12.05.2015

Rozdział 53 - Czy to aby na pewno przegrany zakład?

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...


       Kiedy obudziłem się wczesnym rankiem, nie miałem ochoty dosłownie na nic. Leżałem po prostu na łóżku i gapiłem się w sufit nade mną. Zastanawiałem się, co myśleć o wczorajszym dniu. I o tej rozmowie z Lilką. Miała rację, ostatnimi czasy zachowywałem się trochę... Jak dawny ja. Czyli w odczuciu Evans idiota i osioł w jednej osobie. Może w sumie miała rację? A zresztą, mniejsza z tym! Ważniejsze jest to co stało się potem. A może raczej powinienem powiedzieć co się nie stało. Było tak blisko. Tak blisko do pocałunku. A jednak do niego nie doszło. Coś ją spłoszyło. Nie wiem tylko co. Może zdała sobie sprawę z tego, że chce ze mną być?
Nie rób sobie nadziei Potter.
Niby dlaczego?
Bo na pewno nie o to chodziło.
Więc o co?
A co mnie pytasz? Co ja jakaś wyrocznia jestem?
Byłbyś wtedy bardziej użyteczny niż w tej chwili.
Ej...
Nie oburzaj się tak i bądź już cicho.
       W głębi duszy podejrzewałem jednak, że ten dziwny głos w mojej głowie ma rację i faktycznie, nie o to chodziło. Problem tkwił w czyś innym. Tylko w czym? Westchnąłem zrezygnowany i przejechałem rękami po twarzy. Co było nie tak?
       Nagle do moich uszu dobiegły dźwięki rozmowy. Zmarszczyłem brwi i odsunąłem kotary łóżka. Spojrzałem na Łapę i Lunatyka, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Kiedy mnie dostrzegli przerwali na chwilę i uśmiechnęli się szeroko.
- Widzę, że nasz śpiąca królewna wstała - zażartował Black.
- No bez przesady, aż tak późno nie jest - odparłem ziewając szeroko, na co obaj tylko przewrócili oczami. - O czym gadacie? - zapytałem zaciekawiony.
       Łapa i Luniek wymienili znaczące spojrzenia, co wzmogło moją czujność. Co ci dwaj kombinowali?
- O niczym ważnym - odpowiedział pospiesznie Syriusz, a ja spojrzałem na niego wymownie. - Jesteś przecież dla mnie jak brat. Nie oszukałbym cię.
- Właśnie dlatego, że jesteś dla mnie jak brat, znam cię na wylot. I doskonale wiem kiedy kłamiesz. A robisz to właśnie w tej chwili. Więc mów o co chodzi.
       Chłopaki ponownie wymienili między sobą spojrzenia, a Lunio kiwnął głową. Syriusz westchnął widząc ten gest, po czym powiedział patrząc na mnie niepewnie, ale z doskonale widoczną huncwocką iskrą w oku:
- Obmyślamy sposób na upokorzenie Rudej.
- CO!? - wrzasnąłem zaskoczony wyskakując z łóżka. - Dlaczego!?
- Uspokój się - powiedział Łapa podchodząc do mnie i popychając mnie z powrotem na łóżko. - Właśnie dlatego nie chcieliśmy ci nic powiedzieć. Uspokój się i pozwól mi wyjaśnić. I nie masz prawa się odzywać - ubiegł mój wybuch Syriusz.
       Spojrzałem na przyjaciela spode łba, ale w końcu zgodziłem się siedzieć cicho.
- Więc? O co chodzi? Dlaczego chcecie upokorzyć Lilkę?
- To kara za przegrany zakład - odparł Black z szatańskim uśmiechem na ustach.
- Jaki zakład? - zapytałem zaciekawiony.
- Założyłem się z nią, że cię pocałuje - odparł Łapa ze śmiechem, a ja zamarłem zszokowany.
- Cccc... Co? - zdołałem w końcu wyjąkać.
       Łapa i Lunio widząc moją minę, parsknęli głośnym śmiechem. Patrzyłem najpierw na jednego a potem na drugiego jak na jakiś przygłupów, a kiedy w końcu się uspokoili, spojrzałem na Syriusza z wyczekiwaniem.
- Jak? - zapytałem tylko, ale przyjaciel natychmiast mnie zrozumiał i zabrał się do objaśniania.
- No wiesz... - zaczął Black z chytrym uśmieszkiem - Ruda była wczoraj jakaś nie w humorze, więc do niej zagadałem i w końcu zaczęła mi na ciebie narzekać, ale tak narzekała, że doszedłem do wniosku, że jej na tobie zależy. Ona oczywiście zaprzeczyła, więc się z nią założyłem, że ma cię pocałować. Ale, jak już sam dobrze wiesz, nie zrobiła tego. A to dowodzi tylko słuszności mojej teorii, że jej na tobie zależy, bo gdyby tak nie było to by cię pocałowała. Ale Ruda tego nie zrobiła. Dlaczego? Bo nie chciała cię zranić. I o to, proszę bardzo, mamy dowód moich jakże genialnych spostrzeżeń.
       Ja i Lunio wpatrywaliśmy się zdumieni w Łapę, który patrzył na nas z nieurywanym samozadowoleniem. Kiedy milczeliśmy już od dobrej minuty, spojrzał na nas marszcząc brwi z niezrozumieniem.
- Co jest? Języki wam wyrwano, czy jak, że tak milczycie jak para umarlaków?
- To... To co zrobiłeś było takie... Takie... Sprytne - powiedziałem w końcu, nie mogąc znaleźć lepszego słowa, na określenie podstępu Łapy.
- A co ty myślałeś Rogaś? Ja przecież jestem wcieleniem sprytu - stwierdził chełpliwie Black, na co razem z Luniem głośno się roześmialiśmy.
       Kiedy w końcu w pokoju na powrót zapadła cisza, zapytałem:
- Czyli skoro wygrałeś zakład, to możesz upokorzyć Lilkę przed całą szkołą?
- Mhm...
- A gdyby ona wygrała?
- Mogłaby upokorzyć mnie - odparł mój czarnowłosy przyjaciel z iskrą w oku.
       Rozważałem przez chwilę słowa przyjaciela, po czym nagle do głowy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Zerwałem się z łóżka, zabrałem ciuchy i pobiegłem najszybciej jak mogłem do łazienki. Z prędkością światła załatwiłem poranną toaletę i przebrałem się rozmyślając przy tym, o wszystkim, czego się dowiedziałem.
       A więc to dlatego wczoraj tak nagle do mnie zagadała, mimo, że wydawała się być na mnie wściekła. To miało sens. I dlatego mnie nie pocałowała. Bo gdyby to zrobiła, a dzisiaj bym się o tym dowiedział, byłbym na nią wściekły. Czułbym się zdradzony i oszukany. Chciała, żebym tego uniknął.
       Uśmiechnąłem się pod nosem. Może jej jednak faktycznie na mnie zależało? Może jednak coś do mnie czuła? Ale jeśli tak, to dlaczego nie chciała się ze mną umówić. Westchnąłem. Dziewczyny to jednak strasznie skomplikowane stworzenia. Mimo, że spędzam z nimi tyle czasu, wciąż są dla mnie zagadką.
       Szybko doszedłem jednak do wniosku, że mam na głowie większe zmartwienia. Chociażby to, co zrobić, by Lilka nie została upokorzona przez Łapę. Przecież ona by wygrała. Pocałowałaby mnie, a ja naprawdę nie miałbym nic przeciwko. Ale nie zrobiła tego, ze względu na mnie. Więc teraz ja musiałem jej pomóc i sprawić, by uniknęła okropnego losu, jaki zapewne szykował jej już Mistrz Kawałów, Pan Syriusz Black.
       Miałem już pewien pomysł, jak odwrócić role tej dwójki, ale obawiałem się, że Lils nie będzie chciała ze mną współpracować. Musiałem jednak spróbować. Szybko wyszedłem z łazienki i ruszyłem w kierunku kierunku wyjścia informując przy tym chłopaków, że mam coś do załatwienia. Linio i Łapa popatrzyli na mnie mrużąc oczy, ale nic nie powiedzieli, a ja już po chwili byłem na korytarzu. Rzuciłem zaklęcie na schody prowadzące do damskiego dormitorium i wbiegłem na górę. Zapukałem do odpowiednich drzwi i czekałem, aż ktoś mi otworzy. Z wnętrza pokoju dobiegły mnie odgłosy niezadowolenia, jęki protestu i pomrukiwania, po czym drzwi zostały otworzone i przede mną stanęła zaspana Dorcas, mająca na sobie tylko koszulę nocną.
- Ooo... Hej Rogaś - przywitała się, próbując ukryć ziewnięcie.
- Jest Lily? - zapytałem natychmiast.
- Mhm... - potwierdziła dziewczyna - Siedzi w łazience. A co?
- Jak wyjdzie, powiedz jej, że będę na nią czekał na błoniach. Mam do niej bardzo ważną sprawę, która nie może czekać. Przekażesz jej?
- Spoko - odparła Czarna ponownie ziewając - Jakby nie chciała iść, to zaciągnę ją tam siłą.
- Dzięki - odparłem ze śmiechem
       Dziewczyna skinęła mi głową, po czym zamknęła drzwi, a ja ruszyłem do PW a potem ku wyjściu z zamku. Zacząłem przechadzać się po błoniach, a kiedy w końcu mi się to znudziło usiadłem nad brzegiem jeziora i zacząłem puszczać kaczki.
- James? - dobiegł mnie z tyłu znajomy, odrobinę spięty głos.
       Natychmiast się odwróciłem, a widząc śliczną twarz o otoczoną rudymi włosami, natychmiast zerwałem się na nogi i podszedłem do dziewczyny.
- Coś się stało? - zapytała patrząc na mnie uważnie - Dorcas mówiła, że miałeś do mnie jakąś ważną sprawę.
- Nie musiała cię tu zaciągać siłą? - zapytałem z psotnym uśmiechem na ustach, na co rudowłosa przewróciła oczami i nieco się rozluźniła.
- Chciała to zrobić, żeby mieć pewność, że na pewno przyjdę - odparła z uśmiechem.
       Słysząc słowa przyjaciółki zaśmiałem się, a kiedy zamilkłem, zapytała:
- Więc co to za ważna, nie cierpiąca zwłoki sprawa?
       Zamarłem. Zupełnie zapomniałem z jakiego powodu chciałem, by Lily się ze mną spotkała. Tak było mi z nią dobrze, że wyleciało mi to z głowy. Ale musiałem jej to powiedzieć. I mimo, że nie byłem na nią zły, byłem pewny, że dziewczyna się zestresuje. I jak się okazało miałem rację.
- Lily... - zacząłem ostrożnie, z poważnym wyrazem twarzy - Ja... Wiem o zakładzie.
       Uśmiech, który jeszcze chwilę wcześniej gościł na twarzy Rudej, natychmiast zniknął. Przez chwilę otwierała i zamykała usta, jak ryba wyjęta z wody, próbując coś powiedzieć. W końcu zapytała:
- Skąd wiesz?
- Syriusz obmyślał dzisiaj rano jak cię upokorzyć.
       Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się we mnie w zdumieniu, a potem spuściła głowę i schowała twarz w dłoniach, po czym zaczęła mówić:
- Ja... Ja strasznie, strasznie cię przepraszam. Wiem, że ten zakład, to... No ten... Ja... Ja wiem, że nie powinnam, ale... No ale Syriusz mnie sprowokował... No i jakoś... Jakoś tak...
- Spokojnie Lily - powiedziałem podchodząc do niej i odejmując jej ręce z twarzy - Nie gniewam się na ciebie.
- Nie? - zapytała zdumiona podnosząc głowę.
- Nie - odparłem lekko się uśmiechając - Byłbym na ciebie zły, gdybyś mnie pocałowała, a ja bym się teraz dowiedział, że to był zakład. Oj, nie darowałbym ci tego Evans. Ale nie zrobiłaś tego, więc nie ma problemu.
       Lily wpatrywała się we mnie przez chwilę w zdumieniu, a potem odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy - odparłem z uśmiechem - Ale nie po to chciałem się z tobą spotkać.
- W takim razie po co? - zapytała Ruda odsuwając się ode mnie na krok i patrząc mi głęboko w oczy, przez co po plecach przeszedł mi przyjemny dreszcz.
- Chodzi o to, że nie mogę pozwolić, żeby Syriusz cię ośmieszył.
- Przegrałam zakład, a taki był warunek - odparła Lily z ponurą miną.
- No tak. Ale czy ty aby na pewno przegrałaś ten zakład? - zapytałem z iskrą w oku.
- Co masz na myśli? - zapytała, patrząc na mnie ze szczerym zainteresowaniem.
- Syriusz nie podał terminu do którego ma trwać zakład, prawda? - chciałem się upewnić co do tego, zanim wprowadzę w życie swój pomysł.
- Nom. Ale co z tego?
- To, że jesteśmy teraz sami i Dorcas może to potwierdzić. Żadne z naszych przyjaciół nas teraz nie widzi. Więc kiedy wrócimy, możemy im wmówić, że mnie pocałowałaś - odpowiedziałem z przebiegłym uśmiechem.
       Lily wpatrywała się we mnie przez chwilę w zdumieniu, ale szybko się otrząsnęła i spojrzała na mnie mrużąc przy tym oczy i krzyżując ręce na piersiach.
- Plan piękny - stwierdziła - Ale musi być jakieś ale...
       Spojrzałem na dziewczynę z huncwockim uśmieszkiem. Jak ona dobrze mnie znała.
- Ale umówisz się ze mną na randkę.
       Evans prychnęła i spojrzała na mnie tymi swoimi niesamowitymi, zielonymi oczami, po czym odpowiedziała:
- Nie ma mowy, żebym się z tobą umówiła. Już wolę cię pocałować.
- Czyżby? - spytałem z cwaniackim uśmieszkiem na ustach, zbliżając się o krok do dziewczyny.
- No jasne - odpowiedziała, patrząc mi wyzywająco w oczy.
- Mhm... Bo już ci uwierzę - powiedziałem nachylając się nieco nad dziewczyną.
       W tej chwili, ona uniosła się lekko na palcach i nasze usta złączyły się na sekundę w lekkim pocałunku, a ja czując usta Lily na swoich wargach, zamarłem. Kiedy Ruda się odsunęła popatrzyłem na nią zdziwiony, a ona miała taki wyraz twarzy jakby była nie mniej zaskoczona ode mnie. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie na wzajem, a ja na parę sekund utonąłem w spojrzeniu zielonych oczu. Dziewczyna jednak po chwili spuściła wzrok i utkwiła go w swoich butach.
- Ja... Ja chyba powinnam już iść - mruknęła z rumieńcami na twarzy, po czym odwróciła się na pięcie z zamiarem powrotu do zamku.
       Otrząsnąłem się na chwilę z zaskoczenia i złapałem Lily za rękę i wyszeptałem:
- Pamiętaj, by powiedzieć Syriuszowi o tym, że wygrałaś zakład. Nie może cię upokorzyć.
       Evans skinęła lekko głową, a ja ją puściłem. Przez chwilę stała jeszcze w miejscu, ale potem ruszyła ku zamkowi. W połowie drogi zatrzymała się jeszcze i odwróciła by posłać mi lekki uśmiech, który odwzajemniłem. Patrzyłem jak rude włosy lekko falują na wietrze i odbijają promienie słoneczne, a kiedy zniknęły mi z pola widzenia, odetchnąłem głęboko i schowałem twarz w dłoniach.
       Jak to w ogóle możliwe. Przecież... Przecież... Tak nie powinno być. A jednak wszystko wyjaśniało. Ten znajomy dotyk warg, delikatnych jak płatki róży. Słodki, delikatny pocałunek. Tak dobrze mi znany. Jak mogłem się wcześniej nie domyślić? Jak wcześniej mogłem na to nie wpaść? Ale teraz już wiedziałem. Lily... Dziewczyna w czerwonej sukience... To była jedna i ta sama osoba. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie miałem jednak pewności. Musiałem się upewnić. Musiałem mieć całkowitą pewność. Ale jeśli miałem rację, to wszystko ulegnie zmianie...
       Wolnym krokiem ruszyłem w kierunku zamku. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co dopiero się wydarzyło. Lily mnie pocałowała! I najprawdopodobniej to ona była tajemniczą dziewczyną z balu. Byłem tak zaskoczony, a przy tym również tak szczęśliwy, jak jeszcze nigdy przedtem.
       Wszedłem do Wielkiej Sali i nie wiele myśląc ruszyłem ku swojemu miejscu. Usiadłem i przez chwilę wpatrywałem się z głupkowatym uśmiechem w swój talerz.
- Wszystko w porządku James? - usłyszałem z naprzeciwka znajomy głos.
       Podniosłem głowę i spojrzałem w twarz Syriusza.
- Doskonale - odparłem, wciąż z niepokojacym uśmiechem na ustach, co oczywiście nie umknęło uwadze mojego przyjaciela.
- Czemu się tak szczerzysz?
- Pocałowała mnie - odpowiedziałem patrząc radośnie na Łapę.
- Co!? - wykrzyknął zdumiony chłopak pochylając się w moim kierunku i szeroko otwierając oczy.
- Przegrałeś zakład stary - powiedziałem po czym zacząłem się szaleńczo śmiać.
       Syriusz popatrzył na mnie jak na wariata, a potem mruknął coś niezadowolony pod nosem. Kiedy się uspokoiłem zabrałem się do spożywania śniadania, a kiedy dostrzegłem Lily wchodzącą wraz z przyjaciółkami do sali, nie byłem w stanie powstrzymać uśmiechu. Pomyślałem, że może jednak wszystko się jeszcze między nami ułoży...

Koniec psot...


-------------------------------------------------------

Wiem, że rozdział krótki, przepraszam. Ale jest tutaj wszystko, co chciałam w nim zawrzeć, więc nie ma co go ani wydłużać, ani skracać. Jest całkiem szybko od od poprzedniej notki minął tydzień. W najbliższym czasie postaram się pisać częściej, ale nic nie obiecują, bo mam masę spraw na głowie. Ostatnie sprawdziany, poprawki i jeszcze do tego dwie prezentacje. No po prostu umieram. A w dodatku jeszcze mam w weekend urodziny siostry ciotecznej, przez co nie mam dwóch dni na naukę, a tylko jeden. Serio, umieram. Postaram się jednak napisać coś, może w weekend, bo wieczorem się przecież uczyć nie będę. No, ale chciałam obejrzeć finały dwóch... Nie, chwila... Trzech seriali, więc nie wiem, czy mi się uda.
W każdym razie liczę, że rozdział wam się spodobał :) A co powiecie o nowym wyglądzie bloga? Mnie osobiście bardzo się spodobał, a jakie jest wasze zdanie? Wolicie ten, czy może któryś z poprzednich?
Bardzo was proszę o komentarze, bo to naprawdę motywuje do dalszego pisania.
Pozdrawiam :D

6.05.2015

Rozdział 52 - Życie jest skomplikowane


I like you the way you are
When we're drivin' in your car
And you're talking to me one on one but you've become
Somebody else round everyone else
You're watching your back like you can't relax
You're tryin' to be cool you look like a fool to me

tłumaczenie:

Lubię cię takim, jakim jesteś
Kiedy jedziemy twoim samochodem
I rozmawiamy w cztery oczy, ale ty stajesz się
Kimś innym wśród pozostałych
Oglądasz się za siebie
Jakbyś nie mógł się odprężyć
Starasz się być fajny, ale dla mnie wyglądasz jak dureń

       Te słowa wciąż krążyły po mojej głowie, powtarzając się w kółko i kółko, i nie pozwalając mi się skupić na niczym innym. Nie wiedziałam dlaczego wciąż, krążyły po mojej głowie. To była zagadka nie do rozwiązania. A może jednak? Westchnęłam i ponownie wtopiłam się w słowa.
 
 
I like you the way you are.

       Nie musiałam się długo zastanawiać nad tymi słowami. Wiedziałam kogo dotyczą. Mogły się odnosić tylko do jednej osoby. Do Niego. Westchnęłam ponownie i schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego ostatnimi czasy, wszystko co działo się w mojej głowie wciąż dotyczyło tylko i wyłącznie tej jednej osoby? Zaczęło się to pewnego ranka, gdy dziewczyny nie mogąc mnie obudzić, posłały po Niego. Myślałam, że tylko żartują, ale on naprawdę się zjawił. Obudził mnie łaskotkami, a tuż przed wyjściem szepnął mi do ucha:
- Mam nadzieję, że w przyszłości będę miał jeszcze szansę, obudzić cię w ten sposób.
       Po tych słowach wyszedł, a ja siedziałam oniemiała na łóżku jeszcze przez chwilę, zanim w końcu wzięłam się w garść. Ale od tej pory czułam się dziwnie w Jego obecności. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Właśnie dlatego unikałam go ostatnimi czasy. Nie byłam w stanie patrzeć na niego i nie myśleć o tym poranku. A mimo, że wtedy w dormitorium były również dziewczyny, Jego słowa wydawały mi się intymne i nie byłam w stanie się od nich opędzić, a one wciąż pobrzmiewały mi echem w głowie.
       Może naprawdę go lubiłam. Może naprawdę mi zależało. Ostatnimi czasy, poznałam go dużo lepiej. Znałam go. A przynajmniej wydawało mi się, że go znam.
 
 
When we're drivin' in your car
And you're talking to me one on one

       Tak... Zdecydowanie wydawało mi się, że go znam. Nie raz spędzaliśmy czas samotnie, tylko we dwójkę. Jako przyjaciele. Poznałam go. Wiele się o nim dowiedziałam. I myślałam, że to było prawdziwe. Tyle że...
 
 
But you've become
Somebody else round everyone else
You're watching your back like you can't relax
 
 
        No właśnie. Kiedy byliśmy z innymi, zmieniał się. Ostatnimi czasy nie było to tak widoczne jak kiedyś, ale znów zaczęło przybierać na sile, choć dostrzegałam, że Jego przyjaciele tego nie pochwalają. Widziałam, że w towarzystwie innych, poczynał sobie śmielej, stawał się odważniejszy. Nie żeby to było złe. Ale zaczynał być wtedy również zarozumiały i pyszny, a ja już i tak ostatnimi czasy poddenerwowana nadchodzącymi egzaminami, coraz łatwiej się denerwowałam.
       Pamiętam, jak dopiero co kilka dni temu, chłopak paradował po PW w stroju kaczki i tańczył do piosenki "Kaczuszki". Wciąż pamiętałam, jaka byłam tego dnia szczęśliwa. Pamiętałam też doskonale, jak świetnie go rozumiałam, jak łatwo było nam się porozumieć. Ale teraz... Patrzyłam na niego i widziałam zupełnie innego chłopaka. Znów zaczął robić wredne dowcipy i pysznił się po całej szkole, dokuczał ślizgonom i denerwował nauczycieli. A jeszcze niedawno, mimo, że wciąż był żartownisiem, odrobinę ze swoją bandą przystopował i dał uczniom trochę wytchnienia. A teraz wszyscy czterej znów szaleli po korytarzach Hogwartu, a ja, już i tak zajęta nauką, musiałam jeszcze pilnować ich na szlabanach.
       A on? Nie obchodziło go to. Niczym się nie przejmował. Miałam wrażenie, jakby chłopak, którego znałam do tej pory i którego polubiłam, odszedł. Zastanawiałam się tylko, czy jeszcze wróci. 

You're tryin' to be cool you look like a fool to me
 
       O tak... To było zdecydowanie stwierdzenie, z którym się zgadzałam. On znów zachowywał się, jakby był pępkiem świata, a ja znów zaczęłam go postrzegać jako idiotę i barana. Nie obrażając oczywiście ani idiotów, ani baranów.
       Jak widać, piosenka nie bez przyczyny wciąż krążyła mi po głowie. Jej tekst oraz melodia, tak dokładnie oddawały moje uczucia i Jego zmianę. Słowa piosenki miały mi chyba tylko ułatwić przyswojenie sobie wiadomości, że dawny On, zniknął, choć miałam nadzieję, że nie całkowicie.
- Siemka Ruda!
       Oderwałam wzrok, który do tej pory tępo wpatrywał się w kominek i spojrzałam na swojego czarnookiego przyjaciela. Westchnęłam cicho i odpowiedziałam:
- Hej.
- Co jest? - spytał marszcząc brwi i patrząc na mnie ze zdziwieniem.
       Tylko pokręciłam głową próbując przekonać chłopaka, że nic się nie stało, ale mnie zignorował i usiadł obok mnie na sofie.
- No dobrze. A teraz spowiadają się mistrzowi Blackowi ze swoich grzechów - odparł z udawaną wyniosłością, na co parsknęłam śmiechem.
- Nie mam grzechów - odparłam pokazując Łapie język.
       Chłopak w odpowiedzi uderzył mnie poduszką i oboje zanieśliśmy się głośnym śmiechem. Kiedy się jednak w końcu uspokoiliśmy, Syriusz spoważniał i zapytał:
- No dobra, ale teraz na serio, Ruda. Co się dzieje?
- Nieważne - odparłam machnąwszy ręką, po czym sięgnęłam po książkę od zaklęć.
       Chciałam zająć się powtórzeniem wszystkiego przed egzaminem, ale nie było mi to dane, bo zanim jeszcze zdążyłam przeczytać chociaż słowo, książka została mi odebrana.
- Ej! - krzyknęłam oburzona - Ja to czytałam!
- Mhm... Tia, jasne - stwierdził Łapa przewracając oczami, po czym odłożył podręcznik z powrotem na stół. - A teraz mów. Kto zalazł ci za skórę?
       Przez chwilę milczałam, ale pod naglącym spojrzeniem Syriusza, moja cierpliwość się skończyła i warknęłam:
- Idiota.
       Słysząc to, Black zaśmiał się, po czym powiedział:
- Rogacz? Serio? Ruda, przecież on zawsze cię wkurzał.
- Ale nie tak jak teraz.
- A co zrobił? - zapytał czarnowłosy  rozbawiony
- Wszystko! - krzyknęłam wstając i wreszcie dając upust zbierającej się we mnie już od dawna wściekłości. - Myślałam, że się zmienił, że może trochę zmądrzał albo się uspokoił. Ale nie, okazało się, że wciąż jest taki sam, że to była tylko cisza przed burzą. Mogłam się tego spodziewać! Nie należało mu zaufać, ani się do niego zbliżyć. Było tak dobrze, a teraz!? Czy on zawsze musi wszystko niszczyć!?
       W chwili, gdy przerwałam na chwilę, by wziąć oddech i móc mówić dalej, moich uszu dobiegł głośny śmiech. Spojrzałam lodowato na Syriusza, z którego ust dobywał się ten, przypominający szczekanie psa, dźwięk.
- Czego rżysz? - zapytałam gniewnie, na co chłopak musiał siłą powstrzymywać kolejny napad wesołości.
       Kiedy w końcu się uspokoił spojrzał na mnie i z uśmiechem na ustach powiedział:
- Zależy ci na nim.
- CO!? - parsknęłam, po czy roześmiałam się z głupoty przyjaciela.
On wcale nie jest głupi. Ma rację.
Nie no błagam, jeszcze tylko ciebie mi tutaj brakuje. musisz się zawsze wtrącać tam gdzie cię nie chcą?
Taka już moja dola. Ale przyznaj. Lubisz Go.
Tak.
Podoba ci się.
No... Jest dobrze zbudowany i jest całkiem silny. Ma ładną sylwetkę i pociągłe rysy twarzy... No i te piękne i pyszne usta... No i niesamowicie orzechowe tęczówki, w których można się rozpłynąć i...
Widzisz. Mówiłam. Podoba ci się.
CO? Nie! W życiu!
Oj no przestań być taka uparta i przyznaj wreszcie, że chciałabyś z nim być.
O nie! Nie ma mowy!
Lily...
Nie Liluj mi tutaj i bądź już cicho.
Ale...
Nie, nie, nie. Żadnych ale. Nie chcę już tego słuchać.
Jeszcze zobaczymy.
- Ruda... Ruda, jesteś jeszcze z nami, czy opuściłaś mnie już na rzecz marzeń o pewnym idiocie znanym jako James Potter? - usłyszałam kpiący głos Syriusza.
       Szybko otrząsnęłam się z wcześniejszych myśli i spojrzałam ostro na Blacka.
- Nie myślałam o nim.
- Mhm... Jasne. Bo już ci uwierzę.
- Naprawdę - odparłam hardo.
- Tak? - zapytał przekornie Łapa, po czym uśmiechnął się przekornie - Więc może mały zakładzik?
       Przez chwilę walczyłam sama ze sobą. Moja dusza rozsądnej krukonki, która się we mnie kryła, rywalizowała z przekorną gryfońską cząstką mojej osobowości. Ale nie bez przyczyny należałam do domu lwa. Jak widać gryfoni byli nie tylko odważni, ale zdecydowanie kochali podejmować ryzyko.
- Zgoda - powiedziałam, choć gdzieś w głębi, jakiś cichy głosik ostrzegał, że pożałuję swojej decyzji.
       Doszłam do podobnego wniosku, gdy zobaczyłam huncwocki uśmiech Syriusza, który nie zwiastował niczego dobrego. Nie miałam jednak zamiaru okazać przed Łapą, choćby cienia strachu, więc wpatrywałam się w niego z pewnością odmalowaną na twarzy.
- A więc zakład? - zapytał podając mi rękę.
- Zakład - odpowiedziałam ściskając ją, na znak zgody.
- O co się zakładacie? - zapytała Dorcas, która właśnie do nas podeszła.
       Właśnie miałam jej odpowiedzieć, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że tak na prawdę nie wiem o co się właściwie założyłam. Uderzyłam się załamana, dłonią w czoło i przeklęłam siarczyście. Black widząc moją reakcję uśmiechną się szatańsko.
- Kiedy jesteś zdenerwowana, łatwo jest cię podejść wiesz? - odparł szczerząc do mnie zęby.
       Spojrzałam wilkiem na chłopaka, na co on tylko szerzej się uśmiechnął, po czym złapał Dorcas w talii i pociągnął ją na swoje kolana, na których ona usiadła ze śmiechem.
- Ok, więc jakie jest moje zadanie? - zapytałam zrezygnowana.
       Chłopak udawał przez chwilę, że się zastanawia, ale widziałam w jego iskrzących podnieceniem oczach, że już ma dla mnie zadanie. Spojrzałam na Łapę zniecierpliwiona, dając mu do zrozumienia, że nie mam dzisiaj cierpliwości, więc czarnowłosy wreszcie powiedział:
- Twoim zadaniem, jest odciągnąć Jamesa od tamtych panienek, które właśnie z nim flirtują i zabrać go gdzieś a potem pocałować. I to w usta Ruda, w usta - uściślił mój kolega z cwanym uśmiechem.
- CO!? - wykrzyknęłam z przerażeniem - O nie, nie ma mowy!
- Założyłaś się - przypomniała mi Dorcas z uśmiechem.
- I ty przeciwko mnie? - zapytałam ją ze złością - Gdybym wiedziała, nigdy bym się nie założyła.
- Ale nie wiedziałaś, a teraz jest już za późno - powiedział przebiegle Syriusz.
       Zmrużyłam gniewnie oczy i zacisnęłam usta, tak, że zapewne przypominały tylko wąską kreskę.
- Co się stanie jeśli tego nie zrobię? - zapytałam, próbując nad sobą zapanować.
- Ośmieszę cię przed całą szkołą - odpowiedział, aż cały promieniejąc.
- A jeśli to zrobię?
- Jeśli to zrobisz, w co szczerze wątpię - odparł chłopak z przebiegłym uśmiechem na ustach - Wtedy ty upokorzysz mnie przed całą szkołą, a ja nie będę mógł się na ciebie ani obrazić, ani się na tobie odegrać.
       Spojrzałam wściekle na dumnego z siebie Blacka i próbującą ukryć chichot Dorcas, której również rzuciłam ogarnięte furią spojrzenie moich zielonych oczu. Po chwili jednak przeniosłam wzrok na stojącego pod ściana Jamesa, który właśnie rozmawiał z jakąś czwartoklasistką o brązowych włosach i jasnych oczach. Denerwowała mnie. Ale denerwował mnie również on. I co ja miałam teraz zrobić? Wiedziałam jedno. Nie pozwolę Syriuszowi się ośmieszyć pozostawało mi, więc tylko jedno. Musiałam wykonać zadanie Syriusza.
- Zaraz wrócę - powiedziałam moim przyjaciołom, po czym ruszyłam do dormitorium.
       Zamknęłam się w łazience, po czym odkręciłam kurek i ochlapała twarz wodą, po czym spojrzałam na swoje odbicie. Musiałam to zrobić. Musiałam pocałować chłopaka, który w tej chwili wkurzał mnie jak nikt inny. I w dodatku właśnie flirtował z jakąś laską. To jest niedopuszczale... Nie, nie, nie. Spokojnie Lily. Uspokój się.
       Odetchnęłam raz, a potem drugi, po czym wzięłam się w garść. Syriuszowi faktycznie udało się mnie podejść. Teraz musiałam za to zapłacić. Zamierzałam wykonać swoje zadanie tak jak należy. Przez głowę przemknęły mi niedawne słowa dyrektora "Jeśli, ktoś rozkaże ci coś zrobić, nawet wbrew twojej woli, pamiętaj, aby samej ustalać zasady". Właśnie znalazłam się w takiej sytuacji. I musiałam przejąć sprawy w swoje ręce. Wygram zakład z Syriuszem, ale zrobię to po swojemu i na własnych warunkach.
       Otarłam twarz ręcznikiem, rozczesałam włosy i za pomocą magii nadałam im odrobinę sprężystości, dzięki czemu były puszyste i lśniące. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie użyć makijażu, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam. Teraz pozostało mi już tylko zejść do PW i zacząć działać. Wzięłam głęboki wdech, a potem ze świstem wypuściłam powietrze z płuc. No dobra, raz kozie śmierć.
       Zeszłam po schodach do salonu i rozejrzałam się. Zobaczyłam go stojącego pod ścianą z tą samą brunetką co wcześniej. Dziewczyna chichotała i wpatrywała się w chłopaka jak w obrazek. Przepełnił mnie nagły przypływ niechęci, ale szybko się otrząsnęłam. Jeśli miałam wygrać zakład, musiałam wykorzystać swoje talenty aktorskie.
       Czując na plecach spojrzenie Łapy i Dorcas, podeszłam pewnym krokiem do niego.
- James - powiedziałam radośnie i uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Och, Lily - wydawał się być zdziwiony faktem, że do niego podeszłam i zagadałam.
       W sumie to mu się nie dziwię, bo ostatnio faktycznie zachowywałam się wobec niego odrobinę oschle, ale był taki irytujący, że nie mogłam inaczej.
- Może się przejdziemy? - zaproponowałam mu z uroczym uśmiechem.
       Rogacz wpatrywał się we mnie przez chwilę ze zdumienie, a potem na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a jego spojrzenie błądziło po mojej twarzy. Stojąca obok nas brunetka, spojrzała na mnie z nienawiścią i gniewnie prychnęła. James nie zwrócił na to jednak najmniejszej uwagi i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Z wielką chęcią - odpowiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
       Uśmiechnęłam się do chłopaka i złapałam go za rękę, po czym pociągnęłam za sobą ku wyjściu z PW. Kątem oka dostrzegłam zdziwione spojrzenia dwójki moich przyjaciół i uśmiechnęłam się szatańsko pod nosem.
       Szybko wyszliśmy na korytarz, a potem udaliśmy się schodami w dół. Już po paru minutach byliśmy na błoniach. Wtedy James się zatrzymał i z szarmanckim uśmiechem ukłonił mi się, a potem wyciągnął do mnie ramię i zapytał:
- Mogę?
       Ze śmiechem podałam mu swoją rękę, a on wziął ją pod ramię i zaczęliśmy się powoli przechadzać. Słońce, raz na jakiś czas, oświetlało nasze twarze, wychylając zza chmur. Było ciepło i bardzo przyjemnie i mimo, że początkowo tylko udawałam, już po kilku minutach, byłam naprawdę zadowolona z towarzystwa Jamesa. Kiedy byliśmy sami, naprawdę zachowywał się inaczej. Był spokojniejszy i łagodniejszy, ale przy tym równie zabawny jak zawsze. Przestał się puszyć i miałam wrażenie, że znów jest sobą. Zastanawiałam się tylko co się stanie, kiedy znów będzie wśród innych uczniów.
       Chłopak chyba wyczuł, że coś jest nie tak, bo spojrzał na mnie zmartwiony i zapytał:
- Czy coś nie tak?
- Co? Nie, nie. Czemu tak myślisz?
- Bo jakoś dziwnie się zachowujesz - powiedział uważnie mi się przyglądając.
- To tylko... A zresztą nieważne - odparłam machnąwszy lekceważąco ręką.
       James zatrzymał się gwałtownie, pociągając mnie przy tym za sobą, więc i ja musiałam stanąć. Chłopak uniósł moją głowę do góry i spojrzał mi prosto w oczy.
- Mów - powiedział stanowczo.
       Przez chwilę się opierałam, ale w końcu z moich ust wydobyły się słowa:
- Bo ostatnio jesteś zupełnie inny - odpowiedziałam patrząc z żalem na chłopaka. - Jeszcze niedawno byłeś taki troskliwy, przyjacielski i... I lubiłam cię takiego - wyznałam mu szczerze. - Ale teraz... Teraz się zmieniłeś - wyszeptałam odwracając wzrok. - Powrócił ten irytujący James Potter z dawnych lat, a ja... Ja wolałam tego nowego.
       Rogacz ujął mój podbródek w palce i zmusił, bym popatrzyła mu w oczy.
- Lily... To wciąż ten sam ja, na którym możesz polegać i który zawsze będzie przy tobie i nigdy cię nie zawiedzie - powiedział patrząc na mnie łagodnie.
- To dlaczego ostatnio zachowujesz się jak ostatni idiota?
- Hej... Jestem idiotą, więc czego się po mnie spodziewałaś? - zapytał z huncwockim uśmiechem, a ja parsknęłam śmiechem. - Nie, ale teraz tak na poważnie - powiedział James, kiedy się uspokoiłam - Ja... Ja chyba po prostu czasem muszę wszystko odreagować i wtedy zaczynam się tak zachowywać.
- To dlaczego przy mnie zachowujesz się zupełnie inaczej? - zapytałam ze szczerą ciekawością, wciąż stojąc blisko niego.
- Nie wiem - odparł puszczając moją brodę i przeczesując włosy ręką.
       Widząc ten gest tylko westchnęłam i przewróciłam oczami. Kiedy Rogacz zorientował się, co wywołało tą moją reakcję zaśmiał się cicho, na co znów przewróciłam oczami. Po chwili chłopak przyjrzał mi się uważnie, a potem dokończył wcześniejszą myśl:
- Chyba po prostu masz na mnie dobry wpływ.
       Szturchnęłam Rogacza przyjacielsko w ramię, na co on znów się roześmiał. Kiedy się uspokoił, zarzuciłam mu ręce na szyję i się do niego przytuliłam.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Za co? - zapytał szczerze zdumiony.
- Za tę rozmowę - odparłam.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł chłopak ze śmiechem.
- Ale wiesz... Mógłbyś zachowywać się... No sam wiesz...
- Nie ma sprawy - odpowiedział James ze śmiechem, po czym odsunął się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
       Dopiero wtedy zorientowałam się, że nasze twarze oddzielają zaledwie milimetry. W oczach Jamesa widziałam nieme pytanie, ale nie byłam pewna jak na to zareagować. Nagle przypomniał mi się zakład z Syriuszem,. Zamarłam. Powinnam go w tej chwili pocałować, ale... Ale nie mogłam. Nie teraz, kiedy właśnie porozmawialiśmy tak szczerze. Gdyby się dowiedział, że pocałowałam go ze względu na zakład... Nigdy by mi tego nie wybaczył.
       Właśnie dlatego delikatnie odepchnęłam od siebie Rogacza i z cichymi przeprosinami, uciekłam z powrotem do zamku. Tak, najzwyczajniej uciekłam. A niby co innego mogłam zrobić? Powiedzieć mu o tym? Też by mnie znienawidził. Dlatego nie mogłam go pocałować. I właśnie dlatego musiałam przegrać zakład.
       Weszłam do PW i ruszyłam w kierunku schodów, by udać się do damskiego dormitorium. Nie było mi to jednak dane, gdyż moich uszu dobiegł znajomy krzyk.
- I co Ruda?
       Przystanęłam na chwilę i zwróciłam twarz w kierunku Syriusza.
- Wygrałeś zakład - mruknęłam w jego kierunku - A teraz daj mi spokój.
       Szybko ruszyłam do dormitorium i powaliłam się na łóżko. Super. Przegrałam zakład, bo nie pocałowałam Pottera. Rany, po co ja się w ogóle o to zakładałam! Przecież wiedziałam, że go nie pocałuję. Bo niby po co miałabym go całować? Nic do niego nie czuję! A poza tym, nie jestem jędzą. Nie mogłabym pocałować Rogacza z powodu zakładu. To nie byłoby odpowiednie. Ale... Ale chyba wtedy, gdy tak go przytuliłam... Ja chyba... Ja chciałam... Chciałam go wtedy pocałować. Ale dlaczego? Przecież... Przecież nic do niego nie czułam. Nie mogłam czuć. A może... A może jednak?
       Sfrustrowana krzyknęłam w poduszkę, którą walnęłam się chwilę wcześniej w twarz. Dlaczego nic nie mogło być zwyczajnie proste? Kocham - nienawidzę, lubię - nie lubię. Dlaczego nie mogłam patrzeć na życie w takich prostych kategoriach? Dlaczego wszystko zawsze utrudniałam? I dlaczego inni wciąż wszystko utrudniali? Dlaczego?
       Nagle przypomniałam sobie wers refrenu pewnej piosenki:

Tell me, Why you have to go and make things so complicated?

       Tak... To było doskonałe pytanie. Dlaczego ludzie muszą wszystko tak komplikować? Odpowiedź przyszła z następnym wersem piosenki.

Life's like this you.

       Życie, jest właśnie takie...
       Skomplikowane...