Ten rozdział chciałabym zadedykować Assari Cleto, znanej również jako Yuri oraz Gollum. Dla mnie jednak zawsze pozostaniesz Ass. A więc... Dedykuję ci ten najdłuższy na moim blogu rozdział, ze względu na wsparcie którego mi udzieliłaś. Dedykuję ci ten rozdział również za to, że to od ciebie tak naprawdę wszystko się zaczęło. Dziękuję za wszystkie rozmowy na gmailu, za wsparcie i za to że jesteś. Wiedz, że ja również jestem z tobą i możesz na mnie polegać. Bo nienormalni trzymają się razem ;)
Od czasu randki Dor i Syriusza minął nieco ponad tydzień. Kiedy Meadowes wróciła tego wieczora do pokoju, była cała w skowronkach. Ku mojemu niezadowoleniu okazało się jednak, że Łapa nie pocałował mojej przyjaciółki, za co nieźle mu się ode mnie oberwało. No ja rozumiem, że nie chciał się spieszyć i w ogóle, ale im szybciej oboje przyznają, co do siebie czują, tym szybciej będą razem i nie będą się musieli męczyć i podrywać, tylko po prostu będą razem.
Na nieszczęście, wielkimi krokami zbliżały się już SUM-y. Razem z dziewczynami, niemal cały wolny czas poświęcałyśmy nauce. Nie byłyśmy w tym osamotnione, bo nierzadko przysiadał się do nas Luniek, a czasami również Peter. Oczywiście Potter i Black, nie mieli zamiaru nawet sekundy spędzić nad książkami, mimo, że próbowaliśmy ich do tego nakłonić. Jednak nie było siły, która by ich do tego przekonała.
Siedziałam właśnie przy obiedzie i rozmyślałam tak o zbliżających się egzaminach, słuchając przy tym rozmów przyjaciół, gdy nagle, poczułam jak ktoś łapie mnie za rękaw szaty. Wyrwana z rozmyślań odwróciłam się i spojrzałam na stojącego za mną zawstydzonego pierwszoroczniaka.
- Profesor Dumbledore poprosił, żebym ci to przekazał - powiedział nieśmiało chłopczyk wyciągając do mnie rękę, w której trzymał złożoną kartkę papieru.
- Dziękuję - powiedziałam z uśmiechem, zabierając wiadomość, a mały czarodziej szybko uciekł, na co tylko pokręciłam ze śmiechem głową.
- Co to? - zapytał zaciekawiony Rogacz.
- Wiadomość o Dumbledora.
- Co wy, jakiś romans macie, że tak często do ciebie pisze?
- Tak, oczywiście. Ukrywamy się po salach i razem z McGonagall tworzymy śliczny trójkącik - odpowiedziałam sarkastycznie.
- Naprawdę? - zapytał zdumiony James, a po chwili przybrał nadąsaną minę - Dlaczego mnie nie zaprosiliście? Moglibyśmy wtedy stworzyć najfajniejszy czworokąt w szkole.
- Ciebie? - zapytałam z udawanym obrzydzeniem - No błagam. Jeszcze byś nas czymś zaraził, a ja przed egzaminami, naprawdę nie chcę dzielić z tobą głupoty.
- No wiesz, co!? - wykrzyknął z udawanym oburzeniem. - Jak możesz!? Jak na razie ani Dorcas, ani Syriusz nie zarazili się ode mnie głupotą.
- A wy to co? Też trójkąt?
- No a ty nie wiedziałaś? - zapytał przesadnie zdumiony.
- Wybacz Rogaś, ale niestety nie mogę dzielić z tobą trójkąta, bo nie jesteś w moim typie - odpowiedziała Dorcas - Ale co do nie zarażania głupotą, to ja nie byłabym taka pewna, bo twojej parce, czyli naszemu kochanemu Łapie chyba się od ciebie udzieliło.
- Ja sobie wypraszam! - włączył się do rozmowy Black - Ja jestem najinteligentniejszy w całej rodzinie.
- Aha... Czyli ja mam rozumieć, że ta twoja głupota, to dziedziczna? - dalej przekomarzała się z chłopakiem Czarna.
- Chyba u ciebie Słońce - odpowiedział Black wyszczerzając zęby w uśmiechu.
- Ja ci dam Słońce - odpowiedziała dziewczyna ze śmiechem i chciała uderzyć Łapę po głowie, ale on umknął w ostatniej chwili. - Ej, wracaj! - krzyknęła, po czym popędziła ze śmiechem, za uciekającym z WS chłopakiem.
Patrząc na cała tę sytuację, nie byłam w stanie powstrzymać się od śmiechu, co natychmiast wykorzystał James i zabrał z mojej ręki list od dyrektora.
- Ej! - krzyknęłam oburzona - Oddawaj!
- Najpierw mnie złap! - krzyknął Rogacz, po czym zerwał się z miejsca i pobiegł w kierunku wyjścia z jadalni, a ja wybiegłam za nim, śmiejąc się i przeklinając na zmianę, nie przejmując się zdumionymi spojrzeniami pozostałych uczniów.
Biegłam tak za Jamesem przez kilka korytarzy i mimo, że wciąż miałam go w zasięgu wzroku, nie byłam w stanie go dogonić, a niedługo zapewne całkowicie zniknie mi z pola widzenia. Musiałam więc zrobić coś, by zmusić Rogacza, by sam do mnie wrócił. Do głowy wpadł mi szatański plan i uśmiechnęłam się podejrzanie pod nosem. Gdyby Potter się teraz odwrócił i dostrzegł moją minę, mógłby zacząć coś podejrzewać. Na moje szczęście jednak, nie obrócił się, więc szybko przybrałam zawistny wyraz twarzy i krzyknęłam za znikającym za załomem korytarza chłopakiem:
- Jeszcze pożałujesz Potter!
- Zobaczymy Złotko! - odkrzyknął.
- Nie mów mi Złotko! - krzyknęłam, na co chłopak tylko się zaśmiał.
Dobiegłam do załamania korytarza, po czym wzięłam kilka oddechów na uspokojenie. Spojrzałam na posadzkę po której biegłam i mimowolnie się skrzywiłam. To co zaplanowałam, zdecydowanie zaboli. Ale musiałam to zrobić, jeśli chciałam odzyskać mój list. Wzięłam więc ostatni, głęboki oddech i ustawiłam nogę pod nieodpowiednim kątem. Moja stopa przekrzywiła się i upadłam z łomotem na podłogę i krzyknęłam zaskoczona. A przynajmniej miałam nadzieję, że brzmiało to tak, jakbym faktycznie była zaskoczona, bo w rzeczywistości to było od początku zaplanowane. Upadek z łatwością zamortyzowałam, ale teraz musiałam się bardzo postarać, by to wszystko do końca wyglądało realistycznie. Przyciągnęłam więc kolano do piersi i postarałam się odpowiednio skrzywić. Niemal w tej samej chwili usłyszałam krzyk Jamesa:
- Lily! Wszystko ok?
Nie odezwałam się i zamiast tego postarałam się przekonująco jęknąć. Chyba nieźle mi to wyszło, bo już po chwili usłyszałam głośne kroki, szybko zbliżające się w moim kierunku. Zacisnęłam mocno powieki i przywołałąm na twarz nienaturalny grymas. Mam nadzieję, że mi się udało.
- Lily! - usłyszałam krzyk Jamesa, który po chwili ukląkł obok mnie. - Coś ty sobie znowu zrobiła? - zapytał z politowaniem, po czym wziął mnie na ręce. - Zabiorę cię do Pani Pomfrey. Na pewno ci pomoże.
Skinęłam głową i wtuliłam się w pierś Jamesa. Po paru sekundach uchyliłam jedno oko i zaczęłam się zastanawiać, gdzie też Rogacz mógł schować w panice list. Właśnie wtedy moje spojrzenie padło na kieszeń na piersi chłopaka. Była płasko, ledwozauważalnie wybrzuszona. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, ale szybko na powrót przybrałam minę cierpiętnika.
Teraz, skoro już wiedziałam, gdzie jest wiadomość, musiałam ją tylko zabrać tak, by szukający się nie zorientował. Byłam pewna, że nie będzie to łatwe i chłopak natychmiast dostrzeże, że będę chciała zabrać kawałek papieru z jego kieszeni. Jedynym sposobem, na odzyskanie listu było odwrócenie uwagi Pottera. I ku mojemu szczęściu taka okazja właśnie się przydażyła.
James szedł sobie spokojnie niosąc mnie na rękach, gdy nagle obok nas przebiegł jakiś dzieciak i potrącił mnie w "bolącą" nogę. Krzyknęłam krótko i piskliwie, a James natychmiast się zatrzymał.
- Wszystko dobrze? - zapytał troskliwie.
Nic nie odpowiedziałam i tylko skinęłam głową, nadal się krzywiąc. Zacisnęłam ręce na piersi Jamesa, a on pogładził mnie lekko po głowie. Nawet nie zauważył, że jedna z moich rąk zacisnęla się na kieszeni szkolnej szaty i nie zorientował się, że moje palce wykradły wiadomość.
Kiedy już miałam liścik i James ruszył w dalszą drogę, zacisnęłam mocno palce wokół papieru i zaczęłam się zastanawiać, jakby teraz uciec. Nie zdążyłam jednak nic wymyślić, gdyż Rogacz właśnie wszedł do Skrzydła Szpitalnego i położył mnie na jednym z najbliższych łóżek. Pani Pomfrey natychmiast do nas podeszła, po czym spojrzała na mnie i pokręciła z politowaniem głową.
- Co tym razem? - zapytała.
- Zrobiła sobie coś w nogę - odpowiedział za mnie Potter.
- No dobrze, zobaczmy co ci się stało kochanieńka.
Kiedy pielęgniarka podeszła do mnie od przodu, a jej twarz była wystarczająco blisko mojej, wyszeptałam tak cicho, żeby nie mógł usłyszeć mnie James:
- Może go pani stąd wygonić?
Przez chwilę martwiłam się, że mówiłam za cicho, bo pielęgniarka nadal badała moją nogę i już miałam powtórzyć prośbę, gdy kobieta podniosła głowę i poprosiła:
- Czy możesz na razie wyjść ze Skrzydła Szpitalnego, Potter?
- Co? Dlaczego? - zapytał zdumiony.
- Dlatego, że ja tak mówię - odpowiedziała pielęgniarka wypychając go z sali i zamykając za nim drzwi na klucz.
Po chwili odwróciła się w moim kierunku i powiedziała:
- Możesz już przestać udawać. Nie wejdzie tu.
- Skąd Pani wiedziała, że udaję? - zapytałam zdumiona prostując się na łóżku.
- Nie miałaś stałej miny - wyjaśniła. - Powinnaś nad tym trochę popracować.
- Tak, wiem. Ale jak dotąd nie miałam potrzeby udawać - odpowiedziałam.
- Co się stało? - zapytała kobieta zaczynając krzatać się po całej sali.
- Ech... Zabrał mi coś i zaczął uciekać, a ja nie byłam w stanie go dogonić, więc...
- Więc udałaś, że się przewróciłaś i boli cię noga, żeby do ciebie wrócił, byś mogła mu to zabrać - dokończyła za mnie pielęgniarka.
- Tak - odpowiedziałam zdumiona - Skąd Pani wie?
- Proszę cię dziecko - powiedziała patrząc na mnie z uśmiechem - Przecież ja też kiedyś byłam nastolatką i miałam podobne problemy.
Wpatrywałam się zdumiona w pielęgniarkę. Miała rację. Dlaczega ja nigdy o tym nie pomyślałam?
- To co teraz zamierzasz zrobić? - zapytała mnie Pani Pomfrey, a ja musiałam przyznać, że nie mogła zadać lepszego pytania.
- Jeśli mam być szczera, to tak w sumie nic mi nie przychodzi do głowy. Mogłabym wyjść, ale on napewno będzie tam na mnie czekał - odpowiedziałam z westchnieniem i zaczęłam się zastanawiać, jak niepostrzeżenie wymknąć się z SS.
- Zawsze możesz skorzystać z tajnego przejścia - zasugerowała mi kobieta.
Trochę minęło, zanim zrozumiałam słowa Pani Pomfrey, ale kiedy dotarły do mojej głowy, natychmiast w stałam i zapytałam zdumiona:
- Tajne przejście?
- Tak. Jest tam w rogu. Poprowadzi cię prosto na pierwsze piętro i wyjdziesz przez jeden z obrazów. Hasło to: mandragora, jakbyś kiedyś chciała skorzystać z tego przejścia. Mam tylko nadzieję, że nie masz klaustrofobii, bo początkowo korytarz jest dość ciasny i dopiero dalej się rozszerza. Ale oczywiście, gdyby ktoś mnie pytał, ja o niczym nie wiem - powiedziała kobieta, mrugając do mnie porozumiewawczo, po czym zniknęła w swoim gabinecie.
Przez chwilę stałam zdumiona i wpatrywałam się w miejsce, gdzie dopiero co zniknęła pielęgniarka. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z szoku i lekko uśmiechnęłam. Po chwili już byłam przy odpowiedniej ścianie i szukałam wejścia do tajnego tunelu.
Kiedy w końcu odnalazłam ukryty korytarz, przełknęłam ślinę. Pielęgniarka miała rację i przejście było naprawdę wąskie. Jeśli jednak chciałam umknąć przed Jamesem, to było jedyne wyjście. Przemogłam więc zalążek strachu, który wykiełkował mi w brzuchu i wsunęłam się w szczelinę na brzuchu, głową w stronę dalszej części korytarza i miałam tylko nadzieję, że Pani Pomfey będzie tak miła i zamknie za mną tunel. Przez chwilę czołgałam się w całkowitych ciemnościach, ale już po kilku minutach korytarz się rozszerzył wystarczająco, bym mogła się wyprostować. Po paru metrach doszłam do schodów. Szybko po nich zeszłam, a na końcu doszłam do niewielkich drzwi. Otworzyłam je i rozejrzałam się wokół. Doszłam na pierwsze piętro i ku swojej uldze, nikogo nie dostrzegłam. Wyszłam ostrożnie i zamknęłam za sobą drzwi, a dokładniej mówiąc, jeden z obrazów, który ukrywał tajne przejście.
Kiedy już byłam na korytarzu, rozłożyłam wiadomość od Dumbledora i prześledziłam ją wzrokiem.
Droga Lily,
Alastor poinformował mnie, że ma dzisiaj wolny wieczór i może poprowadzić twoje lekcje. Przyjdź do mojego gabinetu o 18:30.
Z życzeniami miłego dnia
Albus Dumbledor
Po przeczytaniu wiadomości wyjęłam z kieszeni różdżkę i podpaliłam zwitek papieru. Jedną z rzeczy, których nauczyłam się w czasie nauki u dyrektora, było nie pozostawianie po sobie śladów. A nikt nie mógł się dowiedzieć o tym spotkaniu.
Schowałam różdżkę do kieszeni, poprawiłam torbę na ramieniu, po czym ruszyłam w kierunku sali profesora Flitwicka, młodego nauczyciela, który właśnie w tym roku rozpoczął pracę w Hogwarcie. Kiedy dochodziłam na miejsce rozejrzałam się wśród uczniów szukając znajomych twarzy. W końcu napotkałam spojrzenie Ann i pomachałam jej, na co dziewczyna odpowiedziała mi takim samym gestem. Kiedy do niej podeszłam, zobaczyłam, że wraz z nią są tylko Remus i Peter.
- Gdzie reszta? - zapytałam rozglądając się za przyjaciółmi.
- Nie wiemy - odparła blondynka. - Ostatnim razem, gdy widziałam Dorcas, goniła właśnie korytarzem Łapę, ale już od dłuższego czasu się nie pokazywali.
- A gdzie Rogacz? - zapytał mnie Lunio. - Dogoniłaś go?
- Nie do końca - odpowiedziałam wymijająco.
- To znaczy? - zapytał podejrzliwie.
- No, bo on zaczął uciekać, a ja nie mogłam go dogonić, więc... Udałam, że zrobiłam sobie coś w kostkę, a on zaniósł mnie do SS, a ja... Ja się wzięłam wymknęłam bez jego wiedzy - odpowiedziałam odrobinę zawstydzona.
Remus wpatrywał się we mnie przez chwilę w zdumieniu, a ja przygotowałam się, że zaraz skarci mnie, za to co zrobiłam. Nie zrobił tego jednak i po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. Popatrzyłam na niego z niemym pytaniem w oczach, na co chłopak odrobinę się uspokoił i odpowiedział, z wciąż błąkającym się na twarzy uśmiechem:
- Nareszcie będzie miał nauczkę i może następnym razem pomyśli dwa razy, zanim zrobi coś takiego.
Odpowiedziałam na to uśmiechem, a już po chwili pojawił się profesor. Otworzył drzwi i wszyscy powoli weszli do pomieszczenia. W chwili, gdy właśnie siadałam na swoim miejscu, do klasy wbiegli Dorcas i Łapa, oboje z uśmiechami na ustach. Zanim zajęli swoje miejsca, jeszcze popatrzyli na siebie przelotnie, a ja zauważyłam, że w chwili gdy ich oczy się skrzyżowały, Dorcas lekko poczerwieniała, a Syriusz wypiął pierś i uśmiechnął się po huncwocku. Wyglądał na szczęśliwego i bardzo zadowolonego z siebie. Kiedy dostrzegł, że mu się przyglądam mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja nie byłam w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na moich ustach. A więc wreszcie to zrobił.
Kiedy Czarna usiadła obok mnie przyjrzałam się jej zaróżowionym policzkom, lekkiemu, tajemniczemu uśmiechowi na ustach i radosnym iskrom w jej oczach. Szturchnęłam ją lekko łokciem, po czym zapytałam tak cicho, by nikt inny poza Dor mnie nie usłyszał:
- I jak całuje?
Przyjaciółka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i zapytała mnie, również szeptem:
- Skąd wiesz, że mnie pocałował?
- Z tego jak się oboje zachowujecie.
- To aż tak widać? - zapytała nieco skrępowana, na co cicho zachichotałam.
- Dla mnie to oczywiste - odparłam wzruszając ramionami, po czym wskazałam chłopaka głową i szepnęłam. - Popatrz jaki on jest z siebie zadowolony.
Przyjrzałyśmy się Łapie i nie byłyśmy w stanie powstrzymać cichego chichotu. Wyglądał jak paw. Wyprostowany, dumny i z promieniującym z niego, wielkim ego. W chwili, gdy zaczęłyśmy się śmiać, popatrzył na nas pytającym wzrokiem, ale zanim zdołałyśmy na to jakkolwiek zareagować, usłyszałyśmy głos profesora.
- Panno Meadowes, Panno Evans, proszę o ciszę. Porozmawiacie po lekcji - upomniał nas, na co skinęłyśmy głowami.
- Opowiem ci wszystko wieczorem - obiecała przyjaciółka, na co skinęłam głową i z uśmiechem na ustach zajęłam się lekcją.
Nauczyciel zapisywał właśnie na tablicy formułkę zaklęcia, które mieliśmy przećwiczyć na dzisiejszej lekcji, gdy drzwi sali się otworzyły i stanął w nich, nie kto inny tylko James Potter. Rozejrzał się po klasie, a gdy mnie dostrzegł, zmrużył niebezpiecznie oczy, a ja schowałam się za Dorcas.
- Ukryj mnie - szepnęłam jej do ucha.
Dziewczyna popatrzyła najpierw na mnie, a potem na Rogacza i westchnęła przewracając przy tym oczami.
- Co się stało tym razem?
- Opowiem ci wieczorem - odpowiedziałam. - Teraz po prostu mnie ukryj przed jego wzrokiem.
- Chyba trochę na to za późno, prawda?
Z westchnieniem skinęłam głową i zrezygnowana wróciłam na swoje miejsce czując na sobie wzrok szukającego, który po chwili powiedział:
- Przepraszam za spóźnienie profesorze. Zatrzymał mnie jeden mały, wredny i rudy problem - powiedział z przekąsem, wciąż się we mnie wpatrując, na co odpowiedziałam mu równie hardym spojrzeniem.
- Usiądź i już nie przeszkadzaj - odpowiedział nauczyciel nie zwracając zbytniej uwagi na ton przybyłego ucznia, po czym wrócił do tłumaczenia działania zaklęcia.
James usiadł na miejscu obok Syriusza dalej się we mnie wpatrując. Ja również na niego spoglądałam i nie byłam w stanie ukryć samozadowolenia z faktu, że udało mi się przechytrzyć Rogacza. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższy czas i żadne z nas, nie chciało odwrócić spojrzenia. W końcu jednak musieliśmy zaprzestać mierzenia się wzrokiem, gdyż nauczyciel, kazał nam rozpocząć ćwiczenia.
Wyjęłam różdżkę i zajęłam się próbami zaczarowania stojącego przede mną zegara. Gdyby mi się udało, przedmiot zacząłby zatańczyć na stole. Jednak zamiast tego, nagle zaczął śpiewać. Aż krzyknęłam ze zdziwienia. Profesor popatrzył na mnie karcącym wzrokiem, więc szybko przeprosiłam i rzuciłam zaklęcie, by zegar przestał śpiewać. Zadziałało. Ale zanim zdążyłam unieść różdżkę by spróbować rzucić odpowiednie zaklęcie, koncert ponownie się rozpoczął. Użyłam zaklęcia wyciszającego i rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu autora żartu. Oczywiście mój wzrok od razu padł na Jamesa. Trzymał on uniesioną różdżkę i patrzył się prosto na mnie, a na jego ustach widniał ten jakże charakterystyczny huncwocki uśmiech. Zdenerwowana, rzuciłam na swój stolik zaklęcie tarczy mając nadzieję, że zaklęcia Jamesa nie przedostaną się przez powstałą zaporę. I ku mojemu wielkiemu zadowoleniu, moje życzenie się spełniło. Rogacz popatrzył na mnie wilkiem, ale w końcu wrócił do ćwiczenia nowego zaklęcia. Po kilku próbach udało mi się w końcu osiągnąć zamierzony efekt i z dumą wpatrywałam się w mój tańczący zegar.
- Brawo Lily! - pochwalił mnie profesor. - 10 punktów dla Gryffindoru.
Po chwili zabrzmiał dzwonek i wszyscy zaczęli się szybko pakować. Ja jednak zamiast wyjść, jak pozostali uczniowie zatrzymałam się na chwilę i za pomocą czarów sprawiłam, że sznurówki Jamesa przywiązały się do krzesła. Kiedy chłopak wstał i spróbował postąpić krok do przodu, przewrócił się razem z krzesłem. Ja, Ann i Dorcas widząc to, parsknęłyśmy gwałtownym śmiechem. Gdy Syriusz pomógł Rogaczowi wstać i uwolnić się od krzesła, szukający popatrzył na nas i powiedział:
- Ha-ha-ha. Bardzo śmieszne.
- I to jak - odparłam wciąż chichocząc.
Czarnowłosy spojrzał na mnie swoimi brązowymi, zmrużonymi oczami i nagle zamilkłam. Wpatrywałam się w jego piękne tęczówki, a on spoglądał w moje, zbliżając się do mnie. Kiedy nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry wyszeptał:
- Jeszcze się odegram Evans.
- Za co? - zapytałam z nonszalancją zakładając ręce na piersi - Za bycie sprytniejszą, czy za bycie inteligentniejszą od ciebie?
Usłyszałam ciche chichoty naszych przyjaciół i ledwo udało mi się powstrzymać uśmiech, który chciał mi wpełznąć na usta. James w tym czasie uśmiechnął się chytrze i odpowiedział:
- Za obie te rzeczy.
- W snach Potter - odpowiedziałam kierując się ku wyjściu z sali - Uda ci się to tylko w twoich snach.
Z dziewczynami właśnie skończyłyśmy ostatnie lekcje i śmiejąc się, szłyśmy w kierunku biblioteki, by odrobić lekcje, gdy nagle coś sobie przypomniałam i zatrzymałam się raptownie. Ann i Dor również się zatrzymały i spojrzały na mnie zdziwione.
- Wszystko ok Lils? - zapytała mnie Ann.
Przygryzłam wargę i zastanawiałam się przez chwilę co odpowiedzieć. W końcu powiedziałam:
- Wiecie co? Jakoś dzisiaj nie chce mi się odrabiać lekcji.
- CO!? - obie wykrzyknęły zdumione.
- Ty? Perfekcyjna, zawsze na bieżąco i nigdy nie odkładająca niczego na później, Pani Prefekt? - zdumiała się Dor.
- Czy ty na pewno dobrze się czujesz? - zapytała mnie Ann, podchodząc bliżej i przykładając mi rękę do czoła, z wyrazem głębokiego zaniepokojenia na twarzy.
- Tak, wszystko ok - odpowiedziałam - Po prostu nie mam dzisiaj na to jakoś natchnienia.
Obie wpatrywały się we mnie ze szczerym zdumieniem w całkowitej ciszy, a ja poczułam się źle, ze świadomością, że je okłamuję. Jednak miałam już plany na dzisiejszy dzień i nie mogłam im o tym powiedzieć, nawet mimo najszczerszych chęci.
- Idźcie już do biblioteki, jeśli chcecie odrobić te lekcje. Ja się gdzieś przejdę albo coś takiego. Potrzebuję trochę odpoczynku i samotności.
Dorcas podeszła i mnie przytuliła, a po chwili objęła mnie również Ann. Początkowo nieco zdumiona ich reakcją, w końcu lekko się uśmiechnęłam i odwzajemniłam ich gest. Kiedy w końcu mnie puściły Ann powiedziała:
- Trzymaj się. Mam nadzieję, że wieczorem będziesz już w formie.
- Też na to liczę - odparłam z lekkim uśmiechem.
- To co? Do zobaczenia na wieczornych pogaduchach? - upewniała się Dorcas.
- No jasne - odparłam uśmiechając się szeroko. - Musisz nam wszystko opowiedzieć. I to ze szczegółami.
Czarna jęknęła, a ja i Ann roześmiałyśmy się szczerze i po chwili Dorcas do nas dołączyła. W końcu się uspokoiłyśmy i pożegnałyśmy się, po czym dziewczyny udały się do biblioteki, a ja poszłam w przeciwnym kierunku. W końcu, na czwartym piętrze, znalazłam dość przestronną salę lekcyjną. Za pomocą zaklęcia przesunęłam wszystkie stoły i krzesła pod jedną ze ścian, dzięki czemu, pomieszczenie stało się jeszcze bardziej przestronne. Wyjęłam z torby lekcyjnej książkę, którą dostałam w prezencie na ostatnie święta od Remusa. I rozpoczęłam ćwiczenia. Skoro miałam mieć dzisiaj lekcje z Moodym, to byłam pewna, że nie ominie mnie pojedynek. A byłam bardzo zdeterminowana bo go wygrać.
Ćwiczyłam już wszelkie zaklęcia od ponad godziny, gdy nagle drzwi sali się się otworzyły. Natychmiast się odwróciłam i wycelowałam różdżkę w przybyszów.
- Wow, wow, spokojnie Ruda. To tylko my - powiedział Syriusz, podnosząc ręce do góry, w geście poddania.
Za Blackiem stał Remus, który właśnie wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
- Co wy tu robicie? I co się stało, że jest was tylko dwóch? - zapytałam patrząc na nich podejrzliwie.
- Weszliśmy tu przez przypadek - zaczął tłumaczyć mi Remus. - James odrabia właśnie szlaban u McGonagall, a my szukamy Glizdogona, bo ma map...
Remus nie zdołał skończyć zdania, gdyż Łapa zatkał mu usta dłonią i spojrzał na niego ostro, z upomnieniem w oczach. Było już jednak za późno i podłapałam co chłopcy mieli na myśli.
- Macie na myśli tę waszą specjalną mapę, dzięki której wiecie, gdzie kto jest? - zapytałam zaciekawiona chowając różdżkę do kieszeni spodni.
Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni i zapytali:
- A ty skąd wiesz o Mapie Huncwotów?
- Tak się nazywa? - zapytałam zdumiona - Nie wiedziałam. W każdym razie, kiedyś usłyszałam jak o niej mówiliście.
Syriusz przeklął, a ja zmierzyłam go ostrym spojrzeniem. Popatrzył na mnie niewinnie, na co tylko przewróciłam oczami. Nagle Łapa rozejrzał się po sali uważnie i zmarszczył brwi, po czym spojrzał na mnie zdziwiony.
- A tak właściwie, to co ty tu robisz?
- Ja? - zapytałam nieco zmieszana - No... Ja ten, no... Ja... Ja... Sobie ćwiczę zaklęcia - oznajmiłam szybko, po czym spojrzałam na zegar na ścianie, który właśnie wskazywał 18:10. - O, patrzcie jak późno! - wykrzyknęłam - No cóż, ja już muszę się zbierać, więc... No ten... To na razie, tak? -zapytałam pakując książki do torby i czarując stoły i krzesła tak, by wróciły na swoje zwykłe miejsca. - Zobaczymy się wieczorem w PW, co nie? No to ten... Pa! - krzyknęła, po czym najszybciej jak potrafiłam, wybiegłam na korytarz.
Odwróciłam się jeszcze, przed zakrętem i zobaczyłam, że chłopcy przyglądają mi się w zdumieniu, a potem dotarły do mnie ich słowa:
- Eee... To było dziwne - stwierdził Lunatyk.
- A czegoś ty się spodziewał po Rudej? - zapytał Łapa.
Po chwili byłam już na tyle daleko, że nie słyszałam już o czym ci dwaj rozmawiali. Zwolniłam więc do marszu i spokojnym krokiem ruszyłam w kierunku gabinetu dyrektora. Kiedy byłam na miejscu, zapukałam do drzwi.
- Proszę - dobiegło mnie z wnętrza pokoju, więc otworzyłam drzwi.
- Nareszcie - usłyszałam niezadowolone mruknięcie, na co aż się zjeżyłam.
Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał głos i spojrzałam z drwiną na Moody'ego, zakładając przy tym ręce na piersi.
- Nie spóźniłam się - odpowiedziałam.
- I co z tego? Musiałem na ciebie czekać - odparł oburzony, na co prychnęłam w odpowiedzi.
- Spokój - powiedział Dumbledore surowym tonem - Nie życzę sobie kłótni, więc bądźcie dla siebie uprzejmi i postarajcie się nie pozabijać. Czy to jasne?
- Tak - odparliśmy oboje z niechęcią w głosach.
- No dobrze. A teraz idźcie już. Lily, Alastor zaprowadzi cię do jednej z sal, którą przygotowałem na tą okazję. Poćwiczycie tam przez godzinę, a potem jesteś wolna.
- Dobrze profesorze - odpowiedziałam grzecznie.
- No dobrze. W takim razie idźcie już - powiedział dyrektor.
Moody szybkim krokiem wyszedł z gabinetu i zszedł schodami w dół, a ja chcąc, nie chcąc podążyłam za nim. Po kilku minutach dotarliśmy do jednego z rzadziej używanych korytarzy, a auror otworzył jedne z drzwi i wszedł do pomieszczenia, nawet nie będąc łaskaw przytrzymać drzwi, tak bym mogła wejść za nim. Nie. Oczywiście musiał je puścić, tak, że w ostatniej chwili udało mi się uniknąć czołowego spotkania z wrotami. Spojrzałam na czarodzieja ze złością i mruknęłam pod nosem:
- Gbur.
- Co powiedziałaś? - zapytał Moody, odwracając się w moja stronę i patrząc na mnie spod uniesionych brwi.
Przez chwilę myślałam, żeby odpowiedzieć, że nic nie mówiłam, ale nagle zmieniłam zdanie. Założyłam ręce na piersi i przyjęłam postawę obronną.
- Powiedziałam "G-B-U-R".
- Odszczekaj to, Pyskata.
- Nie mam zamiaru - odpowiedziałam hardo.
Rany! Ten facet zaczynał mnie naprawdę nieźle denerwować. Tymczasem on tylko się wrednie uśmiechnął i powiedział:
- Po pierwsze nie Gbur, tylko Pan Gbur - słysząc to, ledwie powstrzymałam się od śmiechu, ale w końcu jakoś udało mi się opanować - Po drugie, będziesz tak mogła do mnie mówić, tylko wtedy gdy wygrasz pojedynek.
Po tych słowach wyciągnął różdżkę, a ja po chwili poszłam w jego ślady.
- Jesteś gotowa na klęskę? - zapytał z przebiegłym uśmieszkiem na ustach.
- Raczej na wygraną - odparłam, na co Moody tylko prychnął.
Przez chwili staliśmy bez ruchu, aż w końcu auror wykonał pierwszy krok i rzucił zaklęcie. Z łatwością je odbiłam, po czym sama wykorzystałam jeden z poznanych uroków. Czarodziej jednak nie dał się zaskoczyć i mój czar odbił się od tarczy, którą wokół siebie wyczarował. Na szczęście potrafiłam już rzucać niektóre zaklęcia w sposób niewerbalny dzięki czemu, mężczyzna nie miał nade mną, aż tak miażdżącej przewagi. Była to jednak mniejszość i wciąż musiałam się bardzo skupiać, by sobie poradzić ze sztuką posługiwania się zaklęciami bez użycia mowy.
Przygryzłam wargi i zmarszczyłam czoło rzucając kolejne zaklęcia i zastanawiając się przy tym, jak by tu podejść mojego nowego nauczyciela. Nagle w moim kierunku poleciało zaklęcie. Nie zdążyłabym go odbić, więc się skuliłam. Żółta smuga światła minęła moja głowę o zaledwie milimetry. Natychmiast wyczarowałam wokół siebie tarczę. Zanim zdążyłam się podnieść z ziemi, poczułam, jak odbiła jedno z zaklęć mojego przeciwnika.
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Rzuciłam czar prosto w Moodiego. Mężczyzna odsunął się na bok i spojrzał na mnie z drwiną.
- Tylko na tyle cię stać? - zapytał i uśmiechnął się szyderczo.
W odpowiedzi na jego słowa, pociągnęłam różdżkę ku sobie i z wrednym uśmiechem patrzyłam, jak auror zostaje podcięty przez stół, który przyciągnęłam, za pomocą czaru.
- I kto tutaj jest lepszy? - zapytałam.
Auror szybko wstał, po czym nagle zniknął. Zdezorientowana popatrzyłam na boki. Nagle usłyszałam ciche trzaśnięcie tuż za plecami i odwróciłam się gwałtownie. Nie byłam jednak wystarczająco szybka i zaklęcie mężczyzny, trafiło mnie prosto w pierś, z taką mocą, że aż się przewróciłam. Nie miałam jednak zamiaru rezygnować z walki i już się podnosiłam, kiedy nagle do moich uszu dobiegł surowy głos:
- Dość!
Równie zdziwiona jak Moody odwróciłam głowę w stronę drzwi i moim oczom ukazała się twarz dyrektora. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie gniewał się. Był raczej rozśmieszony, co nieco mnie zdeprymowało.
- I co Alastorze? Jest gotowa? - zapytał mężczyzna patrząc na mojego przeciwnika.
Auror mruknął coś pod nosem, na co profesor Dumbledore spojrzał na niego z rozbawieniem i poprosił:
- Mógłbyś powtórzyć Alastorze? Chyba nie dosłyszałem.
- Ujdzie - mruknął niezadowolony czarodziej.
Słysząc to dyrektor się rozpogodził i powiedział:
- No dobrze. Skoro już sprawdziliście swoje siły, to myślę, że możemy już się rozejść.
- Co!? - wykrzyknęłam zdumiona - A co z moją lekcją?
- Czas waszej lekcji kończy się za pięć minut, więc już nawet nie ma sensu jej zaczynać - odparł profesor - Zaczniecie się uczyć teleportacji w przyszłym tygodniu, prawda Alastorze?
- Niech będzie - mruknął tamten
- Wspaniale - stwierdził dyrektor - A więc pożegnajcie się ładnie i każdy z nas wraca do swoich zajęć. Do widzenia - powiedział, po czym zniknął za drzwiami.
Jeszcze przez chwilę ja i Moody wpatrywaliśmy się zdumieni w drzwi, ale w końcu postanowiliśmy faktycznie zacząć zbierać się do wyjścia. Wstałam z podłogi i otrzepałam szatę. W tym czasie auror ruszył w kierunku wyjścia, a ja podążyłam zaraz za nim. Oczywiście znów, nie przytrzymał mi drzwi. Prychnęłam zła, po czym złapałam je i zatrzasnęłam za sobą z głośnym hukiem. Auror spojrzał na mnie i uniósł brwi.
- Gbur - wysyczałam.
- Dla ciebie wciąż Pan Gbur, Pyskata - odpowiedział drwiąco a ja na chwilę zamarłam.
Pozwolił mi mówić do siebie Pan Gbur? Ale przecież... Przecież nie wygrałam pojedynku! Ale skoro zgodził się, żebym tak go nazywała, to znaczy, że faktycznie musiało mi nieźle pójść. Uśmiechnęłam się drwiąco i spojrzałam na Moody'ego, po czym powiedziałam:
- A więc do zobaczenia w przyszłym tygodniu Panie Gburze.
- Zobaczymy, jak sobie wtedy poradzisz, Pyskata - powiedział, po czym odwrócił się i odszedł.
Przez kilka kolejnych chwil wpatrywałam się, w plecy czarodzieja, ale w końcu również się odwróciłam i ruszyłam ku wieży. Początkowo szłam spokojnie, ale już pod koniec drogi, biegłam szybko po schodach uśmiechając się przy tym szeroko. Już nie mogłam się doczekać następnej lekcji.
Kiedy w końcu dotarłam do portretu Grubej Damy, wypowiedziałam hasło i weszłam do PW. To co tam ujrzałam sprawiło, że na chwilę stanęłam jak wryta, a potem parsknęłam głośnym śmiechem.
- Co... Co ci się stało? - zdołałam w końcu wykrztusić, w przerwie w napadzie śmiechu - Dlaczego jesteś przebrany za kaczkę?
- Ich zapytaj - mruknął naburmuszony James wskazując głową na 3/4 Huncwotów.
Podeszłam do chłopaków, przy których stały już Dor i Ann i zapytałam:
- Dlaczego James jest przebrany za kaczkę?
- To jest cena za to, że pomogliśmy mu zorganizować tą całą akcję z przepraszaniem cię - odparł Łapa, patrząc z olbrzymim uśmiechem na nieszczęśliwego Rogacza.
- Nie zrobiliście tego z przyjaźni? - zapytałam zdziwiona.
- Normalnie byśmy tak postąpili - odparł Lunatyk - Ale strasznie nas wtedy wkurzył, więc będzie kara.
- Przyznaję, że jest całkiem niezła - stwierdziłam, znów zaczynając chichotać.
- Zaczekaj jeszcze - powiedział Łapa - Z najlepszym czekaliśmy na ciebie. Dawajcie dziewczyny. Siadajcie. Teraz będzie najciekawiej - powiedział czarnowłosy z cwanym uśmieszkiem na ustach.
- No dawaj już - popędzał Potter, który wciąż stał w kostiumie kaczki i wzbudzał wyjątkowe zainteresowanie uczniów domu lwa.
- No już, już. Nie niecierpliw się tak - odparł chichocząc Black - No dobra. Gotowy? - zapytał przyjaciela, na co ten skinął posłusznie głową - Więc jedziemy! - krzyknął Black, po czym włączył muzykę (WŁĄCZCIE).
Z ukrytych głośników poleciała muzyka, a James zaczął tańczyć po kaczemu. Widząc to, nie byłam w stanie się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem, a w moje ślady poszli wszyscy obecni w PW. Rogacz raz tańczył po kaczemu, innym razem w hiphopowym stylu, a potem próbował baletu i dziwnych figur, mimo, że muzyka się nie zmieniała, co tylko doprowadziło wszystkich, do jeszcze większego napady śmiechu. Machał skrzydełkami stroju, skakał z nogi na nogę i trząsł kuperkiem. W pewnej chwili podszedł jednak za blisko kominka i podczas kręcenia kuperkiem, strój chłopaka się zapalił, a on gdy tylko zorientował się co się stało, krzyknął zdziwiony i zaczął biegać po całym PW krzycząc:
- Zgaście to! Zgaście to!
Podczas tego występu, ja, Ann i Dor już całkowicie straciłyśmy panowanie nad sobą i pokładałyśmy się na kanapie ze śmiechu. W końcu Remus ulitował się nad Rogaczem i oblał do wodą, na co wszyscy zareagowali ponownym napadem śmiechu, bo James wyglądał teraz jak zmokła kaczuszka.
Chłopak patrzył na wszystkich przez chwilę, po czym obrażony udał się do dormitorium. Jednak jego dumne, ostentacyjne wyjście zniszczył fakt, iż tuż przed zniknięciem na schodach, ostatni raz zatrząsł kuperkiem, na co wszyscy gryfoni parsknęli głośnym śmiechem.
Kiedy w końcu cała nasza gromadka się uspokoiła, poszliśmy wszyscy do swoich pokoi. Kazałam chłopakom, by przekazali Jamesowi, że w mugolskim świecie zrobiłby furorę jako tańcząca kaczka, na co wszyscy znów się roześmialiśmy. Kiedy już wróciłam do dormitorium natychmiast udałam się do łazienki. Szybko się umyłam, po czym wróciłam do pokoju. Kiedy już wszystkie trzy byłyśmy umyte i gotowe do spania, usiadłyśmy na łóżku Dorcas.
- No to opowiadaj - powiedziałam.
- Najpierw ty - odpowiedziała, na co tylko westchnęłam.
- I tak cię nie minie opowiadanie nam o pocałunku z Łapą - powiedziałam, ale opowiedziałam jej moją przygodę z Jamesem dzisiejszego ranka.
Kiedy skończyłam opowiadać, Dor parsknęła śmiechem, a kiedy już się uspokoiła, zapytałam:
- No więc, opowiadaj. Jak to się stało, że się pocałowaliście?
- No bo... Same widziałyście jak to się zaczęło. Goniłam go przez długi czas, ale w pewnym momencie zniknął mi z oczu. Przyśpieszyłam, żeby go dogonić i on wtedy wyskoczył zza rogu i mnie wystraszył na śmierć. A potem się przewróciliśmy i zaczęliśmy się śmiać, no i... Stało się - powiedziała Meadowes z wypiekami na twarzy.
- I co? Jak całował? - zapytała Ann.
- Bosko - odparła rozmarzona Czarna, ale po chwili się otrząsnęła i dokończyła - Ale nie tak dobrze jak ja, oczywiście.
Kiedy ja i Ann to usłyszałyśmy, nie byłyśmy w stanie powstrzymać śmiechu. W końcu jednak się uspokoiłyśmy i postanowiłyśmy położyć się do łóżek. To był dzień pełen wrażeń i odpoczynek na pewno nam się przyda. Kiedy kładłam głowę na poduszce i nakrywałam się kołdrą, pomyślałam, że nigdy o nim nie zapomnę.
Hej, hej, helo!
Zgodnie z obietnica pojawił się już rozdział 51, a kwiecień jeszcze się nie skończył, więc myślę, że powinniście być zadowoleni :) Wiem, że długo nie pisałam, ale miałam na głowie egzaminy gimnazjalne, ale są one nareszcie za mną. Teraz będę już tylko poprawiać oceny, ale nie będzie tego aż tak dużo, więc będę miała czas, żeby pisać. W szczególności, że w piątek jest już wolne a od poniedziałku do środy są matury, więc znów będę miała sporo czasu wolnego, więc możliwe, że pojawi się następny rozdział. Jakby co to na pozostałych blogach też już niedługo powinny się pojawić nowe rozdziały a na Nadprzyrodzonej, może nawet jeszcze dzisiaj.
W każdym razie, mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał, szczególnie, że jest jak na razie najdłuższy na całym blogu i był sprawdzany przez Ass, czyli moją betę. Pozdrówcie ją ciepło i piszcie w komentarzach, jak wam się podoba ten rozdział.
Pozdrowionka :)
Remus wpatrywał się we mnie przez chwilę w zdumieniu, a ja przygotowałam się, że zaraz skarci mnie, za to co zrobiłam. Nie zrobił tego jednak i po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. Popatrzyłam na niego z niemym pytaniem w oczach, na co chłopak odrobinę się uspokoił i odpowiedział, z wciąż błąkającym się na twarzy uśmiechem:
- Nareszcie będzie miał nauczkę i może następnym razem pomyśli dwa razy, zanim zrobi coś takiego.
Odpowiedziałam na to uśmiechem, a już po chwili pojawił się profesor. Otworzył drzwi i wszyscy powoli weszli do pomieszczenia. W chwili, gdy właśnie siadałam na swoim miejscu, do klasy wbiegli Dorcas i Łapa, oboje z uśmiechami na ustach. Zanim zajęli swoje miejsca, jeszcze popatrzyli na siebie przelotnie, a ja zauważyłam, że w chwili gdy ich oczy się skrzyżowały, Dorcas lekko poczerwieniała, a Syriusz wypiął pierś i uśmiechnął się po huncwocku. Wyglądał na szczęśliwego i bardzo zadowolonego z siebie. Kiedy dostrzegł, że mu się przyglądam mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja nie byłam w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na moich ustach. A więc wreszcie to zrobił.
Kiedy Czarna usiadła obok mnie przyjrzałam się jej zaróżowionym policzkom, lekkiemu, tajemniczemu uśmiechowi na ustach i radosnym iskrom w jej oczach. Szturchnęłam ją lekko łokciem, po czym zapytałam tak cicho, by nikt inny poza Dor mnie nie usłyszał:
- I jak całuje?
Przyjaciółka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i zapytała mnie, również szeptem:
- Skąd wiesz, że mnie pocałował?
- Z tego jak się oboje zachowujecie.
- To aż tak widać? - zapytała nieco skrępowana, na co cicho zachichotałam.
- Dla mnie to oczywiste - odparłam wzruszając ramionami, po czym wskazałam chłopaka głową i szepnęłam. - Popatrz jaki on jest z siebie zadowolony.
Przyjrzałyśmy się Łapie i nie byłyśmy w stanie powstrzymać cichego chichotu. Wyglądał jak paw. Wyprostowany, dumny i z promieniującym z niego, wielkim ego. W chwili, gdy zaczęłyśmy się śmiać, popatrzył na nas pytającym wzrokiem, ale zanim zdołałyśmy na to jakkolwiek zareagować, usłyszałyśmy głos profesora.
- Panno Meadowes, Panno Evans, proszę o ciszę. Porozmawiacie po lekcji - upomniał nas, na co skinęłyśmy głowami.
- Opowiem ci wszystko wieczorem - obiecała przyjaciółka, na co skinęłam głową i z uśmiechem na ustach zajęłam się lekcją.
Nauczyciel zapisywał właśnie na tablicy formułkę zaklęcia, które mieliśmy przećwiczyć na dzisiejszej lekcji, gdy drzwi sali się otworzyły i stanął w nich, nie kto inny tylko James Potter. Rozejrzał się po klasie, a gdy mnie dostrzegł, zmrużył niebezpiecznie oczy, a ja schowałam się za Dorcas.
- Ukryj mnie - szepnęłam jej do ucha.
Dziewczyna popatrzyła najpierw na mnie, a potem na Rogacza i westchnęła przewracając przy tym oczami.
- Co się stało tym razem?
- Opowiem ci wieczorem - odpowiedziałam. - Teraz po prostu mnie ukryj przed jego wzrokiem.
- Chyba trochę na to za późno, prawda?
Z westchnieniem skinęłam głową i zrezygnowana wróciłam na swoje miejsce czując na sobie wzrok szukającego, który po chwili powiedział:
- Przepraszam za spóźnienie profesorze. Zatrzymał mnie jeden mały, wredny i rudy problem - powiedział z przekąsem, wciąż się we mnie wpatrując, na co odpowiedziałam mu równie hardym spojrzeniem.
- Usiądź i już nie przeszkadzaj - odpowiedział nauczyciel nie zwracając zbytniej uwagi na ton przybyłego ucznia, po czym wrócił do tłumaczenia działania zaklęcia.
James usiadł na miejscu obok Syriusza dalej się we mnie wpatrując. Ja również na niego spoglądałam i nie byłam w stanie ukryć samozadowolenia z faktu, że udało mi się przechytrzyć Rogacza. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższy czas i żadne z nas, nie chciało odwrócić spojrzenia. W końcu jednak musieliśmy zaprzestać mierzenia się wzrokiem, gdyż nauczyciel, kazał nam rozpocząć ćwiczenia.
Wyjęłam różdżkę i zajęłam się próbami zaczarowania stojącego przede mną zegara. Gdyby mi się udało, przedmiot zacząłby zatańczyć na stole. Jednak zamiast tego, nagle zaczął śpiewać. Aż krzyknęłam ze zdziwienia. Profesor popatrzył na mnie karcącym wzrokiem, więc szybko przeprosiłam i rzuciłam zaklęcie, by zegar przestał śpiewać. Zadziałało. Ale zanim zdążyłam unieść różdżkę by spróbować rzucić odpowiednie zaklęcie, koncert ponownie się rozpoczął. Użyłam zaklęcia wyciszającego i rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu autora żartu. Oczywiście mój wzrok od razu padł na Jamesa. Trzymał on uniesioną różdżkę i patrzył się prosto na mnie, a na jego ustach widniał ten jakże charakterystyczny huncwocki uśmiech. Zdenerwowana, rzuciłam na swój stolik zaklęcie tarczy mając nadzieję, że zaklęcia Jamesa nie przedostaną się przez powstałą zaporę. I ku mojemu wielkiemu zadowoleniu, moje życzenie się spełniło. Rogacz popatrzył na mnie wilkiem, ale w końcu wrócił do ćwiczenia nowego zaklęcia. Po kilku próbach udało mi się w końcu osiągnąć zamierzony efekt i z dumą wpatrywałam się w mój tańczący zegar.
- Brawo Lily! - pochwalił mnie profesor. - 10 punktów dla Gryffindoru.
Po chwili zabrzmiał dzwonek i wszyscy zaczęli się szybko pakować. Ja jednak zamiast wyjść, jak pozostali uczniowie zatrzymałam się na chwilę i za pomocą czarów sprawiłam, że sznurówki Jamesa przywiązały się do krzesła. Kiedy chłopak wstał i spróbował postąpić krok do przodu, przewrócił się razem z krzesłem. Ja, Ann i Dorcas widząc to, parsknęłyśmy gwałtownym śmiechem. Gdy Syriusz pomógł Rogaczowi wstać i uwolnić się od krzesła, szukający popatrzył na nas i powiedział:
- Ha-ha-ha. Bardzo śmieszne.
- I to jak - odparłam wciąż chichocząc.
Czarnowłosy spojrzał na mnie swoimi brązowymi, zmrużonymi oczami i nagle zamilkłam. Wpatrywałam się w jego piękne tęczówki, a on spoglądał w moje, zbliżając się do mnie. Kiedy nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry wyszeptał:
- Jeszcze się odegram Evans.
- Za co? - zapytałam z nonszalancją zakładając ręce na piersi - Za bycie sprytniejszą, czy za bycie inteligentniejszą od ciebie?
Usłyszałam ciche chichoty naszych przyjaciół i ledwo udało mi się powstrzymać uśmiech, który chciał mi wpełznąć na usta. James w tym czasie uśmiechnął się chytrze i odpowiedział:
- Za obie te rzeczy.
- W snach Potter - odpowiedziałam kierując się ku wyjściu z sali - Uda ci się to tylko w twoich snach.
***
Z dziewczynami właśnie skończyłyśmy ostatnie lekcje i śmiejąc się, szłyśmy w kierunku biblioteki, by odrobić lekcje, gdy nagle coś sobie przypomniałam i zatrzymałam się raptownie. Ann i Dor również się zatrzymały i spojrzały na mnie zdziwione.
- Wszystko ok Lils? - zapytała mnie Ann.
Przygryzłam wargę i zastanawiałam się przez chwilę co odpowiedzieć. W końcu powiedziałam:
- Wiecie co? Jakoś dzisiaj nie chce mi się odrabiać lekcji.
- CO!? - obie wykrzyknęły zdumione.
- Ty? Perfekcyjna, zawsze na bieżąco i nigdy nie odkładająca niczego na później, Pani Prefekt? - zdumiała się Dor.
- Czy ty na pewno dobrze się czujesz? - zapytała mnie Ann, podchodząc bliżej i przykładając mi rękę do czoła, z wyrazem głębokiego zaniepokojenia na twarzy.
- Tak, wszystko ok - odpowiedziałam - Po prostu nie mam dzisiaj na to jakoś natchnienia.
Obie wpatrywały się we mnie ze szczerym zdumieniem w całkowitej ciszy, a ja poczułam się źle, ze świadomością, że je okłamuję. Jednak miałam już plany na dzisiejszy dzień i nie mogłam im o tym powiedzieć, nawet mimo najszczerszych chęci.
- Idźcie już do biblioteki, jeśli chcecie odrobić te lekcje. Ja się gdzieś przejdę albo coś takiego. Potrzebuję trochę odpoczynku i samotności.
Dorcas podeszła i mnie przytuliła, a po chwili objęła mnie również Ann. Początkowo nieco zdumiona ich reakcją, w końcu lekko się uśmiechnęłam i odwzajemniłam ich gest. Kiedy w końcu mnie puściły Ann powiedziała:
- Trzymaj się. Mam nadzieję, że wieczorem będziesz już w formie.
- Też na to liczę - odparłam z lekkim uśmiechem.
- To co? Do zobaczenia na wieczornych pogaduchach? - upewniała się Dorcas.
- No jasne - odparłam uśmiechając się szeroko. - Musisz nam wszystko opowiedzieć. I to ze szczegółami.
Czarna jęknęła, a ja i Ann roześmiałyśmy się szczerze i po chwili Dorcas do nas dołączyła. W końcu się uspokoiłyśmy i pożegnałyśmy się, po czym dziewczyny udały się do biblioteki, a ja poszłam w przeciwnym kierunku. W końcu, na czwartym piętrze, znalazłam dość przestronną salę lekcyjną. Za pomocą zaklęcia przesunęłam wszystkie stoły i krzesła pod jedną ze ścian, dzięki czemu, pomieszczenie stało się jeszcze bardziej przestronne. Wyjęłam z torby lekcyjnej książkę, którą dostałam w prezencie na ostatnie święta od Remusa. I rozpoczęłam ćwiczenia. Skoro miałam mieć dzisiaj lekcje z Moodym, to byłam pewna, że nie ominie mnie pojedynek. A byłam bardzo zdeterminowana bo go wygrać.
Ćwiczyłam już wszelkie zaklęcia od ponad godziny, gdy nagle drzwi sali się się otworzyły. Natychmiast się odwróciłam i wycelowałam różdżkę w przybyszów.
- Wow, wow, spokojnie Ruda. To tylko my - powiedział Syriusz, podnosząc ręce do góry, w geście poddania.
Za Blackiem stał Remus, który właśnie wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
- Co wy tu robicie? I co się stało, że jest was tylko dwóch? - zapytałam patrząc na nich podejrzliwie.
- Weszliśmy tu przez przypadek - zaczął tłumaczyć mi Remus. - James odrabia właśnie szlaban u McGonagall, a my szukamy Glizdogona, bo ma map...
Remus nie zdołał skończyć zdania, gdyż Łapa zatkał mu usta dłonią i spojrzał na niego ostro, z upomnieniem w oczach. Było już jednak za późno i podłapałam co chłopcy mieli na myśli.
- Macie na myśli tę waszą specjalną mapę, dzięki której wiecie, gdzie kto jest? - zapytałam zaciekawiona chowając różdżkę do kieszeni spodni.
Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni i zapytali:
- A ty skąd wiesz o Mapie Huncwotów?
- Tak się nazywa? - zapytałam zdumiona - Nie wiedziałam. W każdym razie, kiedyś usłyszałam jak o niej mówiliście.
Syriusz przeklął, a ja zmierzyłam go ostrym spojrzeniem. Popatrzył na mnie niewinnie, na co tylko przewróciłam oczami. Nagle Łapa rozejrzał się po sali uważnie i zmarszczył brwi, po czym spojrzał na mnie zdziwiony.
- A tak właściwie, to co ty tu robisz?
- Ja? - zapytałam nieco zmieszana - No... Ja ten, no... Ja... Ja... Sobie ćwiczę zaklęcia - oznajmiłam szybko, po czym spojrzałam na zegar na ścianie, który właśnie wskazywał 18:10. - O, patrzcie jak późno! - wykrzyknęłam - No cóż, ja już muszę się zbierać, więc... No ten... To na razie, tak? -zapytałam pakując książki do torby i czarując stoły i krzesła tak, by wróciły na swoje zwykłe miejsca. - Zobaczymy się wieczorem w PW, co nie? No to ten... Pa! - krzyknęła, po czym najszybciej jak potrafiłam, wybiegłam na korytarz.
Odwróciłam się jeszcze, przed zakrętem i zobaczyłam, że chłopcy przyglądają mi się w zdumieniu, a potem dotarły do mnie ich słowa:
- Eee... To było dziwne - stwierdził Lunatyk.
- A czegoś ty się spodziewał po Rudej? - zapytał Łapa.
Po chwili byłam już na tyle daleko, że nie słyszałam już o czym ci dwaj rozmawiali. Zwolniłam więc do marszu i spokojnym krokiem ruszyłam w kierunku gabinetu dyrektora. Kiedy byłam na miejscu, zapukałam do drzwi.
- Proszę - dobiegło mnie z wnętrza pokoju, więc otworzyłam drzwi.
- Nareszcie - usłyszałam niezadowolone mruknięcie, na co aż się zjeżyłam.
Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał głos i spojrzałam z drwiną na Moody'ego, zakładając przy tym ręce na piersi.
- Nie spóźniłam się - odpowiedziałam.
- I co z tego? Musiałem na ciebie czekać - odparł oburzony, na co prychnęłam w odpowiedzi.
- Spokój - powiedział Dumbledore surowym tonem - Nie życzę sobie kłótni, więc bądźcie dla siebie uprzejmi i postarajcie się nie pozabijać. Czy to jasne?
- Tak - odparliśmy oboje z niechęcią w głosach.
- No dobrze. A teraz idźcie już. Lily, Alastor zaprowadzi cię do jednej z sal, którą przygotowałem na tą okazję. Poćwiczycie tam przez godzinę, a potem jesteś wolna.
- Dobrze profesorze - odpowiedziałam grzecznie.
- No dobrze. W takim razie idźcie już - powiedział dyrektor.
Moody szybkim krokiem wyszedł z gabinetu i zszedł schodami w dół, a ja chcąc, nie chcąc podążyłam za nim. Po kilku minutach dotarliśmy do jednego z rzadziej używanych korytarzy, a auror otworzył jedne z drzwi i wszedł do pomieszczenia, nawet nie będąc łaskaw przytrzymać drzwi, tak bym mogła wejść za nim. Nie. Oczywiście musiał je puścić, tak, że w ostatniej chwili udało mi się uniknąć czołowego spotkania z wrotami. Spojrzałam na czarodzieja ze złością i mruknęłam pod nosem:
- Gbur.
- Co powiedziałaś? - zapytał Moody, odwracając się w moja stronę i patrząc na mnie spod uniesionych brwi.
Przez chwilę myślałam, żeby odpowiedzieć, że nic nie mówiłam, ale nagle zmieniłam zdanie. Założyłam ręce na piersi i przyjęłam postawę obronną.
- Powiedziałam "G-B-U-R".
- Odszczekaj to, Pyskata.
- Nie mam zamiaru - odpowiedziałam hardo.
Rany! Ten facet zaczynał mnie naprawdę nieźle denerwować. Tymczasem on tylko się wrednie uśmiechnął i powiedział:
- Po pierwsze nie Gbur, tylko Pan Gbur - słysząc to, ledwie powstrzymałam się od śmiechu, ale w końcu jakoś udało mi się opanować - Po drugie, będziesz tak mogła do mnie mówić, tylko wtedy gdy wygrasz pojedynek.
Po tych słowach wyciągnął różdżkę, a ja po chwili poszłam w jego ślady.
- Jesteś gotowa na klęskę? - zapytał z przebiegłym uśmieszkiem na ustach.
- Raczej na wygraną - odparłam, na co Moody tylko prychnął.
Przez chwili staliśmy bez ruchu, aż w końcu auror wykonał pierwszy krok i rzucił zaklęcie. Z łatwością je odbiłam, po czym sama wykorzystałam jeden z poznanych uroków. Czarodziej jednak nie dał się zaskoczyć i mój czar odbił się od tarczy, którą wokół siebie wyczarował. Na szczęście potrafiłam już rzucać niektóre zaklęcia w sposób niewerbalny dzięki czemu, mężczyzna nie miał nade mną, aż tak miażdżącej przewagi. Była to jednak mniejszość i wciąż musiałam się bardzo skupiać, by sobie poradzić ze sztuką posługiwania się zaklęciami bez użycia mowy.
Przygryzłam wargi i zmarszczyłam czoło rzucając kolejne zaklęcia i zastanawiając się przy tym, jak by tu podejść mojego nowego nauczyciela. Nagle w moim kierunku poleciało zaklęcie. Nie zdążyłabym go odbić, więc się skuliłam. Żółta smuga światła minęła moja głowę o zaledwie milimetry. Natychmiast wyczarowałam wokół siebie tarczę. Zanim zdążyłam się podnieść z ziemi, poczułam, jak odbiła jedno z zaklęć mojego przeciwnika.
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Rzuciłam czar prosto w Moodiego. Mężczyzna odsunął się na bok i spojrzał na mnie z drwiną.
- Tylko na tyle cię stać? - zapytał i uśmiechnął się szyderczo.
W odpowiedzi na jego słowa, pociągnęłam różdżkę ku sobie i z wrednym uśmiechem patrzyłam, jak auror zostaje podcięty przez stół, który przyciągnęłam, za pomocą czaru.
- I kto tutaj jest lepszy? - zapytałam.
Auror szybko wstał, po czym nagle zniknął. Zdezorientowana popatrzyłam na boki. Nagle usłyszałam ciche trzaśnięcie tuż za plecami i odwróciłam się gwałtownie. Nie byłam jednak wystarczająco szybka i zaklęcie mężczyzny, trafiło mnie prosto w pierś, z taką mocą, że aż się przewróciłam. Nie miałam jednak zamiaru rezygnować z walki i już się podnosiłam, kiedy nagle do moich uszu dobiegł surowy głos:
- Dość!
Równie zdziwiona jak Moody odwróciłam głowę w stronę drzwi i moim oczom ukazała się twarz dyrektora. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie gniewał się. Był raczej rozśmieszony, co nieco mnie zdeprymowało.
- I co Alastorze? Jest gotowa? - zapytał mężczyzna patrząc na mojego przeciwnika.
Auror mruknął coś pod nosem, na co profesor Dumbledore spojrzał na niego z rozbawieniem i poprosił:
- Mógłbyś powtórzyć Alastorze? Chyba nie dosłyszałem.
- Ujdzie - mruknął niezadowolony czarodziej.
Słysząc to dyrektor się rozpogodził i powiedział:
- No dobrze. Skoro już sprawdziliście swoje siły, to myślę, że możemy już się rozejść.
- Co!? - wykrzyknęłam zdumiona - A co z moją lekcją?
- Czas waszej lekcji kończy się za pięć minut, więc już nawet nie ma sensu jej zaczynać - odparł profesor - Zaczniecie się uczyć teleportacji w przyszłym tygodniu, prawda Alastorze?
- Niech będzie - mruknął tamten
- Wspaniale - stwierdził dyrektor - A więc pożegnajcie się ładnie i każdy z nas wraca do swoich zajęć. Do widzenia - powiedział, po czym zniknął za drzwiami.
Jeszcze przez chwilę ja i Moody wpatrywaliśmy się zdumieni w drzwi, ale w końcu postanowiliśmy faktycznie zacząć zbierać się do wyjścia. Wstałam z podłogi i otrzepałam szatę. W tym czasie auror ruszył w kierunku wyjścia, a ja podążyłam zaraz za nim. Oczywiście znów, nie przytrzymał mi drzwi. Prychnęłam zła, po czym złapałam je i zatrzasnęłam za sobą z głośnym hukiem. Auror spojrzał na mnie i uniósł brwi.
- Gbur - wysyczałam.
- Dla ciebie wciąż Pan Gbur, Pyskata - odpowiedział drwiąco a ja na chwilę zamarłam.
Pozwolił mi mówić do siebie Pan Gbur? Ale przecież... Przecież nie wygrałam pojedynku! Ale skoro zgodził się, żebym tak go nazywała, to znaczy, że faktycznie musiało mi nieźle pójść. Uśmiechnęłam się drwiąco i spojrzałam na Moody'ego, po czym powiedziałam:
- A więc do zobaczenia w przyszłym tygodniu Panie Gburze.
- Zobaczymy, jak sobie wtedy poradzisz, Pyskata - powiedział, po czym odwrócił się i odszedł.
Przez kilka kolejnych chwil wpatrywałam się, w plecy czarodzieja, ale w końcu również się odwróciłam i ruszyłam ku wieży. Początkowo szłam spokojnie, ale już pod koniec drogi, biegłam szybko po schodach uśmiechając się przy tym szeroko. Już nie mogłam się doczekać następnej lekcji.
Kiedy w końcu dotarłam do portretu Grubej Damy, wypowiedziałam hasło i weszłam do PW. To co tam ujrzałam sprawiło, że na chwilę stanęłam jak wryta, a potem parsknęłam głośnym śmiechem.
- Co... Co ci się stało? - zdołałam w końcu wykrztusić, w przerwie w napadzie śmiechu - Dlaczego jesteś przebrany za kaczkę?
- Ich zapytaj - mruknął naburmuszony James wskazując głową na 3/4 Huncwotów.
Podeszłam do chłopaków, przy których stały już Dor i Ann i zapytałam:
- Dlaczego James jest przebrany za kaczkę?
- To jest cena za to, że pomogliśmy mu zorganizować tą całą akcję z przepraszaniem cię - odparł Łapa, patrząc z olbrzymim uśmiechem na nieszczęśliwego Rogacza.
- Nie zrobiliście tego z przyjaźni? - zapytałam zdziwiona.
- Normalnie byśmy tak postąpili - odparł Lunatyk - Ale strasznie nas wtedy wkurzył, więc będzie kara.
- Przyznaję, że jest całkiem niezła - stwierdziłam, znów zaczynając chichotać.
- Zaczekaj jeszcze - powiedział Łapa - Z najlepszym czekaliśmy na ciebie. Dawajcie dziewczyny. Siadajcie. Teraz będzie najciekawiej - powiedział czarnowłosy z cwanym uśmieszkiem na ustach.
- No dawaj już - popędzał Potter, który wciąż stał w kostiumie kaczki i wzbudzał wyjątkowe zainteresowanie uczniów domu lwa.
- No już, już. Nie niecierpliw się tak - odparł chichocząc Black - No dobra. Gotowy? - zapytał przyjaciela, na co ten skinął posłusznie głową - Więc jedziemy! - krzyknął Black, po czym włączył muzykę (WŁĄCZCIE).
Z ukrytych głośników poleciała muzyka, a James zaczął tańczyć po kaczemu. Widząc to, nie byłam w stanie się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem, a w moje ślady poszli wszyscy obecni w PW. Rogacz raz tańczył po kaczemu, innym razem w hiphopowym stylu, a potem próbował baletu i dziwnych figur, mimo, że muzyka się nie zmieniała, co tylko doprowadziło wszystkich, do jeszcze większego napady śmiechu. Machał skrzydełkami stroju, skakał z nogi na nogę i trząsł kuperkiem. W pewnej chwili podszedł jednak za blisko kominka i podczas kręcenia kuperkiem, strój chłopaka się zapalił, a on gdy tylko zorientował się co się stało, krzyknął zdziwiony i zaczął biegać po całym PW krzycząc:
- Zgaście to! Zgaście to!
Podczas tego występu, ja, Ann i Dor już całkowicie straciłyśmy panowanie nad sobą i pokładałyśmy się na kanapie ze śmiechu. W końcu Remus ulitował się nad Rogaczem i oblał do wodą, na co wszyscy zareagowali ponownym napadem śmiechu, bo James wyglądał teraz jak zmokła kaczuszka.
Chłopak patrzył na wszystkich przez chwilę, po czym obrażony udał się do dormitorium. Jednak jego dumne, ostentacyjne wyjście zniszczył fakt, iż tuż przed zniknięciem na schodach, ostatni raz zatrząsł kuperkiem, na co wszyscy gryfoni parsknęli głośnym śmiechem.
Kiedy w końcu cała nasza gromadka się uspokoiła, poszliśmy wszyscy do swoich pokoi. Kazałam chłopakom, by przekazali Jamesowi, że w mugolskim świecie zrobiłby furorę jako tańcząca kaczka, na co wszyscy znów się roześmialiśmy. Kiedy już wróciłam do dormitorium natychmiast udałam się do łazienki. Szybko się umyłam, po czym wróciłam do pokoju. Kiedy już wszystkie trzy byłyśmy umyte i gotowe do spania, usiadłyśmy na łóżku Dorcas.
- No to opowiadaj - powiedziałam.
- Najpierw ty - odpowiedziała, na co tylko westchnęłam.
- I tak cię nie minie opowiadanie nam o pocałunku z Łapą - powiedziałam, ale opowiedziałam jej moją przygodę z Jamesem dzisiejszego ranka.
Kiedy skończyłam opowiadać, Dor parsknęła śmiechem, a kiedy już się uspokoiła, zapytałam:
- No więc, opowiadaj. Jak to się stało, że się pocałowaliście?
- No bo... Same widziałyście jak to się zaczęło. Goniłam go przez długi czas, ale w pewnym momencie zniknął mi z oczu. Przyśpieszyłam, żeby go dogonić i on wtedy wyskoczył zza rogu i mnie wystraszył na śmierć. A potem się przewróciliśmy i zaczęliśmy się śmiać, no i... Stało się - powiedziała Meadowes z wypiekami na twarzy.
- I co? Jak całował? - zapytała Ann.
- Bosko - odparła rozmarzona Czarna, ale po chwili się otrząsnęła i dokończyła - Ale nie tak dobrze jak ja, oczywiście.
Kiedy ja i Ann to usłyszałyśmy, nie byłyśmy w stanie powstrzymać śmiechu. W końcu jednak się uspokoiłyśmy i postanowiłyśmy położyć się do łóżek. To był dzień pełen wrażeń i odpoczynek na pewno nam się przyda. Kiedy kładłam głowę na poduszce i nakrywałam się kołdrą, pomyślałam, że nigdy o nim nie zapomnę.
-------------------------------------------------------
Hej, hej, helo!
Zgodnie z obietnica pojawił się już rozdział 51, a kwiecień jeszcze się nie skończył, więc myślę, że powinniście być zadowoleni :) Wiem, że długo nie pisałam, ale miałam na głowie egzaminy gimnazjalne, ale są one nareszcie za mną. Teraz będę już tylko poprawiać oceny, ale nie będzie tego aż tak dużo, więc będę miała czas, żeby pisać. W szczególności, że w piątek jest już wolne a od poniedziałku do środy są matury, więc znów będę miała sporo czasu wolnego, więc możliwe, że pojawi się następny rozdział. Jakby co to na pozostałych blogach też już niedługo powinny się pojawić nowe rozdziały a na Nadprzyrodzonej, może nawet jeszcze dzisiaj.
W każdym razie, mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał, szczególnie, że jest jak na razie najdłuższy na całym blogu i był sprawdzany przez Ass, czyli moją betę. Pozdrówcie ją ciepło i piszcie w komentarzach, jak wam się podoba ten rozdział.
Pozdrowionka :)
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńZaraz wracam ! ^^ ♥
Jejusiu...
UsuńGENIALNY! ♥ Najlepszy chyba ^^
Lily taka cwana... No, no :D Rozwaliła mnie ta akcja :D A kaczuszka... Jeszcze lepsze :'D
Huhu, tworzy nam się Doriusz! ^_^ Jeszcze tylko czekać na Jily *o*
Ciekawe jaką zemstę wymyśli Potter :3 Bardzo ciekawe... :D
Fajna akcja z tą lekcją z Moodym :D "Gbur" i "Pyskata" - hehe :D
Słodkie było jak James tak się troszczył o Lily, gdy ją zanosił do SS ♥
I to tajne przejście... :)
Masz super pomysły ^^
Czekam, na prawdę, z niecierpliwością na następną notkę, która mam nadzieję, że będzie już niedługo *oo*
Ej, no! Przez tą notkę mam tyle pytań w głowie... Tyle nie "rozwiązanych spraw"
Weź szybko pisz ten rozdział!
Wenki ! ^^
Pozdrawiam, Kathrine ;**
{jily-love-forever.blogspot.com}
Postaram się napisać jak najszybciej :) A jeśli masz do mnie jakieś pytania, to po prostu zapytaj tu, albo pod rozdziałem. Nie na wszystkie odpowiem, ale, kto wie :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTe trójkąty XD Ogółem rozdział super tylko mam nadzieję, że sytuacja Lily-James się rozwinie :D
UsuńŚciskam mocno i życzę weny :*
Luna
Ach rozwinie, rozwinie. Nie martw się :)
UsuńRozdział jak zwykle fenomenalny. Łapa póki co się nie spieszył i nie pocałował Dor na randce. Oj Potter i Black takie nie-uki (nwm czy poprawnie napisałam ale jestem zbyt leniwa by sprawdzić) i nie wkuwają do SUM-ów. Och widzę że w Hogwacie są dwa trójkąciki. Lily taka poukłada a na boku ma romans z profesorami. Nwm jak Evans mogła nie zaprosić Rogacza do trójkątu. Jest z niego taki uroczy chłopak że nawet jakby się głupotą zaraziła ale to nic takiego da się to przetrwać. Widzę że Jamesa nikt nie nauczył że cudzych listów się nie czyta. Lily to mistrz szatańskich planów i przechytrzyła Pottera. Myślałam że jak trafiła do Skrzydła Szpitalnego to po niej i Rogaś ozdzyska list ale pielęgniarka na szczęście jej pomogła się wydostać. Ja przeczuwałam że Syriusz i Dor jeszcze w tym rozdziale się pocałują. Ooo James taki wredny i rzucał zaklęcia na zegar Lilki ale niestety ta znów go wykiwala. No no no Evans nieźle sobie poradziła w pojedynku. Jakby nie patrzeć to Alastor jest jednym z najlepszych aurorów a Lily była bliska go pokonania. Nie mogę się doczekać pierwszej takiej prawdziwej lekcji teleportacji. Czekam na więcej Pottera i Evans.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gabriela Black
Cieszę się, że się podobało :) Lily co prawda jeszcze trochę brakuje do pokonania Alastora, a jakby na to nie spojrzeć, to Moody jest jeszcze młody i nie aż tak doświadczony jak w przyszłości, więc kto wie... Może nauczą się czegoś od siebie nawzajem :) W następnym rozdziale zapewne nie będzie jeszcze aż tyle Pottera i Evans razem, bo zależy mi na poruszeniu innego tematu, ale już niedługo bedzie więcej momentów z nimi, więc nie masz się o co martwić :)
UsuńPozdrowionka :D
Lilunia cwaniara :) Podoba mi się ten rozdział. Jest dużo Jily♡, ale nie tylko takie przesłodzone buzi-buzi tylko taka "akcja". Zresztą Pomfrey taka łobuziara, kryła Evans. Najbardziej mi się podobała akcja z Moodym. Walka i piu, piu- latające zaklęcia tu i tu i jeszcze tam i piu, piu, piu. Coś ze mną nie ok... I fajne było to " Dla ciebie pan Gbur". Przypomniało mi się jak kiedyś oglądałam taką kreskówkę "Timon i Pumba"
OdpowiedzUsuń- Ej co to za świnia?
- Pan do mnie mówi?
- O-o powiedział świnia
- Czy pan mówi do mnie?
- Oj ostrożnie
- Czy pan mówi do mnie?
- Ale będzie łomot
-Dla takich łachmytów pan świnia!
Ach piękne dzieciństwo :') Czekam na następny rozdział i sory, że kom taki krótki, ale coś mi się psuje i co jeden wyraz przeskakuje mi na początek i muszę zmieniać, zresztą... Nie wiem jak to napisać... Weny Ci życzę i pozdrawiam.
P.S. Zapraszam też do mnie na 15.
Cieszę się, że się podobało. I mniej więcej o to chodziło, żeby rozdział nie był zbytnio przesłodzony i chyba mi się udalo. Co do tego cytatu, co go przytoczyłaś, to też to kiedyś widziałam :D Co prawda, nawet o tym nie myślałam, jak pisałam ten rozdział, ale to faktycznie może się skojarzyć :)
UsuńCiesze się, że podobał ci się ten rozdział :)
Tak więc ten...
Również pozdrawiam i lecę do ciebie czytać 15 rozdzialik. Jej! Nareszcie! XD
Zapraszam na 16 rozdział
Usuńhttp://evansuszm.blogspot.com/2015/05/rozdzia-16.html?m=1
Bardzo podoba mi się Twój blog. Jest dużo akcji, wszystko czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Uwielbiam twoją Lily, widać, że jest Gryfonką z krwi i kości - ma charakterek i niczego się nie boi ;).
OdpowiedzUsuńWalka była genialna. Lily jest bardzo zdolna, skoro tak dobrze radzi sobie na zajęciach z Alastorem. A co do randki, przez chwilę miałam wrażenie, że Syriusz pocałuje Dor. Ale w sumie to dobrze, że się nie spieszy ;).
http://nocturne.blog.pl/
Cieszę się, że mój blog ci się spodobał i że cię nie zawiodę w późniejszych rozdziałach :)
UsuńTigra... Przeszłaś samą siebie <3
OdpowiedzUsuńCzekałam, kiedy w końcu to zauważysz :P
UsuńNo nareszcie, jestem! Wiem, spóźniona o dwa dni, ale musisz mi to wybaczyć ;__; Mam mnóstwo na głowie :P Mnóstwo nienapisanych komentarzy, praca na konkurs, miniaturka na innego bloga, rozdział na Jily i rozdział Utau i Saundo :P Trochę tego jest... No ale cóż! Nie marudzę już tylko się sprężam, co? :3 Zaczynamy! *kurtyna w górę*
UsuńMiniaturka "Książę i Księżniczka":
Hmm... Pierwsze moje spostrzeżenie to ciekawy tytuł. Książę i księżniczka? To nie jest na pewno Remus i Ann, Lily i James też raczej nie... Peter? NIE! Czyli wychodzi na to, że pewnie jest to o Syriuszu i Dorcas *-* :D
Interesujący początek... Czyżby księżniczka w ten piękny, słoneczny początek ma jakiś problem? A ten problem nazywa się "Książę Syriusz"? ;)
Ruda osóbka? Chyba się pomyliłam... Albo Dorcas się przefarbowała xD Tak jak Lily u mnie, ale cii... Ty nic nie wiesz xD
Oł... Biedna Ruda ;c Kolejny kandytat? Ej... Czekaj... A może Dorcas jest jakąś damą dworu i zakocha się w księciu? *-* Albo tym kandytatem jest James, a jego... pomocnikiem (?) jest Syriusz? No cóż, zobaczymy :D
(Boże to Cell Block Tango w tle zdecydowanie nie pasuje do tego co czytam. Tutaj słonecznie i słodziutko, a tam "He ran into my knife. He ran into my knife ten times" xD)
Och Lily... Nie ma ideałów, kochanie :*
Czyli jednak Lily jest księżniczką, a Dorcas damą dworu? :D I co z tego wyniknie?
Jak ja kocham Jamesa <3 I włosy są idealnie xD
Lalunia bez charakteru? Raczej kobieta z charakterkiem, James xD Już czuję to: "Miłość rośnie wokół nas " <3
(Akurat się włączyło Toeto *-*)
Niech to, myśałam, że od razu się sobie spodobają xD Ale ich kłótnie są na swój sposób słodziutkie <3
Kurdę... Tigra... Kya.... <3 Urocze <3
Gratuluję wyświetleń! <3 Niedługo mnie przebijesz <3
Rozdział 51:
Primo: Dziękuję!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wzruszyłam się wiesz?
Nie sądziłam, że aż tak ci pomogłam :o To bardzo miłe <3 Naprawdę <3
Czemu się nie pocałowali? ;__; (To znaczy i tak wiem, że się pocałują, ale wiesz... Na randce byłoby romantycznej ;c)
Och... Rozumiem was xD Ja zaglądałam do książek, tylko dlatego, że mama mnie do tego zmuszała xD
Rogacz zazdrosny o Dropsa xD To jest tak absurdalne jakby był zazdrosny o Hagrida xD
Black nainteligentniejszy w całej rodzinie xD Padłam xD Czekaj... Muszę się pozbierać xD
Kurczę... Nie mam pojęcia jak to sokmentować :o Rogaś jest przebiegły, że zrobił coś takiego, a Lily musi mieć dużo cierpliwości, że jeszcze go nie walnęła xD
Złotko... "Złotko" jest złe ;__; James nie może mówić do Lily "złotko" ;c
James, taki troskliwy <3 Kocham <3
Wziął ją na ręce <3
(Jakie kawaii piosenki teraz mi lecą *-* Tia... Oddcham muzyką, chyba już o tym mówiłam, co? XD)
Niech to, myślałam, że opierniczy tego dzieciaka xD
Pani Pomfrey jako nastolatka... Ciekawe xD
( What the hell? Ugly Guy? xD Oh... Urocze... *-* Rozpływam się... No ale jedziemy z komem, co? :D)
I co? Nic się jej nie stało kiedy spaliła ten list? Żadnego zaczadzenia? xD No nic, szczegóły xD
Hahahahahah! Remus jest super xD
Kurczę... Zabij mnie. Nie umiem nic więcej napisać... Wybacz mi... ;__; Nie potarfię, póki co ;__;
Suuuper :D
OdpowiedzUsuńdlo raey 82
OdpowiedzUsuńporady prawne rzeszow rejtana
OdpowiedzUsuń