10.01.2014

Rozdział 9 - Zwierzenia

       Kiedy odłożyłam pergamin z wypracowaniem dotyczącym ruchów gwiazd po niebie, odetchnęłam z ulgą. Odkąd się obudziłam dzisiejszego popołudnia, pisałam wypracowania i przepisywałam zaległe notatki z lekcji. Ann i Dor przyszły jeszcze po lekcjach by powiedzieć mi, co robili na zajęciach i podały wszystkie prace domowe, które na szczęście już skończyłam.
       Spojrzałam na stojący na szafce nocnej zegarek. Była godzina 20:00. Pewnie dziewczyny właśnie odrabiają lekcje, albo gadają z chłopakami. Żałowałam, że nie ma mnie z nimi. Strasznie się nudziłam bez ich towarzystwa.
       W pewnym momencie, moje przemyślenia przerwały moje przyjaciółki, które właśnie weszły do Skrzydła Szpitalnego. Zanim zamknęły za sobą drzwi, usłyszałam, że mówią coś do kogoś, a potem zatrzaskują tej osobie wrota przed nosem. Podeszły do mojego łóżka i usiadły na krzesłach, zdejmując, z ramion torby i rzucając je na podłogę.
- Kto to był? - spytałam.
- Ale kto? - zapytała z udawaną nieświadomością Dor.
- Ten, komu zatrzasnęłyście drzwi przed nosem.
- Aaaa... O tego ktosia ci chodzi.
- Owszem o tego. Kto to był?
- James. Przez cały dzień chciał tu przyjść, ale mu nie pozwalałyśmy.
- Stwierdziłyśmy, że nie chciałabyś, żeby oglądał cię w takim stanie - dodała Ann mrugając do mnie.
- W jakim stanie? - spytałam nie rozumiejąc o czym mówi.
- No w trakcie choroby. Nikomu to nie działa na dobre. Choć trzeba przyznać, ze ty trzymasz się całkiem nieźle.
       Rzuciłam w nią poduszką.
- Okropna jesteś.
- Wiem - odpowiada wyszczeżając do mnie swoje mleczno białe zęby. - Ale i tak mnie kochasz.
- To prawda - odpowiadam również się do niej uśmiechając. - Ale teraz serio. Dlaczego go nie wpuściłyście? Musze mu podziękować.
- Och, podziękujesz jutro. Nie wpuściłyśmy go, ponieważ musimy poważnie pogadać. No wiesz, jak dziewczyny z dziewczynami. Zwykle robimy to pierwszej nocy po przyjeździe, ale zwarzając na okoliczności postanowiłyśmy z tobą pogadać dzisiaj.
- Wiecie, że nie wyrobimy się w czasie? Zwykle zajmowało mam to jakieś 3-4 godziny, a wy chcecie to obgadać w jedną?
- Jasne, że nie. Nie zdążymy wtedy porozmawiać o wszystkim. Mamy plan - powiedziała Ann.
- Już się boję -  odpowiedziłam ze śmiechem.
- Poczekaj chwilkę spokojnie, a my wszystko załatwimy - powiedziała Dor wstając.
- Nie martw się. Nigdzie się nie wybieram - mruknęłam, na co dziewczyny tylko się zaśmiały.
       Obserwowałam je, jak podchodzą do gabinetu Pomfrei i pukają. Po chwili w drzwiach pojawiła się pielęgniarka i rozpoczęła z nimi dyskusję. Najwidoczniej moje przyjaciółki próbowały ją do czegoś przekonać, jednak ona nie chciała się zgodzić. Po chwili wszystkie trzy podeszły do mnie i Ann zapytała:
- Czy miałabyś coś przeciwko temu, żebyśmy zostały dzisiaj z tobą na noc w skrzydle szpitalnym i dotrzymały ci w nocy towarzystwa?
- Nie! No jasne, że nie miałabym nic przeciwko - odpowiedziałam z uśmiechem.
       Zrozumiałam, na czym polegał plan moich przyjaciółek i uśmiechnęłam się do nich z radością. Pani Pomfrei westchnęła, jednak zgodziła się żeby Ann i Dorcas zostały ze mną na noc.
- Tylko pamiętajcie. Macie być cicho, czy to jasne? Jeśli mam jutro wypuścić stąd pannę Evans musi się wyspać, więc nie zagadujcie jej.
- Oczywiście, proszę pani - odpowiedziały zgodnie moje przyjaciółki.
        Pielęgniarka wróciła do swojego gabinetu i po chwili przyniosła mi znów ten sam eliksir, co rano. Kiedy go wypiłam zabrała fiolkę i odeszła. Usłyszałam, jak na odchodnym mówi do siebie pod nosem:
- Niepotrzebnie się zgodziłam. Jutro żadna z nich trzech nie wstanie z łóżka dobrowolnie. Trzeba je będzie ściągać z nich siłą.
       Zachichotałam, a kiedy dziewczyny spytały, co mnie tak rozśmieszyło powiedziałam im szeptem, co mówiła pielęgniarka. Zaśmiały się razem ze mną. Potem wyszły z sali, a po chwili wróciły z piżamami itp. sprzętem. Kiedy już każda z nich rzuciła swoje rzeczy na łóżka znajdujące się obok mojego, wgramoliły się na moje i usiadły naprzeciwko mnie.
- Dobra, a więc ja zacznę - stwierdziła Dor. - No więc, to dość delikatna sprawa. No więc... - zacięła się na chwilkę, a jej policzki pokryły się rumieńcem.
- Więc...? - ponagliła ją Ann.
- No, więc... Chyba się zakochałam.
       No i tutaj to mnie zaskoczyła. Dorcas się nie zakochuje. Przebiera w facetach jak w rękawiczkach. Ann chyba była równie zdziwiona jak ja.
- W kim? - zapytałam choć już się zaczęłam domyślać.
- Naprawdę nie wiesz? - spytała.
       Miała rację. Wiedziałam. Już przed wakacjami zaczęłam się domyślać. Ann patrzyła to na mnie, to na pannę Meadowes, czekając cierpliwie, aż ktoś jej wreszcie to wszystko wyjaśni.
- To Syriusz, prawda? To w Syriuszu jesteś zakochana.
      Panna Lorens otworzyła szeroko buzię, a jej oczy powiększyły się do rozmiarów spodków od kawy. Dor spuściła wzrok i przytaknęła głową.
- Co!? - wrzasnęła Ann. - Jesteś zako...
       Nie zdążyła dokończyła zdania, gdy zatkałam jej usta dłonią.
- Co ty robisz? Chcesz, żeby wszyscy o tym wiedzieli? - spytałam rzucając na gabinet pielęgniarki i na drzwi wejściowe zaklęcie Muffilato.
- Masz rację. Przepraszam - wyszeptała, kiedy pozwoliłam jej znowu mówić. - Naprawdę zakochałaś się w Blacku?
       Meadowes ponownie skinęła głową nie podnosząc na nas wzroku. To był problem. Zawsze gdy chciała poderwać jakiegoś chłopaka, natychmiast jej pomagałyśmy. Jednak tym razem nie było to takie łatwe. Syriusz traktował dziewczyny trochę tak, jak Dor chłopaków. Brał je na chwile, a potem rzucał. Nie chciałam, żeby moja przyjaciółka cierpiała, kiedy z nią zerwie. Wiedziałam jednak, że nie będzie szczęśliwa, widząc go z innymi. Spojrzałam na Ann. Wyglądała na tak samo bezradną i zasmuconą jak ja się czułam. Spojrzałam na czarnowłosą, a dostrzegając jej wielką rozpacz i smutek w jej twarzy przysunęłam się do niej i ją przytuliłam.
- Pomożemy ci - powiedziałam.
- Zdecydowanie - poparła mnie Lorens.
- Dziękuję wam - powiedziała moja przyjaciółka podnosząc głowę i patrząc na nas swoimi oczami pełnymi łez. - Dziękuję. Jesteście prawdziwymi przyjaciółkami.
       Uśmiechnęłam się pocieszająco. Wiedziałam, że muszę jej pomóc i nagle w mojej głowie zaświtał pomysł.
-Dobra, mam plan.
       Dziewczyny spojrzały na mnie a ja wyjawiłam im mój plan. Z każdym moim kolejnym słowem uśmiechały się coraz szerzej. Kiedy skończyłam mówić miały na ustach szerokie uśmiechy i wiedziałyśmy już co należy zrobić.
- No dobra. Ja już się wam zwierzyłam. Teraz twoja kolej Ann.
- Cooo...? Muszę?
- Tak - poganiała ją Meadowes.
- No dawaj - zachęciłam ją.
- Ja... ja chyba się zakochałam w Lunatyku.
- Serio? Wow. Nieźle. Ja w Łapie ty w Lupinie. Nie ma co - powiedziała Dorcas z uśmiechem.
- Ale on mnie nie zauważa - odparła smutno Lorens.
- Nieprawda - mówię. Słowo to wyrwało się z moich ust wbrew woli. Kiedyś słyszałam, jak Remus mówił chłopakom, że czuje do mojej niebieskookiej przyjaciółki coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie powinna była wtedy tego usłyszeć. Obiecałam sobie, że nigdy nie powiem o tym Ann, ale jak widać się nie udało. Czy uda mi się w takim razie nie zdradzić i kolejnej jego tajemnicy?
       Moje przyjaciółki przyglądały mi się uważnie. W końcu Ann zapytała:
- Skąd wiesz?
- Przeczucie - odparłam. - Spróbuj dać mu do zrozumienia, że darzysz go czymś więcej niz tylko przyjaźnią.
- Ale pamiętaj, spokojnie i powoli - dodała Dor. - Lunio nie lubi, jak ktoś jest zbyt nachalny.
- Przecież wiem - odparła lekko zirytowana, ale wyraźnie już w lepszym humorze. - No dobra. Wykrztusiłam to z siebie. Teraz twoja kolej Lil. Opowiadaj.
- Ale nie mam o czym.
- Nie masz, nie masz. Oczywiście, że MASZ.
- Mówię prawdę. Ostatnio jakoś, żaden chłopak nie wpadł mi w oko.
- Nie masz może jakiegoś, no wiesz, starszego kumpla, któremu mogłabyś wpaść w oko? No i on tobie? - spytała czarnowłosa.
- Błagam cię. Przecież nie mamy żadnych przystojniaków w starszych klasach, a z młodszymi na razie nie będę się umawiać. No, chyba że jakiś mi się spodoba.
- A co z Potterem? - dopytywała Ann.
       Odchyliłam się do tyłu i opadłam na poduszki. Zamyśliłam się przez chwilę, ale potem zdałam sobie sprawę z tego, że muszę, chcę, powinnam być wobec moich przyjaciółek szczera. Westchnęłam i powiedziałam:
- Sama już właściwie nie wiem. Kiedyś myślałam, że jest palantem, ale im dłużej przebywam w jego towarzystwie, tym większe zyskuje u mnie zaufanie. Zaczynam go naprawdę lubić i widzę w nim cechy, których nigdy wcześniej nie dostrzegałam.
- Na przykład? - podsuwa Ann.
- Opiekuńczość, troskliwość, wierność, wytrwałość, lojalność i ...
- Iii...? - dopytuje się jak zwykle dociekliwa Dor.
       Patrze jej w twarz z poważną miną i odpowiadam:
- I za każdym razem kiedy patrzę w jego oczy, widzę w nich głębokie uczucie. Widzę, jak na mnie patrzy. Widzę, jak się przy mnie zachowuje. Stara się być dla mnie podporą i wsparciem. Stara się być zawsze przy mnie, wtedy, gdy go potrzebuję. Wiem, że naprawdę mnie kocha.
- A ty? Kochasz go? - pyta Ann.
- Szczerze powiedziawszy, nie wiem, co do niego czuję. Jest jak brat, może nawet znaczy dla mnie trochę więcej. Ale ilekroć robi coś głupiego - jakiś głupi kawał, przez który mi się obrywa razem z nim; znęca się nad słabszymi od siebie, w szczególności mam tu na myśli Severusa - mam ochotę go uderzyć. Chce wtedy przestać być jego przyjaciółką. Mam ochotę odwrócić się od niego i nigdy więcej nie odzywać. Jednak nie potrafię. Jakaś cząstka mnie go potrzebuje. Pewna część mnie czuje do niego pociąg i pragnie ulec jego urokowi. Jakaś część mnie go kocha i będzie go kochać. Będzie raniona wielokrotnie widząc go z kimś innym.
       Gdy skończyłam mówić, zdałam sobie sprawę, że po moich policzkach płyną słone łzy. Otarłam je z policzka i spojrzałam na moje przyjaciółki.
- Teraz już wiecie powiedziałam.
- Dlaczego mu nie powiesz tego, co przed chwilą powiedziałaś nam.
- Ponieważ druga część mnie go nienawidzi i nie chce mieć z nim nic wspólnego. Chce się całkowicie od niego osunąć.
- W takim razie usuń tę część - poradziła Dor.
- To nie jest takie proste. Obie te strony się równoważą i nie wiem już co mam myśleć.
- Może po prostu idź za głosem serca - poradziła Ann.
- Muszę to wszystko przemyśleć - odpowiedziłam, na co ona skinęła głową.
       Po chwili, każda z nas złożyła przysięgę, że nie powie nikomu, o czym tutaj rozmawiałyśmy, po czym wszystkie trzy położyłyśmy się do łóżek. Zdjęłam z pokoju lekarki i z drzwi do SS zaklęcie Muffilato, a potem odłożyłam różdżkę na stolik obok i nakryłam się kołdrą. Spojrzałam na zegarek. Była już 2:00 w nocy. Ziewnęłam, powiedziałam dziewczynom 'dobranoc', po czym zamknęłam powieki i zasnęłam.

5 komentarzy:

  1. Powie mu to prawda? Jeżeli nie ona to... Lily się...! Ała! To bolało! *masuje siniaka na czole* No dobra.
    Czy uważasz,że moje komentarze są bezsensowne? ja tak uważam ilekroć je czytam ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww <3
    Uroczy rozdział. ^^ Najbardziej mi się podobało wyznanie Lily.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz jest 2 w nocy��
    „To usuń tę część” ��
    Kocham ci�

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Bardzo fajny rozdział, sporo się wydarzyło od przyjazdu Lily do Hogawartu :) Oby tak dalej! :)

    P.S Wprawdzie chodziło mi o zaobserwowanie bloga, a nie dodanie do kręgów xdd

    OdpowiedzUsuń
  5. No i będzie Dorcas/Syriusz... Hura...? Nie obraz się, znudził mnie już ten pairing i trochę mnie nawet odpycha. ;p
    Plus ten wieczorek dziewczyn. xD Nie wiem, może ja jestem jakaś nie ten teges, ale dziewczyny serio się tak zwierzaja? Nie wiem, bo przyjaźnie się z chłopakiem, a mam jedynie koleżanki. xd Ale wydawało mi się to trochę sztuczne...

    OdpowiedzUsuń