14.11.2014

Rozdział 34 - Święta w Hogwarcie

       Obudziłam się późnym rankiem. Spojrzałam na zegarek. 9:20. Oj, tak. Zdecydowanie był późny ranek. Za oknem śnieg odbijał delikatne promienie słoneczne. Przeciągnęłam się w łóżku, po czym powoli wstałam. Zrobiłam zaledwie krok i już się potknęłam. Na szczęście w porę udało mi się odzyskać równowagę. Wciąż zaspana spojrzałam na podłogę i pisnęłam z zachwytu. Natychmiast się rozbudziłam.
       Wokół mojego łóżka, ułożone były prezenty świąteczne. Było ich tyle, że nie wiedziałam, od którego zacząć. W końcu jako pierwszy rozpakowałam prezent od rodziców i westchnęłam z zachwytem. Była to piękna suknia. Natychmiast pobiegłam do łazienki, żeby ją przymierzyć. Delikatny materiał, był miękki i przyjemny w dotyku. Spojrzałam w lustro i aż stęknęłam ze zdumienia. Strój, leżał na mnie idealnie, jakby był szyty na mnie. Przez chwilę wpatrywałam się jeszcze w swoje odbicie, po czym zdjęłam prezent, przebrałam się z powrotem w piżamę, i schowałam sukienkę do szafy.
       Wróciłam do łóżka i sięgnęłam po kolejny prezent. Ten był od Lupina. Szybko rozpakowałam papier, a widząc podarunek wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu. Od Remusa, dostałam książkę " 1000 i więcej zaklęć, na wszystko". Wspaniały prezent. Byłam pewna, że często będę korzystać z tej książki.
       Potem rozpakowałam prezent od Ann. Dostałam od niej śliczną, czarną wsiąkiewkową sakiewkę. Położyłam ją na łóżku z zamiarem przywiązania jej do spodni, kiedy tylko się przebiorę. Od razu włożyłam do niej również kilka przydatnych drobiazgów. Przedmiot zachwycił mnie całkowicie.
       Z niemałą obawą sięgnęłam po prezent od Syriusza. Po nim, można się było wszystkiego spodziewać. Odsunęłam paczkę na bezpieczną odległość, po czym spokojnie, bez żadnych gwałtownych ruchów ją otworzyłam. Nic jednak nie wybuchło, ani nie skoczyło na mnie, więc pozbywszy się części obaw, zerknęłam powoli do pudełka. Prezent, który w nim zobaczyłam, tak mnie zaskoczył, że przez chwilę stałam jak słup soli. Nagle jednak wybuchnęłam śmiechem. W paczce była śliczna, bardzo kusa czarna bielizna. Ach, cały Black...
       Kiedy w końcu się opanowałam, sięgnęłam po prezent od Jamesa. Był niewielki w porównaniu z innymi. Powoli go otworzyłam. W środku, było niewielkie pudełko. Wyjęłam je, po czym otworzyłam wieczko i zamarłam. W końcu, powoli, wyjęłam prezent. Był to naszyjnik na srebrnym łańcuszku. Zawieszka przedstawiała jelenia i łanię patrzących na siebie nawzajem. Dotychczas, nie widziałam czegoś tak pięknego. Przyglądałam się przez chwilę podarunkowi, po czym ostrożnie założyłam go na szyję i wypowiedziałam zaklęcie kamuflujące. Naszyjnik znikną. Chciałam go mieć przy sobie. Zawsze. Nie chciałam jednak, żeby James o tym wiedział. Jeszcze nie czas na to.
       Jako ostatni rozpakowałam prezent od Dorcas. Widząc, co też koleżanka mi sprezentowała, zaśmiałam się, po czym pobiegłam do łazienki się przebrać. Ponownie stanęłam przed lustrem. Tym razem miałam na sobie obcisłą, ledwo zasłaniającą pośladki sukienkę w pięknej, zielonej barwie. Miała cienkie ramiączka i wystraczająco głęboki dekolt, żebym zdążyła się zaczerwienić. Nie mogłam jej niestety podnieść, gdyż wtedy każdy z łatwością, zobaczyłby moje majtki. Wyszłam z łazienki i zaczęłam szukać ubrań w szafie, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołałam.
       Do pokoju weszli Huncwoci. James właśnie otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle zamarł i rozdziawił buzię. Reakcja Blacka, była podobna. Przez chwilę nie wiedziałam o co im chodzi, gdy nagle zorientowałam się, że wciąż mam na sobie prezent od Dor. Zaczerwieniłam się aż po cebulki włosów, a Potter wciąż wpatrywał się we mnie cielęcym wzrokiem. Widząc to i chcąc uciec przed jego spojrzeniem, szybko uciekłam do łazienki, by się przebrać.
- Siadajcie - powiedziałam do nich przez drzwi. - Tylko z dala od moich rzeczy!
- Jasne Lilka - odpowiedzieli.
       Przewróciłam oczami. I tak wiedziałam, że zaraz zaczną mi grzebać w walizce lub w szafie. Szybko się ubrałam, po czym wróciłam do pokoju. Tak jak się spodziewałam, chłopcy siedzieli na moim łóżku i przeglądali moją walizkę. Widząc mnie, natychmiast zaprzestali poprzedniej czynności i udawali, że nic się nie stało. Przewróciłam tylko z politowaniem oczami.
- Coś się stało? - zapytałam podchodząc do łóżka i biorąc do ręki prezent od Ann.
- A coś miało się stać - zapytał James nieprzytomnym głosem, jakby wciąż przypominał sobie mój widok w zielonej sukience.
- Wnioskuję, że tak, skoro tak nagle tu przyszliście - odpowiedziałam przywiązując sakiewkę do paska od spodni.
       Rogaczowi zabłysły oczy, jakby właśnie wybudził się z jakiegoś transu.. Stanął na równe nogi, po czym podszedł do mnie i mocno uściskał.
- Hej, puść, bo mnie jeszcze udusisz - wysapałam.
       Chłopak natychmiast wypuścił mnie za swoich objęć i wyszczerzył się wesoło.
- Łapo! Pomóż.
- Pomóż? Ale z czym ma ci pomóc? - zapytałam zdezorientowana.
       Po chwili znałam już odpowiedź na to  pytanie. Syriusz złapał mnie pod pachami, James uchwycił moje nogi i zaczęli mnie podrzucać w górę. Dobrze, że wcześniej nie zdążyłam nic zjeść, bo zrobiło mi się niedobrze.
- Chłopaki. Puśćcie mnie - poprosiłam słabym głosem.
       Chyba zrozumieli, że coś jest nie tak, ponieważ kiedy już mnie złapali, ostrożnie postawili na ziemi. Zachwiałam się, ale Rogacz mnie podtrzymał. Kręciło mi się w głowie.
- Nigdy... więcej... tak... nie róbcie - jęknęłam odzyskawszy wreszcie równowagę.
- Wybacz Ruda, ale nie mogliśmy się powstrzymać.
- Dlaczego?
- Dlaczego? No oczywiście z powodu twojego prezentu! - krzyknął i zaczął mi wymachiwać przed oczami kartką papieru. - Jak udało ci się zdobyć bilety na mistrzostwa świata w quidditchu? Już od dawna wszystkie są wykupione. Nawet my nie zdążyliśmy żadnego kupić. I to w dodatku takie świetne miejsca. Musiało cię to kosztować fortunę! - rozwodził się James.
       Spojrzałam na szczęśliwe miny chłopaków i również się uśmiechnęłam. Watro było zapłacić każdą cenę, żeby móc tylko zobaczyć ten uśmiech na ich twarzach. To dzięki Dumbledorowi udało mi się załatwić te bilety. Zawsze kilka rezerwował, a gdy zapytałam go, czy mogę je od niego odkupić, zgodził się bez wahania.
- Mam swoje sposoby - powiedziałam z uśmiechem, po czym złapałam obu chłopaków za łokcie i powiedziałam - Chodźcie. Umieram z głodu.
       Wyszliśmy więc we trójkę z damskiego dormitorium i udaliśmy się do Wielkiej Sali. Stały, były przesunięte do ścian, a z boku stał zastawiony po brzegi, jeden, niewielki z trzema krzesłami. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Zostaliśmy w Hogwarcie sami? - zapytałam zdziwiona siadając przy stole.
- Mhmm... - potwierdził Syriusz zabierając się za jedzenie, a ja po chwili poszłam w jego ślady.
       Jedliśmy rozmawiając i co i rusz wybuchając śmiechem. Nagle tuż nad głową usłyszałam cisze świergotanie. Spojrzałam w górę. Nade mną latał mały papierowy ptaszek. Uśmiechnęłam się i wystawiłam palec, żeby mógł na nim usiąść, co też po chwili uczynił. Po zajęciu miejsca znieruchomiał na chwilę, po czym otrząsnął się i zmienił, z wiadomość, którą zręcznie złamałam. Chłopcy przyglądali się temu ze zdumieniem.
       Otworzyłam złożoną na pół kartkę i zaczęłam czytać. Musiałam mieć chyba dziwną minę, bo Syriusz zapytał:
- Co jest Ruda?
- Nic - odpowiedziałam machinalnie.
- Od kogo to? - zapytał podejrzliwie James.
- Od dyrektora. Życzy nam wszystkim Wesołych Świąt oraz prosi mnie, żebym was pilnowała, żebyście nie wysadzili zamku w powietrze, w czasie jego nieobecności.
- My? Wysadzić cały zamek? Bez przesady. Najwyżej 3/4 - stwierdził Łapa.
       Słysząc to zaśmiałam się, po czym zapytałam:
- Co powiecie na krótki spacer?
- Jestem za - odpowiedział Rogacz.
- J również - poparł pomysł Black.
- Więc chodźmy -  powiedziałam wstając od stolika i przywołują swoje ubranie z dormitorium, a Huncwoci zrobili to samo, zaraz po mnie.
       Kiedy już byliśmy ciepło ubrani, wyszliśmy z zamku wciąż się śmiejąc. Łaziliśmy trochę po błoniach, a potem ulepiliśmy wspólnymi siłami wysokiego, niemal trzymetrowego bałwana. Musiał mieć on oczywiście szalik Gryffindoru. Chłopcy stwierdzili, że powinnam oddać swój, ale się na to nie zgodziłam. W końcu, to James musiał poświęcić swój, gdyż Syriusz wciąż upierał się przy tym, że jak tylko zdejmie swój, to straci głos. A co by na to powiedziały jego fanki?
       Słuchałam ich przekomażnek z politowaniem. Jak dzieci. Nie, przepraszam. Gorzej niż dzieci. Przewróciłam oczami. Mam nadzieję, że nigdy się całkowicie nie zmienią, choć mogliby wreszcie odrobinę wydorośleć.
       Kiedy wróciliśmy do zamku, była już pora obiadu. Szybko więc zjedliśmy posiłek, po czym poszliśmy w kierunku wieży. Tam się rozdzieliliśmy. Ja poszłam do dormitorium, a oni załatwić jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę, jak ją nazwali. Wiedziałam, że w rzeczywistości zamierzają zrobić kilka kawałów, ale były święta. Nie miałam najmniejszego zamiaru się denerwować, dlatego poszłam do Pokoju Wspólnego. W pokoju się przebrałam, po czym wzięłam z szafki czytaną właśnie przeze mnie książkę, położyłam się na kanapie przed kominkiem i zaczęłam czytać. Było mi bardzo dobrze. Ciepło i przyjemnie. Wreszcie mogłam się odstresować, po pół roku nauki. Westchnęłam. Ale było mi dobrze...
       Nagle portret się otworzył i zobaczyłam zdyszanych Huncwotów. Spojrzeli na mnie uśmiechając się przepraszająco, po czym pobiegli do swojego pokoju. Nie rozumiałam co się dzieje, dopóki i PW nie wbiegła  Profesor McGonagall. Wtedy wszystko stało się jasne. Włosy miała pozlepiane w strąki, strój był brudny, zachlapany i przede wszystkim mokry. Po policzkach spływały jej strugi przezroczystej cieczy. Najgorszy był jednak zapach. Śmierdziało od niej skunksem.
       Ledwo się powstrzymałam, żeby się nie zaśmiać. Trzeźwość umysłu przywróciły mi jednak słowa nauczycielki:
- Panno Evans. Gdzie oni są?
- Ale kto? - próbowałam grać na czas i dać chłopakom sposobność ucieczki.
- Kto?! - zapytała nie ukrywając już gniewu. - Potter i Black, rzecz jasna! Zresztą, nieważne - powiedziała do mnie machnąwszy ręką. - Ale gdybyś ich...
- Pani profesor - przerwałam jej w połowie zdania. Spojrzała na mnie zła. - Czy jest sens biegać za nimi po całym Hogwarcie i się niepotrzebnie wysilać? Poza tym, mamy święta. Nie warto zwracać uwagi na tych dwóch.
- Masz rację Evans - stwierdziła ze zdziwieniem nauczycielka. - Przyda mi się odpoczynek.
       Po tych słowach wyszła na korytarz. Przez chwilę siedziałam zdziwiona w miejscu, a potem zaczęłam się śmiać. Kiedy pojawili się Huncwoci, wszystko im opowiedziałam. Oni również zaczęli się śmiać.
- A co wyście jej zrobili, że taka zła była?
- Wylaliśmy na nią wiadro z odchodami sklątek tylnowybuchowych i moczem hipogryfów. Zapach trudny to usunięcia. Ten smród utrzyma się, przez dłuższy czas.
- Idioci - powiedziałam z uśmiechem, przewracając oczyma. - I jak tu z wami wytrzymać?
       Wieczór spędziliśmy razem rozmawiając. Kiedy zrobiło się późno, wróciłam do siebie, umyłam się i położyłam pod ciepłą kołderką. Nim się obejrzałam Morfeusz porwał mnie w swoje objęcia.

-------------------------------------------------------

Rozdział napisany. Wiem, że nie jakoś fantastycznie długi, ale przypominam, że dopiero co w czwartek był rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania :)
Przepraszam, za wszelkie błędy.

8 komentarzy:

  1. Super :D
    Współczuję McGonagall ;-;
    Ciekawe co jeszcze wymyśla XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :). Fajnie, że tak szybko go dodałaś. Mocz hipogryfa- bezcenne. U mnie też się pojawił rozdział jakby co:)

    http://evansuszm.blogspot.com/2014/11/rozdzia-4.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że ci się podoba. Następny niedługo.
      Do ciebie napewno wpadnę :)

      Usuń
  3. Bum skarbie! :* Myślałaś,że zapomniałam? :D Ha! Yuri lubi wielkie wejścia! <3
    Późny ranek?! Późny ranek?! Ja wstałam 9:50 i pomyślałam,że mogło być gorzej XD
    Sukienka jest specjalnie na ten bal? :D
    Woreczek... Chcę taki na urodziny! :D W ogóle pamiętasz kiedy mam? Ty masz... 28 lutego? Tak? XD
    A bielizna? Hmm... Tego nie wiem i wolę nie wiedzieć XD
    I znowu sukienka? Tylko taka... hmm.. Sexy? Też wolę nie wiedzieć kiedy jej użyjesz XD
    Ooo... Aaa... James i Syriusz weszli akurat wtedy kiedy Lila była w sexy sukience? Czyżbyś się z tego śmiała Tigra-chan? XD
    I takie słodkie *-* Dostali bilety na jakiś tam mecz i tak się na Lily rzucili? Nie zrozumiem mężczyzn :c
    Do you want a build snowman? :D :3
    Hunce nigdy nie wydorośleją Lily! Zapamiętaj to sobie! I dobrze <3 Nie będą nudni :*
    Och Lilka! Jak ty to zrobiłaś?! Uspokoiłaś wkurzoną Mcgonagall?! Szacun :D
    No to ja czekam na następny! :D Na Inazumie też :D A ty się zastanawiaj kim jest Michael :*
    Yuri-chan ^^
    Ps: Zwęż krąg poszukiwań do Hogwartczyków ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem, sukienka od rodziców jest na bal. Co do tej od Dor, to jeszcze nie mam pomysłu, jak ją wykożystać, ale coś napewno wymyślę :)
    A nad Michaelem wciąż się zastanawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku!
    Świetny rozdział, w sumie jak zawsze.
    Oj Black, takie prezenty?! Dorcas nie lepsza...coś mi mówi, że będzie się działo :D
    Weny!
    Mrs. Pritchard

    OdpowiedzUsuń