26.10.2015

Rozdział 60 - Powierzycielka

Rozdział z dedykacją dla ~lula. Dziękuję za wsparcie i ciągłe pospieszanie mnie. Gdyby nie ty, ten rozdział nie pojawiłby się tak szybko ;)


       Obudziłam się wczesnym rankiem. Uchyliłam powoli powieki, ziewnęłam, przeciągnęłam się i wreszcie byłam gotowa wstać. Co nie znaczy, że miałam ochotę to zrobić. Leżąc pod kołdrą, wciąż przebywając na obrzeżach krainy snów, mogłam się odciąć od wszelkich problemów. Mogłam udawać, że nie istnieją. Ale nie mogłam... Nie byłam w stanie tego zrobić.
       W końcu postanowiłam wstać. Stoczyłam się z łóżka i zaspana ruszyłam w kierunku łazienki. Przemyłam twarz, umyłam zęby i szybko się ubrałam, po czym zeszłym na śniadanie. W domu poza mną, była tylko mama. Ojciec wyszedł już do pracy a Petunia była na kilkudniowym wyjeździe. W takim wypadku, miałam kilka dni względnego spokoju. Chociaż ten spokój to pojęcie chyba najdalsze od tego co czułam. Zbyt wiele się ostatnimi czasy działo. Odruchowo sięgnęłam do szyi, jednak niczego nie poczułam. Przypomniałam sobie, że postanowiłam z tym skończyć. Poczułam jak przez moje ciało przebiega fala bólu. Złapałam się za brzuch, po czym odczekałam chwilę oddychając przy tym miarowo. Kiedy ból minął, wyprostowałam się i podjęłam wędrówkę do kuchni. Czekała tam już na mnie mama ze stosem omletów na talerzu. Natychmiast zabrałam się za pałaszowanie śniadania, a na koniec, popiłam to jeszcze ciepłym kakao. Ponownie zmarkotniałam. Kakao przypomniało mi o Syriuszu, a on przypominał o Jamesie. Miałam wrażenie, że bez względu na to co zrobię i tak łatwo się od niego nie uwolnię.
- Wszystko w porządku? – zapytała mnie nagle mama.
- W sumie to sama nie wiem – odpowiedziałam z nietęgą miną.
- Chłopak? – zapytała że zrozumieniem spadając naprzeciwko mnie.
Spojrzałam niepewnie na swoją rodzicielkę i ze zdumieniem zapytałam:
- Skąd wiedziałeś?
- Och, proszę Cię skarbie – zbagatelizowała moje pytanie mama machnięciem ręki – W tym wieku, to tylko przez chłopców możesz być taka nieprzytomna. A więc... Mów co się dzieje.
       Przez chwilę nie zamierzałem nic mówić na temat Jamesa, ale słowa same zaczęły wywoływać z moich ust niepowstrzymanym strumieniem. Odpowiedziałam mamie o wszystkim. O kłótniach, o przyjaźni, o balu, o pocałunku, o ostatniej kłótni, naszyjniku i swoich uczuciach. Mówiłam tak długo, aż w końcu skończyłam. Wtedy zapadła cisza przerywana jedynie cichymi odgłosami codziennego życia dochodzącymi zza okna.
- Gdy byłam w twoim wieku – zaczęła mama – Też miałam problemy z chłopcami. Szczególnie z jednym. I również nie wiedziałam co mam zrobić z tą relacją między nami. Ale w końcu zrozumiałam pewną bardzo prostą rzecz. Ból jest częścią miłości. Nie można kochać i nie cierpieć. Te dwa uczucia są ze sobą głęboko powiązane. Jeśli nie chcesz cierpieć, odrzuć go, ale wtedy nikt nie zagwarantuje ci szczęścia.
       Po tych słowach wstała i zabrała się do zmywania naczyń, a ja siedziałam przy stole rozmyślając nad jej słowami. Może miała rację. Może naprawdę zbyt szybko zrezygnowałam. Zbyt szybko się poddałam. Może... Nie powinnam tak szybko tego kończyć. Może powinnam spróbować z Jamesem jeszcze raz. Ten jeden, ostatni raz. Albo nawet jeszcze wiele razy...
       Nagle na stole przede mną pojawiła się koperta. Spojrzałam na nią zdziwiona, po czym przeniosłem wzrok na mamę i zapytałam:
- Co to jest?
- Zobacz.
       Zmrużyłam oczy zdezorientowana, ale otworzyłam kopertę i sprawdziłam jej zawartość.
- Potwierdzenie rezerwacji miejsca w hotelu, w centrum Londynu? – zapytałam patrząc się ze zdziwieniem na mamę.
- Jutro zaczyna się Tydzień Mody w Londynie i pomyśleliśmy z twoim tatą, że na pewno chciałabyś się na niego wybrać, więc zarezerwowaliśmy ci pokój w hotelu, żebyś nie musiała przez cały tydzień jeździć w tą i z powrotem do miasta.
- O rany... – jęknęłam podekscytowana – Dzięki, dzięki, dzięki – zaczęłam piszczeć, rzucając się matce na szyję.
- Spokojnie, bo zaraz mnie udusisz – odpowiedziała ze śmiechem moja rodzicielka.
       Kiedy już się uspokoiłam i usiadłam na swoim miejscu przy stole powiedziała:
- Myślę, że ta wycieczka dobrze ci zrobi. Odpoczniesz, zrelaksujesz się, zabawisz, oczyścisz umysł, a potem będziesz mogła na spokojnie pomyśleć o tym chłopaku i podjąć najlepszą decyzję. Co ty na to?
- To chyba dobry pomysł – stwierdziłam po chwili namysłu – Tak zrobię mamo – powiedziałam z pewnością w głosie.
- To dobrze – odparła moja rodzicielka z lekkim uśmiechem na twarzy. - A tymczasem przestań się choć przez chwilę załatwiać Jamesem. Pomyślisz o nim po powrocie do domu. Teraz idź się spakować na górę.
- Dobrze mamo! – wykrzyknęłam podekscytowana i pobiegłem do pokoju spakować walizkę na tygodniowy wyjazd.
       Zajęło mi to wszystko z godzinę, ale w końcu byłam gotowa do drogi. W walizce miałam jeszcze sporo miejsca, przygotowanego na nowe ubrania, które kupię w Londynie. Dostałam od matki kartę kredytową z całkiem sporym zapasem środków finansowych, które najprawdopodobniej uda mi się wydać w ciągu najbliższego tygodnia.
- Miłej zabawy Lily. Zobaczymy się w przyszłym tygodniu.
- Do zobaczenia mamo! – wykrzyknęłam wychodząc z domu.
       Wyszłam na chodnik i rozejrzałam się. Pusto. Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni i machnęłam nią. Nie minęła minuta, a na ulicy przede mną zaparkował Błędny Rycerz. Wsiadłem szybko do autobusu i podałam kierowcy cel swojej podróży. Pojazd szarpnął gwałtownie, a ja opadłam na pierwsze z brzegu łóżko.
       Po pół godzinie byłam już na miejscu. Weszłam przez obrotowe drzwi do jasnego holu i podeszłam do recepcji.
- W czym mogę pomóc? – zapytała z uśmiechem recepcjonistka.
- Mam rezerwację na tydzień – powiedziałam pokazując zwitek papieru, który dostałam tego ranka od mamy.
- Nazwisko?
- Evans.
       Kobieta skinęła głową, po czym zapisała coś na kartce, która leżała przed nią i dała mi kluczyk z numerkiem.
- Trzecie piętro, pokój 203.
- Dziękuję – powiedziałam, po czym zabrałam kluczyk, wzięłam walizkę w rękę i ruszyłam ku windzie.
       Byłam już niemalże na miejscu, gdy nagle ktoś na mnie wpadł i przewróciłam się na posadzkę.
- O rany... Tak strasznie przepraszam. Nic ci się nie stało? – usłyszałam zaniepokojony, dziewczęcy głos.
- Wszystko ok. Nic mi nie jest – odparłam uspokajająco i podniosłam głowę.
       Nade mną stała drobna nastolatka, która miała może z metr siedemdziesiąt wzrostu. Przypatrywała mi się zaniepokojonymi złotymi oczami, które doskonale komponowały się z burzą blond włosów na jej głowie. Wyciągnęła do mnie rękę oferując pomoc, z której chętnie skorzystałam.
- Jesteś pewna, że nic ci się nie stało? Rany... Przecież mogłaś dostać od tego upadku wstrząśnienia mózgu. Albo mogłaś sobie coś skręcić! Strasznie Cię przepraszam. Taka ze mnie niezdara. Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? Może dać ci coś przeciwbólowego?
       Załapałam dziewczynę za ramiona i potrząsnęłam nią lekko.
- Hej... Uspokój się. Nic mi nie jest.
- Ale...
- Tak , jestem tego pewna – powiedziałam nie pozwalając dziewczynie nawet rozpocząć zdania.
       Rany... Co za gaduła. Ale wyglądała na naprawdę zaniepokojoną, więc lekko ścisnęłam jej ramię i posłałam delikatny uśmiech, który blondynka natychmiast odwzajemniła.
- Tak swoją drogą, to jestem Lily – przedstawiłam się wyciągając ku dziewczynie rękę.
- Carmen Sharp – odparła nastolatka ściągając moją rękę – Idziesz do windy?
- Mhm... – przytaknęłam ruszając w odpowiednik kierunku.
- Jaki pokój? – pytała dalej gdy wsiadałyśmy do windy.
- 203.
- O rany! Serio? Ja mam 204! Co za zbieg okoliczności.
- Na długo przyjechałaś? – spytałem chcąc bardziej włączyć się do tej dziwnej, niemal jednostronnej rozmowy.
- Na tydzień.
- A więc Ty też przyjechałaś na tydzień mody? – zapytałam zaciekawiony.
- Mhm... – potwierdziła moje przypuszczenia Carmen.
- To świetnie – powiedziałam podekscytowana – Co Ty na to, żebyśmy się w najbliższym czasie razem włóczyły po sklepach i wybiegach mody?
- No jasne! – wykrzyknęła podekscytowana Carmen.
       W tej właśnie chwili dotarłyśmy do swoich pokoi. Uśmiechnęła się do blondynki i przekręcając klucz w drzwiach powiedziałam:
- Przyjdę po Ciebie jak będę szła na kolację, dobrą?
- Spoko – odpowiedziała ze szczerym uśmiechem - Jakby co, wiesz gdzie mnie znaleźć.
       Po tych słowach zniknęła w swoim pokoju a chwilę później i ja otworzyłam drzwi do swojego mieszkanka i weszłam do środka.
       Pomieszczenie było przestronne i jasne. Przy najdłuższej ścianie stało ogromne łóżko, a na przeciw niego sporych rozmiarów kozetka z okrągłym, pięknie zdobiony lustrem. W holu były drzwi do łazienki i szafa, w której spokojnie mieściły się wszystkie ciuchy, które ze sobą zabrałam. Białe firanki, które przesłaniały okno, rozpraszały promienie słoneczne, których refleksy, oświetlały beżowe ściany pokoju.
       Kiedy już się rozpakowałam, walnęłam się na łóżko i zaczęłam wpatrywać w sufit. Puki miałam co robić, byłam wolna od wszelkich trosk. Teraz jednak, gdy już się rozpakowałam i mogłam spokojnie poleżeć na łóżku, wszystkie ostatnie zmartwienia powróciły. Co ja miałam zrobić? Byłam kompletnie zagubiona. Miałam zapomnieć. Miałam spróbować funkcjonować bez niego. Ale jak miałam to zrobić, skoro za każdym razem gdy zamykałam oczy widziałam przed sobą jego twarz? Jego czarujący, huncwoci uśmiech. Czarne, wiecznie zmierzwione włosy. I brązowe tęczówki, w których można było utonąć. Jak miałam o tym zapomnieć skoro wciąż o tym myślałam.
       Nagle rozległy się płukanie do drzwi. Uniosłam się odrobinę na łokciach, zastanawiając się, kto może się dobijać do mojego pokoju.
- Proszę! – krzyknęłam.
      Drzwi otworzyły się cicho i po chwili zobaczyłam blondwłosą istotę.
- O rany! – krzyknęłam, podrywając się z łóżka – Miałam po Ciebie przyjść jak się rozpakuję. Na śmierć zapomniałam.
- Nie ma sprawy – stwierdziła moją sąsiadka z uśmiechem – Jak jesteś gotowa, to możemy iść.
- Jasne – powiedziałam podchodząc do dziewczyny.
       Wyszłyśmy z pokoju zamykając za sobą drzwi i ruszyłyśmy na miasto wesoło plotkując. W końcu znalazłyśmy całkiem nieźle wyglądającą restaurację i zamówiłyśmy obiad.
- A więc... – zaczęłam – skąd jesteś?
- Urodziłam się w Nowym Jorku i mieszkałam tam przez pierwsze piętnaście lat swojego życia. Potem rodzice wysłali mnie do Anglii do szkoły z internatem.
- Och... I jak tam jest?
- Świetnie – odparła podekscytowana Carmen – Mam świetnych znajomych. Nauczyciele w sumie też są całkiem spoko.
- Skoro mieszkasz w internacie, to czy przypadkiem w wakacje nie wracasz do Nowego Jorku? – zapytałam.
- Tak, ale to dopiero w przyszłym tygodniu. Lot mam w sobotę, zaraz po zakończeniu tygodnia mody – wyjaśniła Carmen, po czym zapytała z ciekawością – A Ty gdzie się uczysz?
- W niewielkiej szkole na północy Brytanii. Mają tam bardzo wygórowane wymagania, ale jakoś sobie radzę – odparłam starając się by moje kłamstwo wypadło dość przekonująco, co, jak wywnioskowałam z miny blondynki, mi się udało.
- Och... Naprawdę? I jak tam jest? – zapytała Sharp nawijając na widelec spaghetti, które dopiero co przyniósł jej kelner.
- Jest świetnie – odpowiedziałam z entuzjazmem – Lekcje są genialne i nieprzeciętnie. Chyba w żadnej szkole nie ma takich zajęć jak u mnie – odparłam zgodnie z prawdą.
- A chłopcy? – zapytała Carmen z przebiegłym błyskiem w oku.
       Spuściłam głowę, nabierając na widelec odrobinę swojej sałatki greckiej. Blondynka natychmiast zauważyła, że to coś poważniejszego, bo spoważniała U złapała mnie za rękę w geście dodający otuchy.
- Co jest? – zapytała łagodnie.
       Popatrzyła na nią przez chwilę, po czym zaczęłam mówić. Odpowiedziałam o całej mojej zawiłej i dziwacznej relacji z Potterem, a ona uważnie słuchała każdego mojego słowa. Kiedy skończyłam mówić, oparła podbródek na rękach. Wymusiłam to z siebie. Nareszcie podzieliłam się swoimi problemami z kimś, kto nie był moją mamą. Carmen była w tym samym wieku co ja i miała obecnie te same problemy z chłopakami. Potrzebowałam się wygadać rówieśniczce, a nie mogłam się ze swoim problemem, zwrócić do Ann i Dorcas. Nie mogły wiedzieć. Ale potrzebowałam się komuś zawierzyć. Carmen była do tego celu idealna.
- Jestem idiotką – stwierdziłam podłamana zakrywając twarz dłońmi.
       Siedziałam tak przez chwilę użalając się nad sobą, gdy dobiegł do mnie głos blondynki:
- Nieprawda – stwierdziła zdecydowanym głosem – Wcale nie jesteś głupia. Jesteś po prostu nastolatką – dodała lekko się do mnie uśmiechając, a ja przeszyłam ją zdumiony spojrzeniem – Jesteś zagubiona. Boisz się zostać zraniona przez osobę którą kochasz. To naturalne. Jak każda dziewczyna w twoim wieku, zakochujesz się, mając nadzieję, że to jest ta pierwsza i wieczna miłość, która przetrwa wszelkie próby. Ale jesteś wystarczająco inteligentna, by wiedzieć, że takie przypadki zdarzają się niezmiernie rzadko. Chcesz się uchronić przed przyszłym cierpieniem, więc teraz odrzucasz szczęście. Ale nadal się zastanawiasz, czy wasza miłość nie mogłaby być wieczna. Jednym słowem... – przeszła do podsumowania Carmen -... Jesteś rozdarta pomiędzy strachem a miłością. I nie umiesz zdecydować co zrobić, choć teoretycznie podjęłaś decyzję. Nie umiesz dotrzymać postanowienia, gdyż najzwyczajniej w świecie wciąż nie podjęłaś ostatecznej decyzji.
- Ale przecież wyrzuciłam naszyjnik – stwierdziłam z rozpaczą w głosie.
       To był beznadziejny, okropny pomysł, że się go pozbyłam. Chciałam poczuć jego chłód na szyi. Chłód i delikatny dotyk, który przypominał mi o nim.
Carmen, jakby czytając mi w myślach, zapytała:
- Żałujesz, że to wyrzuciłaś prawda?
- Jak niewielu innych rzeczy – przyznałam.
- Widzisz – powiedziała z satysfakcją blondynka – Wciąż nie jesteś zdecydowana.
- Może i tak – przyznałam, załamując ręce z bezradności, po czym spytałam – Co mam teraz zrobić Carmen?
       Dziewczyna siedziała orzech chwilę z zadumą wypisaną na twarzy i wpatrywała się skupionym wzrokiem w jakiś nieokreślony punkt za moimi plecami.
- Wierzysz w przeznaczenie? – zapytała nagle.
       Przejrzałam się dziewczynie niepewnie, z lekko ściągniętymi z zaniepokojenia brwiami, po czym odpowiedziałam ostrożnie:
- Niezbyt, a co?
- Może to nie tylko pierwsza, lepsza miłostka. Może to coś poważniejszego. Może twoim przeznaczeniem, jest być z nim – zastanawiała się blondynka, w dalszym ciągu wpatrując się nieobecny wzrokiem za moje plecy.
- Ale skąd mogę mieć pewność?
- Nie masz jej – przyznała złotooka przenosząc na mnie swoje spojrzenie – Ale może powinnaś iść na żywioł. Poddać się przeznaczeniu i pozwolić mu kierować swoim losem. W końcu i tak wszystko się wyjaśni, prawda? Nie należy się więc tym zamartwiać. Niech się dzieje, co ma się dziać. Po prostu przestań się martwić.
       Nie byłam pewna, czy wierzę teorii Carmen, na temat przeznaczenia. Miałam zbyt wiele styczności z magią by natychmiast w to uwierzyć. Ale w jej słowach było coś prawdziwego i pocieszającego. Coś co podniosło mnie na duchu i dodało otuchy.
- Dziękuję Carmen – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Nie ma sprawy – odparła wesoło, po czym zaproponowała powrót do hotelu.
       Niemal natychmiast zgodziłam się na propozycje blondynki. To był bardzo emocjonujący dzień, pełen wrażeń. Byłam tym nieźle zmęczona. Poza tym miałam masę rzeczy do przemyślenia. Potrzebowałam czasu, spokoju i odrobiny snu.
       Na dworze było już ciemno, kiedy wyszłyśmy z restauracji. Słońce schowało się już za horyzontem i powoli włączały się uliczne latarnie. Wiatr szumiał pomiędzy domami, wydając głuche jęki. Po ulicach krążyła jeszcze spora ilość ludzi, którzy wracali do domów, bądź właśnie z nich wychodzili.
       W drodze powrotnej do hotelu, nagle, na przeciwległej ulicy, minął mi znajomy kształt, który po chwili schronił się w cieniu. Zatrzymałam się raptownie i Carmen niemal na mnie wpadła.
- Coś się stało? – zapytała zaniepokojona, łapiąc mnie mocno za ramię.
- Przez chwilę wydawało mi się, że... A zresztą, nieważne – stwierdziłam odwracając wzrok.
Musiało mi się coś przewidzieć.
- Wracajmy do hotelu – zaproponowałam, idąc już w odpowiednim kierunku a Carmen ruszyła niepewnie za mną.
- Nie lubię chodzić po mieście, gdy jest tak ciemno – wyznała blondynka.
- Zaraz będziemy na miejscu – oznajmiłam starając się ją nieco pocieszyć.

       Tak jak obiecałam, szybko dotarłyśmy do hotelu i ruszyłyśmy do swoich pokoi. Przed rozstaniem, ustaliłyśmy jeszcze godzinę jutrzejszego spotkania i każda z nas poszła w swoją stronę. Szybko się umyłam, przebrałam w koszulę nocną i walnęłam na łóżko. Zasnęłam, starając się nie myśleć o Jamesie, tylko o jutrzejszym, uroczystym rozpoczęciu Tygodnia Mody. 

------------------------------------------------------------------

Wiem, że rozdział jest krótki, przepraszam :\ Ale następny powinien być dłuższy.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Naprawdę motywują mnie do pisania, więc poproszę, żebyście w dalszym ciągu je pisali.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia :D

33 komentarze:

  1. Hey! Jestem pierwsza <3
    Po szkole skomentuję, obiecuję ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż w sumie... Mam jeszcze 20 minut do autobusu :P Dam radę.
      A więc. Poprzedniego nie będę komentować, bo złamałaś mi serce T.T *nie żebym coś o tym wcześniej wiedziała* Chociaż to był świetny pomysł i jestem wyznawczynią "Najpierw źle, potem uroczo" to i tak płakałam T.T /A tak swoją drogą, kiedy ten Nobel?/ A więc - pozwolisz, że wezmę się teraz za komentowanie tego, okrągłego, sześćdziesiątego rozdziału ^^
      Po pierwsze - jaka świetna liczba! Okrągła i duża! Dziewczyno, gratulacje! Tak w sumie to czy przypadkiem w imieniny mężczyzny na "M" nie będą już dwa latka? Tigra, czapki z głów.
      Po drugie - przeczytałam rozdział i wydaje mi się, że ten punkt w który wpatrywała się... Carmen? Ta. Carmen. Nie jest tak bardzo nieokreślony ;) Zależy, czy nasza kochana Lily opisała jej swego kłopotliwego wybranka :D
      Po trzecie - nie lubię tej Carmen T.T Jest dziwna i ma dwukolorowe włosy :P Najpierw ma brązowe, a później jest blondynką... MEDŻIK. I podejrzewam, że ona jest *cenzura* /Ty dobrze wiesz, o jakiej osobie myślę :P Taka czerwonooka/
      Po czwarte - tak kompletnie od czapy, ale Tigruś... Wiesz co jest najgorsze? Chyba znielubiłam Lily Evans T.T Nie daję rady pisać Jily... Lily stworzona przeze mnie i przez 99,99% bloggerów mnie irytuje. Nawet bardzo :P
      Ale dobra wiadomość jest taka, że Hunców dalej kocham <3
      A więc.
      Podoba mi się to, że wszyscy nakłaniają Lily do zastanowienia się i powrócenia do Jamesa <3 Nawet Carmen, której nie lubię i nie ufam.
      I przeraża mnie nieco wszechwiedzącość naszych matek o.o Masz normalną minę, a one od razu: "Co się stało?" i faktycznie po kilku godzinach nagle masz jakiś taki słaby humor :P
      Awwwww.... Rozpływam się <3 Te urocze pouczenia <3 Miłość i cierpienie <3 Strach i Miłość <3 Uwielbiam <3 No i twój geniusz też ^^
      I wyłapałam trochę błędów :P Kilka ortograficznych i stylistycznych /?/. Ale przejrzyj jeszcze raz tekst i na stówę je znajdziesz ^^
      O kurczę... Już za pięć? Muszę się sprężać.
      Ach. No i zgaduję, że Carmen również jest czarownicą. A może nawet byłą Jamesa? Albo Łapy? Nie wiem... Na pewno nie jest przypadkowa.
      No cóż...
      Ja już kończę i biegnę na busa, zmierzającego do Azkabanu i oczywiście czekam na Zieloną Suknię w roli głównej <3

      Usuń
    2. Owszem. Jeszcze trochę ponad miesiąc i faktycznie upłynął te dwa latka ;)
      Hmm... Czy punkt był nieokreślony? Trudno powiedzieć. Można przypuszczać, że może faktycznie nie koniecznie ;P
      Co do Carmen, to wybacz Ass, ale jednak pomyłka. Żadnych czerwonych oczu. Gdybym wciąż zaskakiwała, to zrobiłoby się nudno, co nie? Raz muszę zaskoczyć, a innym razem postawić na normalność i zdać się na przypadek :P Nie doszukuj się we wszystkich moich tekstach czegoś tajemniczego, bo jeszcze spojrzysz nie tam gdzie trzeba i przeczysz faktyczną zagadkę :P
      O nie! Naprawdę przestajesz lubić Lily? :O Smutne. A co myślisz o mojej? Tylko szczerze mi mów. Jak jej nie lubisz, to dlaczego. I w ogóle to dlaczego ja znielubiłaś? :o
      Błędy faktycznie mogły się pojawić, bo ja to na telefonie pisałam a nie zawsze mnie sie chce on słuchać, więc sprawdzę i poprawię, jak znajdę :D

      Usuń
    3. Hmm... Czyżbyś rzucała mi wyzwanie?
      Co do Lily... Twoją w sumie lubię :P A czemu ją znielubiłam? Sama do końca wiem. Wydaje mi się być okropna. Taka... Niezdecydowana i okrutna. I wredna :P

      Usuń
    4. Czy ja ci rzucam wyzwanie... W sumie to tak :P
      Co do Lily to w najbliższym czasie będzie bardziej jak hunce i już może nie będzie taka okropna. Choć jak każda dziewczyna, wciąż będzie cierpiała na ciężką przypadłość zwaną niezdecydowaniem ;P

      Usuń
    5. Podnoszę, rzuconą mi rękawicę! :D

      Usuń
    6. A ja czekam na kolejny rozdział, Tigra!
      Pamiętasz pomysł z patelnią? Ja nadal mogę do niego wrócić...

      Usuń
    7. Ok, ok. Postaram się streścić :P
      Gdybym wiedziała, że będziesz mi grozić, to przez ostatnią bezsenną noc bym napisała ten rozdział :)

      Usuń
  2. Oto ja, witam, hej Tigra itd. Heh, więc na początek dziękuję za dedykację, miło, że o mnie pomyślałaś. Teraz może przejdę do komentowania rozdzialiku. Tak więc Carmen... Czarownica? Mam dziwne i nieuzasadnione domysły chociaż... Mówiła o szkole z internatem. Brązowe włosy i blondynka? Trochę się czepiam ok ale tak na to zwróciłam uwagę. Znajomy kształt na ulicy... Potter? Ogólnie rozdział fajowy. Matka Lily... Dlaczego matki zawsze wiedzą lepiej co nam jest niż my same? Co tam jeszcze? Ach.. Oczekuję na wyjaśnienia problemu czerwonej chustki, odzyskanie naszyjnika, wątek o cierpieniu Jamesa, jakąś akcję z Carmen (której nie ufam) i coś tam jeszcze ale zapomniałam. Do następnej notki i pozdrowionka
    ~lula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, ok, poprawiłam już te włosy, niech wam będzie ;)
      Carmen czarownicą... Czy choć raz nie można spotkać kogoś normalnego? No wiesz, takiego zwykłego mugolaka i się z nim zaprzyjaźnić? Od razu należy podejrzewać, że nie należy mu ufać, bądź jest czarodziejem. No nie, ja sobie wypraszam :P
      Wątek o cierpieniu Jamesa już w następnym rozdziale. Mam nadzieję, że się spodoba, a tym czasem, zabieram się za pisanie miniaturki, którą muszę wreszcie skończyć :D

      Usuń
    2. A kiedy następny? I jeszcze mi nie powiedziałaś albo chociaż nie naprowadziłaś czy to coś na ulicy to Potter?
      Czyli w następnym rozdziale cierpienie Jamesa... Można rozkoszować się bólem innych połamanych serc i nie użalać się nad sobą i swoim nieszczęściem i pechem. Uwielbiam to.
      ~lula

      Usuń
    3. A.. I niech w tej miniaturce Lily nie zabija Jamesa. To było straszne
      ~lula

      Usuń
    4. Następny? Hmm... Prawdę powiedziawszy, to jeszcze się tak naprawdę nie zabrałam za pisanie go. Ale mam już pomysł, więc nie ma problemu, powinien się pojawić... Bo ja wiem? W weekend, może kilka dni po. Ale w każdym razie jakoś tak.
      Czy ten ktoś na ulicy, to był Potter? W sumie... To chyba nawet tak :P
      Co do miniaturki, to się nie martw, nikt nie umrze. Ale to będzie chyba moje najdziwniejsze dzieło i ja po napisaniu kilkudziesięciu linijek, mimo naprawdę rozwiniętej wyobraźni, miałam problem z ogarnięciem w kupę swojego pomysłu. Serio... Ta miniaturka jest tak odjechana, że mnie mózg zaczęła wysadzać :P

      Usuń
    5. Tigra... Dodaj rozdział... Grrr
      ~lula

      Usuń
    6. Co? Aaa... No tak! Zupełnie o tym zapomniałam. Przepraszam ;)
      Pojawi się w weekend, obiecuję ;)

      Usuń
    7. Jak mogłaś zapomnieć?! To niedopuszczalne! Skandal, powiadam, skandal! Obraziłabym się ale to bezsensu. Poczekam... Nie mam wyjścia
      ~lula

      Usuń
    8. Weekend mija... Znowu zapomniałaś?

      Usuń
    9. Odjechana w kosmos miniaturka? Czy to ta o której myślę? *-*

      Usuń
    10. Wiem, wiem, przepraszam, ale dopadł mnie leń. Ale naprawdę staram się to napisać...
      Tak Ass, to jest dokładnie ta miniaturka o której myślisz ;)

      Usuń
    11. Piszecie o tej miniaturce i piszecie a jej nadal nie ma! Rozdziału też... A miał być 2 tygodnie temu...
      Są dwie wersje tego co czuję:
      1. Jest mi przykro, nudzi mi się, siedzę chora w domu, a tu nie ma rozdziału nawet na pocieszenie
      2. Jestem zła bo ciągle albo zapominasz, albo nie masz czasu, albo ci się nie chce... Tak nie może być!
      Weny, czasu i chęci życzę
      ~lula

      Usuń
    12. Właśnie Tigra!
      Swoją drogą - co z Moonem i Chiką? Trzeba wrócić na RS!

      Usuń
    13. Tigra no ile można?! Ja tu oszaleję w końcu no!
      ~lula

      Usuń
  3. Na początku prawie się popłakałam, bo mam dziwny humor. Jest super. Czekam na następny rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra mam prośbę i to wielką.
    Informuj mnie o notkach w e-mailu, proszę, chcę być na bieżąco :D
    Co do rozdziału:
    żółte/złote/miodowe *zapomniałam już* oczy.. Czemu mi się to kojarzy z wampirem? XD *dużo zmierzchu, szkoda gadać*
    Czyżby Lily spotkała Jamesa na tygodniu mody? Hm. Pokój w hotelu + Lily + James + tydzień :D
    Czekam na następny rozdział <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, postaram się zapamiętać, ale jestem straszną sklerozą, więc nic nie obiecuję. Ale się postaram :)
      Złote oczy... Faktycznie trochę wamp. Wcześniej o tym nie pomyślałam, ale jak już o tym wspomniałaś, to to jest w sumie całkiem prawdziwe :P
      Nie... Serio? Czemu ja przeczytałam to :"Pokój w hotelu + Lily + James + tydzień ", to od razu miałam głupie skojarzenia? -_- Wredoto jedna, to twoja wina ;P (nie obrażaj się, wredotami nazywam tylko osoby które lubię :D)

      Usuń
  5. Tak cię przepraszam! Nie komentowałam nie wiem od jak dawna. W wakacje odcięłam się trochę od Jily i twój blog był jednym z niewielu, do których wróciłam. U mnie też nie było dawno nitki, ale już ją piszę. W każdym razie ten jak i poprzednie rozdziały są cudowne <3 Po prostu nie mogę doczekać się aż Lily będzie z Jamesem. Postać Carmen bardzo mi się spodobała. Jest taka... Wesoła? Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wróciłaś do mojego bloga jako do jednego z nielicznych. Uwierz, że naprawdę miło to słyszeć :) Ciesze się, że rozdziały ci się podobają i fajnie, że polubiłaś Carmen :D Tak w sumie, to ja też ja lubię ;) Do ciebie na pewno zajrzę, gdy pojawi się nowa notka.
      Pozdrowionka :D

      Usuń
    2. Zapraszam wreszcie na 20 rozdział ☺ :-)

      Usuń
  6. Casino Online - DrmCD
    Casino Online. With its casino games on demand, you are not alone. With over 당진 출장샵 1000 titles 인천광역 출장마사지 available in the iGaming 세종특별자치 출장마사지 Industry, Casino online has  파주 출장마사지 Rating: 4 · 광주광역 출장안마 ‎4 reviews

    OdpowiedzUsuń