W tej samej chwili przy ognisku coś się poruszyło. Spojrzałam w tamtą stronę. Niewiele widziałam. Oczy miałam przysłonięte mgłą, a mózg nie przetwarzał poprawnie informacji. Byłam jednak w stanie dostrzec, jak jakiś cień się podnosi i zmierza w moim kierunku. Dopiero gdy był z pięć metrów ode mnie zorientowałam się kto to był. Moje obolałe mięśnie napięły się gwałtownie, jednak po chwili ponownie zwiotczały. Niewyobrażalny ból przeszywał całe moje ciało.
Postać zbliżyła się do mnie powoli. Uklękła i przystawiła swoją twarz do mojej, tak, że nasze nosy niemal się ze sobą stykały. Złapał mnie za podbródek i zmusił, bym spojrzał mu w oczy. W te piękne orzechowe oczy przesycone w tej chwili nienawiścią:
- No, no. Musze przyznać, że ładniutka z ciebie sztuka. Gdybyś nie była wybranką z przepowiedni, wziąłbym cię do mojego haremu i zostałabyś moją kochanką. Jednak w zaistniałej sytuacji niczego takiego uczynić nie mogę.
- O czym... O czym ty mówisz? - zapytałam drżącym głosem.
- O tym, że czeka cię śmierć - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się okrutny uśmiech. - Najpierw jednak czekają cię tortury. Jestem jak wilk, a ty jesteś łanią. Wilki bawią się swoimi ofiarami. Ja też tak zrobię. Tortury będą trwać tak długo, aż w końcu będziesz błagała o śmierć.
- James! Dlaczego mi to robisz!? - zapytałam z rozpaczą.
- Aleś ty głupia - powiedział z pogardą. - Nie nazywam się James. Jestem Edmund i jestem głównym strażnikiem królowej Serafiny.
Byłam zszokowana. To nie był James. Z mojego serca spadła część ciężaru. To nie James, nie James. Widocznie Edmund był podobny do Pottera, podobnie jak Erik do Blacka. Poczułam jak węzeł w moim brzuchu się rozluźnia. Odetchnęłam z ulgą.
Moja radość nie trwała jednak długo. Nagle tuż przede mną znów pojawił się ten facet. Nawet nie zorientowałam się kiedy odszedł. Na jego ustach czaił się niebezpieczny uśmiech.
- Teraz się zabawimy - powiedział głosem, od którego przeszły mnie ciarki.
Uklęknął obok mnie i przyjrzał się uważnie mojej twarzy.
- Śliczną masz tą twarzyczkę. Wręcz za śliczną bym powiedział.
Mówiąc to, wyjął z kieszeni nóż. Zadrżałam na widok srebrnego ostrza.
- Nie bój się - powiedział przykładając ostrą krawędź do mojego policzka.
Poczułam pieczenie, a potem z rany popłynęła mi strużka krwi.
- Teraz lepiej - stwierdził Edmund. - Ale wciąż jesteś za ładna. Serafina nie obrazi się, gdy cię trochę oszpecę.
Po tych słowach przeciął ostrzem moje czoło. Po chwili poczułam jak po twarzy spływa mi krew. Dalej nie było lepiej ciął mnie bezustannie. Udo, brzuch, bok, ręka, łydka, ramię, a nawet pierś. Czułam przeszywający ból ze wszystkich stron. Nie wydałam z siebie jednak żadnego dźwięku, nawet najcichszego pisku. Zaciskałam tylko warki, by milczeć.
Chłopak przyjrzał mi się uważnie, a ja nie mogłam odpędzić od siebie myśli, iż to James robi mi krzywdę, za wszystkie odmowy, których mu udzieliłam.
Lilka! Rogacz by ci tego nigdy nie zrobił.
Skąd wiesz? Skąd możesz mieć pewność, że mnie nie nienawidzi, za wszystko co mu zrobiłam.
Lily, on cię kocha.
Nieprawda. Na pewno mnie nienawidzi. Też bym siebie nienawidziła po czymś takim.
Lily, proszę. Uspokój się, weź trzy głębokie wdechy.
Łatwo ci mówić. To nie ciebie tną nożem.
Ech, Lily, Lily. Przecież ja jestem tobą. Jeśli tną ciebie to tną i mnie.
Eeeee... Faktycznie. Nie pomyślałam o tym.
Widzisz? Zaczynasz tracić nad sobą panowanie. Mówię ci. Uspokój się.
Ale... Ale... Ale on wygląda jak James. Ciągle mam wrażenie, że to on.
Liluś. To nie jest on.To jakiś kretyn Edmund, który ma cię zabić na polecenie Serafiny.
To też prawda. Ale skąd możesz wiedzieć, że Rogacz nie zrobiłby tego samego?
Oj Lily, ty mnie chyba jednak nie słuchasz. Mówiłam ci już, że on cię...
NIE! Zamknij się! Nie wiesz tego. Nic o tym nie wiesz.
Ale Lilka...
NIE! Proszę, nie odzywaj się już. Tak bardzo cię proszę. Nie dawaj mi złudnej nadziei.
Doskonale wiesz, że cię kocha. I ty także kochasz jego. Dlaczego przed tym uciekasz?
Nie uciekam. Po prostu ani ja go nie kocham, ani on mnie.
Lils... Dlaczego tak bardzo boisz się w to uwierzyć?
Co? Nie ja się wcale nie boję.
Boisz się. Widzę to. Obawiasz się, że będziesz tylko zabawką, że rzuci cię przy pierwszej lepszej okazji, jak tylko dostanie to czego chce. Ale przypomnij sobie ile razy był z tobą, kiedy nie musiało go tam być. Dobrze wiesz, że cię kocha.
Niczego już nie wiem...
Liluś...
Nie, wiem jedno. Te tortury... Przepraszam, ale wciąż widzę Jamesa. Słyszę go i czuję jego zapach. A to wszystko jest przemieszane z moją krwią. I ten ból. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Tuż przed sobą dostrzegłam twarz chłopaka.
- No, no, no. Wiedzę, że jesteś całkiem silna. Kto by przypuszczał, że taka mała istotka wytrzyma tak wielki ból. Może w takim razie podniesiemy poprzeczkę, co ty na to?
Nic nie powiedziałam. Wpatrywałam się tylko pustym wzrokiem w przestrzeń. Brązowooki odszedł na chwilę, a ja odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że choć na chwilę przestał mi zadawać nowe cierpienia. Kiedy jednak wrócił doszłam do wniosku, że chyba lepiej by było, gdyby jednak dalej mnie ciął. W ręce trzymał rozpalony do czerwoności w ogniu nóż. Z przerażeniem popatrzyłam na ostrze, w wyniku czego Edmund tylko się uśmiechnął.
- Widzę, że się boisz - syknął mi do ucha. - Mam nadzieję, że może teraz będę miał okazję posłuchać twojego głosiku. To naprawdę będzie dla mnie sama przyjemność.
W chwili, gdy to mówił, przyłożył gorące ostrze do mojego brzucha. Zacisnęłam zęby, ale ból był okropny, nie do wytrzymania. Czułam jak rozpalony nóż z łatwością przecina skórę paląc ją przy okazji ogniem. Skrzywiłam się, zamknęłam oczy, ale w końcu nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć.
***
Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...
Szedłem właśnie jednym z korytarzy, gdy nagle gdzieś po drugiej stronie zamku usłyszałem przeraźliwy krzyk. Włoski stanęły mi na karku. Zatrzymałem się gwałtownie i na chwilę przestałem oddychać. Miałem wrażenie jakbym znał ten krzyk. I nagle zrozumiałem. Lily.
Biegłem, zanim zdążyłem jeszcze o tym pomyśleć. O-o. Zapomniałem zawołać Syriusza. Trudno. może się domyśli. Szybko więc podążałem przed siebie, a dźwięk wciąż się ku mnie przybliżał. Wybiegłem zza zakrętu i nagle nastała cisza. Ze zdziwienia, aż zamarłem, ledwo unikając przy tym upadku na podłogę. Rozejrzałem się dookoła. Gdzie ona mogła być? W chwili gdy się nad tym zastanawiałem wrzask się ponowił.
Szybko ruszyłem przed siebie. Krzyk dobiegał z coraz bliższej odległości. Ponownie skręciłem, a potem jeszcze raz i kolejny. Byłem coraz bliżej. Właśnie wtedy dobiegłem do niewielkiego patio. To co zobaczyłem sprawiło, że zamarłem w pół kroku. Na środku niewielkiego trawiastego placu, stał wbity w ziemię pal. Była do niego przywiązana Lily. Kawałek dalej, koło ogniska, stał mężczyzna w czarnym płaszczu. Widziałem jak przez chwilę czymś się zajmował, a potem podszedł do Evansówny. Ich twarze się zbliżyły, a w moich żyłach zagotowała się krew.
Uspokój się James.
Jak mam się niby uspokoić, skoro on wyraźnie ma jakieś plany wobec niej.
Uspokój się. Pomyśl. Wiem, że rzadko myślisz, ale w tej chwili rozum by się przydał.
Ktoś mnie wołał?
Och, no nie. Trzeci głos? Dwa to jeszcze przeżyję, ale trzy to już tłum. Zmiataj stąd. Poradzimy sobie bez ciebie.
Co ty zrobiłeś? On mógł nam pomóc.
Jeszcze czego. Nie będę prosił o pomoc rozumu. Taki palant w ogóle nie powinien mieć prawa głosu.
I kto to mówi.
Ty też bądź cicho.
Ale ja ci tylko próbuję po...
Pomóc. Tak wiem, ale ja tego nie potrzebuję. Zmiataj stąd.
Skoro chcesz...
Nareszcie. Ech... Ile można. Nie potrzebuje żadnych głupich głosów by móc podejmować samodzielne i odpowiednie decyzje.
W pewnym momencie przypomniałem sobie co ja tutaj tak właściwie robię i przekląłem się w myślach. Głosy w głowie to nie jest w tej chwili mój największy problem. Spojrzałem ponownie na patio i zmrużyłem oczy. Mężczyzny nigdzie nie było. W panice rozejrzałem się wokół. Nigdzie go tu nie było. Nie słyszałem też jego kroków. Ponownie przeniosłem wzrok na plac. Gdy uważniej się przyjrzałem, w cieniu dostrzegłem zakapturzoną postać. Nagle chłopak się poruszył i ruszył w kierunku wyjścia. Co gorsze, zorientowałem się, że jest to wyście, najbliższe mnie. Na chwilę spanikowałem, ale już po sekundzie doprowadziłem się do porządku. Przecież miałem ze sobą pelerynę. Szybko ją na siebie narzuciłem. W ostatniej chwili. Kilka sekund potem, postać weszła do budynku i przeszła korytarzem obok mnie. Niczego jednak nie zauważyła. Na szczęście.
Kiedy tylko kroki ucichły daleko na korytarzu, zerwałem się z podłogi i pobiegłem do drzwi prowadzących na patio, starając się przy tym zachowywać jak najciszej. Szybko przeszedłem przez próg, ściągając przy okazji z pleców pelerynę i pobiegłem do słupa, przy którym siedziała z podkulonymi nogami Lily. Kiedy byłem już metr od niej, zatrzymałem się gwałtownie, przez co wpadłem dodatkowo w poślizg i upadłem tyłkiem na ziemię. Nie byłem jednak w stanie wstać. Wpatrywałem się w dziewczynę zdziwionym, zszokowanym spojrzeniem.
Siedziała bez ruchu. W talii przepasany miała sznur, który nie pozwalał jej się poruszyć. Oczy miała zamknięte, szczęki zaciśnięte. Na policzkach widniały ślady łez. Ale największe przerażenie budziły jej rany. Kilka cięć nożem na twarzy i nogach. Najgorzej prezentowały się ręce i brzuch. Zwykłe nacięcia były jedno obok drugiego, mocno naciągając skórę, która próbowała się zasklepić, by zatamować krwawienie. Jednak obok tych ran znajdowały się inne, jeszcze gorsze. Te były głębsze, a skóra wokół była zwęglona. Zdałem sobie sprawę z tego, że chłopak musiał używać gorącego ostrza. Po całym ciele dziewczyny spływały stróżki krwi.
Poczułem jak krew zawrzała mi w żyłach z gniewu. Upadłem na kolana obok Lilki i delikatnie pogładziłem ją po policzku. Po chwili moja ręka ześlizgnęła się na jej ramię. Poczułem, jak drży pod moim dotykiem. Zadygotałem z wściekłości. Ten, kto zrobił jej coś takiego, jeszcze pożałuje. Ale nie teraz. W tej chwili najważniejsze było bezpieczeństwo Evans.
Spojrzałem na nią i cała złość nagle ze mnie uleciała. Popatrzyłem na nią z bólem i współczuciem. Serce ścisnęło mi się z nerwów. Popatrzyłem na wciąż cieknące jej po skórze stróżki krwi. Miałem nadzieję, że nie wykrwawi się, zanim uda mi się jej pomóc. Nagle poczułem paniczny lęk. Tak, ja James Potter, bałem się. Bałem się, że mógłbym ją stracić.
Spojrzałem na twarz Lily. Dziewczyna wyglądała, jakby była pogrążona w głębokim, acz niekoniecznie przyjemnym śnie. Oddychała ciężko, ze świstem, który dobiegał z jej zalanych krwią ust. W pierwszej kolejności musiałem jej pomóc. Chwyciłem w dłoń różdżkę, po czym za pomocą zaklęcia przeciąłem sznury na jej nadgarstkach oraz te, które oplatały ją w talii. Przez chwilę nie reagowała. Jednak po kilku sekundach przyciągnęła ręce do piersi i roztarła dłonie. Ukucnąłem naprzeciw niej i dotknąłem delikatnie jej ramienia.
- Już wszystko ok Lily - wyszeptałam.
Właśnie wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem. Lilka gwałtownie podniosła głowę. Spojrzałem w jej oczy i ze zdziwieniem dostrzegłem w nich nienawiść i chęć zemsty. Zanim zdarzyłem zorientować się, co się dzieje, oberwałem z pięści w podbródek i głowa odleciała mi do tyłu. Usłyszałem nagły ruch i znów oberwałem z pieści, tym razem w policzek. Po chwili usłyszałem oddalające się szybko kroki. Co jest grane?
Koniec psot...
***
Wybiegłam z patio najszybciej jak tylko mogłam. Idiota. Myślał, że ponownie nabiorę się na tą sztuczkę z udawaniem Jamesa? Niedoczekanie jego. Kretyn. Powinien był wiedzieć, że jak mnie uwolni to sam oberwie. Uśmiechnęłam się wrednie pod nosem, wspominając cios, który mu zadałam. To było całkiem niezłe uderzenie.
Biegłam przed siebie korytarzem mając nadzieję, że już niedługo znajdę wyjście. Nie miałam już sił. Czułam, jak krew spływa mi po ciele. Żadna przyjemność. No i ten piekielny ból. Nie! Nie mogę o tym myśleć! Jak będę to robić, to będzie tylko gorzej.
Wzięłam się w garść. Mimo, że ledwo mogłam znieść cierpienie, adrenalina napędzała mój bieg. Musiałam uciec. Wiedziałam, że tylko wtedy będę bezpieczna.
Biegłam ciemnym korytarzem. Odgłos moich kroków odbijał się echem od ścian. Nagle zawtórował mu inny dźwięk. Zatrzymałam się raptownie i spięłam mięśnie gotowa do walki, jednak gdy tylko to zrobiłam, ledwo powstrzymałam się od krzyku. Mięśnie paliły mnie żywym ogniem. Resztkami sił utrzymałam się na nogach. Wcisnęłam się w ciemny kąt, po czym zaczęłam się rozglądać za osobą, której kroki wciąż słyszałam i to w dodatku coraz bliżej.
Minęło kilka minut i naprawdę powoli zaczęło brakować mi sił. Oparłam się bezwładnie o ścianę i oddychałam ciężko. Byłam świadoma tego, że mogłabym uleczyć te rany dzięki darowi jednorożców, jednak byłam tak wyczerpana, że wysiłek podobnego kalibru z pewnością by mnie zabił.
W końcu zza zakrętu wyszła pewna postać. Przyjrzałam jej się uważniej, po czym odetchnęłam z ulgą, choć całkowite napięcie mnie nie opuściło. Korytarzem szedł chłopak, którego poznałam jakiś czas temu. Zebrałam odrobinę energii i krzyknęłam wystarczająco głośno, by mógł mnie usłyszeć:
- Erik!
Chłopak natychmiast się zatrzymał i uważnie rozejrzał się po korytarzu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Natychmiast do mnie podszedł, po czym otaksował mnie szybkim spojrzeniem, a na jego twarzy odmalowało się przerażenie.
- Ruda. Co się stało?
- To wszystko przez Edmunda. On mi to zrobił. Ale nie martw się. Myślę, że zdążymy uciec. Dopiero co udało mi się uwolnić i go ogłuszy... - zamknęłam się w pół słowa.
Coś w wypowiedzi chłopaka wydawało mi się nie pasować do Erika, ale... Ale... Co to mogło być? Nagle mnie olśniło i spojrzałam zdumiona na czarnowłosego. Zebrałam się w sobie i w końcu zapytałam:
- Syriusz?
- A niby kto inny Ruda?
- Syriusz! - krzyknęłam uradowana i przytuliłam go.
Napięcie na chwilę mnie opuściło i poczułam spokój. Nie trwało to jednak długo, gdyż nagle do głowy przyszła mi pewna, bardzo niepokojąca myśl.
- Syriusz. Czy był z tobą James?
- Owszem. Rozdzieliliśmy się i poszliśmy cię szukać.
- O nie... Nie - zaczęłam mamrotać pod nosem.
- Co nie Ruda? Co się dzieje? - zapytał Black potrząsając mnie za ramiona.
Spojrzałam na niego z lękiem w oczach. Musiał to chyba zauważyć, bo nagle przestał mną potrząsać i zamarł w bezruchu.
- James... - wyszeptałam, a potem poczułam jak nogi się pode mną uginają i odpłynęłam w nicość.
***
Kiedy się obudziłam był wczesny ranek. Słońce powoli przeświecało przez zasłony w pokoju. Zaraz... Jakie zasłony?
Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu, w którym przebywałam. Był to niewielki pokój na poddaszu z jednym dużym oknem, przez które wpadała mas światła. Zamrugałam kilkakrotnie zastanawiając się, czy przypadkiem nie śnię. Nie spałam. Postanowiłam wstać z łóżka, jednak gdy tylko odrzuciłam kołdrę na bok, zamarłam. Niemal całe ciało miałam w bandarzach. Ręce, nogi, brzuch. Nawet głowę miałam opatrzoną. Potarłam czoło palcami ze zmęczenia. Miałam już dość. Tego dnia, tego miejsca. Po prostu wszystkiego. Obiecałam jednak, że pomogę. Teraz nie mogłam się wycofać.
Westchnęłam, po czym spuściłam nogi za krawędź łóżka. Przez chwilę siedziałam tak zastanawiając się, czy nogi zdołają udźwignąć mój ciężar. W końcu jednak to siedzenie i rozmyślanie mi się znudziło, więc odważyłam się podnieść. Z ulgą stwierdziłam, że nie mam wielkich problemów ani ze staniem ani z chodzeniem. Ale z bieganiem mogło być różnie.
Ubrałam się i umyłam. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Oczy miałam lekko podkrążone, skórę szarawą i zmatowiałą. No i jeszcze te wszystkie rany. Ech... No, ale chyba nic na to nie poradzę. Chyba, że...
Zaczęłam pocierać bliznę na nadgarstku, po czym przyłożyłam rękę do twarzy. Uleczyłam wszystkie zadrapania i rany włączając w to ślad na czole. Nie byłam pewna, czy dzięki mojemu darowi pozbędę się worów pod oczami i brzydkiego koloru skóry, ale zawsze było warto spróbować. Skupiłam się na kilka minut, po czym ponownie spojrzałam w lustro. Rozdziawiłam aż usta ze zdziwienia. Moja skóra była czysta i zdrowa, a oczy lśniły radosnym blaskiem. Odetchnęłam z ulgą. Musiałam zapamiętać, że swojego daru mogę używać również w taki sposób. To mogło okazać się całkiem przydatne.
W końcu postanowiłam wyjść z pokoju. Nie wiedziałam, co stało się po tym jak spotkałam Syriusza, a byłam tego bardzo ciekawa. Po cichu otworzyłam drzwi na korytarz i wyszłam na zewnątrz, po czym pokierowałam się prosto ku schodom. Moje nadejście obwieściło głośne skrzypienie stopni. Trzy osoby siedzące na dole w salone zadarły głowy do góry i wpatrywały się we mnie w osłupieniu.
- Coś się stało? - zapytałam, kiedy zeszłam, a chłopcy wciąż mi się przyglądali.
- Wyglądasz... Dużo ładniej... Znaczy, chciałem powiedzieć zdrowiej... Dużo zdrowiej niż wczoraj - jąkał się czarnowłosy.
- Przepraszam za głupie pytanie, ale ty jesteś Erik, prawda? - chciałam się upewnić.
Taki właśnie był problem, gdy dwie identyczne osoby siedziały obok siebie i nie można ich było rozróżnić po niczym. Ech... Ja nie chcę mieć w przyszłości bliźniaków, żeby to było jasne.
- Tak. Ja jestem Erik - odpowiedział chłopak, który odzywał się chwilę wcześniej.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, po czym mój wzrok spoczął na dwóch pozostałych osobach. Obaj wstali, po czym Syriusz mnie uściskał.
- Dobrze cię widzieć całą Ruda - wyszeptał mi do ucha.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś - odpowiedziałam.
Skinął głową na znak, że to nie było nic wielkiego. Jednak dla mnie, to wiele znaczyło. Bardzo możliwe, że uratował mi życie.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie i stanęłam twarzą w twarz z brązowookim okularnikiem. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę w milczeniu, po czym rzuciłam mu się na szyję i mocno go przytuliłam. Chłopak objął mnie w talii i również przytrzymał mocno przy sobie. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, ale szybko je otarłam. Tak bardzo cieszyłam się, że tutaj był. Czułam radość na myśl, że mnie nie zostawił. Przyszedł mnie uratować. W tej właśnie chwili przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Natychmiast odsunęłam się od szukającego i ujęłam jego twarz w dłonie. Uniosłam jego głowę lekko do góry i przyjrzałam się siniakowi na podbródku.
Puściłam chłopaka zakłopotana:
- Przepraszam za to - odparałam i poczułam jak na policzkach pojawiają mi się rumieńce zakłopotania. - Ale myślałam, że jesteś...
- Edmundem - dokończył za mnie, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Tak wiem. Erik już nam wszystko opowiedział.
- Tak czy inaczej... Przepraszam.
- Nic się nie stało - odpowiedział z uśmiechem. - A teraz siadaj. Musimy omówić taktykę pokonania Serafiny.
- MY? - zapytałam zdziwiona.
- No jasne. Chyba nie myślałaś, że zostawimy cię z tym samą Ruda - odpowiedział Syriusz z uśmiechem.
Spojrzałam najpierw na niego, a potem na kiwającego głową, na potwierdzenie, Jamesa i poczułam jak zalewa mnie fala ciepła. Uśmiechnęłam się do nich z wdzięcznością i powiedziałam:
- Dziękuję wam.
***
Skradałam się z chłopakami przez pole dzielące wioskę od zamku. Nie było to łatwe, ale nie radziliśmy sobie najgorzej. Powiem inaczej. Nie radzilibyśmy sobie najgorzej, gdyby nie to, że James i Syriusz wciąż gadali. Może i niezbyt głośno, ale i tak doprowadzali mnie do białej gorączki. W końcu odwróciłam się i trzepnęłam okularnika po głowie.
- Ej! Za co to!?
- Za niewinność, wiesz.
- No raczej.
- To był sarkazm geniuszu.
- Ej! Nie obrażaj geniuszy - mruknął Syriusz, za co oberwał od Pottera w brzuch.
Zaczęli się dziugać i uderzać. Narobili tyle zamieszania, że pojawił się przy nas Erik.
- Zamknijcie się, bo jeszcze wszystko zepsujecie! - warknął na nich, po czym zwrócił się do mnie. - Lily! Miałaś ich pilnować.
Spojrzałam na niego spode łba po czym odpowiedziałam:
- Sam weź ich pilnuj. Są jak małe dzieci. Nieznośnie rozrabiaki nie do uciszenia.
- Ej! Kogo nazywasz dziećmi. My pseciez jestesmy duzi mamusiu - odpowiedział Syriusz głosem niemowlęcia.
Tylko karcący wzrok powstrzymał mnie od parsknięcia śmiechem na głos. Musiałam zatkać usta dłonią, by nie wybuchnąć.
- Zamknijcie się, bo serio nic nie wyjdzie z tego planu.
Ech... Miałam już dość. Ten plan na serio był słaby, a przy naszym nieodpowiednim zachowaniu wyglądało na to, że nie miał prawa się powieść.
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Raptownie się zatrzymałam, przez co chłopaki na mnie powpadali. Zaczęli coś do mnie szeptać, ale przestałam ich słyszeć. Właśnie rozważałam powiem bardzo głupi i nieodpowiedzialny pomysł. W końcu jednak doszłam do wniosku, że ma większe szanse powodzenia, niż ten wymyślony przez Erika i Steve'a. No i nie mogłam pozwolić, by ludziom tutaj stała się krzywda. Musiałam to zrobić. Piekielnie się bałam, ale jednak... To był mój obowiązek. Nabrałam głęboko powietrza w płuca, po czym wypuściłam je ze świstem. No trudno. Raz się żyje. Chyba jestem jakaś głupia, że to robię. Ale... No dobra raz kozie śmierć.
Wstałam z klęczek. Chłopcy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, po czym Steve, który szedł na końcu naszej grupki zapytał:
- Lily, co ty robisz?
- Życzcie mi szczęścia powiedziałam do nich, po czym wyszłam z cienia, w którym byłam i krzyknęłam w stronę zamku:
- Serafino! Chciałaś mnie zabić!? Proszę bardzo, teraz masz okazję.
- Lily, co ty robisz? - usłyszałam dochodzący z krzaków syk Erika.
Zignorowałam go jednak i kontynuowałam.
- Proszę bardzo Serafino. Jestem i czekam! Ale chcę z tobą walczyć! Daj mi taką możliwość a więcej, ani ja ani nikt inny nie skieruje się przeciw tobie. Daj mi szansę stoczenie z tobą sprawiedliwego pojedynku. Jeśli zginę, nie będziesz się już musiała przejmować buntownikami. Podporządkują ci się. Przystań na moją propozycję. Nie masz nic do stracenia.
Przez chwilę panowała całkowita cisza. Rozejrzałam się wokół, a potem spojrzałam na mury. Niczego nie dostrzegłam. Miałam właśnie uciec ponownie za drzewa, gdy nagle otoczyło mnie zewsząd jaskrawe światło. Zasłoniłam oczy ręką, gdyż jasność mnie oślepiała. Usłyszałam dobiegające z pobliska głosy przyjaciół, wykrzykujących moje imię. Nie mogłam jednak im odpowiedzieć. Coś ścisnęło mnie w gardle. Miałam dziwne wrażenie, że nie wyjdę z tego cało.
***
Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...
Kiedy zobaczyłem, jak Lilka zostaje zamknięta w świetlanej bańce, która powoli pokierowała się ku zamkowi Serafiny, strach ścisnął mnie w gardle. Nie mogłem wykrztusić z siebie nawet słowa. Wpatrywałem się oniemiały w oddalającą kię kulę światła.
Czy ona naprawdę to zrobiła? Ale... Dlaczego? Dlaczego to zrobiła? Czekała ją przecież teraz niechybna śmierć. Ta myśl mnie ocuciła. O nie... Nie pozwolę jej zginąć. Musi przeżyć. Musi. Już po raz drugi w ciągu dwóch dni martwiłem się o jej życie. Głupia dziewucha. Czemu ona zawsze wpakuje się w największe bagno? Wiedziałem jednak, że muszę jej pomóc.
Zerwałem się na nogi, po czym spojrzałem na przyjaciół i powiedziałem:
- Chodźcie. Musimy jej pomóc. Nie zostawimy jej tam samej.
Wszyscy moi trzej towarzysze zgodnie pokiwali głowami, po czym pobiegliśmy do zamku. Miałem nadzieję, że kiedy tam dotrzemy, nie będzie jeszcze za późno.
Koniec psot...
***
Kiedy bańka wreszcie zniknęła, przetarłam obolałe oczy. Mimo, że przez cały czas miałam je zamknięte, światło i tak je podrażniło. Efekt tego był taki, że teraz miałam mroczki. Potrząsnęłam gwałtownie głową, by pozbyć ich się z pola widzenia. W końcu wzrok mi się poprawił i odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się uważnie i nagle zamarłam.
Stałam na dziedzińcu. Tym samym, na którym byłam torturowana. Jednak tym, co mnie zdziwiło, nie było samo miejsce, a osoba, którą zobaczyłam. Szybko do niej podbiegłam i przytuliłam.
- Jess! Jak się cieszę, że nic ci nie jest! Choć, musimy stąd uciekać. Ona zaraz się tu pojawi - powiedziałam puszczając przyjaciółkę i łapiąc ją za rękaw, by pociągnąć za sobą.
Wyszarpnęła mi się jednak. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem:
- Pospiesz się! - ponagliłam. - Mamy niewiele czasu!
- Nie masz już w ogóle czasu - odpowiedziała.
- Co? Jak to? - zapytałam zdziwiona.
- Bo widzisz droga Lily... To ja jestem Serafiną...
c.d.n.
-------------------------------------------------------
Mam wrażenie, że ten rozdział jest beznadziejny. Nic nie jest jasne, napisany byle jak. Przepraszam, ale mam nadzieję, że się poprawię i następny będzie lepszy od tego.
A teraz mam pytanie. Zaproponujecie mi jakieś dwa fajne męskie imiona? Potrzebuję ich do miniaturki.
Pozdrawiam i życzę przyjemnej lektury :D
Jest bardzo fajny :3
OdpowiedzUsuńNikodem jest całkiem ładne i Raphael tez.może być :D
Hmmm... Całkiem fajne. Zobaczę jak się będą zgrywać z nazwiskami, które im wymyśliłam :D
UsuńŻe co ? Jan to jess jest Serafina ? Tego sie kompletnie ni spodziewałam. Mam nadzieje ze kolejny rozdział dodasz szybko
OdpowiedzUsuńCieszę się, że cię zaskoczyłam. Wpadłam na to całkiem niedawno :) Rozdział nie wiem kiedy, ale mam nadzieję, że bedzie niedługo, ale zapewno dopiero w nowym roku.
UsuńJess to Serafina!? It's impossible!!- jak to mawia mój ojciec. Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału :-)
OdpowiedzUsuńCo do imion to mi się podoba Logan i Chase
Jakby co u mnie też nowy rozdział :-)
Nareszcie :D Już tam idę. A imię Logan bardzo pasuje do jednego z wymyślonych przeze mnie nazwisk. Może wykorzystam to imię XD
UsuńCo...chwila. Nie. Jess?? Lily, w co ty się wpakowałaś?! Biednaaa ;_____;
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam, nie wiem czemu ;~; James, awww *^*
Kontynuuj szybko, błagam!
A co do imion, polecam Holden, Bryan, Alex, Stewart, Michael :3
Postaram się dodać szybko, ale nic nie obiecuję.
UsuńCo do propozycji imion, wydaje mi się, że Holden albo Bryan będą pasować. Wybiorę może któreś z nich. Myślę jednak, że przed rozdziałem, możesz się spodziewać miniaturki :D
Jestem ciekawa czy się spodoba :)
Holden i Bryan to moje ulubione :D
UsuńOj, podoba się, podoba ^^
Cieszę się z tego powodu :)
UsuńCo?1 Jess jest Serafiną?! O to małpa! A ten.... Ten chłopak, który się kłócił z Jess? ;-;
OdpowiedzUsuńDobra. Jest za 15 pierwsza, a ja jeszcze nie śpię O_O
Rozdział przeczytam jutro ;* *zła Yuri zajrzała na koniec*
Okej... Chyba idę za chwile spać ;-;
Ok, w takim razie słodkich snów.
UsuńI nie patrzy się na koniec (upomina ją). Niszczysz sobie wtedy całą niespodziankę ;P
Okej... Miniaturka napisana, rozdział zaczęty, Jestem wściekła na brata i nie mogę zjeść chipsów ;-; Chyba idealny moment na pisanie koma, co? :D
UsuńEmm... Yuri taki kłamca xD Nie poszedł spać, wtedy kiedy mówił że pójdzie xD
A ty? Do której balowałaś w sylwestra? :3
Spalić ją chce? ;-; Yuri się z nim policzy! >.< Naprawdę!
Co?! Lily kochanką... Tego czegoś? O nie >_<
Edmund? Uff... Teraz Lily już wie, że to nie James <3
( W ogóle u ciebie tak słodziutko, kochają się i tak dalej, a u mnie już są skłóceni xD I tacy pozostaną... Oj długo pozostaną xD Ale wiesz... Michael pocieszy, nie? :D )
Czekaj... Yuri musi chwile pomyśleć... Okej, już. Przygotuj się.
JAKI NÓŻ DO CHOLERY?! EDMUND! JAK TKNIESZ MOJĄ LILY TO CI NOGI Z DU... TYŁKA POWYRYWAM!
O nie... O nie... JAK ON ŚMIAŁ TKNĄĆ LILY?! James przyjdzie i mu wkopie prawda? :c
Nie nienawidzi cię! On cię kocha Lily! No błagam was ;-;
Jak to podniesiemy poprzeczkę? *patrzy przestraszona na ciebie*
Że co?! Nóż?! Do białości? *zakrywa dłonią usta* James! James! JAAAAAAAMEEEEEEEEEESSSSSSSSSSSSSS!
James! Biegnij! Sprintuj! Dajesz! Truchtaj! Biegaj z Gercią! *Nie ogarniesz xD*
Rozmowy Jamesa z rozumem - bezcenne xD
Co? Jakie udawanie Jamesa? On jest prawdziwy ;-;
Nie będziesz miała bliźniaków :c
Hmm... Przez chwilę podstawiłam za Lily siebie, a za Łapę Strudla... Pasowało jak ulał <3 Idealnie przyjaciele <3
Słodziutkie to było *-*
O nie James. To TY zawsze się pakujesz w największe kłopoty :P
Droga Lily? Droga Lily?! Co?! Przecież jak ona się może zwracać "Droga Lily" do Lils w tym samym zdaniu co mówić, że jest Serafina?! ;-;
Wybacz :c Nie chciałam zajrzeć na koniec ;c
CZEKAJ... COŚ TY POWIEDZIAŁA?! JAKI BEZNADZIEJNY?! >_< Odwołań to! ;-;
Wybacz, że tyle czekałaś na kom :c Szkoła zabiera mnóstwo czasu ;c Z rozdziału mam około 20 linijek na około 120 potrzebnych ;-; Jak nie więcej :c
No ale kończę ten okropny, chaotyczny i długo wyczekiwany kom ;-;
O rany! Nie mogę sobie odmówić odpowiedzenia na ten kom, więc zaczynam.
UsuńCo do tego całego - jest słodko. Hehe... Myślę, że to może jeszcze z... zaczekaj, zaraz policzę... Najpierw dokończenie sylwestra, potem paczka wraca do Hugwartu, potem jeszcze ze dwie, najwyżej trzy żeczy i... Ha... Koniec! Nie będzie już tak pięknie! :D
Lily i James u ciebie skłuceni, no ale nie ma to jak Michael ;P
O rany x2!
Kiedy czytałam ten kom, to po prostu nie wyrabiałam i zaczęłam się śmiać. Dziękuję. Mam motywację do napisania kolejnego rozdziału :D
Ok. Ustaliłam. W rozdziale 43, nie będzie już tak pięknie jak było dotychczas, choć to co będzie w rozdziale 39 może cię zaskoczyć :D
UsuńJak to tu nie mojego koma? Przecież komentowłam! No ok.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zwykle, ty mnie umiesz zaskakiwać ;)
Luna
Cieszę się, że się podoba i że zaskoczyłam :)
Usuń