wszyscy mi się przyglądają. Nie przeczę, to musiało dziwnie wyglądać, gdy jednorożec tak po prostu do mnie podszedł, a ja spokojnie go pogłaskałam. Ale miało to choć jeden plus. Nikt nie zwrócił uwagi na moją bliznę. No, cóż... Znaczy prawie nikt, bo Rogacz, który stał kilka metrów za mną, wpatrywał się uporczywie w moją rękę. O,o... No i teraz mamy mały problem, bo tak prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, co mogłabym zrobić, by odwrócić jego uwagę od blizny. Na pewno o nią zapyta. Może jeszcze nie teraz, ale na pewno kiedyś to zrobi, a jak na razie, prawda, nie wchodziła w rachubę.
       Od tych rozmyślań uratowała mnie nauczycielka, która podeszła do mnie spokojnie i powiedziała z uśmiechem:
- Widzę, że cię polubiła.
- Na to wygląda - odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem, zaczynając ponownie gładzić szyję Kaliny.
- No dobrze uczniowie. Zbliżcie się tutaj! - krzyknęła nauczycielka, do całej grupy, a wszyscy powoli podeszli. - Usiądźcie, a ja wam dzisiaj trochę opowiem o jednorożcach.
       Miałam właśnie usiąść, gdy nagle w mojej głowie rozległ się kolejny, równie dobrze znany mi głos:
- Witaj Lily.
- Miło cię widzieć Marino.
- I nawzajem.
       Matka Kaliny, jednorożec, który się mną opiekował po ataku smoka, podeszła do mnie i lekko szturchnęła mnie nosem w policzek. Uśmiechnęłam się lekko, po czym pogłaskałam łanię, po chrapach. Kiedy się ode mnie odsunęła, usiadłam, a ona podeszła do mnie od tyłu i położyła się, układając przy tym tak, żebym mogła się na niej wygodnie oprzeć. Kalina również położyła się obok mnie i położyła pysk na moich kolanach, domagając się, bym zaczęła ją głaskać, co też już po chwili z przyjemnością uczyniłam.
       Dzień był dzisiaj pogodny i wyjątkowo słoneczny. Wszyscy uczniowie ułożyli się wygodnie na trawie. Zobaczyłam, jak dziewczyny patrzą na mnie z niepokojem i zdziwieniem jednocześnie. O rany! W tym całym ferworze spotkań zupełnie o nich zapomniałam.
- Marino, Kalino.
- Tak? - zapytały obie jednocześnie.
- Tamte dwie dziewczyny, to moje najlepsze przyjaciółki. Czy mogą się przysiąść?
- Nie ma problemu.
- Dor, Ann. Chodźcie - powiedziałam, klepiąc miejsce obok siebie.
       Popatrzyły niepewnie najpierw na mnie, a potem na jednorożce, ale widząc moją zachęcającą minę, natychmiast się do mnie przysiadły. Inne dziewczyny również nas otoczyły, ale chłopcy trzymali się odrobinę dalej. I słusznie. Jednorożce nie lubią osobników płci męskiej. Przebiegłam spojrzeniem po uczniach i na chwilę mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Jamesa. Szybko jednak odwróciłam wzrok i zaczęłam słuchać nauczycielki, głaszcząc przy tym szyję Kaliny. Zwróciłam przy tym uwagę, jak bardzo mała wyrosła od czasu naszego ostatniego spotkania. Wciąż była jednak tak samo piękna, wrażliwa i żywa. Przyglądałam jej się z uśmiechem na ustach i wspominałam nasze pierwsze, niekoniecznie najszczęśliwsze spotkanie.
       Przez cały czas trwania lekcji, uczniowie przyglądali mi się ze zdziwieniem i zainteresowaniem, a w oczach niektórych dziewczyn, dostrzegłam nawet zazdrość, ale tylko wzruszyłam na to ramionami. Zawsze jakaś dziewczyna była o mnie zazdrosna z jakiegoś powodu. A to miałam lesze oceny, fajniejsze włosy, uganiał się za mną Potter, albo, tak jak teraz byłam nagle w centrum uwagi. No nie ma co, po prostu szkoła zazdrości.
       Przez cały czas trwania lekcji gawędziłam sobie z Mariną i Kaliną, a kiedy nauczycielka powiedziała, że możemy już wracać do zamku, nie miałam na to najmniejszej ochoty. Siedziałam jeszcze przez chwilę oparta o bok Mariny, aż w końcu Ann do mnie podeszła i podając rękę powiedziała:
- Wstawaj leniu. Pora wracać do szkoły.
       Z westchnieniem, przyjęłam pomoc przyjaciółki i stanęłam na dwóch nogach, po czym ruszyłam z nią w kierunku zamku. Wtedy jednak Karina nagle wstała i przygalopowała do mnie. Ja i Ann zatrzymałyśmy się zdziwione i popatrzyłyśmy pytająco na jednorożca.
- O co chodzi?
- Nie odchodź. Zostań ze mną i mamą - poprosiła błagalnie.
- Chciałabym, ale nie mogę. Muszę iść już na lekcje.
- Ale ja będę tak strasznie za tobą tęsknić - zajęczała.
- Ja za tobą też. Ale przecież jeszcze się spotkamy - odpowiedziałam dobrodusznie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - powiedziałam z lekkim uśmiechem i po raz ostatni pogładziłam Karinę po pysku.
       Kiedy odbiegła do matki, posłałam im obu ostatnią myśl:
- Do zobaczenia. Mam nadzieję, że niebawem.
       Po tych słowach odwróciłam się i udałam w stronę szkoły. Już po chwili dogoniła mnie Ann i zapytała:
- Co to było?
- To, czyli co? - zapytałam nie rozumiejąc.
- No wiesz... To że te jednorożce tak od razu do ciebie podbiegły i cię zaakceptowały. Spotkałaś je już ?
       Uderzyłam się ręką w czoło. Jak mogłam wcześniej o tym nie pomyśleć?
- Tak - powiedziałam szybko. - Ten jednorożec, który podbiegł do mnie jako pierwszy... To jego uratowałam pół roku temu przed smokiem. A ten drugi, to jego matka. Zajmowała się mną, przez ten czas, gdy byłam nieprzytomna.
- Teraz wszystko jasne - powiedziała Ann, kiwając ze zrozumieniem głową - Ale teraz już się pospieszmy. Zaraz zaczyna się transmutacja.
       Skinęłam głową, po czym ruszyłam za przyjaciółką w kierunku zamku.

***

       Szłam właśnie pustym korytarzem z biblioteki. Dziewczyny były już w dormitorium, ale ja musiałam zostać w czytelni trochę dłużej, by skończyć odrabiać lekcje. Pora była już dość późna, ale jeszcze co jakiś czas napotykałam na drodze uczniów. Tak naprawdę, to o niczym nie myślałam i próbowałam się odprężyć i oczyścić umysł. Stan, w który wprawiła mnie Karina, zniknął już jakiś czas temu i znów, przytłaczały mnie najróżniejsze myśli.
       Nagle tuż przede mną jak z pod ziemi, wyrósł James. Aż krzyknęłam ze strachu. Szybko się jednak uspokoiłam i spojrzałam na chłopaka, który przypatrywał mi się z wyższością. Strasznie mnie tym zdenerwował. Podniosłam wysoko podbródek, po czym wyminęłam go z dumną miną. Jednak zanim zdążyłam się oddalić, Rogacz złapał mnie za nadgarstek i pociągną w swoim kierunku. Byłam tym tak zaskoczona, że po prostu, bez słowa się odwróciłam. Kiedy zdałam sobie sprawę z zamiarów chłopaka było już za późno. Właśnie odsuwał z mojego nadgarstka szatę i ze zdumieniem, przyjrzał się małej srebrnej bliźnie w kształcie łzy.
- Co to jest? - zapytał marszcząc brwi.
       Nie miałam zamiaru mu odpowiadać, więc wyszarpnęłam rękę, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Nie odeszłam jednak daleko, gdyż po kilku sekundach James znów mnie złapał, a ja poczułam, jak gotuje się we mnie wściekłość.
- Puść mnie - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Ale Lily...
- Puść mnie - powtórzyłam z uporem.
       Na chwilę, ręka chłopaka mocniej zacisnęła się na moim nadgarstku, ale już po chwili mnie puścił. Wyminął mnie i stanął ze mną twarzą w twarz, po czym podał mi kartkę i powiedział z kamienną miną:
- Chciałem ci to tylko przekazać.
       Niepewnie, wzięłam zwitek pergaminu z jego dłoni, a on odwrócił się i odszedł. Patrzyłam na jego plecy, dopóki nie zniknęły za zakrętem, po czym rozwinęłam kartkę i szybko przebiegłam wzrokiem tekst. Była to wiadomość od Profesora Dumbledora. Chciał się ze mną spotkać w sobotę o 17:00. Nie wiedziałam dlaczego i zaczęłam się zastanawiać, jaką sprawę może mieć do mnie dyrektor. Moje myśli zajmowała jednak zupełnie inna sprawa. Przez chwilę stałam w miejscu, zaciskając wargi, ale w końcu się poddałam i ruszyłam biegiem ku dormitorium. Niedaleko obrazu, na schodach, wreszcie go dogoniłam.
- James! - krzyknęłam.
       Chyba go zaskoczyłam, bo odruchowo się odwrócił. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam go. Tym zaskoczyłam go chyba jeszcze bardziej, bo stał jak wryty, nie poruszając się nawet o centymetr.
- Przepraszam - powiedziałam. - Bardzo cię za wszystko przepraszam. Za to, że przed chwilą byłam taka oschła. I za to, że ci wtedy nie wybaczyłam. Przepraszam. Proszę, wybacz mi.
- Dlaczego mam to zrobić? Myślisz, że jesteś warta tego, bym ci wybaczył? - zapytał oschle odsuwając się ode mnie.
        Te słowa mnie zabolały, ale wiedziałam, że ma rację. Ja go wcześniej olałam. dlaczego on nie miałby zrobić tego samego? Spojrzałam na chłopaka ze smutkiem i odpowiedziałam:
- Nie jestem tego warta - gdy te słowa, dotarły do Rogacza, aż się zachłysną powietrzem, ale ja już mówiłam dalej. - Zrozumiem jeśli mi nie wybaczysz. Nie musisz. Szczególnie po tym, jak cię potraktowałam. Ale jednak cię o to proszę.
       James przyglądał mi się przez chwilę uważnie, po czym powiedział:
- Wybaczę jeśli odpowiesz mi na jedno pytanie.
- Pytaj.
- Co to za blizna na twoim nadgarstku.
       Zagryzłam wargę. Naprawdę musiał o to zapytać? Akurat o to? Nie miałam jednak wyboru, więc opowiedziałam mu o łzie. Ale nie wszystko. Nie wspomniałam o tym, że umiem uzdrawiać. Za radą profesora Dumbledora, ukrywałam to przed innymi. Zdradzę to, gdy przyjdzie na to czas.
       Kiedy już zakończyłam swoją opowieść, James myślał przez chwilę w milczeniu, zapatrzony w coś nad moją głową. Zaczęłam się denerwować milczeniem chłopaka, więc w końcu przerwałam ciszę.
- Wybaczysz mi?
       James otrząsnął się z zamyślenia, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Oczywiście. To jak? Między nami znów wszystko w porządku?
- Tak - odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem, na co chłopak odpowiedział mi tym samym.
       Przez chwilę staliśmy tak patrząc na siebie, aż w końcu Rogacz powiedział:
- Powinnaś iść do łóżka. Na pewno jesteś zmęczona.
- A ty? Nie idziesz jeszcze do dormitorium? - zapytałam ze zdziwieniem.
       W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie po huncwocku i odpowiedział:
- Mam jeszcze coś do załatwienia.
       Słysząc to, tylko przewróciłam oczami, a chłopak ujął moją rękę po czym ucałował jej wierzch. Patrzyłam na niego w zdumieniu, gdy się prostował i puścił do mnie oczko. Gdy mnie wymijał powiedział jeszcze:
- Słodkich snów maleńka.
       Stałam na schodach bez ruchu, jeszcze kilka minut, po tym, jak Rogacz zniknął mi z oczu. Nie za bardzo wiedziałam, co się właściwie wydarzyło. Świadoma byłam tylko jednego faktu. Pogodziłam się z Jamesem. Ten fakt wywołał uśmiech na mojej twarzy i w doskonałym nastroju ruszyłam do pokoju, by szybko się umyć, a potem położyć pod ciepłą kołderką i śnić o nim, przez całą noc.

-------------------------------------------------------

Rozdział trochę później, niż zamierzałam, ale trudno. Mam nadzieję, że warto było na niego czekać. Początek jest całkiem niezły, końcówka już trochę gorsza, ale myślę, że ujdzie.
W najbliższym czasie będę zapewne zadziej pisać, bo już za miesiąc egzaminy gimnazjalne i muszę sobie zacząć wszystko powtarzać. Ale bez obaw, nie zaniedbam bloga.
W najbliższym czasie pojawi się również miniaturka. Nie wiem kiedy dokładnie, ale się pojawi.
Nie wiem, czy zauważyliście, ale po lewej stronie jest ankieta wielokrotnego wyboru. Chciałabym, żebyście zaznaczyli, o czym chcielibyście więcej poczytać. Mam oczywiście własny plan, ale w między czasie, mogę wpleść to, czego chcecie.
Pozdrawiam i mam nadzieję do napisania niedługo. o i oczywiście proszę gorąco o komentarze :)