Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...
Obudziłem się w swoim dormitorium, z twarzą schowaną w poduszce. Kotary łóżka były zasunięte, a ja leżałem wygodnie na miękkim materacu. Powoli się przeciągnąłem i przekręciłem na plecy. Wpatrywałem się przez chwilę w sufit. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać. W końcu jednak się zebrałem i odsunąłem kotary. Spojrzałem na zegarek i oniemiałem. Cooooo...? Serio była już 14? Nie możliwe. Zerwałem się z posłania i wpadłem do łazienki. Szybko się umyłem i założyłem świerze ciuchy. Wyszedłem z łazienki i spojrzałem na łóżko Syriusza. Chłopaka już na nim nie było. Co za kretyn. Nie raczył mnie nawet obudzić. Prychnąłem z oburzeniem, po czym założyłem buty i cicho otworzyłem drzwi dormitorium, po czym wyszedłem na korytarz, a potem do Pokoju Wspólnego.
Gdy już byłem na miejscu, zamarłem zdziwiony. Syriusz i Lily właśnie sobie w najlepsze rozmawiali, śmiejąc się co chwilę. Poczułem, jak krew gwałtownie przyspiesza w moich żyłach. Odetchnąłem i spróbowałem spowolnić szybko bijące serce.
Uspokój się James. Wszystko jest ok. Oni tylko rozmawiają.
Głupek. Teraz rozmawiają, ale kto wie, jak to się skończy.
Oni są tylko przyjaciółmi.
Nie bądź taki pewien.
Ale przecież nic się między nimi nie dzieje.
Tego nie wiesz na pewno.
Ten głos w głowie zaczynał mnie coraz bardziej irytować. Jeżeli inni też tak mieli, to im nie zazdrościłem. To było koszmarne. Walka z samym sobą. Tego nie da się wygrać.
Spojrzałem na miejsce, gdzie przebywali moi przyjaciele. Łapa siedział wygodnie rozparty w fotelu, a Lilka zajmowała kanapę. W jednej ręce trzymała książkę. Palcem zaznaczyła stronę, na której przerwała czytanie. W drugiej ręce miała kubek kakao, a nogi okryła kocem. W blasku ognia włosy, miały płomiennorudy kolor. Na policzkach pojawiły się lekkie dołeczki. Odprężyłem się. Była taka piękna, kiedy się śmiała.
Nagle nasze spojrzenia się skrzyżowały. Spojrzałem w te jej piękne, szafirowe oczy i odpłynąłem. Na twarzy dziewczyny pojawił się radosny uśmiech, a w moim brzuchu coś się poruszyło. Ostatnio coraz częściej się do mnie uśmiechała. I dobrze. Wyglądała wtedy przepięknie.
Ostatnimi czasy, żadko się kłóciliśmy. Częściej wspólnie żartowaliśmy i spędzaliśmy czas. Uwielbiałem te chwile. Cieszyłem się, że wreszcie przestaliśmy być w konflikcie. Dużo przyjemniej było mi się z nią przyjaźnić. Przestałem ją wypytywać, czy pójdzie ze mną na randkę. To nie znaczy oczywiście, że przestała mi się podobać. Co to, to nie. Zrozumiałem po prostu, że najpierw powinienem dać jej trochę czasu, żeby mnie poznała. Niedługo, znów spróbuję i wtedy może się zgodzi.
Moje rozmyślania przerwał Black, który uśmiechnął się do mnie po huncwocku i zapytał:
- A więc nasza śpiąca królewna, wreszcie raczyła wstać?
Spojrzałem na niego i udając naburmuszonego stwierdziłem:
- A obudzić mnie, to co? Nie łaska?
- Chciałem, ale Lilka stwierdziła, że powinniśmy pozwolić ci się wyspać.
Spojrzałem na dziewczynę z uśmiechem i mrugnąłem do niej, na co lekko się uśmiechnęła.
- Tam masz śniadanie - powiedziała, wskazując głową jeden ze stolików, na którym stała taca.
- Dzięki Lilka - powiedziałem biorąc talerz.
Podszedłem do przyjaciół i już miałem zamiar usiąść na ostatnim wolnym fotelu, gdy Ruda podciągnęła nogi, robiąc mi miejsce obok siebie. Przyznaję, zaskoczyło mnie to. Z chęcią jednak usiadłem obok niej i słuchałem dyskusji przyjaciół. Upewniałem się wtedy w tym, iż nic się między nimi nie dzieje. Odetchnąłem z ulgą. Nigdy bym nie wybaczył Syriuszowi, gdyby odbił mi dziewczynę moich marzeń.
Kiedy wybiła godzina 16, Lilka powiedziała, że ma coś do zrobienia w swoim dormitorium, więc pożegnała się z nami i poszła do siebie, a my dwaj, siedzieliśmy w PW wpatrując się w kominek.
- Wiesz co Rogaś.
- Mhm...
- Powinniśmy zrobić jakiś kawał. Co o tym myślisz?
- Nie ma komu - westchnąłem. - Nie mamy nawet komu podokuczać bo Smark też wyjechał.
Żeby nie było. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Lily przyjaźni się ze Snapem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nic na to nie poradzę. Wiem, że nienawidzi jak mu dokuczamy, dlatego staramy się to robić w tajemnicy przed nią. Ostatnio, coraz lepiej wychodzi nam, ukrywanie tego przed Rudą. Ale mniejsza z tym. Smarka nie ma, innych uczniów też nie ma. Nawet dyrektor jest w tej chwili nieobecny. A z nauczycieli, pozostali tylko McGonagall, Sprout no i Ślimak. Na serio nie było komu podokuczać.
Spojrzałem na Łapę z rezygnacją, gdy nagle dostrzegłem iskrę podniecenia w jego oczach. Na ustach pojawił mi się uśmiech. Wymieniliśmy spojrzenia i już po chwili przywołałem z dormitorium mapę i pelerynę.
- Więc co zamierzasz? - zapytałem rozkładając pergamin i przyglądając się planowi Hogwartu.
- Co prawda nie ma komu podokuczać, ale przecież zawsze możemy trochę uszkodzić lochy, czy niektóre z sal lekcyjnych. Co ty na to Rogaś?
- Wchodzę w to Łapciu.
Szybko więc nażuciliśmy na siepie pelerynę niewidkę i wyszliśmy z PW. Po chwili byliśmy już przed gabinetem nauczycielskim. Ostrożnie weszliśmy do środka.
- I jak? - zapytałem.
- Czysto - szepnął Syriusz.
Zdjęliśmy pelerynę i zabraliśmy się do pracy. Po około pół godzinie pokój był nie do poznania. Białe do tej pory ściany wymalowane były kolorowym graffiti, dodatkowo utwardzonym, by nie dało się go łatwo zmyć. Wszędzie poprzyklejane były najróżniejsze plakaty. Od różowych, do zielonych. Z motorami, roznegliżowanymi czarodziejami i czrodziejkami. Wszędzie balony, różowe i białe misie oraz pluszowe jednorożce. Wszystko w dodatku przyozdobione brokatem i świecącymi gwiazdkami. Po prostu cud, miód i malina.
Wyszliśmy z Łapą z gabinetu, ukrywając się pod peleryną i próbując nie śmiać się szaleńczo, co nie bardzo nam wychodziło. Dobrze, że nie natknęliśmy się na nikogo, bo słysząc nasz szaleńczy chichot, natychmiast by nas nakryli.
Kiedy w końcu odrobinę ochłonęliśmy, zeszliśmy do lochów. Tam również postanowiliśmy dokonać kilka psikusów. Ruchome piaski na podłodze, kawałek dalej bagno. W między czasie Olbrzymia dziura, wypełniona wężami, a jeszcze dalej katapulty i zapadająca się podłoga. Istny tor przeszkód.
Kiedy w końcu zakończyliśmy nasze dzieło, nadszedł etap, na ostatnią część planu. Demolkę sal. To była akutar najłatwiejsza część, choć po niej zaczynała się najgorsza. Wróciliśmy na piętro i dotarliśmy do części z salami lekcyjnymi. Stanęliśmy po przeciwnych stronach korytarzu i popatrzyliśmy po sobie.
- Na trzy? - zapytałem.
Łapa skinął głową na potwierdzenie.
- A więc raz...
- ...dwa...
- ... TRZY! - wrzasnąłem otwierając drzwi do sali i wrzucając łajno bombę.
Szybko zamknąłem wejście i pobiegłem w kierunku następnego pokoju. Po kolei otwierałem wszystkie drzwi, wrzucając tam narzędzie zniszczenia. Po drugiej stronie korytarza, Syriusz robił to samo. Powtórzyliśmy to na kilku piętrach po kolei. Kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy, popatrzyliśmy po sobie w napięciu. Trwało to kilka dobrych chwil.
- Co jest grane? - zapytałem.
- Nie wiem. Powinny właśnie wybu...
Nie zdąrzył dokończyć, gdy usłyszeliśmy przeraźliwe wybuchy na niższych piętrach, które następowały jeden po drugim, bez wytchnienia. Zaśmiałem się, wyobrażając sobie zniszczenia. Syriusz po chwili zaczął się śmiać razem ze mną.
Nie trwało to jednak długo, gdy usłyszeliśmy głośmy krzyk roznoszący się po całej szkole:
- BLACK!!! POTTER!!! JAK WAZ ZNAJDĘ, TO NIE RUSZYCIE SIĘ Z MIEJSCA PRZEZ NAJBLIŻSZY TYDZIEŃ!!!
- Wiejemy! - krzyknąłem pchając przed sobą Syriusza, który po chwili już bez mojej zachęty, uciekał korytarzem przed wściekłą nauczycielką.
Ta ucieczka trwała chyba godzinę. Nie, nie żartuję. To na serio była niemal godzina.
- Co teraz? - zapytałem.
- Chodź. Mam pomysł - odpowiedział Syriusz i kazał mi biec za sobą.
Biegliśmy przez chwilę, choć byliśmy już nieźle wyczerpani. Co prawda, znaliśmy zamek doskonale, jednak McGonagall chyba się wciąż teleportowała, gdyż widzieliśmy ją na każdym kroku. Nawet mapa wariowała i wciąż pokazywała ją w innym miejscu.
W końcu dobiegliśmy do portretu Grubej Damy. Spojrzałem ze zdziwieniem na Łapę.
- Serio? To jest twój plan? Ukryć się w PW? Myślisz, że nas tam nie znajdzie?
- No jasne, że znajdzie. Tyle że z tego powodu że, jako jedyni zostaliśmy w zamku, mamy pewien mały przywilej. Możemy zmienić hasło kiedy tylko chcemy. Ale tylko raz.
- Serio? - spytałem zdziwiony. - Skąd to wiesz?
- Od Rudej. Powiedziała mi to dzisiaj, jak ty sobie smacznie spałeś.
Poczułem lekki ucisk zazdrości. Dlaczego powiedziała to Syriuszowi a nie mnie? Zapytałem go o to.
- Och, no wiesz... Nie chciała ci mówić, bo obawiała się, że zmienisz to hasło na jakieś mega idiotyczne, w stylu "Liluś, najpiękniejsza dziewczyna pod słońcem i luba Jamesa Pottera".
Na moich ustach pojawił się uśmiech. Była blisko. Gdybym o tym wiedział, to hasło brzmiałoby tak: "Liluś, najpiękniejsza dama pod słońcem i dziewczyna Jamesa Pottera".
W tym czasie jednak Syriusz podał Grubej Damie stare hasło i właśnie głowił się nad nowym. W końcu, nie mogąc wymyślić nic lepszego, rzucił słowo 'krówki' i pociągną mnie do PW, zamykając za nami obraz. W ostatniej chwili, gdyż McGonagall już wbiegała na piętro.
Staliśmy za portretem zestresowani. Jeżeli plan nie wypalił, to już po nas.
- Świąteczny budyń - usłyszeliśmy zdyszany głos profesorki.
- Błędne hasło - odpowiedział obraz.
Zapadła chwila ciszy.
- Jak to, błędne hasło?! - wydarła się profesorka. - Nowe miało być dopiero po przyjeździe uczniów.
- Przykro mi, ale hasło jest niepoprawne. Nie wpuszczę nikogo.
- Ale błagam. przecież jestem nauczycielką i opiekunką domu. Musisz mnie wpuścić.
- Nie jeśli nie znasz hasła. A teraz żegnam.
Po tych słowach nie słyszeliśmy nic. Dopiero po chwili dotarły do nas odgłosy obcasów, udeżających o podłogę i coraz bardziej oddalających się od nas. Weszliśmy w głąb PW i spojrzeliśmy na siebie z głupimi minami. Po chwili tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu. Kiedy napad głupawki się kończył, patrzyliśmy po sobie, po czym znów parskaliśmy śmiechem. Trwało to dobre piętnaście minut, albo i dłużej. Wystarczająco długo, żeby rozbolał mnie brzuch. W końcu się uspokoiłem. Syriusz również, choć co jakiś czas wciąż chichotał. Podnieśliśmy się z ziemi i rozejrzeliśmy po pomieszczeniu. Na stole stały tace z jedzeniem. Kolacja? Tak wcześnie? Spojrzałem na zegar i się przeraziłem. Naprawdę było już po dwudziestej? Spojrzałem zaskoczony na Łapę, który wyglądał na równie zdziwionego. No cóż. Nie od dzisiaj wiadomo, że przy dobrej zabawie czas szybko mija.
Zjedliśmy kolację. Westchnąłem. Byłem najedzony, wesoły i było mi ciepło. Czego więcej do szczęścia może brakować? Wiedziałem doskonale czego. Wstałem z krzesła i wziąłem ostatnią tacę z jedzeniem.
- Chodź. Zaniesiemy to Lily. Nie mam pojęcia, co ona tam u siebie robi, ale na pewno jest głodna.
Syriusz skinął głową na potwierdzenie i ruszyliśmy w kierunku damskiego dormitorium. Łapa zadbał o to, żebyśmy spokojnie mogli wejść po schodach i już po chwili otwierał drzwi pokoju. Gdy tylko weszliśmy do środka, zakręciło mi się w głowie.
Pokój, był pełny dymu. W powietrzy czuło się setki odurzających zapachów. Ponadto, było bardzo gorąco. Okulary mi zaparowały. Zanim to jednak nastąpiło, zdążyłem zobaczyć mnóstwo walających się po całej podłodze buteleczek i fiolek.
- Lilka! Coś ty tutaj narobiła?
- Oooo... Hej chłopaki.
- Syriusz, otwórz okno, niech się tutaj wywietrzy - powiedziałem
- Czemu sam tego nie zrobisz? - zapytał
- Po pierwsze, jakbyś nie zauważył, czemu się nie dziwię, bo najwyraźniej jesteś ślepy, niosę Evans jedzenie. Po drugie, ja też jestem tutaj ślepy, bo mi okulary zaparowały, więc łaskawie rusz swój tyłek do okna i je otwórz.
W odpowiedzi usłyszałem ciche przekleństwa pod moim adresem, jaki to jestem ślepy itp., jednak już po chwili poczułem na twarzy podmuch wiatru. Okulary wreszcie mi odparowały.
- Co tutaj się stało Ruda? - zapytała Łapa.
- O rany! Co za bajzel!
- Dopiero teraz to zauważyłaś? - spytałem ze śmiechem.
W odpowiedzi tylko skinęła głową, po czym wyjęła z kieszeni różdżkę i nią machnęła. W całym pokoju zapanował porządek.
- Nieźle - pochwalił ją Syriusz.
- Dzięki.
- A tak w ogóle, to co robiłaś? - zapytałem zaciekawiony.
Spojrzała na nas, po czym gestem pokazała nam, że mamy usiąść. Przypomniałem sobie o kolacji, którą dla niej przyniosłem.
- Dzięki - powiedziała uśmiechając się.
- Dla ciebie milaydie wszystko - odparłem z huncwockim uśmiechem.
Przewróciła tylko oczami, ale na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uwielbiałem, kiedy się na mnie nie złościła. W końcu zabrała się za jedzenie i zaczęła wyjaśniać:
- A więc... Jakiś czas temu postanowiłam zrobić pewien napój, a że akurat mam trochę czasu, to postanowiłam się za niego wreszcie zabrać.
- I jak ci wyszedł? - zapytał Syriusz.
- Prawdę mówiąc, to jeszcze nie wiem - odparła spuszczając wzrok zawstydzona.
Wyglądała tak pięknie. Nagle podniosła głowę, a w jej oczach zobaczyłem płonące lekko iskierki podniecenia.
- A może by tak... - zamilkła w pół słowa i spojrzała na nas dwóch z dość podejrzanym, jak na mój gust, uśmieszkiem na ustach. - Może byście tak zostali moimi testerami, co? Kto jak kto, ale wy na pewno powiecie mi jak to smakuje.
Nie czekając na odpowiedź nalała do trzech szklanek przejrzystego, lekko żółtawego płynu, z kociołka, który stał obok niej. Podała nam naczynia, które ostrożnie wzięliśmy do rąk.
- A skąd mamy niby wiedzieć, że to nie trucizna? - zapytałem podejrzliwie.
- A kto by tam chciał was zabijać - prychnęła. Nie ma po co.
- Wiesz co? Wypraszam sobie - udałem obrażonego.
Widząc to tylko się zaśmiała.
- To co, pijecie? - zapytała.
- A to będzie ryzykowne - zapytał Syriusz.
- Tak - odpowiedziała.
- Nieodpowiednie - tym razem to ja zadałem pytanie.
- Zapewne.
- Może nam się coś pomieszać w mózgach?
- Oczywiście.
- Możemy od tego umrzeć? - zapytał Łapa.
- Wy? Zawsze.
Popatrzyliśmy po sobie, po czym wzruszyłem ramionami i stwierdziłem:
- A więc, raz kozie śmierć.
Po tych słowach oboje wypiliśmy napój, do dna. Odstawiłem szklankę i poczułem rozchodzące się po ciele przyjemne ciepło, a w głowie, przyjemną, uspokajającą ciszę. Westchnąłem.
- I jak? - zapytała Lily.
- Co to było? - zapytałem zaciekawiony.
- Mój własny alkohol.
Spojrzeliśmy na nią zdziwieni.
- Twój alkohol? - zapytałem zaskoczony.
- No, no, no. Nasza pani prefekt, okazuje się nie być taka znowu święta - stwierdził Łapa z uśmieszkiem.
- Skoro tak mówisz, to znaczy, że nic o mnie nie wiesz - odparła z szatańskim uśmieszkiem.
Popatrzyliśmy po sobie z Łapą zdziwieni. Po kim, jak po kim, ale po Lilce, to się tego nie spodziewaliśmy.
- Jaką nadasz mu nazwę? - zapytał mój kumpel.
- Jeszcze nie wiem, przyznała z westchnieniem. Jak coś wymyślicie, to dajcie znać.
Skinęliśmy głowami i zaczęliśmy myśleć, jednak jakoś nie byłem do tego bardzo chętny. Zaczynałem się powoli nudzić. Nagle do głowy wpadł mi wspaniały pomysł.
- Co wy na to, żeby zagrać w butelkę?
- No jasne - natychmiast poparł mnie Syriusz.
- Zgoda. Pod warunkiem, że nie gramy na pytania typu, kto ci się podoba itd. jasne?
- Spoko - zgodziliśmy się razem z Syriuszem.
Evans wyjęła pustą butelkę z szafki i podała ją Syriuszowi, by zakręcił jako pierwszy. Wypadło na Lilkę. Syriusz zatarł ręce.
- A więc powiedz mi Ruda, jaki był najlepszy numer, jaki wykręciłaś?
Spojrzał na mnie, po czym mrugnął porozumiewawczo. Chyba obaj byliśmy pewni, że powie, o kawałach z przed kilku tygodni. Jednak jej odpowiedź, całkowicie nas zaskoczyła.
- To było jeszcze jak byłam dzieckiem. Razem z koleżanką przekopałyśmy pod całą dzielnicą chyba z setkę tuneli. W końcu wszystko się zawaliło.
Patrzyliśmy po sobie zdumieni. Lily? Zawalenie dzielnicy? My chyba naprawdę malo wiedzieliśmy o tej zielonookiej dziewczynie. W tym czasie ona zakręciła butelką. Wypadło na mnie.
- A więc? Słucham?
- Co myślisz o tym alkoholu i o tym, że go zrobiłam?
- Alkohol? Absolutnie odjechany. Czuję się bosko. I nadal nie mogę uwierzyć w to, że go zrobiłaś. Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał. Właśnie wyszło na jaw, jak mało o tobie wiem. Ale to czego się dowiaduję wciąż mnie zaskakuje, dlatego chcę spędzić z tobą więcej czasu i lepiej cię poznać.
To było dziwne, że udało mi się skleić tak rozbudowane i w dodatku sensowne zdanie. Ale mnie tam to pasi. Zakręciłem butelką. Wypadło na Lily. Uśmiechnąłem się pod nosem. Już wiedziałem o co ją zapytam.
- Pokaż mi coś, czego nikomu do tej pory nie pokazywałaś.
Zastanawiała się przez chwilę. W końcu jednak, na jej twarzy odmalował się wyraz olśnienia. Zdjęła buty, po czym podwinęła lewą nogawkę spodni. Wzięła różdżkę i mruknęła coś cicho pod nosem. Nagle zobaczyłem złotą bransoletkę, którą miała na kostce.
- To prezent od przyjaciółki - wyjaśniła. - Dostałam ją od niej, kiedy wyjeżdżała za granicę. Nigdy jej nie zdejmuję, ale też nigdy nikomu nie pokazuję. To coś, co powinno zostać na zawsze tylko dla mnie.
Przez chwilę patrzyła jeszcze na obręcz na kostce, po czym z powrotem ją zakamuflowała i opuściła nogawkę spodni. Zakręciła butelką. Tym razem wypadło na Syriusza. Uśmiechnęła się.
- A więc... Powierz nam jeden ze swoich sekretów.
Łapa zamyślił się na chwilę. To nie było łatwe pytanie. Szczególnie dla niego. Wiedziałem o tym. On nikomu nie ufał. W końcu jednak powiedział:
- Jestem zakochany.
Myślałem, że padnę. Łapa? Zakochany? Nie możliwe. Naprawdę dużo się dzisiaj dowiaduję o przyjaciołach.
W tej chwili Syriusz zakręciła butelką, ponawiając grę. Trwała ona tak jeszcze kilka godzin. Bardzo dużo dowiedziałem się w tym czasie o Lily. Ta dziewczyna coraz bardziej mnie zaskakiwała. Właśnie kręciłem butelką, gdy nagle Syriusz wrzasnął:
- HUNCWOTÓWKA.
Popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem.
- Huncwotówka. Tak powinien się nazywać ten alkohol.
Oczy Lilki zalśniły.
- Syriusz... Jesteś geniuszem. To jest wspaniała nazwa.
Black wypiął dumnie pierś. W tym czasie Ruda machnęła różdżką i na kawałku papieru pojawiła się nazwa podana przez Łapę. Obok przepis. Nakleiła to na jedną z pustych butelek i nalała do niej napoju, po czym z uśmiechem nalała alkoholu do kieliszków nas wszystkich. Stuknęliśmy nimi i unieśliśmy w toaście.
- Za nas! - krzyknęła Lily
- Za zabawę! - zawtórowałem.
- Za "Huncwotówkę" - zakończył Black.
I wypiliśmy do dna.
Koniec psot...
-------------------------------------------------------
Wiem, rozdział miał być w weekend. Przepraszam. Nie miałam za bardzo weny. Ale teraz już jest, więc zapraszam do czytania. Co myślicie o takiej Lilce? I o takich Huncwotach? I co w ogóle myślicie o tym blogu? Napiszcie w komentarzach, bardzo was proszę. To dla mnie ważne.
Przepraszam za wszystkie błędy.
Pozdrawiam :)
Pierwsza!!!!
OdpowiedzUsuńCzad, czad!!! Niegrzeczni chłopcy! Niegrzeczna Lilka! Syri zakochany! Kocham!!!!!!!
Luna
Fajnie, że ci się podoba :D
UsuńHuncwotówka... Ciekawe jak jej wyszła :D
OdpowiedzUsuńSuper :D
Fajnie, że ci się spodobało :D
UsuńHuncwotówka hę? Nie, ale ogółem bardzo fajny pomysł, ale szczerze to na początek myślałam, że się porzygają czy coś xdd. Rozdział bardzo fajny u mnie też 2 notki to możesz zerknąć ( nie przyjmujemy reklamacji za stracony czas). W ogóle to fajnie, że dodałaś notkę. Przeczytałam już wczoraj, ale nie zdążyłam skomentować więc robię to teraz bo wiem, że komy są motywujące i fajnie się je czyta ( no chyba, że hejty, ale ode mnie ich na 100% nie dostaniesz ).
OdpowiedzUsuńhttp://evansuszm.blogspot.com/?m=1
( tak daleko, żeby nie było :-P)
Dzięki za komentarz. Masz rację. To motywuje. U ciebie już byłam i jak już wspominałam rozdział wspaniały. U mnie najbliższy mam nadzieję w weekend, ale u mnie to może być różnie ;)
UsuńFajnie już czekam 😊
OdpowiedzUsuńCiekawie, nie powiem :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twój styl pisania, widzę też, że robisz znaczne postępy w ortografii. Imponują mi Twoje pomysły. Lubię tego typu ff.
Pozdrawiam, życzę weny!
Mrs. Pritchard
P.S.
Nie zawsze mam czas przeglądać blogi, które czytam, więc prosiłabym, żebyś i informowała mnie o nowych rozdziałach na moim blogu (:
Oczywiście :)
UsuńNo i cieszę się, że ci się podoba :D
Hej, rozdział bardzo fajny. Gdybyś miała chwilę czasu to zapraszam do mnie :) www.evans-lily-huncwoci.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńJuż idę :D
UsuńNie ma mojego koma :ooooooo
OdpowiedzUsuńBiałe do tej pory ściany wymalowane były kolorowym graffiti, dodatkowo utwardzonym, by nie dało się go łatwo zmyć. Wszędzie poprzyklejane były najróżniejsze plakaty. Od różowych, do zielonych. Z motorami, roznegliżowanymi czarodziejami i czrodziejkami. Wszędzie balony, różowe i białe misie oraz pluszowe jednorożce. Wszystko w dodatku przyozdobione brokatem i świecącymi gwiazdkami. Po prostu cud, miód i malina. - James
OdpowiedzUsuńNie no James. Prosze cię. My w 2 klasie wysmarowaliśmy całą klase klejem a ty mi coś takiego odwalasz?!
A co do wpisu jest super ;)