Rozejrzałam się powoli po pomieszczeniu. Ławki, krzesła, kilka regałów. No i stół nauczycielski, na którym bezczelnie siedział sobie On. Patrzył na mnie z tym swoim krzywym uśmieszkiem samozadowolenia. W oczach lśniło poczucie zwycięstwa. Ależ mnie irytował. Obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem, na co on tylko bardziej się wyszczerzył. Ale nie był to przyjemny uśmiech. Dawał mi do zrozumienia, że jestem beznadziejna. Ale przy tym, rzucał mi wyzwanie. A ja nie należałam do tchórzy i nie zamierzałam dać mu satysfakcji zwycięstwa. Właśnie dlatego całkowicie Go zignorowałam i odwróciłam się do niego plecami i wpatrzyłam się w krajobraz za oknem.
Na błoniach siedziały pojedyncze osoby z książkami w rękach, przygotowując się do nieuchronnie zbliżających się egzaminów. Dalej, na boisku do quidditcha, drużyna gryfonów trenowała przed ostatnim w tym roku meczem. Gdzieś tam, wśród nich, byli Syriusz, James i Shawn, trenując zawzięcie. Mieli zamiar i w tym roku po raz kolejny wygrać puchar i solidnie trenowali. Ja również chciałam zwyciężyć. Oczywiście moje zwycięstwo nie będzie tak spektakularne, jak ich. Ale miałam cel i zamierzałam do niego dążyć. I odebrać swoją nagrodę. Zamknęłam oczy...
***
Wszystko zaczęło się tydzień wcześniej, kiedy zapukałam do drzwi jednej z klas.
-Wejdź - usłyszałam burknięcie zza drzwi.
Nabrałam głęboko powietrza w płuca przygotowując się na nadchodzące spotkanie, po czym pewną ręką pchnęłam drzwi, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Tak jak powiedział dyrektor, On był już na miejscu. Stał przy oknie i wpatrywał się w błonia. Zamknęłam za sobą drzwi z głośnym trzaśnięciem i odezwałam się głosem zabarwionym lekką kpiną:
- Witam... Panie Gburze.
- Znów musiałem na ciebie czekać Pyskata - powiedział nie kto inny, jak stojący przede mną Alastor Moody.
- Och... Wybacz mi, że nie umiem się teleportować. Ach... No tak, zapomniałam. Przecież to ty miałeś mnie tego nauczyć - odpowiedziałam z przekąsem.
Moody odwrócił się w moim kierunku i obrzucił mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Przestań paplać Pyskata i bierz się do roboty - wysyczał.
- Oczywiście - odparłam z przesadną słodyczą - Może mam ci jeszcze mówić "mistrzu" - powiedziałam sarkastycznie.
- Owszem - odparł Gbur z wrednym uśmieszkiem na ustach - To jedna z zasad obowiązująca na naszych zajęciach.
- Od kiedy!? - zapytałam oburzona.
- Od chwili gdy podsunęłaś mi ten pomysł. I się już nie odzywaj - uprzedził mój protest - bo nigdy nie zaczniemy tej lekcji, a ja naprawdę mam ciekawsze rzeczy to roboty niż siedzenie tu z tobą Żółtodziobie.
- Niby jakie? - zapytałam z drwiną - Łapanie much na suficie?
Zanim zdążyłam zorientować się co się dzieje, już leżałam na podłodze. Rozejrzałam się i mój wzrok skupił się na różdżce w ręce aurora. Zaklęłam w duchu i już miałam odpowiedzieć kontratakiem, gdy nagle różdżka wyleciała mi z ręki poszybowała ku Moodiemu, który złapał ją pewnym chwytem.
- Oj coś cienko Pyskata, cienko. Tak łatwo dać się rozbroić? Co za wstyd - szydził Moody.
Wstałam z podłogi i otrzepałam szatę. Nie patrzyłam na Alastora. Byłam na siebie wściekła, że pozwoliłam się tak szybko rozbroić. Zagryzłam wargę zdenerwowana, po czym cicho powiedziałam:
- Możemy zaczynać.
- No, no. Widzę Evans, że po porażce stałaś się nieco mniej pyskata. Czyżby twój język stracił swą ciętość? - zaszydził auror.
Zacisnęłam pięści i zagryzłam zęby. Oddychałam szybko, przepełniona wściekłością, ale wiedziałam, że muszę się powstrzymać przed ciętą ripostą. Tylko do czasu, kiedy nauczę się teleportować. Wtedy będę miała tego gbura w nosie.
Postarałam się opanować, po czym podniosłam głowę i spojrzałam obojętnym wzrokiem na Alastora.
- Przyszłam tutaj, żeby nauczyć się teleportacji - oznajmiłam - Nie marnuj więc mojego czasu. Bierzmy się lepiej do roboty.
- Skoro tak, to stawaj na środku sali - polecił obojętnie, a ja, przełamując chęć postawienia się aurorowi, ruszyłam w tamtym kierunku.
Kiedy stanęłam na środku sali, Moody usiadł na jednej z bliższych ławek i od niechcenia machną różdżką. Przede mną, na podłodze pojawiła się obręcz.
- Przeteleportuj się do tej obręczy - polecił znudzonym tonem.
- A jak ja mam to niby zrobić? - zapytałam sarkastycznie.
Alastor popatrzył na mnie, po czym wstał z ławki, obrócił się wokół własnej osi i zniknął. Po niecałej sekundzie pojawił się z trzaskiem w obręczy. Popatrzył na mnie z drwiną.
- Dokładnie tak - odpowiedział, po czym odwrócił się do mnie plecami i wrócił na swoje miejsce.
Siłą woli musiałam się powstrzymywać, żeby nie uderzyć czarodzieja pięścią w plecy. Przez chwilę nawet rozważałam czy tego nie zrobić, ale zanim się zdecydowałam, mężczyzna już siedział na ławce i okazja przepadła.
Postanowiłam przestać zawracać sobie głowę mężczyzną i skupić się na swoim zadaniu. Spojrzałam na obręcz znajdującą się przede mną i postarałam się na niej skoncentrować. Jednak fakt, że kątem oka dostrzegałam krzywy uśmieszek aurora, ogromnie mnie irytował. Nie zamierzałam jednak zmieniać pozycji i dać w ten sposób satysfakcji Alastorowi. Odetchnęłam więc głęboko i ponownie postarałam się skupić na obręczy. Kiedy przez chwilę wydawało mi się, że nareszcie udało mi się to wystarczająco, głos Gbura wszystko zniszczył:
- No co jest Pyskata. Ja rozumiem, że ty musisz pomyśleć, ale zaraz się tu przez ciebie zestarzeję.
O nie! Teraz to już miarka się przebrała. Podniosłam wściekły wzrok na Moody'ego i ruszyłam w jego kierunku. Wyrwałam mu z ręki swoją różdżkę i wycharczałam przez zaciśnięte z wściekłości gardło:
- Albo mnie naucz jak się teleportować, albo się zamknij i siedź cicho, a nie tylko człowiekowi przeszkadzasz!
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia. Jednak zanim opuściłam salę odwróciłam się jeszcze i celując w aurora różdżką, wypowiedziałam wściekła odpowiednie zaklęcie:
-
Jęzlep!
Po tym, odwróciłam się na pięcie i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Gniewnym krokiem ruszyłam korytarzem, pewna, że już nigdy nie będę zdana na towarzystwo Gbura...
***
- Skup się Pyskata! Co to było!? To miał być obrót!? Z życiem Pyskata! Z życiem! Skoncentruj się!
- Byłoby łatwiej gdybyś choć przez chwilę był cicho!
- Ja ci dam cicho! Ja ci dam cicho! Zaraz sam rzucę na ciebie to samo zaklęcie, co ty na mnie w zeszłym tygodniu!
Zagryzłam wargę i już się więcej nie odezwałam. Tak, to była druga lekcja teleportacji z Moodym. Ja naprawdę nie wiem, jak to się w ogóle stało, że tu jestem. Nie zamierzałam przychodzić. Chciałam tylko pójść się gdzieś pouczyć przed egzaminami. Czy rządałam aż tak wiele? Najwidoczniej. Ech... Dyrektor podstępem zwabił mnie do tej klasy, a potem... Potem nie mogłam wyjść. Nie chodzi o to, że nie chciałam, bo chciałam i to bardzo. Po prostu dyrektor zamknął zaklęciem drzwi, a ja nie dałam rady złamać czaru.
- Pyskata! Nie myśl, tylko się teleportuj! - usłyszałam wrzask, który wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia..
- Sam to zrób jak jesteś taki mądry! - warknęłam zirytowana.
Po chwili usłyszałam trzask tuż obok, a w uchu rozbrzmiały słowa:
- Ja już to potrafię. Teraz twoja kolej.
Wzdrygnęłam się lekko, zaskoczona nagłym pojawieniem się Gbura tuż obok mnie. Auror z szelmowskim uśmiechem na ustach odsunął się i wrócił na swoje miejsce. Przypomniała mi się jego reakcja, gdy pojawiłam się w sali. Najpierw popatrzył na mnie z wściekłością, a po chwili z niechęcią. Ale w jego spojrzeniu dostrzegłam coś w rodzaju... Sama nie wiem jak to nazwać... Szacunku, sympatii, akceptacji, podziwu... Może wszystkiego po trochu. Ale to
coś, czymkolwiek to było, było poparte ogromną niechęcią. W każdym razie... Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę, po czym Gbur odwrócił się, zajął swoje miejsce na ławce i kazał mi stanąć na środku sali. Zdziwiona wypełniłam jego polecenie. Zaczęliśmy trening.
- Pyskata! Nie myśl o niebieskich migdałach i bierz się do roboty!
Otrząsnęłam się z chwilowego otępienia i skupiłam się na obręczy przed sobą. Wpatrywałam się w nią przez krótką chwilę i myśląc, że już jestem gotowa, podskoczyłam lekko i obróciłam się wokół własnej osi. Kiedy wylądowałam natychmiast się rozejrzałam, ale wciąż byłam w tym samym miejscu, co chwilę wcześniej. Westchnęłam sfrustrowana.
- Wiesz... Ja już chyba wiem w czym problem - stwierdził Alastor a ja spojrzałam na niego pytająco - Nie jesteś po prostu wystarczająco dobra, by podołać zadaniu teleportacji. Ot co... Cała filozofia. Odpuść sobie pyskata. I tak ci się nie uda.
I oto właśnie, wracamy do momentu, który zapoczątkował tę historię. Do momentu, gdy wściekła, ale i zdecydowana, zamknęłam oczy. Po chwili otworzyłam je i z determinacją wpatrzyłam się w obręcz. Skupiłam na niej całą uwagę a gdy poczułam dziwne mrowienie w brzuchu, podskoczyłam i obróciłam się. Nagle, odczułam coś, jakby skurcz żołądka i zgięłam się w pół zamykając oczy. Kiedy się wyprostowałam i uchyliłam powieki, spojrzałam pod stopy. Stałam wewnątrz obręczy.
Uniosłam dumnie głowę i spojrzałam przebiegle, na siedzącego na biurku Moodiego.
- I co ty na to Panie Gburze? - zapytałam z uśmieszkiem samozadowolenia na twarzy.
Mężczyzna popatrzył na mnie uważnie, a w jego oczach dostrzegłam cień zdumienia, ale i dumy zarazem. Oba te uczucia jednak niemal natychmiast zniknęły i nie byłam pewna, czy aby się nie przywidziałam. Po chwili auror uśmiechnął się półgębkiem i powiedział, z niechętnym szacunkiem:
- Nie najgorzej Pyskata.
- Zrobił Pan to specjalnie prawda? - zapytałam - Specjalnie powiedział mi Pan, że nie jestem wystarczająco dobra by się teleportować. Wiedział Pan, że to podziała.
Moody spojrzał na mnie z przebiegłym uśmieszkiem, po czym powiedział:
- Musisz się jeszcze dużo nauczyć Pyskata.
--------------------------------------------------------------
Hejka! Wiem, że spodziewaliście się, że rozdział pojawi się po moim powrocie z obozu, ale niestety nie miałam jakoś ani chęci, ani czasu, żeby coś napisać, dlatego rozdział pojawia się dopiero teraz.
Dziękuję wszystkim, że trzymali za mnie kciuki i mogę się wam pochwalić, że
zdobyłam brązowy pas! Jupi! Nawet nie wiecie jak się tym jaram :P Chcę też wam powiedzieć, że o 5 rano, w dniu egzaminu, w przerwie w ćwiczeniach, zauważyłam, że mam na macie wi-fi, więc weszłam na bloga i przeczytałam wasze komentarze, które naprawdę mocno mnie podbudowały i jestem wam za nie ogromnie wdzięczna :D
Co do rozdziału, to powiem wam szczerze, że zamierzałam go napisać dopiero po powrocie z wyjazdu, na którym jestem teraz. Zamierzałam coś napisać na innym blogu, ale ostatnio, gdzie bym nie zaczynała pisać i tak w końcu rozdział pojawia się tu, więc... Sami rozumiecie...
Wiem, że rozdział nie za długi i mało Jily, ale mam nadzieję, że się wam spodoba. Bardzo rozwijam relację Lily/Moody i mam nadzieję, że się ona wam spodoba.
No cóż... Strasznie się rozpisałam, ale chyba wreszcie będę kończyć. Pozdrawiam, dziękuję za wszystkie komentarze i proszę o nie dalej, bo naprawdę motywują do pisania. Miłych ostatnich tygodni wakacji :-)