18.10.2014

Rozdział 29 - Labirynt strachu

       Staliśmy przed wejściem do labiryntu. Wszyscy wpatrywali się w mrok korytarza naprzeciw nas, zastanawiając się, co też może w sobie kryć. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że coś jest nie tak. Przeczuwałam, że w tym labiryncie może być coś, co zdecydowanie mi się nie spodoba.
       Patrzyliśmy przez chwilę w głąb labiryntu, gdy ze schodów zszedł Dumbledor, a za nim podążała opiekunka naszego domu. Jako pierwsza zauważyłam dyrektora. To dziwne. Ostatnio czułam się trochę tak, jakbym miała oczy dookoła głowy.
       Gdy profesor mnie zauważył mrugnął do mnie. Odpowiedziałam uśmiechem.
       Nagle zawiał zimny wiatr.  Ooooo... To nie wróżyło niczego dobrego.
- Ty będziesz pierwsza...
       Głos w mojej głowie odezwał się tak niespodziewanie, że aż się zachwiałam.
- Lily! Wszystko gra? - zapytała zaniepokojona Ann.
- Tak, wszystko ok - odpowiedziałam lekko zszokowana.
       Dziewczyna patrzyła na mnie uważnie, jednak nic nie powiedziała.
       W końcu inni członkowie domu również zauważyli idących w naszym kierunku nauczycieli i wszystkie szepty, które rozlegały się w całym holu, natychmiast ustały. Dyrektor stanął przed wejściem do labiryntu i uśmiechnął się do nas, po czym rozpoczną przemowę:
- Moi drodzy. W tym roku z okazji Święta Duchów postanowiliśmy zorganizować wam coś nowego. Przed wami Labirynt Strachu. I żeby było jasne, nazwa nie jest przypadkowa. Każdy uczeń ma za zadanie wejść do środka. W środku jest umieszczonych wiele pułapek. Musicie pokonać wszelkie przeciwności i jak najszybciej wyjść. Pierwszoroczni dobierają się w grupy z drugimi i trzecimi klasami. Pozostali poruszają się po labiryncie osobno. Co trzy minuty wpuszczamy kolejne osoby, później również grupy. Pięćdziesiąt najszybszych osób ze wszystkich domów zostanie nagrodzonych.
       Wszyscy uczniowie patrzyli po sobie. Pierwszoroczni już zaczęli dobierać się w grupy, aby mieć w swojej drużynie jak najlepszych kolegów ze starszych klas. Spojrzałam na dziewczyny, które również posłały ku mnie swoje spojrzenia. Złapałyśmy się za ręce, aby dodać sobie nawzajem otuchy.
       Spojrzałam na Huncwotów. Patrzyli na siebie z iskrami w oczach. Ach... Ci to zawsze są chętni do przeżywania przygód. Pokręciłam tylko głową z politowaniem, po czym moje spojrzenie ponownie spoczęło na dyrektorze. Przyglądał się uczniom z uśmiechem, a kiedy gwar nieco się uciszył Dumbledor powiedział:
- No dobrze, skoro już o wszystkim powiedziałem proszę pierwszą osobę, która odważy się wejść do labiryntu.
       Zapadła cisza jak makiem zasiał. Rozejrzałam się po holu. Nikt nie ruszył się z miejsca. Żaden ze starszych uczniów, ani chłopak, ani dziewczyna. Nawet Huncwoci przestali się uśmiechać i patrzyli na siebie niepewnie. Nie chciałam iść jako pierwsza, ale ktoś w końcu musiał to zrobić. Odetchnęłam głęboko, spojrzałam na stojące obok mnie dziewczyny, ścisnęłam ich dłonie w ostatnim, mocnym uścisku, po czym puściłam je i postąpiłam dwa kroki naprzód.
- Zgłaszam się na ochotnika.
- Wspaniale Lily - powiedział dyrektor uśmiechając się zachęcająco. - Masz jakieś pytania?
- Nie Panie Profesorze.
- Więc ruszaj - odpowiedział robiąc mi przejście i pozwalając wejść do labiryntu.
       Po raz ostatni się odwróciłam, a widząc zmartwione miny moich przyjaciółek tylko kiwnęłam głową, po czym odwróciłam się plecami do nich i pobiegłam w głąb ciemnego korytarza.

***

        Biegłam przez chwilę, po czym zatrzymałam się na skrzyżowaniu i zastanowiłam. Ten labirynt naprawdę nie napawał mnie optymizmem. Chciałam się z niego jak najszybciej wydostać. Ale nie zrobię tego przecież na ślepo.
       Zamyśliłam się, próbując przypomnieć sobie jakieś zaklęcie które mogłoby mi pomóc. Przejrzałam w myślach wszystkie zaklęcia, o których niedawno czytałam. W końcu po jakimś czasie przypomniałam sobie o pewnym zaklęciu. Zwróciłam się twarzą w kierunku prawego korytarza i wyszeptałam:
- Sonus fluctus.*
       Dźwięk oddalił się na chwilę, jednak już po chwili do mnie wrócił. Ok, a zatem wszystko jasne. Korytarz kończył się ślepym zaułkiem. Ponowiłam zaklęcie, rzucając je najpierw na korytarz przed sobą, a potem na ten po mojej lewej. Ostatnie przejście jako jedyne nie kończyło się ślepą uliczką, więc czym prędzej ruszyłam przed siebie.
       Pędziłam tak przez chwilę na każdym zakręcie korzystając z zaklęcia dźwiękowego i już zaczęłam wierzyć, że przejście tego labiryntu nie będzie takie trudne, gdy nagle pojawił się przede mną dementor. Włoski zjeżyły mi się na karku. Co on tu robi? Przecież nie wolno im wchodzić do szkoły. Jednocześnie przerażona, jak również zła biegłam dalej. Po drodze skupiłam się na twarzach moich przyjaciół, po czym przywołałam patronusa, dzięki czemu natychmiast przegoniłam nieproszonego gościa.
       Biegłam dalej chcąc jak najszybciej wyjść. Mimo, że teraz labirynt nie wywoływał już we mnie takiego lęku jak na początku, to jednak wciąż czułam się niepewnie, a plątanina korytarzy dezorientowała mnie i napawała czujnością.
       W pewnym momencie, gdy zatrzymałam się na rozdrożu, by jak zwykle dojść do tego, którędy powinnam iść, nagle zaatakował mnie cień. Odchyliłam się, aby uniknąć ataku, jednak istota już po chwili zawróciła i ruszyła wprost na mnie. Spróbowałam ją zaczarować, jednak zaklęcie przeszło tylko przez jej ciało. Przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. Co to było?
       Cień krążył wokół mnie szykując się do kolejnego ataku, a ja próbowałam zrozumieć co zamierza. Nagle ciemny kształt rzucił się w moim kierunku, jednak ja zdążyłam przypaść do podłogi, unikając napastnika. Znów zaczął mnie obchodzić. Wtedy zrozumiałam. Dziś było święto duchów. Niektóre z nich przybywały w formie cieni nie mając ciał. To musiał być jeden z nich. Należał zapewne do dzielnego rycerza maga. To by wyjaśniało jego gwałtowną postawę. Chciał się po prostu bronić.
       Starając się wykonywać jak najmniej gwałtownych ruchów, powoli podeszłam do jednego z korytarzy i ufając instynktowi ruszyłam biegiem przed siebie. Na czuja skręcałam w kolejne korytarze. W końcu, nie mogąc już wytrzymać palenia w płucach, zatrzymałam się, by zaczerpnąć tchu. W końcu po pewnym czasie podniosłam głowę i odwróciłam się, by sprawdzić, czy cień aby na pewno mnie nie ściga. Odetchnęłam z ulgą, gdy za sobą zauważyłam tylko pusty korytarz.
       Z westchnieniem ulgi obrzuciłam się, by iść dalej, gdy tuż przed swoją twarzą zobaczyłam wyszczerzoną twarz. Wrzasnęłam. Po chwili jednak się zamknęłam i z wściekłą miną, walnęłam w ramię osobę stojącą tuż przede mną.
- Potter! Palancie, chcesz żebym zeszła na zawał?
- Oj Liluś. Nie denerwuj się już tak. Wiem, że ten labirynt cię przeraża, no ale bez przesady.
- Przeraża?! Potter, ty chyba jesteś ślepy!
- Gdyby tak było, to po co byłyby mi okulary?
       Załamana przejechałam sobie otwartą ręką po twarzy, po czym zwróciłam ją w kierunku nieba, modląc się o cierpliwość do idioty, który stał przede mną. W końcu ponownie spojrzałam na Rozczochrańca i tylko westchnęłam. Chyba się go już nie pozbędę.
- To jak w końcu Lilka? Boisz się tego labiryntu, czy może jednak nie.
- Teraz straszny to on już nie jest, ale faktycznie, trochę mnie niepokoi.
- To tak jak mnie - przyznał Rogacz, a uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony niepokojem. - Może będziemy szli razem, co ty na to? Większa szansa, że nic nas nie zaatakuje.
       Musiałam przyznać, że propozycja brzmiała kusząco. Wbrew pozorom James był naprawdę całkiem niezły, jeśli chodzi o magię. W dodatku możliwość przedzierania się przez ten labirynt z przyjacielem była o wiele bardziej zachęcająca, niż samotny spacer. Poza tym, to miejsce odrobinę mnie przerażało i chciałam się z tąd jak najszybciej wydostać, a Rogacz mógł mi w tym pomóc. Skinęłam więc tylko głową i skręciłam w lewo.
       Weszłam do korytarza i szłam dalej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że James nie podąża za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam go stojącego na środku skrzyżowania z głupią miną. Pokazałam mu, żeby szedł za mną, jednak on tylko pokręcił zaprzeczająco głową. Przewróciłam oczami i ruszyłam w jego kierunku. Trzy metry od wyjścia z korytarza wpadłam na niewidzialną ścianę. Co tutaj jest grane? Spojrzałam na Jamesa, jednak on tylko wzruszył ramionami. Wyglądało na to, że on także nie wiedział co się dzieje.
- Potter!
       Jednak chłopak nawet nie zareagował na mój głos. Jak widać ściany były również dźwiękoszczelne. Nagle chłopak zaczął się rzucać i pokazywać mi coś na migi, jednak nic z tego nie zrozumiałam. Pokazał mu, że nie wiem o co mu chodzi, a on w odpowiedzi zaczął wykonywać jeszcze gwałtowniejsze gestu. Jego usta się poruszały, jednak nie byłam w stanie zrozumieć co chciał mi przekazać. Machnęłam mu więc tylko ręką na pożegnanie.
       I wtedy zrozumiałam, co chciał mi powiedzieć James. Jakieś dziesięć metrów ode mnie stał największy byk, jakiego w życiu widziałam. Nie no na serio? Kolejne wyzwania? Przewróciłam tylko oczami, jednak w głębi duszy byłam sparaliżowana strachem. Nie pozwoliłam mu jednak nad sobą zapanować i już po chwili szłam w kierunku zwierzęcia. Krok za krokiem, nie wykonując żadnych gwałtownych gestów. Zatrzymałam się pięć metrów od niego i czekałam. Byk przez chwilę prychał i tupał niezadowolony kopytem, w końcu jednak zaatakował, pochylając nisko łeb. Biegł, biegł, biegł. A ja czekałam na spotkanie z nim. Kiedy był metr ode mnie podskoczyłam i zgrabnie wylądowałam na grzbiecie byka, który z wściekłością pobiegł dalej.
       Zmieniłam pozycję tak, żeby siedzieć przodem do kierunku jazdy. Widziałam przed sobą przerażoną twarz Jamesa.
- Uciekaj!!! - wrzasnęłam.
       Albo mnie usłyszał, albo zrozumiał co miałam na myśli, bo już po chwili zniknął mi z pola widzenia. Czekałam na spotkanie z barierą, jednak takowe nie nastąpiło. Byk po prostu przebiegł przez korytarz i biegł przed siebie, skręcając tam, gdzie chciał. Miałam tylko nadzieję, że pędzi w stronę wyjścia.
       W pewnym momencie zobaczyłam w korytarzu przed sobą ciemną sylwetkę.
- Z drogi!!!
       Postać odwróciła się, a gdy tylko to zrobiła, jej twarz wykrzywiła się strachem. Znałam tego człowieka. To był Syriusz. Najprawdopodobniej nie zauważył mnie, siedzącej na grzbiecie bestii, ale mu się co do tego nie dziwiłam. Byk był dużo bardziej przerażający ode mnie. I dużo bardziej rzucał się w oczy.
       Łapa już po chwili odwrócił się i zaczął uciekać przed nadciągającym niebezpiczeństwem. To jednak tylko sprowokowało zwierzę. Spanikowana zaczęłam się zastanawiać, jak też mogłabym pomóc przyjacielowi. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie, gdy nagle coś do mnie dotarło. Walnęłam się otwartą ręką w czoło. Ja inteligentna. Przecież jestem czarodziejką!
       Wyciągnęłam różdżkę, po czym rzuciłam na byka zaklęcie snu. Przez chwilę jeszcze podążał na przód, pędzony siłą rozpędu, jednak już po chwili zatrzymał się i runął na bok. W ostatniej chwili zdążyłam zmienić pozycję. Gdyby nie to, zapewne właśnie zmiażdżyłoby mi nogę. Jęknęłam na samą myśl o tym. Dobrze, że zdążyłam.
       Po kilku sekundach u mojego boku pojawił się Syriusz.
- Nic ci nie jest? - zapytał wyciągając do mnie rękę, by pomóc mi wstać.
- Tak. Myślę, że jestem cała.
- To dobrze.
       Kiedy już stanęłam na nogach, spojrzeliśmy na wielkie cielsko byka i przyglądaliśmy mu się w zamyśleniu.
- Wygląda na to, że mam u ciebie dług.
- Nie ma sprawy. Jak po całej tej przygodzie przyniesiesz mi szklankę ciepłego kakaa, to będziemy kwita.
       Parsknął śmiechem, po czym powiedział:
- Lepiej już chodźmy. Nie wiadomo jak długo jeszcze będzie spał.
       Zgodziłam się z nim i ruszyliśmy korytarzem przed siebie. Po drodze nie było żadnych skrętów, czy rozdroży. Tylko ciągła, pusta droga. Spojrzałam zaniepokojona na Blacka, a on odwzajemnił moje spojrzenie. Lepiej się czułam idąc tędy z nim, niż gdybym miała iść tą samą ścieżką sama. W końcu jednak, po długim marszu, korytarz się skończył i naszym oczom ukazała się olbrzymia sala. Cała wypełniona była lustrami. Westchnęłam.
- Już niedługo...
       Znowu ten głos. O co w tym wszystkim chodzi?
- Co tutaj jest grane? - zapytał sfrustrowany Syriusz, zupełnie jakby czytał mi w myślach.
- Nie wiem - przyznałam. - Podejrzewam, że to ostatni odcinek trasy. Musimy przejść między tymi wszystkimi lustrami, aż do wyjścia.
- Nie no, błagam. Tak jest zawsze we wszystkich horrorach. Ludzie wchodzą do pomieszczenia pełnego luster i tam zostają zamordowani.
       Prychnęłam słysząc porównanie Łapy.
- Nie martw się Łapciu. Za piękny jesteś, żeby jakaś dziewczyna chciała cię zabić. Choć  jeżeli mówimy o chłopakach, to zapewne każdy w tej szkole chciałby ci przywalić w ten twój głupiutki łeb.
       Zaśmiał się, słysząc moje słowa, a ja po chwili mu zawtórowałam. To było przyjemne, śmiać się z przyjacielem, gdy jest się zamkniętym w labiryncie i szuka się wyjścia.
- No dobra Ruda. Rozdzielamy się i wyłazimy z tego przeklętego labiryntu, a potem przynoszę ci kakao.
- Oj tak. Zdecydowanie kakao.
       Chłopak parsknął tylko, po czym ścisnął lekko moje ramie, życząc mi w ten sposób powodzenia i wszedł pierwszym wejściem, ja natomiast już po chwili skierowałam się do kolejnego.
       Kiedy weszłam między lustra, natychmiast straciłam orientację w tym gdzie jestem. Wszędzie widziałam swoje odbicie co nieco mnie denerwowało. Przeszłam parę kroków, skręciłam kilka razy i już naprawdę nie wiedziałam gdzie jest przód, a gdzie tył. Zatrzymałam się sfrustrowana, gdy nagle usłyszałam cichy głosik w  swojej głowie:
- Podążaj za mną.
       Nie bylo to co prawda zachęcające, słuchać tego głosu, który nawiedzał mnie odkąd zobaczyłam labirynt, jednak nie za bardzo miałam inne wyjście. Westchnęłam i ruszyłam tam, skąd dochodził dźwięk.
- Już niedaleko.
       Szłam dalej, za głosem.
- Szybciej. Chcesz przecież się stąd wydostać, prawda?
       Przyspieszyłam kroku, a po chwili przeszłam do biegu.
- STÓJ!
       Krzyk był tak głośny, że aż musiałam zakryć uszy dłońmi, choć głos nie dobywał się z zewnątrz, a odbijał się echem w mojej głowie.
- I co teraz? - zapytałam poirytowana.
       W odpowiedzi na moje pytanie pojawił się przede mną duszek. Był to mały, najwyżej siedmioletni chłopiec i ślicznych niebieskich oczkach i kręconych blond loczkach.
- Kim jesteś?
- Ja się nie liczę. To ty tutaj jesteś ważna.
- Nieprawda. Jesteś tak samo ważny jak ja - odparłam obużona, że mógł pomyśleć inaczej.
       Spojrzał na mnie z uśmiechem i jego twarz nabrała ślicznego wyrazu.
- Naprawdę cię lubię, wiesz? Nie jesteś zarozumiała, ani samolubna. Potrafisz sobie poradzić z problemami. Cieszę się ze swojego wyboru.
- Co masz na myśli? - zapytałam zaciekawiona.
- Dyrektor przywołał dziś do zamku wiele duchów. Każdy z nas miał wybrać sobie ucznia. Można go było straszyć, jednak można go było również prowadzić. Ja wybrałem tą drugą opcję, a gdy rozejrzałem się po wszystkich uczniach, ty wydałaś mi się najodpowiedniejszą kandydatką do pomocy.
- Dziękuję - odpowiedziałam z wdzięcznością. - Czuję się zaszczycona faktem, że zechciałeś mi pomóc.
- To było moje zadanie droga Lily. Ale teraz już na mnie czas, a ty wyjdziesz wreszcie z labiryntu.
       Ucieszyłam się słysząc tę wiadomość, jednak w tym samym momencie posmutniałam.
- Czy się stało? - zapytał mały duszek.
- Czy jeszcze kiedyś cię spotkam?
- Kto wie. Świat jest mały. Może jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy.
       Skinęłam głową na potwierdzenie słów chłopca.
- Jak masz na imię? Pragnęłabym wiedzieć, jak nazywa się mój przyjaciel, który wyprowadził mnie z przeklętej pułapki labiryntu.
- Jestem Michael. Ale teraz chodź. Wyprowadzę cię, a potem odejdę.
       Zgodziłam się i poszłam za duchem. Po chwili zobaczyłam wyjście i pobiegłam w jego kierunku. Przy wyjściu zatrzymałam się i po raz ostatni obejrzałam. Michael stał tam i patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Odwzajemniłam go i pomachałam na pożegnanie. Odpowiedział tym samym gestem, a gdy przekroczyłam labirynt chłopiec zniknął. Czułam pokusę, postawienia stopy po raz ostatni w labiryncie, by jeszcze raz ujrzeć tą piękną twarzyczkę, jednak wiedziałam, że duszek zrobił wszystko, by pomóc mi jak najszybciej wydostać się z miejsca, które napawało mnie takim niepokojem. Odwróciłam się więc tyłem do labiryntu i wyszłam z Wielkiej Sali.
       Stała tam profesor McGonagall. Na mój widok uśmiechnęła się i zapisała coś na pergaminie, który trzymała w ręce.
- Panno Evans! Gratuluję, jest pani pierwsza. Pani czas to 4h 23min i 57s. Brawo. To naprawdę wyśmienity czas. Proponuję odpoczynek - dodała na koniec pokazując mi kilka jeden z foteli, na który z ulgą opadłam.
       Minęło jakieś dwadzieścia minut, po czym w wyjściu ukazali się James i Syriusz.
- Brawo Panowie. Drugie i trzecie miejsce. Pan Potter czas 4h 38min i 3s, a Pan Black ma czas 4h 33min i 48s. Gratuluję. Proponuję zająć miejsca koło Panny Evans.
       James natychmiast usiadł na fotelu obok mnie, jedna Syriusz na chwilę znikną. Po pięciu minutach wrócił lewitując ze sobą trzy kubki.
- Jak obiecałem - odpowiedział dając mi kubek z kakaem.
- Dzięki - odpowiedziałam uśmiechając się i biorąc do rąk ciepłe naczynie, aby ogrzać sobie palce.
       Chłopcy zaczęli dyskutować o wyprawie po labiryncie, Ja jednak ich nie słuchałam. Patrzyłam na wyjście, czekając aż pojawią się moje przyjaciółki i myśląc Michaelu. W pewnym momencie spojrzałam na uśmiechnęte twarze Syriusza i Jamesa i do głowy przyszło mi stwierdzenie, które wydało mi się w tamtym momencie najprawdziwsze na świecie. Nie ma nic lepszego nad przyjaciół i ciepłe kakao.

-------------------------------------------------------
* fala dźwiękowa

Bądźcie ze mnie dumni. Napisałam nowy rozdział. Zachwycona wielce to ja nim nie jestem. Ale mogło być gorzej patrząc na to, że jest już dobre dwie, prawie trzy godziny po północy. Zresztą sami oceńcie.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury.

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział.
    Ten duszek był fajny. :D
    I czemu Dumbledore ściągnął do Hogwartu byka? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zielonego pojęcia. Widocznie stwierdził, że to będzie całkiem niezłe wyzwanie. Jak się okazało, był to również całkiem dobry środek transportu :P

      Usuń
  2. O boziu,boziu,boziu,boziu! *-* Nowy rozdział powstał! ;D Lecę czytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra. Rozglądam się dookoła. Nikogo nie ma? Mama śpi? Tata również? A brat? Bawi się. Okej. Odkładam moją lekturę na biurko i po cichu włączam laptop. To co zwykle. Ask,mój blog i moje zakładki. Nagle tknięta przeczuciem wchodzę na zakładkę "Życie a śmierć-Lily i James" I widzę to! Nowy rozdział! HA! ;D Jaram się tym jak... Gollum...pierścieniem? Mój brat nową zabawką? Nie ważne! Po prostu jak ja nowym rozdziałem u ciebie ;D Tylko u ciebie piszę takie długie komy! ;D Tak właściwie to powinnam się sprężyć i czytać lektury na jutro.... (Tak dobrze przeczytałaś,mam dwie i jednej w ogóle nie zaczęłam ;-;) Ale koniec użalania się! Piszę kom i koniec ;D A więc gotowa na kom pełen emotków,dopowiedzeń,gadania nie na temat i MNIE? ;D To zaczynamy nie? ;D
      Po pierwsze: Gdybym mogła to bym ci ściągnęła ten szlaban. Ale nie mogę ;__; A! No i wiedz,że dostajesz ode mnie łaskę uświęcającą ,więc wszystko ci się powinno udać ;D Takie Felix Felicis ;D (Czy coś w tym stylu XD)
      Po drugie: Myślałaś,żeby kiedyś zmienić szablon? Nie żeby był brzydki czy coś,ale jestem ciekawa :3
      (Nie chce mi się pisać tego po trzecie po czwarte i tak dalej ;-;)
      Czemu jak spotkała James'a to nie poszła razem z nim? ;__; Głupia ściana!
      Ej! Jak to możliwe,że James był drugi skoro miał o 5 minut dłuższy czas niż Syriusz? O_o Czy ja nie umiem już matematyki? O_o
      I jaki słodki ten duszek *-* Też chcę takiego :3
      A tak w ogóle to skąd Dumbledor ściągnął tego byka?!
      I jak Michael umarł? I czemu był nieszczęśliwy? Bo tylko nieszczęśliwi za życia,zostają jako duchy na ziemi... Odpowiesz mi na te pytania? :3
      Ja tez chcę kakao! Ale takie dobre,bo to u mnie w domu jest takie gorzkie :p ;-;
      O boziu! Jaki krótki ten kom ;___; Nie mam już o czym pisać! Kurde! Muszę z praniem iść! Ja muszę już napisać tą (tą czy tę?) książkę i wynająć jakąś sprzątaczkę! Dobra lecę! Czekam! :3 (Mam nadzieję,że mnie nie zjesz,że ten kom jest krótki,ale wiesz... siła wyższa ;-;)

      Usuń
    2. Myślałam o zmianie szblonu, ale jakoś narazie mi z tym nie podrodze. A szkoda :( Ale nie martw się, wciąż nad tym rozmyślam. Znasz może jakiś mało popularny blog z szablonami? Może jak ich poproszę to mi zrobią i nie będę musiała nawet długo czekać.
      James był trzeci, moja pomyłka. A co do Michaela, to to nie było pożegnanie. Jeszcze się pojawi i poznasz odpowiedzi na wszystkie pytania :)

      Usuń
    3. A może spróbuj zrobić sama? ;D Ja spróbuję,ale nwm czy mi się uda ;D Jeżeli mi się uda to MOŻE zrobiłabym tez tobie :3

      Usuń
    4. Z chęcią bym go zrobiła tylko nie wiem w jakim programie. Jakbyj jakiś załapała, to czemu nie. Jakieś tam zdolności artystyczne mam.

      Usuń
    5. Ej wiesz co teraz zauważyłam? O_o xD
      Michael to jest duszek u cb w opowiadaniu ;P A u mnie... Wiesz xD

      Usuń
    6. Wiem, też to ogarnęłam :D

      Usuń
  3. No więc, ale chwila, nie rozpoczyna się zdania od "no" i od "więc". W takim razie - ugh, nie umiem komentować. Zatrzymałam się nad tym rozdziałem, bo...bo tak. Muszę przyznać, że często miewam bezsenne noce, a jako, że w dzień nigdy nie mam czasu to właśnie z nich korzystam, aby czytać blogi. Twojego zaczęłam czytać już jakiś czas temu, niestety nastał ranek, musiałam wstać, więc postanowiłam, że tu wrócę później - i jestem! To jest chyba pierwszy Twój post jaki komentuję, jeśli tak to bardzo Cię przepraszam, ale gdybym robiła to częściej pewnie stwierdziłabyś, że jestem conajmniej ułomna, bo jak już wspominałam - nie jestem dobra w komentowaniu.
    Chyba jedank wiem, dlaczego postanowiłam jednak skomentować akurat ten post. Zaczęło sie to od słowa "labirynt". Jako, że jestem w trakcie czytania trylogi "Więzień Labiryntu" i wyjątkowo mi ona przypadła do gustu, dlatego też...no pewnie się domyślasz.
    Bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Jest naprawdę bardzo wciągający i przyjemnie się czyta to co piszesz, nawet o *patrzy na zegarek* 2.02.
    Sama nie umiem wprowadzać akcji do mojich opowiadań, więc zawsze podziwiam osoby, którym to wychodzi, a ty do takich osób należysz. Masz głowe pełną pomysłów i ciągle mnie zaskakujesz - nie są to stałe, oklepane tematy. Tutaj masz ode mnie naprawdę duży plus, ponieważ obecnie bardzo trudno jest wymyślić coś swojego, większość tematów jest już zagarnięta.
    Oh, oczywiście nie mogę pominąć tutaj Lilki i James jako pary. W sumie to narazie parą nie są, ale wszyscy wiedzą o co mi chodzi, prawda? Są tak cudownie słodcy, a ja uwielbiam słodkie, do orzygania sceny, dialogi, a najlepiej całe rozdziały! Jily forever!
    Mam dla Ciebie jeszcze jedną uwagę - ortografia. Od początku opowiadania, rzuciło mi się to w oczy. Wyłapałam sporo literówek. Przykładowo: pisze się "skąd", a nie "z kąd". Jednak nie martw się, nikt nie jest idealny, każdy popełnia błędy i jestem pewna, że jak nad tym trochę popracujesz to zniknie ten problem! Na pocieszenie powiem, że ja mam spory problem z interpunkcją, co zapewne widać w moim komentarzu wielokrotnie.
    Strasznie długi wyszedł ten mój esej, mam nadzieję, że się nie wystraszysz, a teraz wybacz, ale lecę czytać dalej!
    Powodzenia, życzę weny!
    Mrs. Pritchard

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Rozdział napisałam właśnie dlatego, że skończyłam czytać "Więźnia labiryntu" i tak jakoś mnie natchnęło. Cieszę sie, że blog ci się podoba. Staram się dodać coś od siebie, coś zaskakującego i nowego. Narazie może tego niewiele, ale to co będzie po szkole, to będzie całkowita nowość. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
      Co prawda będzie tu trochę oklepanych tematów, ale wiadomo. Nie da się już teraz tego całkowicie uniknąć.
      Za ortografię przepraszam. To moja pięta Achillesowa. Jak widać, mimo tego, że sprawdzam dwukrotnie wszystko co napisałam, nadal nie jest bezbłędnie. Ale uprzedzam. To będzie się powtarzać. Nic na to poradzić nie zdołam.
      Pozdrawiam :)

      Usuń