20.07.2015

Rozdział 55 - Mały włochatkowy problem Pana Remusa Lupina

       Kiedy obudziłam się następnego ranka, słońce przeświecało, przez niecałkowicie zasunięte kotary mojego łóżka. Powoli usiadłam i leniwym ruchem, przetarłam oczy. Spuściłam z łóżka najpierw lewą, potem prawą nogę i w końcu zmusiłam się do wstania. Wolnym krokiem ruszyłam ku łazience. Kiedy już wyszłam, czysta i gotowa na nadchodzący dzień, usiadłam na swoim posłaniu i sięgnęłam po podręcznik od Zielarstwa. Egzaminy były już coraz bliżej i każdego dnia uczyłam się zaraz po obudzeniu i tuż przed zaśnięciem. Oczywiście w ciągu dnia, też nigdzie nie ruszałam się bez podręczników, ale przyjaciele ciągle odciągali mnie od nauki, przez co zaczynałam się poważnie martwić nadchodzącymi egzaminami. Tak, fakt, że wszyscy uważali, że byłam świetną uczennicą i w ogóle, ale przecież nie osiągnęłabym takiej reputacji, gdybym się nie uczyła. A teraz, przed egzaminami, w szczególności musiałam się skupić na nauce, jeśli chciałam osiągnąć zadowalające wyniki. W związku z tym, otworzyłam książkę i zaczęłam czytać.
- Rany! - syknęłam sfrustrowana po niemal pół godzinnej lekturze.
       Zdałam sobie właśnie sprawę, że nie mam notatek z jednej lekcji. Nie wiedziałam, jak to się mogło stać, ale bardzo ich potrzebowałam. I to natychmiast!
       Zerwałam się z łóżka i pędem przebiegłam przez pokój. Otworzyłam gwałtownie drzwi, po czym wypadłam na korytarz i pognałam schodami w kierunku pokoju, gdzie jak sądziłam, mogę zdobyć potrzebne mi informacje. Na miejscu, zapukałam do drzwi i zniecierpliwiona, nie czekając na zaproszenie, wpadłam do pokoju. Szybko rozejrzałam się po wnętrzu i westchnęłam sfrustrowana.
- Gdzie jest Remus? - zapytałam.
- Po co ci on? - odpowiedział pytaniem na pytanie Peter.
- Potrzebuję jego notatek z Zielarstwa. Więc? Gdzie on jest?
       Glizdogon wzruszył ramionami z przepraszającą miną, na co tylko westchnęłam zniecierpliwiona. W tej samej chwili z łazienki wyszedł Syriusz i popatrzył na ze zdziwieniem.
- Ja rozumiem Ruda, że my jesteśmy jak narkotyk i łatwo się od nas uzależnić, ale przyłażenie do naszego pokoju, kiedy jesteśmy jeszcze półnadzy, to już lekka przesada, nawet jak na psychofankę, nie uważasz? - zapytał z huncwockim uśmiechem, po czym lekko do mnie mrugnął.
       Parsknęłam niezadowolona słysząc jego słowa, a Łapa tylko się roześmiał.
- Więc... W jakiej sprawie do nas przychodzisz? Może stęskniłaś się na naszym Rogaczem? - żartował dalej Syriusz.
- Nie. Chciałam się tylko... - zaczęłam, ale Syriusz przerwał mi w połowie zdania.
- Acha! Już wiem. Przyszłaś, bo chcesz go obudzić pocałunkiem, jak książę Śpiącą Królewnę, nieprawdaż?
- Co? Nie! Ja tylko...
- Rozumiem cię Ruda. Przecież Rogaś to taki pociągający chłopczyna, prawda?
- Syriusz, czy mógłbyś...
- Ale chyba coś ci się role w tym przedstawieniu pomieszały. Przecież to on powinien być księciem i jego zadaniem byłoby obudzenie ciebie. A teraz, to jest to takie...
- MOŻESZ SIĘ NA CHWILĘ UCISZYĆ!? - wrzasnęłam, już mocno wkurzona tym, że ciągle mi przerywał.
       Na moje szczęście, po tym jak się wydarłam, Łapa zamilkł na chwilę i nie musiałam już dłużej słuchać jak wygaduje te wszystkie brednie. W sumie, to miałam ochotę czymś przywalić naszemu szkolnemu casanowie, ale udało mi się przed tym powstrzymać. Miałam aktualnie ważniejsze sprawy na głowie.
- Gdzie Remus? - zapytałam.
- Oj nieładnie Ruda. Bardzo nieładnie. Tak zdradzać naszego Rogasia... Przecież przez ciebie, jemu serce pęknie.
       Przewróciłam oczami zirytowana.
- Nie żartuję Syriusz. Muszę go natychmiast znaleźć.
- Uuu... Rogacz chyba serio powinien zacząć się martwić, bo jak widzę to jest naprawdę poważna sprawa.
       Zawyłam z frustracji, po czym wzięłam poduszkę z najbliższego łóżka i zaczęłam nią bezlitośnie okładać roześmianego chłopaka.
- Weź... się... wreszcie... ogarnij... i powiedz... gdzie... jest... Luniek... - mówiłam między kolejnymi ciosami.
       Kiedy nie doczekałam się żadnej reakcji ze strony huncwota, wydyszałam:
- Mów gdzie jest Remus... bo jak nie... to zaraz zmienię broń... na patelnię. A myślę... że jeszcze pamiętasz, jak groźna jest to broń w moich rękach.
- Aaaa! - wrzasnął Łapa, po czym zaczął biegać po całym pokoju przesadnie machając rękami i udając panikę - Dzieci, ludzie i czarodzieje, ratujcie się kto może, nadchodzi patelniowy potwór! Przepuście mnie! Przystojniacy uciekają pierwsi!
       Przez chwilę obserwowałam całą tę sytuację, po czym schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam się niekontrolowanie śmiać. Tylko Łapa potrafił mnie najpierw wkurzyć, a potem doprowadzić do śmiechu. W końcu odjęłam ręce od twarzy i spróbowałam zatrzymać Syriusza, który jednak ciągle mi się wymykał, przez co ganiałam za nim, po całym pokoju, śmiejąc się z nim do rozpuku. Glizdogon przyglądał nam się z politowaniem ze swojego łóżka, nas jednak to niewiele obchodziło i dalej biegaliśmy po całym pokoju. Nagle do naszych uszu dotarł niezadowolony, zaspany głos:
- Co się tutaj dzieje? I dlaczego wyglądacie jak para ścigających się obdartych ze skóry kurczaków?
       Słysząc to, oboje parsknęliśmy śmiechem i zaczęliśmy się tarzać po podłodze. James, którego najwyraźniej obudziły nasze krzyki, patrzył na nas ze zdumieniem przemieszanym z politowaniem. Kiedy w końcu odrobinę się z Łapą uspokoiliśmy, zapytał:
- Co ty tu robisz Lils?
- Próbuję się dowiedzieć, gdzie  jest Remus, ale ten palant mi to uniemożliwia - odparłam wciąż chichocząc.
- Może po prostu skorzystasz z mapy? - zaproponował, opadając na poduszki. - Leży na mojej szafce.
       Podeszłam do biurka i wzięłam z niego kawałek pergaminu, domyślając się, że to musi być ta ich sławetna Mapa Huncwotów. Rozłożyłam pergamin, który był całkowicie pusty i spojrzałam na niego zdezorientowana, po czym spojrzałam niepewnie na Jamesa.
- Ale... - zaczęłam - Tutaj nic nie ma.
       Potter, wciąż nieprzytomny, zaczął macać po szafce ręką w poszukiwaniu różdżki, a kiedy ją znalazł, stuknął nią na chybił trafił w pergamin i wymamrotał:
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
       Po tych słowach odłożył różdżkę i przekręcił się na bok, chcąc ponownie zasnąć, jednak nie było mu to dane, gdyż Syriusz już stał nad nim i się na niego wydzierał:
- Jak mogłeś?! Właśnie zdradziłeś jej hasło do mapy!
- I co z tego? - wymruczał James, zakrywając sobie głowę poduszką, żeby odgrodzić się od przeraźliwego dźwięku.
       Łapa nie pozwolił mu się jednak nacieszyć spokojem i już po chwili zabrał mu poduszkę i dalej wrzeszczał przyjacielowi do ucha. Ja jednak, nie zwracałam już na to uwagi. W chwili, gdy James oderwał różdżkę od pergaminu, na kartce zaczęły się pojawiać kreski i kropki, aż w końcu miałam przed sobą plan Hogwartu. Wpatrywałam się jak urzeczona w to nadzwyczajne dzieło, ale w końcu wzięłam się w garść i zaczęłam szukać kropki podpisanej imieniem i nazwiskiem, którego szukałam. Kiedy w końcu odnalazłam Remusa, poderwałam się na nogi i wybiegłam z dormitorium chłopców, dziękując im na odchodnym. Zanim zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dwa słowa. Koniec psot. Domyśliłam się, że było to hasło, sprawiające, że Mapa, znów wyglądała jak zwykły kawałek pergaminu. Niesamowite. Musiałam przyznać, że chłopcy odwalili naprawdę kawał dobrej roboty tworząc tą mapę, choć znając życie, to Lunatyk wszystko opracował. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, po czym przyspieszyłam kroku i już po chwili byłam na błoniach.
- Nareszcie cię znalazłam! - krzyknęłam w kierunku siedzącego nad wodą blondyna.
       Chłopak odwrócił się w moim kierunku i spojrzał na mnie zdumiony.
- Ooo... Hej Lily. Szukałaś mnie?
- Mhm... - przytaknęłam podbiegając do przyjaciela.
       Remus przesunął się nieco i zrobił mi miejsce obok siebie na kamieniu. Usiadłam i odetchnęłam głęboko próbując uspokoić serce, po szybkim marszu przez zamek. Lunio zmierzył mnie uważnym spojrzeniem i zmarszczył brwi.
- Czemu jesteś cała w piórach?
- Co? - spojrzała na siebie zdumiona, po czym westchnęłam sfrustrowana - To wszystko przez tego głupiego pacana - warknęłam.
- Jamesa?
- Nie, Blacka - mruknęłam, na co Lunio popatrzył na mnie szczerze zdumiony.
       W odpowiedzi machnęłam tylko lekceważąco i powiedziałam:
- Daj spokój, nie pytaj.
- Ok. Zapytam innym razem - odparł Remus z lekkim uśmiechem, po czym wziął swoją różdżkę i machną nią, a już po sekundzie byłam czysta.
- Dzięki - odparłam również się uśmiechając.
       Chłopak skinął lekko głową, po czym zapatrzył się na jezioro. Przyjrzałam mu się uważnie. Wpatrywał się w taflę jeziora z ogromnym skupieniem. Oczy miał zmrużone i uważne, ale przy tym, wyjątkowo zaniepokojone. Skupiony wyraz twarzy, lekkie drżenie rąk i niepokój widniejący w oczach, uzmysłowiły mi, że coś jest nie tak.
- Coś się stało? - zapytałam, wpatrując się w Remusa ze zmarszczonymi brwiami.
- Co? - zapytał patrząc na mnie wyrwany z zamyślenia, po czym szybko odpowiedział - Nie... To nic takiego.
       Po tych słowach znów spojrzał w kierunku jeziora,a ja po chwili podążyłam za jego spojrzeniem. Już po chwili dostrzegłam to, co on i zrozumiałam, czemu się martwił.
- Dzisiaj pełnia prawda? - zapytałam, a Remus spojrzał na mnie natychmiast, z zaniepokojoną miną.
- Owszem - odparł ostrożnie, wciąż uważnie mi się przyglądając
- Jak się czujesz?
       Po tym pytaniu, Lunatyk zaczął mi się przypatrywać jeszcze uważniej, z e zdziwieniem wymalowanym na twarzy, jednak szybko się opanował i zapytał:
- A niby co pełnia ma wspólnego ze mną?
       Spróbował powiedzieć to lekkim, niezobowiązującym tonem, ale zdradziło go lekkie, ledwo słyszalne drżenie głosu.
- Remus - powiedziałam łagodnie, wpatrując się w ledwo widoczny o tej porze dnia, księżyc na niebie - Ja wiem. Nie musisz tego przede mną ukrywać. Wiem o wszystkim.
- C-co? - wyjąkał zdezorientowany wpatrując się we mnie szeroko otwartymi ze zdumienia oczami - Jak... Jak długo?
- Od początku trzeciej klasy - wyznałam - No wiesz... Zawsze z wyprzedzeniem czytam podręczniki.
       Kątem oka dostrzegłam jak Remus lekko skinął głową, a potem wyszeptał:
- Zawsze byłaś wyjątkowo bystra i szybko łączyłaś fakty. Zawsze mnie zaskakiwałaś swoją spostrzegawczością i łatwością w łączeniu faktów. Mogłem się domyślić, że prędzej czy później się domyślisz - westchnął przeciągle, po czym zapytał smutnym, przygnębionym głosem - Dlaczego wciąż się ze mną zadajesz?
- Co za głupie pytanie - stwierdziłam, przenosząc wzrok na przyjaciela - Bo mi na tobie zależy. Jesteś jedną z najwspanialszych osób jakie kiedykolwiek miałam zaszczyt poznać. Nie mogłabym się od ciebie odwrócić tylko dlatego, że... masz mały, włochatkowy problem.
       Słysząc moje słowa, Lunio cicho parsknął śmiechem.
- Nazywasz to dokładnie tak, jak chłopaki. Oni też mówią o tym, jako o małym, włochatkowym problemie.
- I mają rację - odpowiadam zdecydowanym głosem.
       WOW. Czy ja to na serio powiedziałam? Naprawdę, przyznałam rację huncwotom. O rany, jest ze mną źle. Zabierzcie mnie do szpitala na oddział zamknięty i wyleczcie mnie z tego. Ja nie mogę przyznawać racji huncwotom! A szczególnie Potterowi i Blackowi!
- W każdym razie... To, czym jesteś, nie zmienia tego, kim jesteś. A prawda jest taka, że jesteś przystojnym, niesamowicie utalentowanym i przyjacielskim huncwotem i czarodziejem. Oraz moim przyjacielem. Nie zapominaj o tym, dobra?
- Jasne - odparł Remi z lekkim uśmiechem, który po chwili przemienił się w wyraz zaniepokojenia - Ale... Nic nie powiedziałaś dziewczynom o mojej przypadłości, prawda?
- Jasne, że nie. Sam powinieneś to zrobić - odparłam, na co Remus, na chwilę zamilkł.
- Zrobię to - powiedział w końcu - Ale jeszcze nie teraz. Ja... Potrzebuję jeszcze trochę czasu.
- Nie ma sprawy - odparłam z uśmiechem, po czym wstałam i wyciągnęłam rękę do Remusa - Ale teraz już wracajmy do dormitorium. Masz notatki, których natychmiast potrzebuję i liczę, że nie odmówisz mi pomocy.
       Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem i przyjmując moją pomoc we wstawaniu, odpowiedział:
- Oczywiście, że nie Lily. Zawsze możesz na mnie polegać.
- To samo tyczy się ciebie - odparłam, posyłając przyjacielowi szczery uśmiech, na co odpowiedział mi tym samym.
       Kiedy ruszyliśmy w kierunku zamku, zrozumiałam, że nie mogę zostawić Lunatyka samego z jego problemem. A tym bardziej nie mogłam go zostawić w rękach pozostałych huncwotów. Właśnie w tej samej chwili do głowy wpadł mi pewien pomysł i już wiedziałam, jak pomóc przyjacielowi...

------------------------------------------------------

Hej wam! Niestety miałam dzień poślizgu, ale liczę, że nie będziecie mieć mi tego za złe. Rozdział ja widzicie się pojawił. Może niezbyt długi, ale myślę, że wystarczy i liczę, że się spodoba :)
Jutro, czyli we wtorek, wyjeżdżam na obóz na 10 dni i nie będę w tym czasie pisać. Nie chodzi nawet o to, że nie będę mieć wi-fi, ale raczej o brak czasu, gdyż jest to dla mnie bardzo ważny wyjazd, na którym będę się przygotowywać, do zdawania na brązowy pas, więc będę musiała ostro poćwiczyć również pomiędzy treningami, a nie tylko w czasie nich, więc najbliższej notki możecie się spodziewać pomiędzy 1.08 a 6.08.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał i proszę trzymajcie za mnie kciuki, żebym zdobyła ten brązowy pas. Proszę was gorąco o komentarze, bo one motywują do pisania. kiedy wrócę, przeczytam i odpowiem na nie wszystkie.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)

P.S. Jak zapewne zauważyliście, zmieniłam wygląd bloga, na bardziej... minimalistyczny. Najprawdopodobniej będzie tak wyglądać przez całe wakacje, a może nawet trochę dłużej, gdyż pasuje do fabuły na początku szóstego roku nauki w Hogwarcie, także możliwie, że wygląd przetrwa do połowy pierwszego semestru w szóstej klasie. Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Co o nim myślicie? Dajcie mi znać w komentarzach :)

15.07.2015

Rozdział 54 - Kara Syriusza Blacka

- Lily... Długo jeszcze? - dobiegł mnie zniecierpliwiony głos.
- Zaraz kończę Dorcuś - odpowiedziałam dolewając do kociołka trzy krople złotej substancji.
- Grr... Nie nazywaj mnie tak.
- Skoro nie tak, to jak?
- Normalnie - odparła zniecierpliwionym tonem Meadowes.
- E tam... Wtedy nie ma zabawy - prychnęłam mieszając miksturę w kociołku. - Skoro nie chcesz Dorcuś i normalnie też cię nie będę nazywać, to może... Może Sunia?
- CO!? - wykrzyknęła zdumiona przyjaciółka - O nie! Nie ma mowy!
       Słysząc ten gwałtowny sprzeciw, parsknęłam śmiechem, a Ann mi zawtórowała. Po chwili, ostatni raz ruszyłam łyżką i wywar był gotowy. Przelałam go do kilku fiolek, po czym wszystkie, poza jedną, schowałam w swojej nieodłącznej wsiąkiewkowej sakiewce. Wstałam i przeciągnęłam się, po czym machnęłam różdżką i wszystkie przyrządy z których korzystałam, były czyste. Wzięłam wszystko w w rękę, po czym wyszłam z łazienki i ustawiłam przedmioty w odpowiednim miejscu. Odwróciłam się do przyjaciółek i popatrzyłam na nie z szerokim uśmiechem, po czym pokazałam im trzymaną w ręce fiolkę. Dorcas spojrzała na nią krzywo i zapytała:
- To ma go niby ośmieszyć?
- Mhm... - przytaknęłam.
- Niby jak? - zapytała skonsternowana.
- Zobaczysz - odparłam z przebiegłym uśmieszkiem - Mam nadzieję, że się na mnie za to nie obrazisz.
- Mija się z celem - odparła machnąwszy ręką na moje słowa - Zasłużył sobie.
       Słysząc to ja i Ann parsknęłyśmy głośnym śmiechem, a Czarna po chwili do nas dołączyła. Kiedy się uspokoiłyśmy spojrzałam na zegarek. Była już prawie 15.
- Gdzie oni się podziewają? - mruknęłam pod nosem - Powinni już tu być.
- Nie przejmuj się - powiedziała Ann - Znasz ich, na pewno się spóźnią, a i tak mają jeszcze parę minut.
       Skinęłam głową, po czym usiadłam na łóżku, a Ann po chwili do mnie dołączyła. Oparła się plecami o kolumnę i popatrzyła na mnie z dziwnym uśmiechem.
- Coś się stało? - zapytałam, zaniepokojona spojrzeniem przyjaciółki.
- Nic - odparła lekko blondynka - Po prostu... Wciąż nie mogę uwierzyć, że pocałowałaś Jamesa.
- Nom - potwierdziła Dor, podchodząc do nas i siadając na podłodze - To na maksa nie realne. Tyle lat wzbraniałaś się przed urokiem Rogacza, a teraz nagle takie bum i to jest takie... - Czarna zrobiła dziwny ruch rękami, jakby to miało wszystko wyjaśnić, a ja poczułam, jak na moich policzkach pojawia się lekki rumieniec.
- Ale przecież nic takiego się nie stało - odparłam, próbując jakoś stłumić czerwień, która wystąpiła mi na policzki.
       Dziewczyny nie dały się jednak na to nabrać i spojrzały na mnie wymownie.
- To nie było nic - odpowiedziała Ann, łapiąc mnie przy tym za ręce - Pocałowałaś go. Chciał tego od dawna, ale ty zawsze mu odmawiałaś. A teraz... Teraz po prostu...
- Zrobiłaś to - dokończyła za blondynkę Dorcas - Nie mam pojęcia czy to coś między wami zmienia. To zależy od was. Tak w sumie to głównie od ciebie, bo łatwo można przewidzieć, jak on na to zareaguje i co zrobi. Decyzja należy do ciebie Lily i zrobisz, co będziesz uważała za słuszne. Jeśli będziesz chciała z nim być, to po prostu mu to powiedz, a jeśli nie jesteś jeszcze gotowa, albo pewna swoich uczuć, to jak to się mówi: "Jak kocha to poczeka" - zakończyła szturchając mnie w ramię i puszczając mi perskie oczko, a ja nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wypełzł mi na usta. - A tak swoją drogą, to jak całuje?
- Och, ty...! - krzyknęłam oburzona, po czy trzepnęłam przyjaciółkę w ramię, na co wszystkie trzy się roześmiałyśmy. - Jak jesteś ciekawa, to sama go pocałuj.
- Uee... Nie jest w moim typie - odparła - Poza tym mnie by nie pocałował, bo zawsze chciał tylko ciebie.
       Słysząc te słowa ponownie się zarumieniłam, ale kierowana ciekawością zapytałam:
- Skąd wiesz, że zawsze chciał tylko mnie?
- No przecież od pierwszej klasy uganiał się za tobą chcąc się z tobą umówić - odparła czarna takim tonem, jakby to było oczywiste, jednak cień niepewności w jej oczach sprawił, że nie mogłam uwierzyć jej słowom.
- A ja zawsze mu odmawiałam, uważając, że jestem dla niego tylko celem do zdobycia - prychnęłam - Nie kłam, tylko mów prawdę. Skąd to wiesz?
      Meadowes patrzyła na mnie przez chwilę niepewnie, w końcu jednak westchnęła i wyjaśniła:
- W trzeciej klasie, któregoś dnia, James mnie zaczepił i prosił o pomoc...
- Z czym? - zapytałam marszcząc brwi.
- Nie z czym, a z kim - sprostowała Dor - Z tobą. Chciał wiedzieć, co powinien zrobić, żebyś dała mu szansę - wyjaśniła - Nie chciałam mu pomóc wiedząc, jaki masz do niego stosunek, ale on... On wtedy mi powiedział, że już od momentu, kiedy zobaczył cię po raz pierwszy, w pociągu, nie liczyła się dla niego żadna inna dziewczyna. Ja... Nie chciałam mu początkowo wierzyć, ale potem... - Dorcas zacięła się na chwilę i nie patrzyła mi w oczy, w końcu jednak podniosła głowę, a w jej oczach dostrzegłam blask pewności - Nie kłamał. Po tej sytuacji zaczęłam mu się uważniej przyglądać i zrozumiałam, że mówił prawdę. Zawsze zależało mu tylko na tobie.
       Słysząc te słowa zerwałam się z łóżka i zaczęłam się nerwowo przechadzać. Nie mogłam uwierzyć w słowa przyjaciółki. Już od dawna podejrzewałam, że naprawdę się mną interesuje, że nie jestem tylko jego celem do zdobycia. Ale... Ale usłyszeć coś takiego... A jeszcze wczoraj dopiero co go pocałowałam... Tego było za dużo, jak na moją głowę i małe niezdecydowane serduszko. Opadłam ponownie na materac i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam, jak szczupłe, delikatne ręce Ann, opadają na moje ramiona i już po chwili przyjaciółka zamknęła mnie w lekkim uścisku. Dorcas również usiadła na łóżku i także mnie objęła.
       Siedziałyśmy tak przez chwilę w milczeniu, bez ruchu, a ja próbowałam sobie to wszystko przyswoić. W końcu podniosłam głowę i oparłam się na barku Ann, po czym przeniosłam spojrzenie na Czarną i zapytałam:
- Jak ja mam mu niby spojrzeć w oczy, po tym, co mi właśnie powiedziałaś?
- Przepraszam Lily - powiedziała łagodnie Dor głaszcząc mnie uspokajająco po ramieniu. - Nie wiedziałam, że to zrobi na tobie takie wrażenie.
- Jak ja mam się po tym niby pozbierać? - zapytałam znów chowając twarz w dłoniach.
       Niemal w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Słysząc ten nagły dźwięk wszystkie trzy podskoczyłyśmy na naszych miejscach jak oparzone. Spojrzałam z przerażeniem najpierw na drzwi, a potem na Meadowes, błagając ją wzrokiem, by nie otwierała. Przyjaciółka spojrzała jednak na mnie ze współczuciem i ruszyła w kierunku wejścia, rzucając przez ramię:
- Nie wiem. Ale musisz to zrobić. I to natychmiast - dodała.
       Wstałam z łóżka, a Ann poszła w moje ślady. Poklepałam dłońmi policzki, po czym odetchnęłam głęboko. W tej samej chwili Dorcas otworzyła drzwi i do pokoju wparowało czterech szkolnych chuliganów. Tak dokładnie to wparowało ich trzech, a ten ostatni wlókł się za nimi szurając stopami o podłogę. Gdy tylko przekroczył próg pokoju, Czarna zatrzasnęła za nim drzwi tak głośno, że wszyscy obecni w pomieszczeniu podskoczyli na swoich miejscach.
       Moje spojrzenie natychmiast spoczęło na czarnookim, przybitym chłopaku, który jako ostatni wszedł do pokoju. Starannie omijałam wzrokiem Jamesa, który starał się zwrócić na siebie moją uwagę. Zignorowałam to jednak i natychmiast przeszłam do rzeczy.
- To jak Łapa - zapytałam z udawaną pewnością, mimo, że ręce nieco mi się trzęsły pod uważnym spojrzeniem przebywającego w pomieszczeniu szukającego. - Gotowy na wielkie ośmieszenie?
- Miejmy to już z głowy - westchnął z rezygnacją Black, podnosząc na mnie wzrok. - To co mam zrobić?
- Wypić to - odparłam podając chłopakowi fiolkę z eliksirem.
       Syriusz przyjrzał się uważnie płynowi w naczyniu, po czym spojrzał na mnie, mrużąc przy tym oczy w zdumieniu.
- I to tyle? Mam to po prostu wypić? To jest to całe twoje ośmieszenie? - zapytał z niedowierzaniem.
       Skinęłam głową, a na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech ulgi.
- Nie jest źle - stwierdził, po czym odkorkował fiolkę i duszkiem wypił jej całą zawartość.
       Kiedy w końcu buteleczka została całkowicie opróżniona, chłopak odjął ją od ust i oddał mi naczynie, które położyłam na szafce.
- Co właśnie wypiłem? - zapytał zaciekawiony Black.
- No właśnie, co wypił? - zawtórował przyjacielowi równie wścibski okularnik.
       Westchnęłam i przewróciłam oczami, na ich dziecinne zachowanie, po czym odpowiedziałam:
- Dowiecie się w swoim czasie.
- Czyli? - dalej drążył Łapa.
- Zapewne za kilka minut - odparłam z przebiegłym uśmiechem na ustach, patrząc na chłopaka, po czym odwróciłam się do Dorcas. - Lepiej go dzisiaj nie całuj - poradziłam.
- Dlaczego? - zapytała podejrzliwie dziewczyna, patrząc na mnie spod ściągniętych brwi.
- Zaraz zrozumiesz - odparłam z iskrą w oku. - A ja tymczasem muszę już iść. Poradzicie sobie beze mnie. Spotkamy się pewnie wieczorem, ale jakby co, to wy wszyscy tutaj - powiedziałam wskazując po kolei wszystkich w pokoju, poza Blackiem - macie dopilnować, żeby on - tutaj wskazałam na Łapę - pojawił się na wszystkich posiłkach i każdy ma go zobaczyć. Jasne?
- Jak słońce - zaszczebiotała Dor, a ja spojrzałam na nią z uśmiechem, po czym odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z pokoju.
       Nie zdążyłam nawet zejść po schodach, gdy usłyszałam za sobą znajomy głos:
- Lily!
       Rany! Czy ten głąb nie mógł mi dać spokoju choć na chwilę!? Nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z nim. Właśnie dlatego nawet się nie odwróciłam, tylko zbiegłam po ostatnich stopniach i popędziłam do PW, a za sobą słyszałam ciężkie kroki butów chłopaka i jego wołanie:
- Lily! Ej no, zaczekaj na mnie! Lily!
       Wpadłam do salonu i pędem ruszyłam ku wyjściu. Właśnie przeskakiwałam przez portret, gdy nagle na kogoś wpadłam. Zachwiałam się i już po chwili przewróciłabym się zapewne na podłogę, ale w ostatniej chwili uchroniły mnie od tego silne ręce. Podniosłam głowę zaskoczona a widząc znajomą postać odetchnęłam z ulgą.
- Gdzie tak pędzisz? - zapytał ze śmiechem Shawn.
- Ech... No, w tej chwili to nie ważne. Powiem ci później. Tylko błagam, zatrzymaj go, by nie mógł za mną pobiec - poprosiłam, po czym popędziłam korytarzem.
- Ale kogo!? - usłyszałam z tyłu jego zdumiony głos.
- IDIOTĘ! - wrzasnęłam w odpowiedzi i zniknęłam za zakrętem, mając przy tym nadzieję, że Shawn domyśli się kogo ma zatrzymać.
       Biegłam jeszcze przez kilka minut, a nie słysząc za sobą kroków, zwolniłam i przeszłam do marszu. Kiedy już upewniłam się, że nikt za mną ie podąża odetchnęłam z ulgą i po chwili zastanowienia ruszyłam do gabinetu dyrektora. Kiedy wreszcie po kilku minutach dotarłam na miejsce, zapukałam do drzwi i po chwili usłyszałam zaproszenie. Nacisnęłam więc klamkę i weszłam do sali.
- Och... Dzień dobry, Lily - powitał mnie dyrektor.
- Dzień dobry Panu - odparłam z lekkim uśmiechem, po czym usiadłam na krześle przed biurkiem.
- Rozumiem, że dostałaś moją wczorajszą wiadomość?
- Owszem - odparłam przypominając sobie zwitek pergaminu, który wczoraj wręczył mi jeden ze skrzatów.
- Wiem, że już niedługo są egzaminy i zapewne nie masz zbyt dużo wolnego czasu, ale chciałem z tobą chwilę porozmawiać. Bo widzisz, ostatnio zacząłem się zastanawiać nad twoim darem uzdrawiania i do głowy przyszła mi pewna teoria. Jednak, to tylko teoria. I prawdę mówiąc bardzo chciałbym ją sprawdzić.
- Co to za teoria? - zapytałam zaciekawiona.
- Uzdrawiasz, po potarciu znamienia, prawda? Ale dlaczego? Co dokładnie sprawiło, że masz taką umiejętność?
- Krew jednorożców - odparłam mrużąc zdziwiona oczy.
- Dokładnie - odpowiedział podekscytowany dyrektor wstając z miejsca i zaczynając krążyć po gabinecie. - Otrzymałaś tak wielką dawkę krwi jednorożców, że dała ci ona moc uzdrawiania. Ale żebyś mogła z niej korzystać, ich krew nadal musi płynąć w twoich żyłach. Podejrzewam, że znamię, jest swego rodzaju połączeniem między twoją naturalną krwią, a krwią jednorożców. Rozumiesz już do czego zmierzam Lily?
- Nie bardzo - przyznałam zmieszana.
- Podejrzewam, że kiedy pocierasz znamię, wtedy twoja krew przeinacza się ze zwykłej, w krew jednorożców.
- Ale... Jeśli to prawda... Jak to w ogóle możliwe? - zapytałam zdumiona wpatrując się w swoją bliznę.
- Magia - odparł dyrektor z uśmiechem, a ja się zaśmiałam. - Lily... Czy miałabyś coś przeciwko, gdybym sprawdził swoją teorię?
- Nie, Panie Profesorze - odparłam z uśmiechem - Co mam zrobić?
- Daj mi rękę - poprosił.
       Zgodnie z prośbą Dumbledora, wyciągnęłam przed siebie rękę. Dyrektor zapał ją pewnie, po czym wyjął z szuflady biurka, niewielki nóż. Zamarłam, wpatrzona przerażonym wzrokiem w narzędzie. Profesor chyba to zauważył, bo powiedział:
- Nie martw się Lily, nic ci nie będzie. Zrobię ci tylko lekkie nacięcie na dłoni, dobrze?
       Przełknęłam zdenerwowana ślinę, ale skinęłam głową na zgodę. Poczułam chłód metalu na skórze, a potem lekkie ukłucie. Zacisnęłam zęby, żeby nie syknąć, ale ból, szybko zniknął. Spojrzałam na swoją dłoń. Z małej ranki wypłynęło kilka kropli ciepłej, czerwonej krwi. Dumbledore skinął głową, najwidoczniej zadowolony, po czym wziął chusteczkę i przyłożył do nacięcia. Po oczyszczeniu rany, machnął różdżką nad moją dłonią, która natychmiast została uleczona.
- Powtórzymy to jeszcze raz - powiedział dyrektor - Tym razem jednak, zanim natnę ci skórę, potrzyj znamię.
       Zastosowałam się do polecenia profesora i już po chwili nauczyciel powtórzył proces nacięcia skóry. Tym razem jednak, krew, która pojawiła się na mojej skórze, nie była czerwona, tylko srebrna. To była krew jednorożców. Aż zakrztusiłam się powietrzem ze zdumienia. Dumbledore puścił moją rękę i spojrzał na mnie z uśmiechem. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w srebrną kroplę na swojej dłoni, po czym musnęłam ją palcem i poczułam pod opuszkami, gęstą lepką ciecz. Była ciepła i ku mojemu zdziwieniu, wyjątkowo delikatna w dotyku.
       Dyrektor podszedł do biurka i wyciągnął z szuflady, szklaną fiolkę, po czym podszedł do mnie i zebrał srebrzystą krew z mojej ręki. Przejechałam palcem po ranie, uleczając ją, po czym spojrzałam na Dumbledora.
- To naprawdę jest krew jednorożca - powiedziałam zdumiona.
- Tak Lily - potwierdził profesor.
- Czy... Czy ona też ma uzdrawiającą moc? - zapytałam z ciekawością.
- Na pewno - potwierdził moje przypuszczenia dyrektor.
- Ale... Czy w takim razie, jeśli komuś ją podam, by go uzdrowić, to czy ta osoba zostanie przeklęta? - dopytywałam.
- To bardzo dobre pytanie, Lily - przyznał dyrektor - Podejrzewam, że w twoim przypadku zasada jest taka, jak u jednorożców. Jeśli oddasz krew dobrowolnie, to raczej nie powinno mieś to żadnych skutków ubocznych, ale jeśli ktoś zabierze ci ją siłą i się jej napije, najprawdopodobniej zostanie przeklęty.
       Przez chwilę wpatrywałam się w zdumieniu w dyrektora, a potem, z szerokim uśmiechem na twarzy powiedziałam:
- Ekstra.
       Dumbledore, usłyszawszy moje słowa zaśmiał się głośno, a ja lekko poczerwieniałam na twarzy. Dyrektor poklepał mnie przyjaźnie po ramieniu i powiedział:
- To tyle na dzisiaj Lily. Możesz już wracać do przyjaciół.
- Dobrze Panie Profesorze - powiedziałam podnosząc się z krzesła i ruszając w kierunku wyjścia. - Do widzenia.
- Do widzenia Lily - odpowiedział dyrektor - I pamiętaj, że za dwa dni, masz lekcję teleportacji z Alastorem.
       Zazgrzytałam zębami z irytacji przypominając sobie Gbura, ale jednocześnie bardzo się ucieszyłam, słysząc, że nareszcie będę miała okazję nauczyć się teleportacji. Prędko wypadłam na korytarz i raźnym krokiem ruszyłam ku Wielkiej Sali, gdy nagle przypomniałam sobie o wygranym zakładzie z Syriuszem i parsknęłam głośnym śmiechem. Przyspieszyłam kroku chcąc zobaczyć, minę Syriusza podczas posiłku. I niech sobie nie myśli, że nie będę się z niego nabijać. Oczywiście, że będę.
       Weszłam do WS i natychmiast ruszyłam ku swojemu stałemu miejscu. Gdy przechodziłam obok uczniów, słyszałam ich śmiechy i ciche szepty. Wiedziałam kogo one dotyczyły. I wiedziałam dlaczego.
       Kiedy dotarłam wreszcie na swoje miejsce, popatrzyłam na przyjaciół z uwagą, a gdy napotkałam spojrzenie, doskonale mi znanych czarnych oczu, parsknęłam głośnym śmiechem. Zajęłam miejsce i z szyderczym uśmieszkiem na ustach zapytałam:
- I jak się czuje Pani Syriuszowa Black?
       Chłopak spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Choć... W tej chwili chłopaka, to on nie przypominał. Mogłabym się teraz zagłębić w dokładną analizę i wyjaśnić ile się w nim pozmieniało, ale myślę, iż wystarczy, że powiem, że w tej chwili Syriusz wyglądał dokładnie jak swoja damska wersja. Najzwyczajniej w świecie... Eliksir zmienił go w dziewczynę.
- Zatłukę cię Ruda - wysyczał chłopak, na co ja tylko zaklaskałam z niezadowoleniem językiem.
- Nie pamiętasz, jaka była umowa? Mogę cię ośmieszyć, a ty się nie obrażasz.
- Łatwo mówić - stwierdził wciąż nadąsany Łapa.
       Zaśmiałam się cicho, po czym powiedziałam:
- Może się nauczysz, że nie należy się ze mną zakładać.
- No co ty!? - wykrzyknął oburzony Black, a na jego twarzy pojawił się huncwocki uśmiech - Muszę się z tobą zakładać, bo niby kogo ośmieszę następnym razem?
- Prędzej ja ciebie - odparłam z przebiegłym uśmieszkiem.
- Chyba w snach Ruda - odpowiedział z iskrą w oku czarnowłosy.
- Tam również - odparłam, nakładając sobie na talerz sałatkę.
       Słysząc moje słowa Black roześmiał się szczerze, po czym posłał mi swój firmowy uśmiech, na który nie mogłam nie odpowiedzieć.
       Kiedy skończyłam jeść, nagle usłyszałam tuż obok ucha, tak blisko, że aż przeszły mnie ciarki, znajomy głos:
- Lily... Możemy pogadać?
       Nabrałam głęboko powietrza w płuca, po czym wypuściłam je ze świstem. Kiedy szłam do WS, zupełnie o nim zapomniałam. Tak bardzo chciałam zobaczyć Syriusza, że nawet nie pomyślałam o tym, że on też tutaj będzie. Ale prędzej czy później i tak musiałam z nim wreszcie pogadać. Jak widać, miało to jednak nastąpić dużo wcześniej, niż miałam na to ochotę. Wiedziałam jednak, że muszę stawić temu czoła, dlatego właśnie skinęłam potakująco głową i podniosłam się z miejsca. Chłopak również wstał i udaliśmy się na korytarz. Na jednym z pięter, poczułam lekkie pociągnięcie za ramię. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam. Wzięłam głęboki wdech i zapytałam patrząc mu prosto w oczy:
- O czym chciałeś porozmawiać?
- Wiesz o czym - powiedział spokojnie, patrząc na mnie tymi swoimi, niesamowitymi brązowymi oczami.
       Westchnęłam ciężko. Miał racje. Wiedziałam o czym chciał ze mną rozmawiać.
- Czy nie możemy po prostu o tym zapomnieć? - zapytałam niewinnie.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będę w stanie o tym zapomnieć. Ty też nie.
       Miał rację. Nie byłam wstanie opędzić się od myśli o jego ustach na dłuższy czas, odkąd po raz pierwszy go pocałowałam. Myślałam o tym codziennie, choć nie zawsze zdając sobie z tego sprawę.
- A czy nie możesz o tym chociaż spróbować zapomnieć?
- Nie chcę - odpowiedział szeptem, a mnie aż zakręciło się w głowie.
       Czy on to naprawdę powiedział? Czy to w ogóle było możliwe? Spojrzałam na chłopaka ukradkiem. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi brązowymi oczami, ze szczerym, lekkim uśmiechem na ustach.
- Posłuchaj - zaczął - Musimy o tym pogadać, bo... Ja muszę się jednego dowiedzieć. Czy...
- Nie - przerwałam mu w pół słowa - Nie pytaj.
- Dlaczego? - zapytał zdumiony.
- Bo i tak nie odpowiem.
- Dlaczego? - ponowił pytanie, a ja westchnęłam nieco sfrustrowana.
- Po prostu... Nie jestem jeszcze gotowa na tą rozmowę.
- Ale Lily... - zaczął, ale znów mu przerwałam, nim zdążył dokończyć zdanie.
- Proszę. Naprawdę nie jestem jeszcze gotowa o tym rozmawiać - powiedziałam wpatrując się w swoje stopy - Czy możemy o tym porozmawiać za jakiś czas? Nie wiem... Na przykład po egzaminach?
- Ale ja naprawdę muszę się tego dowiedzieć - powiedział sfrustrowany chłopak.
- Kilka tygodni cię nie zbawi - stwierdziłam nieco zdenerwowana i spojrzałam Jamesowi w twarz - Naprawdę nie możesz jeszcze trochę wytrzymać?
- Nie! - wykrzyknął zdenerwowany - Ja muszę to wiedzieć!
       Popatrzyłam na Rogacza z wściekłością, ale poczułam, jak w oczach zbierają mi się łzy. Złość nagle ze mnie uleciała i pozostała tylko dziwna pustka i strach. Strach przed odpowiadaniem na jego pytania. Szczególnie na te, dotyczące moich uczuć. Bo odpowiedzi, byłyby szczere i mogłyby mi się naprawdę nie spodobać. A nie chciałam jeszcze poznać odpowiedzi. Jeszcze nie teraz.
- Błagam - powiedziałam wpatrując się w Jamesa - Odłóżmy tę rozmowę na kiedy indziej. Dzisiaj naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć na twoje pytania. Proszę.
       Przez chwilę milczał, ale w końcu, westchnął z rezygnacją i przytulił mnie mocno do siebie.
- Dobrze - powiedział - Porozmawiamy o tym innym razem.
       Wtuliłam się w ciepłe ciało Jamesa i odetchnęłam z ulgą, a po moich policzkach popłynęły, wstrzymywane łzy. Łkałam cichutko, chowając twarz koszuli Rogacza i ciesząc się jego obecnością u boku. W przerwie w płaczu, wyszeptałam cichutko w jego koszulę, wciąż łkając:
- Dziękuję...

-----------------------------------------------------

O rany! Nie wierzę! Nie było mnie tu już ponad miesiąc, ale nareszcie wróciłam, z wypoczętą i gotową do pracy weną. Przepraszam was za to, że tak dawno mnie tutaj nie było, ale mam nadzieję, że ten rozdział wam to wynagrodzi. Następny powinien pojawić się w weekend. Proszę was bardzo o komentarze, bo to naprawdę motywuje do pisania i jestem przy tym bardzo ciekawa, jak wiele was tu jeszcze zostało.
Pozdrawiam w te przyjemne wakacje, kiedy pewnie wszyscy już, bądź jeszcze śpią :)