31.12.2013

Rozdział 6 - Skutki uboczne

       Dojeżdżaliśmy już do Hogwartu. Remus wstał i wyszedł z przedziału, aby nadzorować wychodzących uczniów. Chciałam iść za nim, jednak przyjaciele mnie powstrzymali, twierdząc iż jestem zbyt osłabiona. Uważałam, że nic mi nie jest, jednak uparcie nie pozwalali mi wyjść. W końcu poddałam się i opadłam na siedzenie.
       Kiedy dojechaliśmy na stacje, Huncwoci ściągnęli nasze kufry i podali nam je. Ja byłam wyjątkiem, gdyż Potter uparł się, iż nie powinnam się przemęczać.
- Daj spokój. To tylko kufer. Mogę go wziąć, serio. Jestem zdrowa jak ryba - próbowałam go przekonać.
- Nie mam mowy. Nie będziesz tego dźwigać.
- A właśnie, że będę.
- Nie. Nie będziesz.
- Będę.
- Nie będziesz.
- Będę.
-Weź Andę i Wendera i bądź już cicho - powiedział dając mi klatkę mojej i jego sowy. - A teraz wychodź.
       Nadąsana wyszłam z pociągu, a po chwili wpadłam na Hagrida.
- Och, przepraszam. Nie zauważyłam cię.
       Było to tak głupie stwierdzenie, że wszyscy którzy to słyszeli wybuchnęli śmiechem. Fakt. Hagrid był dwa razy wyższy od przeciętnego człowieka, więc naprawdę trudno go nie zauważyć. Ech... Jak ja coś palnę, to po prostu szkoda słów.
       Pół olbrzym, którym był gajowy Hogwartu, uśmiechną się i powiedział:
- Nie ma sprawy Lily. Mam nadzieję, że niedługo do mnie wpadniesz.
- No jasne.
- No, to do zobaczyska.
- Na razie Hagrid.
       Odwróciłam się i poszłam w kierunku wozów,a za sobą usłyszałam jeszcze głos gajowego:
- Pirszoroczni! Pirszoroczni do mnie! No już, pospieszcie się!
       Uśmiechnęłam się, po czym dogoniłam Dziewczyny i weszłam z nimi do powozu, a za mną Huncwoci. Oparłam się o okno i zamknęłam oczy. Głowa bolała mnie coraz bardziej i powoli opadałam z sił, jednak starałam się tego ni okazywać. Gdyby się dowiedzieli, natychmiast zaczęliby się martwić, a ja tego nie chciałam.
       Kiedy powozy się zatrzymały, wysiedliśmy i natychmiast udaliśmy się do Wielkiej Sali. Przez chwilę siedzieliśmy gadając między sobą, a potem profesor McGonagal weszła z tiarą, prowadząc pierwszoroczniaków. Stara czapka, bardzo długo gadała i miałam jej już powoli dość. Po kilku minutach profesorka zaczęła wyczytywać z listy imiona nowych uczniów, których tiara poprzydzielała do różnych domów. Każdy jej okrzyk był nagradzany wiwatami i kiedy w końcu na stołach pojawiły się posiłki, głowa wręcz pękała mi od bólu.
- No, nareszcie jedzenie! - wykrzyknęli zgodnym chórem Huncwoci, co bynajmniej nie poprawiło mi samopoczucia.
       Dodatkowo czułam, że nie jestem w stanie niczego przełknąć. Miałam wrażenie, jakby w moim gardle stanęła wielka gula, której nie byłam w stanie przełknąć. Nie zwróciłam więc uwagi na jedzenie, tylko nalałam sobie do kubka soku dyniowego  powoli go popijałam. Mój brak apetytu nie umknął, jednak moim przyjaciołom.
- Czemu nic nie jesz? - zapytała Dor.
- Nie jestem głodna - odpowiedziałam.
- No weź, musisz coś zjeść. Po tym dzisiejszym musisz nabrać energii. I tak już mizernie wyglądasz.
- Wszystko jest ok. Muszę po prosu trochę odpocząć.
       Wiedziałam, że nie wierzyli w to co mówię, jednak nie naciskali i ponownie zajęli się sobą, choć raz na jakiś czas, jeden z członków naszej bandy spoglądał na mnie z niepokojem. Nie widząc jednak, żadnych objawów, które mogły ich zaniepokoić, powracali do rozmowy.
       Po skończonym posiłku dyrektor wygłosił, krótką mowę w stylu - co nam wolno, a czego nie wolno. Nudy. Chciałam już znaleźć się w swoim pokoju i pójść spać. Jednak przypomniałam sobie, że ciążą na mnie obowiązki prefekta. Z westchnieniem wstałam od stołu i zawołałam:
- Pierwszoroczni! Pierwszoroczni do mnie!
       Przede mną pojawiła się grupka wystraszonych jedenastolatków, do których ciepło się uśmiechnęłam, chcąc im dodać odwagi. Po krótkiej chwili, obok mnie pojawili się pozostali prefekci naszego domu i poprowadzili nowych uczniów do Salonu Gryfonów. Ja i Lunatyk szliśmy na końcu, pilnując, by żaden z nowych nie oddalił się od grupy.
       Nagle poczułam, jak moje ciało ponownie przeszywają niewidzialne noże. Wiedziałam, że nikt nie rzucił na mnie zaklęcia. Bolało ono dwa razy bardziej. Zrozumiałam, że to moje wcześniejsze rany znów się otworzyły. Zachwiałam się lekko, a potem przewróciłam na podłogę. Zanim jednak zdążyłam dotknąć twarzą ziemi, ktoś mnie złapał i wziął na ręce. Poczułam przyjemny męski zapach, a silne ręce trzymały mnie w mocnym uścisku. Uchyliłam oczy i zobaczyłam nad sobą twarz czarnowłosego okularnika o orzechowych tęczówkach i bystrym, zaniepokojonym spojrzeniu. Na chwilę zapomniałam o bólu. Te oczy były w tamtej chwili całym moim światem. Podniosłam dłoń i opuszkami palców dotknęłam policzka chłopaka. On natychmiast zwrócił swe spojrzenie ku mnie i uśmiechną się lekko, pocieszająco. Wtuliłam się mocniej w ciało Jamesa. Poczułam się bezpieczna. Wiedziałam, że cokolwiek robi, to jest to dla mojego dobra. Osunęłam się w niebyt myśląc o Potterze, jednak przed oczami stał mi obraz mojej własnej zakrwawionej ręki.

Rozdział 5 - W końcu od czego ma się przyjaciół

       Z głębokiego spokojnego snu, obudził mnie przenikliwy ból głowy, którego nie mogłam wytrzymać. Uchyliłam powieki i zobaczyłam świecące mi prosto w oczy lampy. Zamknęłam z powrotem oczy i jęknęłam dotykając obolałej głowy.
- Hej! Obudziła się! - usłyszałam nad sobą bardzo głośny krzyk.
       Znów wydałam z siebie cichy odgłos, który wyrażał niezadowolenie. Kto tutaj jest na tyle głupi, żeby wrzeszczeć mi prosto do ucha? Po chwili, gdzieś niedaleko usłyszałam uradowane, przekrzykujące się na wzajem krzyki:
- Co za ulga, że już się obudziła.
- Tak. Myślałam, że będzie tak spała przez całą drogę.
- Dobrze, że nic jej nie jest!
- Nieźle oberwała. Ale jak widać całkiem szybko z tego wyjdzie.
       Wszystkie te głosy mówiące jednocześnie, raniły moje uszy i powodowały straszny mętlik w głowie.
- Przymknijcie się dobra? - poprosił ten pierwszy głos głośnym szeptem. - Głowa ją boli, a nasze krzyki na pewno jej nie pomagają.
       W przedziale zapadła cisza. Najwidoczniej reszta zrozumiała, że chłopak mówi z sensem i się przymknęli. I dobrze. Mam już dość tego hałasu. Nagle usłyszałam cichy szept. Była to przyjemna odmiana od wcześniejszego wrzasku. Znów odezwała się ta pierwsza osoba. To chyba był chłopak. Pewnie zrozumiał, jaką gafę popełnił krzycząc mi prosto do ucha i teraz chciał mnie za to przeprosić.
- Wybacz Lilka. Nie powinienem tak wrzeszczeć - powiedział ze skruchą.
       A nie mówiłam. Wiedziałam, że będzie mnie przepraszać. Uchyliłam lekko powieki, tym razem już przygotowana, na oślepiające światło lampy. Podparłam się na rękach i usiadłam. Byłam znów w naszym przedziale, a obok mnie siedział James.
- To było do przywidzenia - mruknęłam. - No bo kto mógłby być na tyle głupi, by krzyczeć mi nad uchem? Nie kto inny tylko Potter.
       Usłyszałam ciche chichoty. Rozejrzałam się. W wagonie byli wszyscy Huncwoci oraz moje przyjaciółki. Widząc lekki niepokój na ich twarzach uśmiechnęłam się krzywo. Po chwili spojrzałam na Rogacza. Jego twarz wyrażała wiele emocji. Smutek i ból, a także skruchę, pewnie z powodu tego wrzasku. Widziałam również radość. Był szczęśliwy, że już się obudziłam i najwyraźniej nic mi nie jest. Jednak tym co poraziło mnie najbardziej, była kryjąca się w jego oczach troska i niepokój. Czyżby to z mojego powodu? Przecież jestem cała i zdrowa. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Czyżby rozpacz kryjąca się w jego twarzy była prawdziwa? Czyżby to była prawda, że mnie kocha. Nie rób sobie nadziei, a poza tym nie jesteś nim zainteresowana.
Niestety nie jestem tego taka pewna.
Weź się w garść i wybij go sobie z głowy.
To chyba będzie najlepsze wyjście. Choć z pewnością nie będzie łatwe.
       Nagle usłyszałam dobiegający do moich uszu cichy głos. Otrząsnęłam się i zapytałam:
- Ktoś mówił coś do mnie?
- Tak Lily. Od jakichś pięciu minut prosimy, żebyś nam powiedziała co się stało - powiedziała lekko zaniepokojona Dor.
- Przepraszam. Zamyśliłam się.
- No dobra. A teraz mów - zarządała przyjaciółka.
       Usiadłam wygodniej i oparłam się o drzwi, a potem opowiedziałam znajomym całą historię. Kiedy skończyłam zapytałam:
- A co się stało po tym, jak przysłałam wam patronusa?
- Wszyscy trochę spanikowaliśmy - powiedział Syriusz - ale na szczęście Luniaczek w porę się opanował i zarządził akcję ratunkową. Poszliśmy po ciebie, a kiedy zobaczyliśmy cię całą uwalaną we krwi, Ann pobiegła po McGonagal, a my przenieśliśmy cię do przedziału. Po chwili wparowała tutaj opiekunka i widząc cię w takim stanie, najpierw na nas nawrzeszczała, a potem uleczyła twoje rany. Na szczęście Luniek i Rogacz szybko podchwycili formułę zaklęcia i jej pomogli, dzięki czemu twoje rany szybciej się zagoiły.
       Spojrzałam na swoich przyjaciół z wdzięcznością i powiedziałam:
- Dziękuję.
- Drobiazg - powiedział Remus.
- W końcu od czego ma się przyjaciół - dodał Potter, na którego spojrzałam z wdzięcznością.
       Może i James był palantem, głupkiem i kretynem. Bywał irytujący i zadufany w sobie. Może i łaził wciąż za mną i doprowadzał mnie do szału. Był jednak moim przyjacielem i zdałam sobie sprawę z tego, że zawsze będę go potrzebować, a on na wieki będzie przy mnie.

30.12.2013

Rozdział 4 - Atak w pociągu

       Kiedy już oddaliliśmy się od naszego przedziału oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Widziałaś ich miny, kiedy dowiedzieli się, że jesteśmy prefektami - zapytał przez łzy Lupin.
- Chyba nie mogą się z tym pogodzić. Dziewczyna za którą ugania się jeden z największych szkolnych rozrabiaków i Huncwot prefektami. Ich miny kiedy się dowiedzieli - niezastąpione - odpowiedziałam, na co oboje ponownie parsknęliśmy śmiechem.
       Po chwili dotarliśmy do przedziału prefektów i wysłuchaliśmy trochę przy nudnawej gadki McGonagal. Po godzinie wyszliśmy i zaczęliśmy przechadzać się między wagonami, co było naszym obowiązkiem. W pewnej chwili odezwał się Lunio:
- Wracajmy już, ok?
- Dobra idź. Ja za chwilę też przyjdę.
       Spojrzał na mnie pytająco, jednak nie naciskał. Skinął głową i po chwili zniknął w odpowiednim przedziale. Udałam się w odwrotnym kierunku i weszłam do toalety dla dziewczyn. Przecież każdy ma swoje potrzeby, no nie? Kiedy już załatwiłam, wszystko co musiałam, wyszłam z toalety i prawie natychmiast natknęłam się na Narcyzę Black i Lucjusza Malfoya.
- No proszę. Kogo my tu mamy? - powiedział blondyn zagradzając mi drogę.
- Zsuń się Malfoy - wycedziłam.
- Co tak niegrzecznie szlamo? Okaż trochę szacunku prefektowi Slytherinu.
- Ty prefektem? - zapytałam z udawanym zdziwieniem. - Kto wpadł na to by uczynić takie beztalencie prefektem?
- Uważaj na słowa, bo inaczej możesz źle skończyć - ostrzegł.
- Czy to groźba.
- Owszem i mam zamiar jej dopełnić w jego imieniu - usłyszałam za sobą przesycony jadem głos.
       Stała za mną Bellatrix Black z szyderczym uśmiechem na twarzy i różdżką w prawej ręce.
- I ty tutaj Bella? - spytałam z wymuszoną nonszalancją, choć tak naprawdę strasznie się bałam. Siostra Narcyzy (co można wywnioskować po nazwisku) słynęła z wyjątkowego okrucieństwa, a skoro przyrzekła zemstę, na pewno dotrzyma słowa. Z lekkim zdenerwowaniem przełknęłam ślinę, jednak nie chciałam okazać strachu.
- Owszem, też tu jestem - syknęła. - I nic mnie nie powstrzyma przed ukaraniem cię, SZLAMO. Idziesz ze mną - powiedziała, po czym siłą zaciągnęła mnie do łazienki, z której dopiero co wyszłam.
       Kiedy już znalazłyśmy się w środku, Black odwróciła się do mnie z mściwym uśmieszkiem i powiedziała:
- Nie będziesz już więcej gadała takich bzdur jak chwilę temu. JĘZLEP!
       Poczułam, jak język przykleja mi się do podniebienia. Stojąc tak przed rozwścieczoną Bellą, poczułam się wyjątkowo bezbronna. Nie mogłam rzucać zaklęć. Nie miałam różdżki, ponieważ ślizgonka zabrała mi ją kiedy próbowałam wyjąć ją z kieszeni szaty, gdy ciągnęła mnie tu siłą. Wiedziałam, że nie mam szansy na ucieczkę. Nawet gdyby jakimś cudem udało mi się wyminąć dziewczynę, przed łazienką stali Narcyza i Lucjusz, a przynajmniej tak mi się wydaje bo nie słyszałam, by odchodzili. Bellatrix spojrzała na mnie, napawając się moją bezradnością, po czym uniosła różdżkę, wycelowała nią we mnie i powiedziała:
- Sektumsempra.
       Poczułam, jakby moje ciało zostało pocięte w wielu miejscach nożami. Jęknęłam i opadłam na kolana. Po chwili ból stał się tak silny, że nie byłam w stanie kontrolować swojego ciała, które upadło na podłogę. Nie mogłam krzyczeć. Moja napastnicza, skutecznie tego dopilnowała. Usłyszałam, jak gdzieś obok mnie coś uderza o ziemię. Uchyliłam oczy i  zobaczyłam, że na podłodze leży moja różdżka. Jednak niczego to nie zmieniło. Nie miałam energii, żeby się ruszyć i choć moje narzędzie to czarowania, było bardzo blisko nie potrafiłam go uchwycić.
       Nagle trzasnęły drzwi i zrozumiałam, że ślizgonka musiała już opuścić łazienkę. Pewnie nie chciała, by ją znaleźli przy moich zwłokach. Ledwo oddychałam i miałam coraz mniej sił. Czułam, że się wykrwawiam. W pewnym momencie pociąg skręcił i różdżka potoczyła się w moim kierunku. Ostatkiem sił złapałam ja ręką. Wiedziałam, że muszę przywołać pomoc. Nie wiedziałam tylko jak. Nagle przypomniały mi się mówiące patronusy. Już kiedyś udało mi się, takiego wyczarować.
       Skupiłam się więc w sobie i mimo straszliwego bólu, który mną targał przywołałam moje najszczęśliwsze wspomnienie. Pomyślałam o Dorcas, Ann, Remusie, Peterze, Syriuszu, no i oczywiście o Jamesie. Jakby, właśnie na wspomnienie tego ostatniego z końca mojej różdżki wyłoniła się świetlista łania i wybiegła przez drzwi w kierunku właściwego przedziału. Starałam się utrzymać świadomość najdłużej jak tylko mogłam, by patronus mógł moim przyjaciołom wszystko przekazać. Ból jednak nagle się wzmógł, a ja straciłam resztkę energii, która mi pozostała i osunęłam się w niebyt. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam, była wszechobecna krew, a ostatnim co usłyszałam, był zrozpaczony krzyk Jamesa.

28.12.2013

Rozdział 3 - Express Hogwart

       Po chwili dotarliśmy do odpowiedniego przedziału. Pierwszy wszedł James z moim kufrem, a potem ja. Za mną, do przedziału weszli Dorcas i Syriusz. Nie zdążyłam jeszcze odstawić klatki Andy, kiedy ktoś podbiegł do mnie i mnie uściskał, a ja odwzajemniłam się tym samym. Poczułam zapach różanych perfum i z łatwością domyśliłam się, że trzymam w ramionach Ann. Nagle poczułam, że ktoś wyjmuje mi legowisko mojej sowy z ręki. Spojrzałam ponad ramieniem przyjaciółki i dojrzałam Pottera. Wyczuwając moje spojrzenie, odwrócił się w moją stronę i lekko uśmiechną, a potem odłożył klatkę na właściwe miejsce.
Jaki on jest śliczny.
Och, nie... Odczep się. Ja wcale tak nie myślę.
No dobra. Niech ci będzie.
       Z rozmyślań wyrwał mnie głos Ann.
- Jak dobrze znowu cię widzieć - szepnęła mi do ucha.
- I ciebie też - odparłam.
- No dobra, puść ją, bo zaraz się udusi - powiedział rozbawionym głosem Syriusz.
- Przepraszam - powiedziała zawstydzona. - Po prostu cieszę się, że jesteś z nami.
- Wiem. Też się cieszę - odparłam uśmiechając się do wszystkich w przedziale.
- No dobra. Chodź tu i się z nami przywitaj - powiedział Lupin podchodząc do mnie i przelotnie ściskając.
       Po nim to samo uczynił Petigrew, Black no i oczywiście Potter. Ten ostatni, nie poprzestał na krótkim uścisku, tylko przyciągną mnie mocno do siebie i nie wypuszczał z objęć.Spróbowałam się wyrwać, jednak mi na to nie pozwolił.
- Echem... Potter możesz mnie już puścić wiesz?
- Dopiero kiedy się ze mną umówisz - odpowiedział filuternie.
- Chyba w twoich snach Rogaczu - odpowiedziałam odrobinę już rozzłoszczona jego zachowaniem i wyrwałam mu się.
       Atmosfera odrobinę zgęstniała, jednak napięcie między mną i Jamesem, było czymś zupełnie normalnym, więc nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Wciąż obrażona na brązowookiego chłopaka, usiadłam obok Ann. Niestety Potter sobie tak szybko nie odpuścił i oczywiście musiał usiąść obok mnie. Jak on mi działa czasem na nerwy. Szybko przeszła mi jednak złość na niego i włączyłam się do rozmowy prowadzonej przez moich przyjaciół. Po chwili odezwał się Lupin:
- Wybaczcie mi, ale muszę już iść.
- A ty gdzie Luniek? - zapytał Black.
- Do przedziału prefektów. Dostałem odznakę. W końcu to piąty rok i kogoś musieli wybrać no nie?
- Ale, żeby ciebie? Przecież cały czas robisz z nami kawały. Jakoś w to wątpię - odpowiedział z odrobiną szyderstwa Potter.
- To uwierz - odparł Remus pokazując przyjacielowi swoją odznakę prefekta.
       Przypiął ją do szaty i już miał wyjść z przedziału, kiedy sobie o czymś przypomniałam i zawołałam za nim:
- Poczekaj chwilę. Idę z tobą.
- Co?! - wykrzyknęli równocześnie wszyscy obecni w wagonie.
- Ty? Prefektem? - zapytała zaskoczona Dorcas.
- To aż takie zaskoczenie - spytałam rozbawiona.
       Spojrzeli po sobie znacząco. Wiedziałam, że byli zdziwieni, jednak nie było to też dla nich żadną niespodzianką. Bez słowa, z lekkim uśmiechem na ustach, sięgnęłam do kufra i wyjęłam z niego odznakę, taką samą jaką nosił Lunatyk. Przypięłam ją do szaty, po czym wyszłam z wagonu, a za mną udał się mój przyjaciel.

27.12.2013

Rozdział 2 - Peron 9 i 3/4

       Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Kiedy już się umyłam i ubrałam, zeszłam szybko do jadalni, gdzie zastałam rodziców.
- Witaj skarbie - powiedziała mama całując mnie w czoło. - Co chcesz na śniadanie?
- Może naleśniki z nutellą - zasugerowałam.
- Świetny pomysł! Już się biorę do roboty.
- A co ze mną kochanie? Mnie nie spytasz co chciałbym dostać na śniadanie? - zapytał tata robiąc maślane oczy. Obie z mamą zachichotałyśmy.
- Dostaniesz wszystko, co tylko sobie wymarzysz - odpowiedziała moja rodzicielka.
- I to rozumiem - odparł zadowolony, po czym podniósł ze stołu gazetę codzienną i odciął się od świata. Mama widząc to tylko przewróciła oczami, po czym zabrała się za robienie śniadania.
       W końcu na talerzu przede mną pojawiło się moje ulubione danie i zaczęłam zajadać z apetytem. Cieszyłam się, że Petunia wróci dopiero po południu. Gdyby zobaczyła, jak zjadam cały słoika nutelli, znów by mówiła, że będę gruba. Po zjedzonym posiłku wstałam od stołu zabierając ze sobą talerz i pozmywałam. Kiedy wróciłam do jadalni spytałam:
- Tato. Zawieziesz mnie dzisiaj na dworzec?
- Ależ oczywiście skarbie - odparł mój ojciec. - Zjem tylko i już jedziemy.
- Idź do pokoju i przynieś kufer, żebyście byli już przygotowani. Sprawdź tylko, czy na pewno niczego nie zapomniałaś.
- Dobrze mamo - powiedziałam po czym wbiegłam do swojego pokoju. Dopakowałam jeszcze kilka rzeczy, sprawdziłam, czy aby na pewno niczego nie zapomniałam i zeszłam na dół. Ojciec już tam na mnie czekał.
- I jak? Moja księżniczka gotowa?
- Proszę cię tato. Ile razy mam powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił?
- No dobra, nie marudź już. Idziemy.
- Tylko uważaj na  siebie. I wysyłaj nam często listy przez Andę - przypomniała mama.
- Obiecuje. No to na razie! - powiedziałam całując opiekunkę w czoło.
       Po chwili jechaliśmy już w kierunku centrum Londynu na dworzec Kings Cross. Parzyłam przez okno głaszcząc bezmyślnie Andę - moją małą sówkę śnieżną. Minęło jakieś pół godziny, zanim dojechaliśmy na miejsce. Tata pomógł mi się wypakować z samochodu, po czym porzegnał się ze mną i odjechał. Pchałam przed sobą wózek, czując coraz większe napięcie. Podniósł się mój poziom adrenaliny. Już nie mogłam się doczekać spotkania z przyjaciółmi. Wiedziałam, że czekają na mnie, na peronie. Doszłam w końcu do barierki między peronem 9 a 10. Rozejrzałam się. Kiedy nikt na mnie nie patrzył oparłam się o nią, a po chwili wyłoniłam się na peronie 9 i 3/4. Rozejrzałam się. Nic się nie zmieniło. Sklepienia kolebkowe, ściany zbudowane z czerwonej cegły, na peronie tłum ludzi, a na torach stała wielka, czarna lokomotywa, ciągnąca wagony. Nie zdążyłam jednak nacieszyć oczu znajomym widokiem, gdyż gdzieś za sobą usłyszałam wołanie. Odwróciłam się w samą porę, by zobaczyć nadbiegającą z prędkością światła Dorcas. Biegła tak szybko, że nie zdążyła wyhamować i wpadła prosto na mnie. Już po chwili turlałyśmy się ze śmiechu na ziemi. Próbowałyśmy się podnieść jednak skutecznie udaremniałyśmy to sobie nawzajem.
- Może ci pomóc? - usłyszałam ciepły męski głos.
       Otworzyłam oczy. Stał nade mną uśmiechnięty chłopak w okularach. Jego wesołe brązowe oczy patrzyły na mnie z nieskrywaną radością. Poczułam, że się rumienię, więc spuściłam wzrok. Mogłam przysiąc, że chłopak uśmiecha się jeszcze szerzej niż przed chwilą. Weź się w garść, ofuknęłam samą siebie. Ponownie podniosłam głowę i zobaczyłam wyciągniętą ku mnie rękę. Westchnęłam, po czym podałam Jamesowi swoją dłoń, a on pomógł mi wstać z ziemi.
- Dzięki - powiedziałam wciąż unikając jego spojrzenia.
- Od czego ma się przyjaciół - odpowiedział.
       Przełamałam się i znów spojrzałam w jego śliczne orzechowe oczy. Tfu, tfu, tfu. Jego oczy wcale nie są śliczne. Są, są... No dobra są ładne, ale się tym nie jaraj jasne? Zobaczyłam, jak obok mnie Black pomaga wstać Meadowes. Ciekawe, gdzie reszta paczki?
       James jakby czytając mi w myślach powiedział:
- Ann, Lunio i Glizdek są już w pociągu. Mieli zająć nam przedział. Czekaliśmy już tylko na ciebie.
- Skoro tak, to chodźmy już. Muszę się ze wszystkimi przywitać - powiedziałam z uśmiechem znów patrząc mu w twarz.
Była taka idealna.
O nie, Lily odwołaj te słowa natychmiast.
Ale to prawda.
Wcale, że nie.
Ok, niech ci będzie...
       Złapałam jedną ręką, za uchwyt kufra, a drugą chwyciłam klatkę Andy, po czym popchnęłam lekko Jamesa, żeby szedł przodem i wskazał mi drogę do naszego wagonu. On jednak nie ruszył się z miejsca nawet na krok.
- No rusz się Potter. Nie mamy całego dnia, żeby tu stać - powiedziałam lekko zirytowana.
       Spojrzał na mnie z otępieniem , a po chwili jakby wrócił do rzeczywistości, wziął mój kufer i poprowadził do właściwego przedziału. Po drodze spytał:
- Lily, umówisz się ze mną?
       Zaśmiałam się cicho i wywróciłam oczami. Znów się zaczyna.
-Nie Potter, nie umówię się z tobą nigdy. Ani teraz ani za tysiąc lat - odpowiedziałam.
       Na chwile zmarkotniał i na jego twarzy pojawiła się mina zbitego psa. Zaśmiałam się i dałam mu lekkiego kuksańca w bok, co najwyraźniej poprawiło mu humor, bo już po chwili uśmiechał się do mnie radośnie.

Rozdział 1 - Nazywam się Lily Evans

       Promienie słońca powoli przeświecały przez okno, a ja patrzyłam na leniwie poruszające się po niebie chmury. Zamknęłam oczy i odpoczywałam przez chwilę w łóżku, a potem usiadłam i wyjęłam z szafki nocnej album. Otworzyłam go na ostatniej stronie i przyjrzałam się najnowszej fotografii. Została zrobiona pod koniec zeszłego roku, tuż przed wakacjami. Ze zdjęcia machali do mnie moi przyjaciele - Ann, Dor i wszyscy Huncwoci. A... Zupełnie zapomniałam. Wy nic o nich nie wiecie! Nie znacie mojej historii! No dobra, więc zacznijmy od początku.
       Nazywam się Lily Evans i jestem czarownicą. Wiem, nie wierzycie mi i nawet się wam nie dziwię. Kilka lat temu, gdyby ktoś  mi powiedział, że istnieje coś takiego jak magia, wyśmiałabym go i wysłała do wariatkowa. Jednak wszystko zmieniło się, kiedy to do naszego domu przyszedł pewien stary profesor i przyniósł mi list z Hogwartu. Zastanawiacie się pewnie co to Hogwart, no nie? Już wam to tłumacze. Jest to szkoła dla czarodziejów, która znajduje się w Szkocji, jednak nikt nie wie, gdzie dokładnie. Trafiają tam dzieciaki uzdolnione magicznie. Niektórzy pochodzą z rodów czystokrwistych, inni trafiają tam z rodzin mugolskich, czyli takich, które nie posiadają w genach magii. I z takiej rodziny pochodzę ja. Niestety. Wszyscy Ślizgoni się ze mnie z tego powodu nabijają. No prawie wszyscy. Wyjątkiem jest Severus. A... Racja. O nim też wam jeszcze nie opowiadałam.
       A więc Severus Snape jest moim najlepszym przyjacielem. Ma czarne, niczym krucze pióra, włosy i oczy tego samego koloru. Chłopak jest nie wysoki i nie wyróżnia się zbytnio spośród tłumu innych dzieciaków. Jego matka to czarownica, a ojciec mugol. Poznałam go jeszcze zanim poszłam do szkoły. To on wprowadził mnie w świat czarodziejów i powiedział, że do niego należę. Wtedy mu nie wierzyłam, jednak teraz wiem, że wszystko co mówił, było prawdą. Poza tym, Severus często mnie wspierał. Szczególnie po kłótniach z moją siostrą - Petunią. Ciągle nazywa mnie dziwolągiem. Ale nie przejmuję się tym. Wiem, że mówi to ponieważ mi zazdrości. Sama chciałaby zostać przyjęta do Hogwartu. Ale nie ma tak dobrze. Pojechałam tam z Severusem i miałam nadzieję być z nim w jednym domu. Niestety tak się nie stało. On trafił do Slytherinu, a ja do Gryfindoru. Są jeszcze Huffelpuf i Revenclaw, ale mniejsza z tym. Ja to zawsze mam pecha. Oczywiście, kiedy podeszłam do stołu naszego domu natychmiast trafiłam na Pottera. Wtedy jeszcze wydawał się miły. Niem wiem, jak kiedykolwiek mogłam tak o nim myśleć.
       A więc tak. Potter jest chłopakiem dość wysokim, o czarnych włosach i brązowych oczach. Fakt, że są one bardzo ładne, ale ... Tfu, tfu, tfu. Jak mogłam coś takiego powiedzieć!? James Potter jest głupkiem, kretynem i palantem. Wszystkie dziewczyny ganiają za nim po szkole, ponieważ jest najlepszym szukającym w historii Hogwartu. Wciąż się popisuje tym swoim zniczem i mierzwi sobie włosy, bo chce wyglądać, jakby dopiero co zsiadł z miotły. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że od pierwszej klasy ugania się za mną pytając : "Evans, umówisz się ze mną?". Może sobie marzyć. Choć może kiedyś... Czemu nie... O kurcze!!! Coś jest ze mną nie tak. Nie mogłam tego powiedzieć! Och, jest ze mną gorzej niż myślałam. Jak widać ta rudowłosa, zielonooka piękność Pottera jest taka, jak każda inna laska w szkole. Ech... No, ale dobra, wróćmy do Jamesa. Wciąż robi różne kawały razem ze swoimi kumplami. Razem tworzą paczkę Huncwotów. Oprócz niego należą do niej jeszcze Remus Lupin, Syriusz Black i Peter Petigrew. Lupin jest blondynem o srebrnych oczach i lubię go chyba z całej tej gromady najbardziej. No może zaraz za Jamesem... Tfu, odwołuję ostatnie zdanie. Remus jest wysoki i strasznie chudy. Poza, tym jego matka nie ma zbyt wiele kasy, przez co chłopak jest trochę zabiedzony, ale jakoś bardzo tego po nim nie widać. Ponadto, jest najrozsądniejszy z całej grupy, choć i jemu czasem odbija. Black jest najprzystojniejszym chłopakiem w Hogwarcie i akurat tu nie mogę zaprzeczyć, choć bym chciała, podobnie jak w przypadku Pottera. Syriusz ma czarne włosy i oczy tego samego koloru. Jest napastnikiem w drużynie Gryfonów. Z nim też dziewczyny latają po całej szkole. Żałosne. A więc został, tylko Peter. Jest on chłopakiem o mysich włosach i mglistych oczach. Nie jest ani szczupły, ani wysportowany. Uwielbia jeść. Jego idolami są Syriusz i James. Nie wiem, za co on ich podziwia, ale niech będzie. To właśnie Huncwoci.
       A i jeszcze muszę dodać, że nadali sobie ksywki i nikt nie wie skąd się wzięły. No, nikt z wyjątkiem mnie. Odkrycie ich tajemnicy było bardzo proste, ale o tym dokładnie opowiem wam później. Ksywkę Remusa zrozumiałam już na początku trzeciej klasy, a pozostałych chłopaków tuż przed wakacjami, w tym samym roku. Remus to Lunatyk, Peter to Glizdogon, Syriusz to Łapa, a James to Rogacz.
       No i są jeszcze moje dwie najlepsze kumpele. Ann Lorens i Dorcas Meadowes. Ann ma średniej długości, proste blond włosy i błękitne oczy. Jest średniego wzrostu i ma ładną figurę, której zawsze jej zazdrościłam. Matka Ann jest czarodziejką, a ojciec mugolem. Pewne było, że dostanie się do szkoły. Co mogę jeszcze o niej powiedzieć, hmmm...? O, już wiem. Dobrze się uczy jednak nie pozbawia jej to radości życia. Uwielbia imprezować. Zresztą Dor pod tym względem nie jest lepsza. Meadowes ma długie, falowane czarne włosy i brązowe oczy. Jest jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole. Ponadto uwielbia grać w Quidditcha. Moje koleżanki mają więc różne osobowości i każda jest inna, ale i tak są dla mnie jak siostry.
       Z zamyślenia wyrwał mnie alarm budzika. Wyłączyłam go i spojrzałam na tarczę zegara. 9:00 Ok, czas wstawać. Trzy godziny i będę już w drodze do Hogwartu. Nie mogę się doczekać.

-------------------------------------------------------

Jak widzicie pojawił się pierwszy rozdział. Powiedziałabym, że nareszcie. Początkowo miał być trochę inny, ale w końcu zdecydowałam, że będzie taki jaki jest teraz. Trochę chaosu tutaj wprowadziłam, ale mam nadzieję, że mniej więcej łapiecie co i jak. Wiem, że przynudzam. Sorki wielkie za to, ale jakieś wprowadzenie w końcu zrobić trzeba :) Niedługo pojawi się kolejny rozdział, więc na niego czekajcie.
Pozdrawiam

P.S.
Tak wogóle to ukośnikami będą zaznaczane kłótnie Lily samej ze sobą.

6.12.2013

Nowa historia

Ostatnio zaczytuje się wciąż w blogach o Lily i Jamesie i widząc wspaniałe pomysły młodych pisarzy sama postanowiłam napisać bloga. No cóż, to już kolejny, a wogóle nie mam czasu pisać żadnego z nich. Ale mam pomysł i chce to napisać niezależnie wszystkiego.
Pozdrawiam :)