Strony

25.02.2015

New blog?

       Ten post będzie bardziej informacyjny i wogóle, jeśli nie chce się wam go czytać, to nie ma problemu. Przeżyję. Chcę was jednak zaprosić, na moje dwa inne blogi. Nie, nie macie się o co martwić. Życie a śmierć - Lily i James, jest moim... Chyba drugim blogiem, ale ten pierwszy nie przetrwał, wiec możemy założyć, że ten jest pierwszy. Ale wracając do tematu, to ten blog, jest moim podstawowym, głównym, stałym. Mówcie o nim jak chcecie. W każdym razie, jak już pewnie zauważyliście, tutaj rozdziały staram się wrzucać co tydzień. Żadko udaje mi się częściej, ale zdarza się też, że są i większe odstępy między ich publikacjami, ale nie przejmujcie się tym zbytnio, bo kiedy długo nie wrzucam nic na bloga, to zaczynam mieć straszne wyrzuty sumienia, wiec staram się coś napisać, bez względu na wszystko.
       No dobra, ale zboczyłam z tematu... Jak już wspominałam, założyłam dwa inne blogi. Jeden już jakiś czas temu, inny niedawno. Jeśli macie ochotę zajrzeć to zapraszam:

Nadprzyrodzona - historia pewnej dziewczyny, która ma nadprzyrodzone umiejętności ( Prolog i Rozdział 1 )

Inazuma eleven - Liceum - dalsza historia Marka i jego przyjaciół z anime "Inazuma Eleven", kiedy dostają się do Liceum Raimona i tworzą nową drużynę piłkarską ( 9 rozdziałów )

       A więc tak... Na tamtych blogach rozdziały będą się pojawiać nieregularnie i najprawdopodobniej wtedy, gdy bedę miała na nie wenę. Ostatnio mam problem z napisanie nowego rozdziału na Inazumę, bo nie za bardzo wiem, o czym ma być, ale mam straszne wyżuty sumienia, że dawno nic tam nie dodawałam, więc mam nadzieję, że następnego rozdziału możecie się spodziewać może jeszcze w lutym, a jak nie, to gdzieś na początku marca.
       No cóż... Wspomniałam chyba już o wszystkim. W takim razie, zapraszam was na moje blogi. Mam nadzieję, że was zainteresują i się wam spodobają. Pozdrawiam :)

22.02.2015

Rozdział 48 - Podstęp

Ten rozdział pragnę zadedykować Rogaczowi i Łapie, oraz Roven. Mam nadzieję, że się spodoba :)

 

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...


- James. Wstawaj - usłyszałem znajomy głos nad uchem.
       To był chyba Syriusz, ale pewności nie miałem. Ale w sumie to i tak było mi to bez różnicy. Nie miałem zamiaru wstawać.
- Rogacz. Zwlecz swój tyłek z tego wyrka.
       Tak... To na pewno był Syriusz. Olałem go i przekręciłem się na drugi bok.
- Hej, patrz! - krzyknął. - Ta laska w czerwonej sukience jest w naszym pokoju!
       Mam to gdzieś. Nie zależy mi na niej. A teraz daj mi wreszcie spać idioto.
- No ale Rogacz... Patrz! To jest naprawdę ona!
       Zamknij się Black. Nic mnie nie obchodzi, że ta dziewczyna z balu jest w naszym pokoju.
- Chcesz przegapić taką okazję?
       Tak... Tak chcę. Możesz się wreszcie zamknąć?
- Ok, jak nie to nie. Sorki laska, ale jak sama widzisz, nasz wodzirej nie ma jakoś ochoty zwlec się z łóżka.
       Nareszcie to do ciebie dotarło Psie. Dziękuję. Może wreszcie będziesz cicho.
- Nie wierzę. Przegapiłeś taką okazję - powiedział Łapa z westchnieniem.
       Naprawdę nie pozwolisz mi spać, tylko tak będziesz teraz do mnie gadał?
- Ooo... Hej Lilka.
       Czy nie możesz być wreszcie ci... Zaraz. Lily!? Zerwałem się z łóżka jak oparzony i rozejrzałem się po pokoju ogłupiały pytając:
- Lily? Gdzie jest Lily?
       Słysząc to, moi współlokatorzy parskęli śmiechem. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że Syriusz po prostu, przez cały ten czas, próbował mnie przekonać, bym wstał z łóżka. Z jękiem niezadowolenia opadłem na nie z powrotem.
- Idiota - powiedziałem w jego kierunku. - Idiota i do tego palant.
- Ech Rogaś... Naprawdę nie musisz mnie, aż tak komplenentować - odpowiedział chłopak, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- A tak swoją drogą to co ci się stało? - zapytał Lunatyk.
- Co masz na myśli? - zapytałem.
- No wiesz... Zero reakcji na dziewczynę z balu, ale na wzmiankę o Lily, natychmiast wstałeś. Myślałem, że uganiasz się za tą w czerwonej kiecce.
- Tak było - potwierdziłem. - Ale w końcu zdałem sobie sprawę, że wcale mi na niej nie zależy.
- Nareszcie! - krzyknął Syriusz, po czym podszedł do mojego łóżka i pogłaskał mnie po głowie. - Witamy z powrotem - powiedział patrząc na moje włosy.
- Stary! Co ty pleciesz? - zapytałem odsuwając się od przyjaciela na bezpieczną odległość.
- Witam się się z twoim rozumem. Jak widać nareszcie postanowił zaszczycić swoją postacią, tą twoją pustą głowę.
- A wypchaj się - odpowiedziałem i rzuciłem w przyjaciela poduszką.
       Z łatwością się przed nią uchylił, ale się tego spodziewałem i zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, oberwał w głowę kolejną poduchę.
- Ej! - krzyknął oburzony. - Zapłacisz mi za to.
       Po tych słowach rzucił się na mnie i zaczęliśmy się bić poduszkami. Kiedy wreszcie przestaliśmy się wygłupiać i usiedliśmy na moim łóżku, Lunio i Glizdek, patrzyli na nas z politowaniem. Wyszczerzyłem się do nich obu, jednak szybko spoważniałem.
- Słuchajcie chłopaki. Mam do was pewną sprawę.
- O co chodzi? - zapytał Lunatyk.
- Chciałbym przeprosić Lilkę. Nie mówię od razu o jakimś mega podrywie, czy czymś takim, ale po prostu, nie chcę, żeby dalej była na mnie obrażona. Ale potrzebuję waszej pomocy. Co wy na to?
       Lunatyk i Łapa popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Obaj wcześniej mi zapowiedzieli, że jak będę chciał przeprosić Lily, to mi w tym nie pomogą, dlatego bałem się, że mogliby mi odmówić. Po chwili jednak Lunio się odezwał:
- Pomożemy ci.
- I nawet mamy plan - dodał Syriusz.
- I nie byle jaki, ale wyjątkowo genialny - dodał Glizdek.
       Popatrzyłem zdumiony na przyjaciół i poczułem jak coś się we mnie zbiera ze wzruszenia.
- Dzięki chłopaki.
- Nie ma sprawy - odparł Łapa. - Ale mamy za to cenę.
       Westchnąłem i przewróciłem oczami. No a jakżeby inaczej.
- Co muszę zrobić?
- Powiemy ci, jak już pogodzisz się z Lilką.
- Niech będzie. Więc jaki mamy plan?

***

- Wszystko gotowe? - zapytał Lunio.
- Tak. Czekamy tylko na Syriusza - odpowiedziałem.
- Niech się trochę pospieszy, bo tutaj jest trochę ciasno - jęknął Remus, na co parsknąłem cichym śmiechem.
- Tak wiem. Kiedyś było tu więcej miejsca. To jest tak, jakby zamek się kurczył.
       Teraz to z kolei Lunio się roześmiał.
- Myślę, że to jednak my urośliśmy, a nie zamek się zmniejszył - odpowiedział ze śmiechem.
- Oj tam - mruknąłem - Czepiasz się szczegółów.
       Remus przewrócił oczami, a ja uśmiechnąłem się do niego szeroko. Siedzieliśmy właśnie w specjalnej kryjówce na piątym piętrze. Plan zakładał, że razem z Luniem podkładamy łajnobomby w korytarzu. Zadaniem Syriusza było przyprowadzenie tutaj Lilki. Kiedy będą na miejscu odpalimy i zasmrodzimy korytarz. Wtedy ja szybko wyjdę z kryjówki i zacznę uciekać, a Ruda w przypływie wściekłości pobiegnie za mną, by mnie ukarać. Zadaniem Glizdogona, było poinformowanie mnie i Lunatyka, kiedy Evans z Łapą, będą się zbliżać.
       Jak na zawołanie, poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem lusterko kierunkowe i zapytałem:
- I jak?
- Idą - odpowiedział szeptem Glizdogon. - Dotrą do was za jakąś minutę.
- Dzięki - odpowiedziałem, po czym schowałem lusterko z powrotem do kieszeni.
- Gotowy? - zapytał mnie Lunio.
- Nie - odpowiedziałem szczerze - Ale odpalaj.
       Remus nacisnął przycisk, który miał w ręce.
- Postaraj się, a ci wybaczy - poradził, a ja skinąłem głową. - Dobrze by też było, gdybyś wspomniał może o tym, że jesteś idiotą, palantem i kretynem.
       Parsknąłem słysząc jego słowa.
- Myślisz, że to pomoże? - zapytałem rozbawiony.
- W twoim przypadku? Na pewno - odpowiedział, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu.
       Właśnie w tej chwili na korytarzu rozległ się wybuch i kawałek dalej usłyszałem dobrze mi znajomy, dziewczęcy głos.
- Co to było?
       Spojrzałem na Remusa, który skinął mi głową i poklepał po ramieniu mówiąc:
- Powodzenia.
- Przyda się - odparłem, po czym otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz.
       Wyprostowałem się i szybko zamknąłem za sobą wejście do tajnej kryjówki. W ostatniej chwili, gdyż już sekundę później usłyszałem za sobą wściekły głos.
- Potter. Mogłam się domyślić.
       Odwróciłem się i zobaczyłem wściekłą twarz Lily, a kilka kroków za nią, roześmianego Syriusza. Natychmiast się odwróciłem i zacząłem uciekać.
- Wracaj! - usłyszałem za sobą wściekły głos dziewczyny, ale się nie zatrzymałem.
       Po chwili usłyszałem za sobą kroki i uśmiechnąłem się pod nosem. Jak widać plan wypalił. Teraz tylko nie mogłem jej zgubić. Ani tym bardziej dać się złapać.
- Potter! Nie ujdzie ci to na sucho! - krzyknęła za mną Lily.
       Obejrzałem się na nią, by zobaczyć, gdzie jest i wtedy stało się coś, co mogło zniszczyć cały mój mizernie ułożony plan. Mianowicie, potknąłem się. Tak. Tak po prostu się potknąłem. I to w najważniejszym momencie, gdyż już kawałek przede mną, był Pokój Życzeń. Na moje szczęście, szybko udało mi się odzyskać równowagę i co sił pobiegłem w odpowiednie miejsce. Z prędkością światła przebiegłem przed ścianą, zawróciłem i tak trzy razy, aż w końcu pojawiły się przede mną drzwi. Obejrzałem się. Lily była już kilka metrów ode mnie, więc szybko wszedłem do pomieszczenia, a po chwili, Pani Prefekt pojawiła się za mną. Nawet się nie zorientowała, kiedy przebiegła koło mnie, a ja zamknąłem za nią drzwi i przekręciłem klucz w zamku. Dziewczyna odwróciła się w moim kierunku z wściekłością.
- Ty... Ty idioto! Palancie! - zaczęła na mnie wrzeszczeć, a ja przyjąłem postawę buntu. - Naprawdę jeszcze ci nie dość tych żartów?! Nie mógłbyś przestać je wykręcać choć na chwilę?!
       Zabrakło jej na chwilę tchu, więc wzięła głęboki wdech, a ja zapytałem z całą obojętnością, na jaką było mnie stać, patrząc na jej piękną twarz:
- Skończyłaś?
- A w życiu Potter! - wydarła się. - Czy ty naprawdę nie mógłbyś choć przez chwilę być takim kretynem i choć na chwilę znormalnieć?!
- Złotko - powiedziałem, a na mojej twarzy pojawił się huncwocki uśmiech. - Ja jestem całkowicie normalny.
- Chyba źle rozumiesz pojęcie normalności Potter - odpowiedziała z prychnięciem, po czym dodała -  I nie mów do mnie złotko!
- Nie ma problemu Złotko.
- Potter... Ty...
- Skończyłaś już się wydzierać? - zapytałem obojętnie.
- NIE!
- A szkoda. Miałem nadzieję, że to docenisz - powiedziałem wskazując na krajobraz za mną.
       Wściekła do tej pory twarz dziewczyny, przybrała zdumiony wyraz. Widziałem, że nie chciała dać mi satysfakcji i się odwrócić, ale znałem ją zbyt dobrze. Wiedziałem, że jest na tyle ciekawska by się obejrzeć. Miałem rację. Po kilku sekundach, spojrzała na mnie wilkiem, po czym odwróciła się z ciekawością, a po chwili wydała z siebie zduszony okrzyk i stanęła jak słup soli. Uśmiechnąłem się przebiegle. A więc plan zadziałał. Teraz tylko musiałem być ostrożny, by wszystko poszło w dobrą stronę.
       Obszedłem Lily i spojrzałem na jej zdumioną twarz, po czym gestem wskazałem na coś, co była kilka metrów dalej.
- Może piknik? - zaoferowałem.
       Nic nie odpowiedziała, więc wziąłem ją za rękę i poprowadziłem w kierunku koca, z koszykiem wiklinowym. Poszła za mną jak jakiś robot. Nie to, że to było złe, wreszcie przestała na mnie krzyczeć, ale jej zachowanie trochę mnie zaniepokoiło. A jednocześnie, przywołało uśmiech na moją twarz. Cieszyłem się, że udało mi się zaskoczyć Evans. Posadziłem ją na kocu, po czym usiadłem naprzeciw niej. Byliśmy na plaży. Wiedziałem, że Lily lubi morze, więc postanowiłem ją tutaj przeprosić, mając nadzieję, że może krajobraz wpłynie na nią kojąco. Jak widać, nie myliłem się, bo twarz mojej ukochanej odrobinę się odprężyła, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Jak to zrobiłeś? - zapytała.
- Pokój Życzeń - odpowiedziałem tylko, a ona skinęła głową ze zrozumieniem.
       Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, a ja wpatrywałam się w Lily. W jej rude, połyskujące w słońcu włosy, śliczne zielone oczy, które wpatrywały się w błękitną toń wody i w usta. Śliczne, pełne malinowe usta. Nieraz wyobrażałem sobie, jak by smakowały, gdybym ich spróbował. Westchnąłem i przeniosłem spojrzenie na morze.
- Coś się stało? - usłyszałem cichy, spokojny głos Lily.
       Spojrzałem na nią zdumiony i zobaczyłem łagodny wyraz jej twarzy i cień uśmiechu na ustach. Zaskoczyła mnie, jej nagła zmiana nastroju.
- Dlaczego się na mnie obraziłaś? - zapytałem.
       Teraz to ona westchnęła.
- Naprawdę się nie domyślasz? - zapytała.
       W odpowiedzi tylko poruszyłem przecząco głową. Nigdy nie rozumiałem, co dokładnie dziewczyny mają na myśli. A Lily była na tyle zaskakującą osóbką, że miałem z tym jeszcze większe problemy.
       Pani prefekt siedziała przez chwilę w milczeniu, po czym powiedziała:
- Po prostu strasznie mnie wkurzyłeś. Przez tyle lat uganiałeś się za mną i twierdziłeś, że mnie kochasz. A potem po tym balu... Po prostu mnie zignorowałeś... I to dlatego, że byłeś na mnie zły, ale dlatego, że poznałeś jakąś dziewczynę. I wtedy... Poczułam się oszukana. A co, gdybym się zgodziła być twoją dziewczyną. Może po prostu nagle byś się we mnie odkochał, tak jak to miało miejsce po balu. A potem... Tak długo mnie ignorowałeś, a ja zaprzyjaźniłam się z Shawnem. I nagle przychodzisz i mówisz mu, żeby się ode mnie odczepił. Co to miało być? Najpierw mnie ignorujesz, a potem jesteś zazdrosny? James... Zdecyduj się!
- Lily - powiedziałem załamany. - Ja jestem zdecydowany. Zdecydowany co do ciebie. Kocham cię. Proszę, wybacz mi.
       Przez chwilę nic nie mówiła, a mnie przeszył lęk. Zrozumiałem już dlaczego była na mnie zła. miała rację. To nie było fer z mojej strony. Ale kochałem ją i tylko to się dla mnie liczyło.
       Po chwili dziewczyna wstała i otrzepała szatę. Poszedłem w jej ślady i po chwili staliśmy ze sobą twarzą w twarz. Odwróciła się ode mnie i udała w stronę drzwi.
- Lily - powiedziałem błagalnie. - Wybacz mi.
       Zatrzymała się na chwilę, po czym  odwróciła się w moim kierunku, choć wzrok miała utkwiony w ziemi.
- James - powiedziała, a mnie przeszył dreszcz, gdy usłyszałem, jak zwraca się do mnie po imieniu. - Nie mogę ci wybaczyć. Nie mogę tego zrobić, ponieważ nie wiem, czy mogę ci zaufać. Nie chcę, żebyś mnie zranił i rozdeptał moje serce na małe kawałeczki. Szczególnie, że już zdążyłeś złamać je na pół.
       Po tych słowach wyszła, a ja stałem jak wmurowany w ziemię. Nie wierzyłem, że ona to powiedziała. A jednak. Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Obejrzałem się na morze i spojrzałem w jego głębinę. Ta woda była jak miłość. Pełna życia i radości, a jednocześnie przepełniona bólem i rozpaczą. Odwróciłem się i wyszedłem z Pokoju Życzeń, by po kilku metrach napotkać przyjaciół. Spojrzeli na mnie wyczekująco, a ja minąłem ich i ruszyłem w kierunku PW. Na miejscu szybko udałem się do pokoju i walnąłem się na łóżko. Chłopaki weszli za mną i przysiedli obok.
- I jak było? - zapytał Lunio.
- Jestem idiotą - odpowiedziałem tylko, na co pozostali Huncwoci spojrzeli po sobie zaniepokojeni.
- Czemu tak myślisz? - zapytał Łapa.
- Nie myślę. Ja to wiem - odparłem ponuro.
- Co tam się stało? - ponowił pytanie Remus, po czym dodał. - Powiedz. Może uda nam się pomóc.
       Przez chwilę milczałem, ale w końcu opowiedziałem chłopakom, o wszystkim co miało miejsce na plaży. Kiedy to zrobiłem, poczułem się zarówno lepiej jak i gorzej. Lepiej, ponieważ to z siebie wyrzuciłem, i gorzej, ponieważ stało się to teraz prawdziwsze.
       Przez chwilę w pokoju panowało całkowite milczenie, które jako pierwszy przerwał Łapa.
- Co teraz zrobisz?
- Nie wiem - odpowiedziałem zrezygnowany. - Chyba po prostu odpuszczę i pozwolę jej być szczęśliwą.
- CO?! - wrzasnął piskliwie Glizdogon, na co wszyscy spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.
       Widząc nasze spojrzenia lekko się speszył i poczerwieniał, ale w końcu powiedział:
- Przecież jesteś huncwotem. My się nigdy nie poddajemy. A poza tym... To nie pierwszy raz, kiedy Ruda cię odrzuciła, ale jakoś nigdy nie dałeś sobie z nią spokoju. I teraz tak po prostu odpuścisz? Huncwot tak nie postępuje. TY tak nie postępujesz. Wiem, że wkońcu ci wybaczy. Tylko... Nie możesz sobie odpuścić.
       Popatrzyłem na przyjaciela ze zdumieniem. Fakt, był huncwotem, ale raczej nie spodziewałem się po nim takiej reakcji. To było takie... Podnoszące na duchu.
       Słowa Glizdogona natychmiast podjął Łapa.
- Glizdek ma rację - powiedział zdecydowany. - Nigdy sobie nie odpuściłeś. I nie możesz tego zrobić. Daj Rudej czas, a ci wybaczy. Poza tym... Powiedziała, że złamałeś jej serce na pół. Kto wie, czy nie możesz go poskładać.
- Chłopaki mają rację - dodał Lunatyk. - Dasz radę. Ale nie naciskaj za bardzo. Wszystko w końcu się ułoży.
       Popatrzyłem na twarze chłopaków. Nie mogłem uwierzyć, w ich słowa. Jeszcze niedawno wkurzali się na mnie, że olewam Lily, a teraz, pomimo wszelkich zarzekań, pomagali mi ją odzyskać. Nawet nie potrafiłem wyrazić w słowach tego, jak byłem im wdzięczny, ale wydaje mi się, że wiedzieli o tym, bez moich jakichkolwiek słów. Uśmiechnąłem się do nich z wdzięcznością. Mieli rację. Nigdy się nie poddawałem. Nie poddam się i tym razem...

Koniec psot...


-------------------------------------------------------

Ok... A więc jak już zapewne zauważyliście, pojawił się nowy rozdział :)
Agata Pritchard... No cóż... Akurat tak wyszło, że spełniłam twoją prośbę i Lily nie pogodziła się z Jamesem, choć pojawiła się między nimi nić porozumienia. Myślę, że Evans nie wybaczy Potterowi za szybko, ale to nie znaczy, że nie będą ze sobą rozmawiać, prawda? ;)
Hmm... Myślę, że mogę ten rozdział nazwać urodzinowym. Dlaczego? To proste. Mam dzisiaj urodziny :) Ale mniejsza z tym ;)
Bardzo bym chciała podziękować Ass, że pomogła mi z zakładkami. Naprawdę dziewczyno, ja nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła XD No i oczywiście dziękuję wam wszystkim, że byliście chętni i gotowi, aby mi pomóc i starliście się to zrobić. Dziękuję :D A co do zakładek, to możecie je podziwiać w kolumnie po lewej na samej górze.
Tak w sumie, to nie wiem, co jeszcze mam tutaj napisać, więc powiem po prostu, że mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i nie jesteście nim zawiedzeni.
Tak więc... Hmm... Dziękuję, pozdrawiam, proszę o komy i życzę miłego poranka/dnia/wieczora :)

15.02.2015

Rozdział 47 - Randka w ciemno

Dawno tego nie robiłam, ale myślę, że teraz powinnam. Dedykuję ten rozdział Panience Livvi i Gabrieli Black. Dziękuję, że komentujecie i że ze mną jesteście. Mam nadzieję, że rozdział was nie zawiedzie :)



- Ale... Lily... Ja nie wiem. Myślisz, że mu się spodobam, kiedy mnie zobaczy?
- No jasne - odpowiedziała zamiast mnie Dorcas, która właśnie układała Pameli włosy.
- Będzie tobą zachwycony - odparłam z przekonaniem, po czym usiadłam na łóżku.
       Właśnie siedziałam z Dor, Ann i Pam w dormitorium naszej starszej koleżanki. Pomagałyśmy jej się wyszykować przed randką, którą jej załatwiłam. Jej współlokatorki, były chwilowo zajęte, więc zaoferowałyśmy dziewczynie swoją pomoc, na co chętnie przystała. Rozejrzałam się po pokoju. Wyglądał niemal tak samo jak nasz, poza paroma szczegółami. Firanki w oknach, wykładzina na podłodze i masa ubrań walająca się wszędzie. Tia... To była chyba trochę nasza wina, bo próbując znaleźć Pameli coś odpowiedniego do ubrania, wywaliłyśmy jej wszystkie cuchy na podłogę.
- Gotowe - oznajmiła Dorcas, wyciągając mnie z zadumy.
       Meadowes podeszła do mnie i Ann, które siedziałyśmy na jednym z łóżek, a Pamela powoli odwróciła się w naszym kierunku.
- I jak? - zapytała niepewnie.
       Przyjrzałam się jej z uznaniem. Miała na sobie śliczną żółtą bluzkę, na którą narzuciła czarny sweterek. Do tego czarne, obcisłe rurki i tego buty tego samego koloru, z lekkimi żółtawymi akcentami. Na twarzy nie miała makijażu, a włosy były związane w wykwintny koński ogon.
- Zakocha się w tobie - oznajmiła Ann żywo.
       Nie mogłam znaleźć lepszych słów, więc tylko przytaknęłam. Twarz Pameli rozpogodził szczery uśmiech. Teraz to już na pewno padnie na jej widok.
- Chodź - powiedziałam wstając z łóżka i podchodząc do koleżanki. - Odprowadzimy cię kawałek, prawda dziewczyny? - zapytałam oglądając się na moje współlokatorki.
- Pewnie - odpowiedziały żywo.
       Ruszyłyśmy do wyjścia i już po chwili schodziłyśmy w kierunku wyjścia. Kiedy stanęłyśmy na błoniach, każda z nas po kolei uściskała Pamelę.
- Pamiętaj - pouczyłam ją - Bądź wesoła, szczera i często się uśmiechaj. Wyglądasz wtedy przeuroczo.
- Dziękuję - powiedziała rumieniąc się.
- Do boju lwico - powiedziała Dor zderzając się z siódmoklasistką biodrami, na co ta zareagowała śmiechem.
- Dasz radę. Będziemy trzymać kciuki - obiecała Ann.
- Dzięki dziewczyny. A tak wogóle Lily, to może mi powiesz wreszcie, z kim się umówiłam - zaczęła niewinnie Pam, na co głośno się roześmiałam.
- Nie ma mowy. Wszystkiego dowiesz się na miejscu - odpowiedziałam mrugając porozumiewawczo.
       Wzięłam dziewczyny pod ręce, po czym pociągnęłam je w kierunku zamku. W wejściu zatrzymałyśmy się i pomachałyśmy koleżance na pożegnanie, po czym udałyśmy się w kierunku PW Gryfonów.
- Lily. Powiesz nam z kim umówiłaś Pam? - zapytała jak zawsze wścibska Dorcas.
- Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie - odparłam tajemniczo, uśmiechając się pod nosem.
- No weź. Nie bądź taka - dalej błagała czarnowłosa.
- E-e...
- Powiedz nam, bo jak nie, to cię zaczniemy torturować, zbijemy cię, wskrzesimy, sklonujemy, ponownie zabijemy, będziemy torturować twojego klona, kiedy nam się wreszcie wygada, to i jego zabijemy - odpowiedziała Ann.
       Zaśmiałam się głośno, po czym odpowiedziałam:
- Wybacz mi Ann, skarbie, ale tym razem nic nie mogę powiedzieć. Ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wszystkiego dowiecie się jeszcze dzisiaj.
- Dla swojego dobra, lepiej żebyś miała rację - odpowiedziała Lorens, po czym wszystkie trzy roześmiałyśmy się głośno.
       Właśnie w tej chwili doszłyśmy do obrazu Grubej Damy.
- Hasło.
- Disney - rzuciłam.
       Drzwi otworzyły się i przeszłyśmy roześmiane przez próg, gdy nagle poczułam, jak na kogoś wpadam. Zachwiałam się, ale udało mi się utrzymać równowagę.
- Przepraszam. Nic ci się nie... - urwałam w pół słowa, gdy zobaczyłam, kto stoi przede mną.
- Wszystko w porządku Lily? - zapytał James patrząc na mnie z ukosa.
       Zacisnęłam usta i odwróciłam wzrok, po czym spróbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
- Chcę przejść - powiedziałam oschle podnosząc na Rogacza oczy.
- A ja chcę pogadać - odpowiedział mi pewnym głosem.
- Nie ma o czym - odpowiedziałam i spróbowałam go wyminąć, jednak ponownie zagrodził mi drogę.
- Jest wiele rzeczy, o których powinniśmy pogadać.
- Wątpię Potter - odparłam po czym przepchnęłam się obok chłopaka i usiadłam na kanapie.
       Przez chwilę zastanawiałam się, czy się nie odwrócić, ale w końcu się rozmyśliłam. Niech sobie za dużo nie pomyśli. Minęła chwila, zanim dziewczyny dołączyły do mnie na kanapie. Przyglądały mi się przez chwilę, po czym Ann zapytała:
- Lily... Może byś mu odpuściła?
- Nie ma mowy - odpowiedziałam spokojnie i machnęłam różdżką, by przywołać z dormitorium torbę z książkami.
- Ale, Lily. Przecież widać, że żałuje tego, że zaczął cię ignorować.
- I dobrze.
       Ann i Dor wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, po czym spojrzały na mnie z wyrzutem.
- O nie... Nie patrzcie tak na mnie. Zasłużył sobie i nie mam zamiaru mu tego w najbliższej przyszłości wybaczyć.
       Moje przyjaciółki westchnęły i tylko przewróciły oczami, na co lekko się uśmiechnęłam. Po chwili przyleciała do mnie torba, więc zabrałam się za odrabianie lekcji. Zapewne szybko bym je skończyła, tyle, że w pewnym momencie ktoś stanął mi nad głową i się we mnie wpatrywał, co odrobinę mnie deprymowało. W końcu podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego obok Łapę.
- Czego Black?
- Ej, no... Ja przyszedłem się tylko przywitać, a ty już na mnie naskakujesz. Jak możesz!? Nie, wybacz, to koniec. Nie mogę ci tego wybaczyć - powiedział, zasłaniając oczy dramatycznym gestem.
       Wszystkie trzy się roześmiałyśmy, chłopak już po sekundzie do nas dołączył. Po chwili, gdy się uspokoiliśmy, usiadł na fotelu obok i wdał się w ożywioną dyskusję z Dor, która siedziała najbliżej niego. Po chwili dostrzegłam, że nie tylko Meadowes została mi odebrana. Siedząca, po mojej drugiej stronie Ann też już świata nie widziała poza Remusem, który wciągnął ją w pogawędkę. Uśmiechnęłam się na ten widok. Niedługo pewnie będziemy tu mieć kilka nowych parek.
       Rozejrzałam się po pokoju i moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem brązowookiego rozczochańca. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, a ja niemal zapomniałam, że jestem na niego obrażona. Miałam ochotę wstać, podejść do chłopaka i go mocno uściskać. Szybko się jednak opamiętałam i odwróciłam wzrok, po czym ponownie zabrałam się za odrabianie zadań. Nie mogłam się jednak na tym skupić, gdyż przez cały czas czułam na sobie spojrzenie szukającego. Przez chwilę rozważałam, czy by nie udać się do dormitorium, ale właśnie wtedy Ann wciągnęła mnie w rozmowę, w wyniku czego pozostałam na swoim miejscu.
       Nie wiem jak długo rozmawialiśmy. Może godzinę, albo dwie. Nie wiem. Tak dobrze mi było z przyjaciółmi, że nie zwracałam na to uwagi. Jednak naszą sielankę przerwało nagłe pojawienie się Shawna, który staną przede mną, po czym pociągnął mnie za rękę tak, że musiałam wstać, po czym uścisnął mnie mocno.
- Młoda! Dzięki, dzięki, dzięki! Nie masz nawet pojęcia jak jestem ci wdzięczny! O rany! Chyba nigdy nie będę wstanie ci się za to odwdzięczyć.
       Nagle ze strony pokoi dobiegł mnie głośny trzask. Nie wiedziałam co się stało i nie interesowało mnie to. Jeśli to coś poważnego, to niech Remus się tym zajmie. Ja w tej chwili nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca. Szczególnie, że zaczynałam się domyślać, za co dokładnie chłopak tak żywo mi dziękował. Po chwili, za jego plecami dało się słyszeć ciche chrząkniecie. Shawn natychmiast mnie puścił i odstąpił krok w bok, mówiąc:
- Wybacz Pam.
       Za plecami kapitana stała moja koleżanka, która, gdy tylko chłopak mnie puścił, podeszła i również mocno mnie uściskała.
- Dzięki, dzięki, dzięki! O rany! Lily... Ty jesteś cudotwórczynią - powiedziała odsuwając się ode mnie na wyciągnięcie ramion i wciąż patrząc mi w twarz. - To co zrobiłaś... To po prostu... Dziękuję - powiedziała ze łzami wdzięczności w oczach.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam szeroko się uśmiechając. - Ale nie myśl sobie. Zrobiłam to dla siebie.
       Słysząc moje słowa Shawn i Pamela spojrzeli na mnie zdumieni, więc wytłumaczyłam im co mam na myśli:
- Przecież nie mogłabym pozwolić, by w mojej rodzinie była jakaś jędza, prawda? Musiałam sobie wybrać odpowiednią krewną.
       Po tych słowach wszyscy troje się roześmialiśmy. Kiedy się uspokoiłam, ponownie zabrałam głos.
- Ale teraz tak na serio. Bardzo się cieszę, że mogłam wam pomóc. I gdybym musiała to zrobić ponownie, uczyniłabym to z przyjemnością.
       Pam znów mnie przytuliła, a ja to odwzajemniłam. Zapewne trwałoby to jeszcze długo, gdyby nie moi przyjaciele. Rany! Na śmierć o nich zapomniałam w tej całej aferze! Na szczęście Dor się odezwała, więc wróciłam do rzeczywistości.
- Przepraszam, że przerywam tę sielankę - zaczęła - Ale, czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, co tutaj się dzieje.
- Lily, wyjaśnisz im? - zapytała mnie siódmoklasistka. - My chcieliśmy się jeszcze przejść.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam z uśmiechem. - Bawcie się dobrze.
- Będziemy Mała - odpowiedział Shawn targając mi włosy, na co spojrzałam na niego wilkiem.
       Zaśmiał się, po czum wyszedł z PW z Pamelą u boku. Patrzyłam za nimi, dopóki nie zniknęli w drzwiach, po czym odwróciłam się do przyjaciół, którzy patrzyli na mnie wyczekująco. Westchnęła, po czym usiadłam pomiędzy dziewczynami i zaczęłam:
- No cóż. A więc... Wysłałam Pamelę na randkę z Shawnem.
- A więc to z nim się spotykała? - zapytała ze zdumieniem Ann.
- Mhm... - odpowiedziałam skinąwszy głową.
- Ale... Jak? - zapytał Syriusz ze zdziwieniem.
- Shawn poprosił mnie o pomoc w znalezieniu dziewczyny, z którą tańczył na balu. Kiedy wychodziła z sali zdjęła maskę i był w stanie określić jakie miała włosy i pamiętał jak wyglądała jej sukienka, ale sam nie mógł dziewczyny znaleźć, więc poprosił mnie o pomoc. Tak się akurat złożyło, że kiedy wychodziłam po balu z WS, widziałam Pam, a podany opis do niej pasował, więc umówiłam ich oboje na randkę.
- Ale... - zaczął niepewnie Syriusz - Myślałem, że to ty podobasz się Shawnowi.
- Ja? - zapytałam, patrząc na Łapę ze zdumieniem.
- No tak - odpowiedziała Dor. - Ostatnio spędzaliście razem sporo czasu i wyglądało na to, że dobrze się dogadujecie, więc byliśmy przekonani...
- Że niedługo zaczniecie ze sobą chodzić - dokończył Remus.
       Popatrzyłam na przyjaciół ze zdumieniem, po czym parsknęłam niepochamowanym śmiechem. Kiedy się uspokoiłam zapytałam:
- Ja i Shawn? Serio? No błagam was. Przecież my nie moglibyśmy być razem.
- Niby dlaczego? - zapytała Dorcas.
- Bo Shawn jest moim kuzynem - odparłam.
       Przez chwilę nikt nic nie mówił, a potem nagle z czterech ust wydobyło się to samo pytanie:
- CO!?
       Widząc miny przyjaciół nie byłam wstanie powstrzymać się od ponownego parsknięcia śmiechem.
- Jak mogłaś nam o tym nie powiedzieć? - zapytała mnie oburzona Ann.
- Przepraszam dziewczyny, ale ja też wiem o tym od niedawna. Matka Shawna martwiła się jego ocenami z zaklęć, więc uspokoił ją mówiąc, że bierze korepetycje. Wspomniał przy tym moje imię i nazwisko, a jego matka przypomniała sobie, że mają kogoś takiego w rodzinie. I w ten sposób dowiedzieliśmy się, że jesteśmy krewnymi.
       Wszyscy patrzyli na mnie w zdumieniu i przez chwilę panowała cisza. Szybko została jednak zakłócona śmiechem Łapy.
- O co chodzi? - zapytałam z niezrozumieniem.
- Wygrałem zakład - rzucił tylko, po czym ponownie zaczął się śmiać.
- To znaczy?
- Założyłam się z Syriuszem, że będziesz chodzić z Shawnem. Syriusz upierał się, że tak się nie stanie - odpowiedziała moja przyjaciółka, wyraźnie nie zadowolona.
       Popatrzyłam najpierw na nią, a potem na Łapę, po czym również zaczęłam się śmiać.
- Co wygrałeś? - zapytałam
- Hmm... Przyznam, że jeszcze tego nie wymyśliłem - odpowiedział.
       Zastanawiałam się przez chwilę, po czym nachyliłam się do Blacka i szepnęłam mu na ucho:
- Niech idzie z tobą na randkę.
       Kiedy się odsunęłam, lekko mrugnęłam, a huncwot uśmiechnął się do mnie przebiegle. Dor zmierzyła nas oboje uważnym spojrzeniem, po czym spojrzała na mnie, mrużąc oczy.
- Jak możesz bratać się z wrogiem? - zapytała oburzona.
       W odpowiedzi tylko przewróciłam oczami, a Syriusz już przystąpił do działania.
- W związku z tym, że przegrałaś zakład, to umówisz się ze mną na randkę - powiedział z zadziornym uśmiechem.
       Zobaczyłam, jak przez twarz Dor przebiega cień zaskoczenia, który szybko zamaskowała.
- Muszę? - zapytała błagalnie, ale w jej oczach błąkały się radosne ogniki, dzięki czemu łatwo było dostrzec, że tylko udaje niezadowolenie.
- Zakład to zakład. Musisz - odparł chłopak z uśmiechem.
- Jak mus, to mus - odpowiedziała, a widziałam, jak w jej oczach pojawia się radość.

***

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...


       Leżałem na łóżku łapiąc co i rusz znicza. Byłem wściekły. Na Lily, na Shawna, na cały świat. Kiedy kapitan wszedł do PW i rzucił się, by ją uściskać, byłem tak potwornie zły, że nie wytrzymałem. Musiałem wyjść. Szybko wstałem i udałem się do pokoju, wręcz kipiąc z wściekłości. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i rzuciłem się na łóżko. Miałem ochotę coś stłuc, zniszczyć, ale się powstrzymałem. Nie chciałem wkurzyć Lunia. Leżałem więc tak bez ruchu, wściekły i przybity, gdy nagle drzwi dormitorium się otworzyły i zobaczyłem rozanielonego Syriusza. Wściekłość na chwilę ze mnie zeszła, zastąpiona ciekawością.
- Co ci się stało? - zapytałem zdumiony.
- Dor idzie ze mną na randkę.
- CO!? - zapytałem otwierając szeroko oczy. - Jak ci się to udało?
- Wygrałem zakład - odparł wesoło.
- A co się załorzyłeś?
- Że Ruda zacznie chodzić z Shawnem.
       Po tej odpowiedzi spoważniałem. Czułem, że wkraczam właśnie na niepewny grunt. Ale musiałem wiedzieć. Właśnie dlatego zapytałem:
- Co obstawiałeś?
- Że nie zacznie.
       Zamarłem. A więc... Lily i Shawn nie są parą. Poczułem nie wysłowioną ulgę. Ale...
- Skoro ze sobą nie są, to dlaczego się tak do niej przystawiał?
- Nigdy się do niej nie przystawiał - odpowiedział mój przyjaciel patrząc mi w twarz. - Shawn jest kuzynem Rudej.
       Gdy tylko te słowa wyszły z ust Łapy, nagle wszystko ułożyło mi się w jasną całość. Aż się roześmiałem z ulgi.
- To całkiem niezła wiadomość, co nie? - zapytał Syriusz z szerokim uśmiechem.
- Zdecydowanie - odpowiedziałem, po czym opadłem na poduszki, a na mojej twarzy pojawił się radosny uśmiech.

Koniec psot...

7.02.2015

Rozdział 46 - Pan zazdrosny

       Minęło już kilka dni szkoły. W tym czasie zdążyłam już wrócić do formy. Rozmowa z Shawnem dała mi wiele do myślenia, ale wkońcu posłuchałam rady chłopaka i teraz czułam się dużo lepiej.
       Siedziałam właśnie w WS z dziewczynami i spożywałam śniadanie, gdy nagle usłyszałam nad głową znajomy głos:
- Siemka mała.
      Odwróciłam się w kierunku chłopaka i uśmiechnęłam się do niego wesoło.
- Cześć Shawn.
- Mogę się przysiąść? - zapytał wskazując na wolne miejsce obok mnie.
- No jasne - odpowiedziałam, a chłopak usiadł.
       Zobaczyłam jak dziewczyny wymieniają zdumione spojrzenia, a potem mrugają do mnie porozumiewawczo. Przewróciłam tylko oczami i zajęłam się rozmową z nowo przybyłym.
- Wyglądasz dużo lepiej niż ostatnio - stwierdził.
- Tak - potwierdziłam z lekkim uśmiechem. - To co mi ostatnio powiedziałeś bardzo mi pomogło.
- Cieszę się, że mogłem pomóc - odpowiedział szczerząc do mnie zęby, po chwili jednak na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. - Lily?
- Tak?
- Ja... No ten... Chciałem cię zapytać, czy nie pomogłabyś mi może z zaklęciami? No bo mam teraz OWT-emy a nie bardzo sobie radzę. Wiem, że jesteś dopiero w piątej klasie i nie znasz całego materiału, ale może mogłabyś mi pomóc? - zapytał niepewnie.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam uśmiechając się. - Chętnie ci pomogę.
- Dzięki - odpowiedział z wdzięcznością.
- To kiedy się spotykamy?
- Hmm... Może we wtorek o 18? Mam wtedy wolne.
- Ok, mnie też pasuje ten termin.
- To dobrze. Może będziemy się spotykać w PW, a potem poszukamy jakiejś wolnej sali?
- No jasne - odpowiedziałam uśmiechając się do niego przyjaźnie.
       Kiedy już wszystko ustaliliśmy rozmowa zeszła na inne, dużo ciekawsze tematy. Shawn okazał się być bardzo sympatyczny i dobrze mi się z nim gadało. Kto wie, co przyniesie przyszłość, ale może zostaniemy przyjaciółmi.

***

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...


       Szedłem razem z chłopakami do Wielkiej Sali. Właśnie o czymś zawzięcie dyskutowali, ale ja nie brałem udziału w rozmowie. Ostatnio nie mogłem się skupić na niczym innym, poza dziewczyną z balu. Chciałem ją znaleźć. Chłopaki mi pomagali, ale miałem wrażenie, że czasami mają mnie dość jak zaczynam ten temat. Ale nic nie mogłem na to poradzić. Doszliśmy na miejsce i rozsiedliśmy się na swoich miejscach. Wciąż zamyślony, nałożyłem sobie na talerz porcję jajecznicy i zacząłem jeść.
       Nagle z rozmyślań wyrwał mnie perlisty śmiech. Zamrugałem zdezorientowany i rozejrzałem się wokół siebie. Kilka miejsc dalej siedziała roześmiana Lily. Kiedy na nią spojrzałem, odrobinę się odprężyłem i lekko uśmiechnąłem. Już dawno się jej nie przyglądałem i niemal zapomniałem jaka była śliczna. Piękne czerwone usta, rude, lekko lśniące czerwienią włosy i najwspanialsze na świecie szmaragdowe oczy. Znów się zaśmiała, a ja poczułem, jakby przez moje ciało przepływał rozgrzewający strumień.
       Kiedy to wrażenie minęło spojrzałem na osobę, która siedziało obok niej i zamarłem. Cały się sprężyłem, zacisnąłem pięści i szczęki. A to wszystko dlatego, że koło Lilki siedział Shawn, mój kapitan. Patrzyłem na niego, gdy powiedział coś cicho do Rudej, a ta ponownie parsknęła śmiechem. Poczułem ogromną wściekłość. Siedzący przede mną Remus, zauważył, że coś jest nie tak, bo zapytał:
- Coś się stało James?
- Spójrz tam - odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby.
       Lunatyk spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Czego się cieszysz? - zapytałem wciąż wściekły.
- Nareszcie wróciła do normy. Ostatnio chodziła strasznie przygaszona, ale jak widzę teraz już jest ok.
- I ciebie to cieszy?!
       Wciąż czułem w sobie irracjonalną wściekłość. Skąd mi się to wzięło?
       Remus spojrzał na mnie zdziwiony i zapytał:
- A tobie co jest? Dziwnie się zachowujesz.
- Przestanę się tak zachowywać, kiedy ten pajac odczepi się od mojej Lilki.
- Twojej? - zapytał zdumiony Remus, a po chwili na jego twarzy pojawia się złość. - Od kiedy to ona jest twoja, co? Po tym całym balu, olałeś ją i przestałeś na nią zwracać uwagę. Nawet nie widziałeś jak cierpiała z tego powodu. Ale nie... Ty się tym nie przejąłeś, zajęty jakąś laską niewiadomo skąd. A teraz, kiedy wreszcie jest sobą, dzięki Shawnowi, tobie odbija i zaczynasz twierdzić, że ona jest twoja. Poinformuję cię o czymś. Nie jest twoja. I nigdy nie była - wypomniał, po czym wściekły wstał od stołu i wyszedł z WS.
       Zdziwiły mnie jego słowa. Czy ja naprawdę olewałem Lily. Nie przypominałem sobie. Ale jakby na to nie spojrzeć, od balu, wciąż chodziłem z głową w chmurach, myśląc o tamtej dziewczynie. Westchnąłem i ponownie spojrzałem na Lily i Shawna i coś się we mnie zagotowało. Trochę to trwało zanim zrozumiałem, że była to zazdrość.
       Z frustracją spojrzałem na talerz przed sobą. Nie zjadłem jeszcze jajecznicy nawet w połowie, ale straciłem apetyt. Wstałem od stołu i wyszedłem na błonia, by się przewietrzyć. Musiałem wszystko na spokojnie przemyśleć.

Koniec psot...


***

       Minął kolejny tydzień, a ja chodziłam cała w skowronkach. Ostatnimi czasy, niemal każdego dnia spotykałam się z Shawnem. Był wspaniały. Miły, troskliwy, opiekuńczy, a przy tym przyjacielski i bardzo zabawny. Polubiłam go i obdarzyłam zaufaniem. Wydawał się być osobą, której można powierzyć swoje tajemnice. I w dodatku, wspierał mnie przez cały czas.
       Przypomniałam sobie korepetycje, których mu udzieliłam i uśmiechnęłam się ciepło. Było bardzo zabawnie. Początkowo przerobiliśmy kilka zaklęć z początkowych klas, a potem razem zaczęliśmy się uczyć zaklęć, których naukę rozpoczyna się w szóstej klasie. Było przy tym mnóstwo śmiechu, gdyż, na początku, żadnemu z nas nic się nie udawało, a jeśli już coś wyczarowaliśmy, to zwykle nie to czego było nam aktualnie potrzeba. Niekiedy wychodziły kombinacje, które zwalały nas z nóg i sprawiały, że tarzaliśmy się ze śmiechu po ziemi.
       W tej chwili siedziałam sobie właśnie na pomoście nad jeziorem. Chciałam się trochę przewietrzyć. Ann siedziała z Lunatykiem w bibliotece, a Dor ćwiczyła z Syriuszem na boisku, więc wybrałam się tutaj sama.
       Zaczynało już być ciepło. A przynajmniej wystarczająco, by lód, który skuł jezioro zimą, teraz zaczął odmarzać. Spuściłam rękę i zanurzyłam palce z zimnej wodzie. Przeszedł mnie dreszcz, więc zabrałam dłoń, po czym mocniej opatuliłam ramiona płaszczem i zawiązałam na szyi szalik. Wiatr szumiał cicho i poruszał taflą jeziora, w którą właśnie się wpatrywałam.
       Nagle usłyszałam za sobą znajomy głos:
- A ty znów tutaj.
- Lubię tu siedzieć - odpowiedziałam, nie odwracając wzroku.
       Postać usiadła obok mnie.
- Tutaj zagadałem do ciebie po raz pierwszy.
- Tak. I pomyśleć, że to było zaledwie kilka tygodni temu. Mam wrażenie jakby minęła wieczność.
- Tak... Ja też.
       Odwróciłam twarz w kierunku siedzącego obok mnie Shawna i uśmiechnęłam się.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam wesoło.
- A muszę mieć jakiś powód, by chcieć się z tobą zobaczyć? - odpowiedział pytaniem na pytanie, również odwracając twarz w moim kierunku.
       Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, ale twarz miał spiętą. Przyjrzałam mu się uważniej i dostrzegłam, że jest zaniepokojony.
- Co się stało? - zapytałam zmartwiona i położyłam mu dłoń na ramieniu.
       Przez chwilę wyglądał tak, jakby nie wiedział, co powinien zrobić. Spojrzałam na niego łagodnie i powiedziałam:
- Możesz mi powiedzieć o wszystkim co cię trapi. Pomogłeś mi. Chcę się odwdzięczyć, jeśli będę mogła. A poza tym... Jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele mogą sobie zaufać. Powiesz o co chodzi?
       Shawn popatrzył na mnie przez chwilę, po czym wyciągnął z kurtki kawałek papieru i wręczył mi go. Wzięłam pergamin z jego ręki i rozłożyłam go. Kiedy zorientowałam się, że to był list, spojrzałam niepewnie na kapitana drużyny, ale on tylko skinął głową, zachęcając mnie do zapoznania się z treścią kartki. Powoli przeniosłam wzrok z twarzy chłopaka na papier, po czym zaczęłam uważnie czytać. I z każdym kolejnym akapitem, byłam coraz bardziej zdziwiona. Kiedy przeczytałam już wszystko, jeszcze przez chwilę wpatrywałam się zdezorientowana w list. Po chwili jednak na mojej twarzy pojawił się uśmiech i z radością zwróciłam się do Shawna, oddając mu list.
- To są wspaniale wieści! O rany! Nigdy bym nie pomyślała, że to możliwe, ale... To jest możliwe! - powiedziałam podekscytowana.
       Słysząc moje słowa, Shawn natychmiast się odprężył i obdarzył mnie swoim szerokim uśmiechem. W jego oczach dostrzegłam, że mu ulżyło.
- Cieszę się, że tak to widzisz. Prawdę mówiąc, obawiałem się trochę twojej reakcji. Wiesz... Po czymś takim można zareagować na wiele różnych sposobów. Bałem się, że... No, sama wiesz... Że może przestaniesz mnie lubić.
       Zaśmiałam się słysząc to, bo jego słowa, były wyjątkowo absurdalne.
- Po takich wiadomościach, nie mogłabym cię przestać lubić.
- Zapamiętam na przyszłość - odpowiedział również się śmiejąc.
       Po chwili chłopak wstał i podał mi ramię. Przyjęłam je z ochotą i stanęłam na nogi. Było mi trochę zimno i zaczęłam drżeć, więc Shawn zdjął swoją kurtkę i założył mi ją na ramiona.
- Dzięki.
- Nie ma za co - odpowiedział troskliwie. - Co powiesz na krótki spacer? Wiem, że jesteś zmarznięta, ale chciałem cię prosić o jeszcze jedną przysługę.
- Dla ciebie, wszystko - odpowiedziałam.
       Słysząc to chłopak uśmiechnął się i wziął mnie pod ramię.
- W takim razie się przejdźmy - zaproponował. - To trochę dłuższa historia.

***

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...


       Miałem już dość siedzenia w dormitorium i gapienia się w sufit. Nudziłem się. Glizdogon wybrał się do kuchni, Lunio romansował z Ann w bibliotece, a Syriusz z Dor na boisku od quidditha. Gdyby taka sytuacja miała miejsce kilka tygodni temu, wybrałbym się do Lilki i namówił ją na spacer, albo chociaż posiedział z nią w PW lub jej dormitorium. Pogadalibyśmy, może trochę byśmy się pośmiali i byłoby dobrze. Ale teraźniejszość była zupełnie inna. I to przez moją głupotę. Jak jakiś kretyn latałem za jakąś laską w czerwonej kiecce, bo mnie pocałowała. I co to dało? NIC. Nie znalazłem dziewczyny, a zacząłem olewać Lily, która teraz przestała się do mnie odzywać. A ja zacząłem za nią tęsknić. I to naprawdę mocno. Nie sądziłem, bym mógł aż tak pragnąć by była obok mnie. A jednak tak było.
       Westchnąłem z frustracją i wstałem z łóżka. Wziąłem płaszcz i szalik, po czym trzymając to wszystko w garści, wyszedłem z dormitorium, a potem zszedłem z wieży i udałem się w kierunku wyjścia na błonia. Chciałem odetchnąć świeżym powietrzem i przewietrzyć myśli. Po drodze zauważyłem kilka dziewczyn, które wzdychały głęboko na mój widok. Zacisnąłem zęby. Byłem jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole. Wiele dziewczyn marzyło o moim towarzystwie, bądź sparowaniu się ze mną. Jak to możliwe, że znalazłem tej dziewczyny w czerwonej sukience? Jak to możliwe, że uciekła po pocałunku? I dlaczego, jedyna dziewczyna, z którą chcę spędzać czas mnie olewa? Czemu ja zawsze mam takiego pecha?
       Wyszedłem na błonia ubierając się i zacząłem się niespokojnie przechadzać myśląc nad tym wszystkim. Ech... Głowa zaczynała mi już pękać od tych wszystkich pytań, na które nie znałem odpowiedzi.
       Nagle, kątem oka, dostrzegłem przechadzającą się nad jeziorem parę. Zapewne nie zwróciłbym na nich najmniejszej uwagi, gdyby nie to, że dostrzegłem rudy odcień włosów dziewczyny. Natychmiast się zatrzymałem i spojrzałem w tamtym kierunku. Dziewczyną faktycznie była Lilka. A tym chłopakiem, który szedł obok niej... Był Shawn.
       Poczułem jak coś się we mnie gotuje. Jak on mógł? Rozumiem, że nie zajmowałem się Rudą ostatnimi czasy, ale każdy w szkole wiedział, że do niej startuję. A Shawn, jako nasz kapitan, również doskonale zdawał sobie z tego sprawę. A teraz co robił? Najzwyczajniej w świecie się do niej przystawiał.
       To co zrobiłem potem, było nieprzemyślane. Zrobiłem to instynktownie, przepełniony wściekłością. Zbiegłem nad jezioro i dobiegłem do obojga. Zanim z ich twarzy zniknęło zdziwienie z powodu mojego nagłego pojawienia się na miejscu, ja już zacząłem wrzeszczeć.
- Jak mogłeś!? Przecież wiesz, że mi na niej zależy! I co robisz!? Najzwyczajniej w świecie ją podrywasz!
- Podrywa mnie!? - wrzasnęła wściekła Lilka, odzywając się zamiast Shawna. - On!? On mnie wspiera. A dlaczego!? Bo jakiś zidiociały kretyn odwrócił się do mnie plecami! Dlaczego!? Przez jakąś głupią laskę z balu! Ufałam ci! Ufałam ci James! - wykrzyczała mi prosto w twarz. - A co zrobiłeś? Zostawiłeś mnie! Zignorowałeś! I niby tak ci na mnie zależy!? - w chwili, gdy to mówiła, w jej oczach pojawiły się łzy. - Zawiodłeś mnie. Kto by pomyślał... Zawiodłam się na Potterze. Mogłam to przewidzieć - dokończyła ze wzgardą w głosie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku zamku.
 - Jesteś idiotą Potter - powiedział Shawn i popatrzył na mnie z przyganą. - Najzwyczajniej w świecie, jesteś zazdrosnym palantem.
       Po tych słowach on również się odwrócił i pobiegł za Rudą, wołając ją. Zabolało mnie to, że się zatrzymała i zaczekała, aż do niej dołączy, po czym ruszyli dalej. Patrzyłem na nich, póki nie zniknęli mi z oczu. Zakląłem siarczyście i uderzyłem ręką w stojące obok drzewo. Zrozumiałem już dlaczego Lily się do mnie nie odzywała. Zraniłem ją i zdradziłem. A przede wszystkim... Zniszczyłem jej zaufanie do siebie. Krzyknąłem w niebo z frustracją, po czym oparłem czoło o korę drzewa.
- Co powinienem zrobić?

Koniec psot...



***

       Siedziałam waśnie w dormitorium i myślałam o wydarzeniach całego dzisiejszego dnia. Ok, macie rację, to kłamstwo. Tak naprawdę myślałam o Jame... Tfu... O Potterze. O tym idiocie, kretynie i palancie. To co zrobił dzisiaj... Grr... Jak on tak mógł po prostu przyjść i nawrzeszczeć na Shawna, że spędza, ze mną czas? I jeszcze mówi, że mu na mnie zależy. Acha... Faktycznie. Bardzo to było widać przez ostatnich kilka tygodni...
       Wstałam z łóżka i zaczęłam się nerwowo przechadzać po pokoju. Ta cała dzisiejsza sytuacja miała na mnie zły wpływ, bo znów zrobiłam się nerwowa. Normalnie to bym pewnie właśnie poszła do dziewczyn, albo do Shawna, ale oni wszyscy byli na bosku, bo nasz drużyna miała trening. Shawn musiał się oczywiście pokazać. Dor była tam dla Łapy, a Ann dla Lunatyka, który często obserwował treningi drużyny. Tak więc zostałam sama.
       Nie byłam w stanie usiedzieć spokojnie w jednym miejscu, więc wyszłam z dormitorium zamykając za sobą drzwi, po czym udałam się w dół schodami do PW. Właśnie wtedy dostrzegłam siedzącą przy stoliku blondynkę o brązowych oczach, która pochylała się nad jakimś zadaniem.
- Cześć Pamela - powiedziałam przysiadając się do niej.
- Lily! - krzyknęła z uśmiechem na ustach i uściskała mnie ciepło. - Już od tak dawna z tobą nie rozmawiałam.
- Tak, wiem. Jak widać obie miałyśmy ostatnio sporo na głowie.
       Przytaknęła, a ja uśmiechnęłam się lekko. Pamela była w siódmej klasie. Poznałam ją razem z dziewczynami, kiedy przyszłyśmy do Hogwartu. Profesor McGonagall już pierwszego dnia zajęć, zadała nam masakryczną pracę domową. Kiedy szukałyśmy książek w bibliotece, spotkałyśmy Pamelę. Pomogła nam się uporać z zadaniami i od tamtego czasu utrzymujemy ze sobą dobre kontakty.
       Przyjrzałam się dziewczynie i powiedziałam:
- Na balu maskowym miałaś bardzo ładną sukienkę.
- Skąd wiesz? Mieliśmy przecież maski i nie było wiadomo kto jest kim.
- No tak, ale widziałam cię na schodach ze zdjęta maską, choć nie byłam pewna, czy to aby na pewno ty. Miałaś taką śliczną czerwoną sukienkę, prawda?
- Owszem - odpowiedziała lekko zakłopotana.
- Wyglądałaś w niej niesamowicie.
- Dziękuję - odpowiedziała, a jej policzki lekko się zaróżowiły i musiałam przyznać, że wyglądała przesłodko.
- Posłuchaj... Mam do ciebie taką sprawę... - zaczęłam.
- Tak?
- Bo widzisz... Pewna osoba z którą tańczyłaś na tym balu, bardzo chciałaby cię poznać.


-------------------------------------------------------

Ha, ha, ha... I kicha. Rozdział się skończył :P
Wiem, wiem, jestem wredna, ale ja na serio kocham robić takie zaskakujące, trzymające w napięciu zakończenia. Proszę nie bijcie.
Wiem, że rozdział miał być w zeszły weekend, ale niestety się nie wyrobiłam, za co was ogromnie przepraszam. Mam nadzieję, że ten rozdział wam to wynagrodzi i że miło będzie się wam go czytało.
Jak zapewne już zdążyliście zauważyć, mam nowy szablon, za co bardzo dziękuję Annie, która go dla mnie zrobiła. Bardzo mi się podoba. No po prostu oczu nie mogę od niego oderwać <3 A wam jak się podoba? I co myślicie o rozdziale?
Proszę was o odpowiedzi w komentarzach. To dla mnie bardzo ważne. To bardzo motywuje do pisania. Z góry dziękuję :)