Strony

21.08.2014

Rozdział 22 - Od smutku do radości i może trochę dalej

       Kiedy dotarliśmy już do zamku szybko ruszyliśmy korytarzem w kierunku gabinetu dyrektora. Na miejscu Hagrid wypowiedział hasło, po czym wspięliśmy się po schodach. Na szczycie gajowy głośno załomotał do drzwi.
- Proszę wejść.
       Przekroczyłam próg pokoju za moim przyjacielem i weszłam do wnętrza pewnym krokiem. Ostatnimi czasy bywałam tutaj tak często, że zaczynałam się czuć jak we własnym pokoju. Za biurkiem stał Dumbledore we własnej osobie. Na mój widok uśmiechną się ciepło i powiedział:
- Miło cię widzieć Lily całą i zdrową. Wszyscy w Hogwarcie bardzo za tobą tęsknili.
       Nie byłam co do tego taka pewna, jednak przekonanie z jakim mówił dyrektor nie pozostawiało wątpliwości, kto tu miał rację. Uśmiechnęłam się szczęśliwa.
- Miło znów być wśród ludzi.
       Czarodziej przyglądał mi się przez chwilę po czym rzekł:
- Domyślam się moja droga, że wiele przeszłaś i na pewno wciąż jesteś jeszcze bardzo osłabiona. Radze ci pójść do dormitorium i odpocząć. Skrzat przyniesie ci tam posiłek. Domyślam się również, że przyjaciele będą szczęśliwi widząc cię już w wieży Gryfindoru. W tym tygodniu jeszcze nie będziemy mieć lekcji, natomiast w przyszłym oczekuję cię tak jak zwykle.
       Skinęłam głową na znak, że rozumiem polecenie dyrektora, po czym wyszłam za Hagridem z gabinetu, gdzie się rozstaliśmy i każde z nas poszło w swoją stronę. Idąc korytarzem pomyślałam, że nie chcę, by wszyscy mnie widzieli, a już w szczególności moi przyjaciele. Chciałam im zrobić niespodziankę swoim pojawieniem się. Rozejrzałam się więc po korytarzu po czym ukryłam się za zbroją i rzuciłam zaklęcie kameleona, którego nauczył mnie Dumbledore na dodatkowych lekcjach. Spojrzałam na swoje odbicie w zbroi i z zadowoleniem odkryłam, że mnie nie widać. Schowałam różdżkę do kieszeni po czym ruszyłam do PW gryfonów.
       Kiedy stanęłam przed portretem Grubej Damy zaczęłam się zastanawiać jak wejść do dormitorium bez ujawniania swej obecności, gdy nagle usłyszałam za sobą znajome głosy. Odwróciłam się prędko i spojrzałam na moich przyjaciół wchodzących po schodach. Wszyscy byli smutni, żeby nie powiedzieć że wręcz zrozpaczeni. Nikt się nie śmiał, nikt nie uśmiechał, nikt nie kłócił. Wszyscy wpatrywali się smutnym wzrokiem w podłogę i tylko raz na jakiś czas wymieniali zdania na temat ostatniej pracy domowej. Patrzenie na ich umęczone twarze sprawiał mi wielki, niewyobrażalny ból. Moje spojrzenie skupiło się na Syriuszu i Jamesie. Byli w gorszym stanie niż reszta. Ten widok rozdzierał mi serce.
       Po chwili dotarli przed portret i Dor cicho wymamrotała hasło. Jaj głos był obcy, inny niż zapamiętałam i nie chciałam go już więcej słyszeć. Kiedy przejście się otworzyło weszłam za nimi do PW. Moi przyjaciele usiedli przed kominkiem. Spodziewałam się, że zaczną się przepychać, kto zajmie najlepsze miejsce, lecz nic takiego się nie stało. Dziewczyny usiadły we dwie na kanapie, a chłopaki zajęli fotele i podłogę obok stolika. Zastanawiałam się czemu któryś z nich nie usiądzie na wolnym miejscy obok dziewczyn, gdy nagle zrozumiałam. To miejsce obok nich, było dla mnie.
       Poczułam jak po policzku płynie mi pojedyncza łza. Szybko ją starłam po czym odwróciłam wzrok i pobiegłam do pokoju. Kiedy już zamknęłam za sobą drzwi odetchnęłam głęboko, po czym zdjęłam z siebie zaklęcie niewidzialności. Podeszłam do łóżka i opadłam na nie zmęczona przeżyciami tego dnia. Jednak dzień się jeszcze nie skończył, a ja miałam do załatwienia parę spraw. Zjadłam jajecznicę i tosty, które przyniósł mi skrzat, po czym poszłam do łazienki i porządnie się wykąpałam i przebrałam w świerze ciuchy. Och, jak dobrze było być wreszcie czystą.
       Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju myśląc o tym jak zareagują moi przyjaciele, kiedy mnie zobaczą. Uśmiechnęłam się na tę myśl i tak zeszłam po schodach prowadzących do PW. Tuż przed wejściem do salonu usłyszałam ciche głosy Huncwotów i zatrzymałam się w przejściu nasłuchując o czym rozmawiają.
- Miną już tydzień. Jak myślicie, co się z nią dzieje? - zapytał cicho James.
- Nie wiem - odpowiedział Syriusz równie cicho. - Trzeba by się dowiedzieć.
- Może jak zapytamy McGonagall to powie nam jak się sprawy mają - podsuną Lunatyk.
- A z kąd przypuszczenie, że nauczyciele coś wiedzą. Raz ich jednorożce przegoniły. Mogą to zrobić ponownie.
       Zaległa cisza, którą po chwili przerwała Ann po raz pierwszy się odzywając. Jej głos przepełniony był żalem, bezradnością i niewiarygodnym cierpieniem.
- A co jeśli oni wiedzą co się z nią dzieje, tylko nie chcą nam o tym mówić?
- Niby dlaczego mieliby zrobić coś takiego? - zapytał Glizdek.
- Może... może oni nie chcą... nie chcą nas informować - podsunęła Ann przez łzy. - Bo może... Może jej stan się pogorszył... Albo... albo... Może ona po prostu już... już... - Ann nie była w stanie skończyć zdania, jednak wszyscy wiedzieli dokładnie, co dziewczyna ma na myśli. Widziałam to w ich oczach. I najwyraźniej każde z nich już dawno przewidziało taką ewentualność.
       To bynajmniej nie poprawiło mi nastroju. Patrząc na ich ból, sama cierpiałam. Postanowiłam, że może wreszcie czas im się pokazać. Zrobiłam kilka kroków w przód, tak żeby wciąż stać w korytarzu, ale i tak by mogli mnie dostrzec. Założyłam ręce na piersi, oparłam się o framugę i odezwałam się.
- Och Ann, Ann. Czemu ty zawsze masz takie czarne myśli i przewidujesz najgorsze?
       Wszyscy jak na komendę odwrócili się w moją stronę i zamarli wpatrując się we mnie. Roześmiałam się.
- Co jest? Zobaczyliście ducha czy jak? - zapytałam z uśmiechem i patrzyłam na ich zaskoczone miny.
- Lily - wyszeptał James.
- Podobno tak mam na imię - odparłam coraz bardziej rozbawiona reakcją moich przyjaciół.
- Lily! - Ann jako pierwsza oprzytomniała i rzuciła się biegiem w moim kierunku.
       Odepchnęłam się od ściany o którą się opierałam i uściskałam przyjaciółkę, która wpadła mi prosto w ramiona. Z jej gardła wydobył się cichy szloch, a po policzkach popłynęły łzy.
- Lily - szepnęła po czym odsunęła się by spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnęła się i otarła łzy z zaróżowionych policzków. - Dobrze cię widzieć.
       Po chwili przypadła do mnie i Dorcas. Ona również nie mogła ukryć wzruszenia na mój widok. Ją również ciepło uściskałam. Po chwili pojawili się przy mnie również Remus i Peter. Z nimi również ciepło się przywitałam.
       W końcu przyszła pora na ostatnią dwójkę. Podeszli do mnie nie wiedząc co mają zrobić. Nie wiedzieli czy mają mnie uściskać, czy może jednak lepiej uciekać. Nie wiedzieli gdzie podziać wzrok. Patrzyli to na mnie to na swoje buty. Jednak ja widziałam wszystko. Ich cierpienie, strach i troskę o mnie. Radość z mojego pojawienia się. Widziałam w nich także ogromną skruchę oraz wstyd za to, co zrobili. W końcu James spojrzał na mnie i zaczął:
- Słuchaj Lily. Bo widzisz ja i Syriusz naprawdę bardzo... bardzo przepraszamy cię za ten kawał i za wszystko...
       Nie udało mu się skończyć zdania, gdyż żuciłam się jemu i Syriuszowi na szyje i uściskałam ich serdecznie. Przez chwilę stali oniemiali w miejscu, jednak już po chwili przytulili mnie, najpierw Black, potem Potter.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. Jak wszyscy się o ciebie martwiliśmy - poprawił się po chwili.
       Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam.
- No to jakie mamy plany na dzisiaj? - zapytałam radośnie.
- Zdecydowanie opowiesz nam o wszystkim co wydarzyło się od czasu, gdy poszłaś na szlaban - odparł Lunio.
       Więc opowiedziałam im. O smoku, o jednorożcach i wszystkim co się zdarzyło od naszego ostatniego spotkania. Kiedy mówiłam o ataku i pobycie wśród magicznych koni przyłapałam się na tym, że odruchowo pocieram bliznę na lewym nadgarstku. Nabrałam takiego nawyku od kiedy się obudziłam. Szybko zakryłam znamię na ręce licząc, że żadne z moich przyjaciół nie zauważyło błyszczącej kropli.
       Kiedy zakończyłam swoją opowieść wszyscy byli pod wrażeniem.
- A co działo się u was w trakcie mojej nieobecności? - zapytałam.
       Moi przyjaciele wymienili spojrzenia. Chyba ominęło mnie coś ważnego.
       James usiadł naprzeciw mnie i zaczął relacjonować, co przydażyło im się w ostatnim tygodniu. Z zapartym tchem słuchałam jego opowieści o spotkaniu z centaurami, a potem walce ze smokiem. Kiedy Potter wyjaśnił mi czemu postanowili schwytać gada po policzkach popłynęły mi łzy wzruszenia, po czym znów uściskałam wszystkich Huncwotów.
- Ok. Skoro już wszyscy wszystko wiedzą to co teraz? - zapytała Dor.
- Proponuję iść do łóżek - odpowiedział Remus. - Przeżycia dzisiejszego dnia były niesamowite i podejrzewam, że wszyscy jesteśmy zmęczeni.
       Musiałam przyznać, że Lunio gadał z sensem. Zaczynałam już ziewać, a patrząc po przyjaciołach dostrzegłam, że wszyscy są w podobnym stanie. Miałam już wstać, gdy nagle zostałam podniesiona z ziemi. Pisnęłam i spróbowałam się wyrwać, jednak nic to nie dało.
- James! Puszczaj! - krzyknęłam ze śmiechem.
- Nie ma mowy - odpowiedział promieniejąc.
       Walczyłam przez całą drogę do schodów i dopiero tam udało mi się go namówić by mnie puścił. Kiedy tak się stało spróbował mnie jeszcze chwilę przy sobie zatrzymać w uścisku, jednak udało mi się wyrwać i uciekłam do pokoju. Tam podobnie jak dziewczyny przebrałam się w piżamę. Przeniosły się na moje łóżko, chwilę pogadałyśmy, po czym zmęczone opadłyśmy na poduszki by już po chwili zasnąć kamiennym snem.

-------------------------------------------------------

Tak jak obiecałam kolejny rozdział. Jest już po północy więc następny powinien być dzisiaj, ale nic nie obiecuję. Po prostu tak przeczuwam. Do napisania i życzę miłej lektury.

Rozdział 21 - Mój kumpel Hagrid

...Dlatego szybko i bez zastanowienia podniosłam rękę i głośno zapukałam do drzwi.

       Już po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich gajowy Hogwartu.
- Lily!
- Cześć Hagridzie.
- Jak dobrze cię widzieć całą i zdrową - powiedział, na co lekko potarłam bliznę na lewym nadgarstku. - Wejdź. Zaparzę nam herbaty.
       Przeszłam przez próg i zamknęłam za sobą drzwi po czym usiadłam przy stole, gdzie już krzątał się olbrzym.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze. Jednorożce mnie wyleczyły i teraz czuję się jak nowo narodzona - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Przepraszam.
- Za co? - spytałam zdziwiona.
- Powinienem był cię powstrzymać, albo za tobą pobiec - powiedział, a w jego głosie usłyszałam wyrzuty, kierowane pod jego własnym adresem.
- Nie obwiniaj się Hagridzie. To nie była twoja wina. Poszłam tam z własnej woli. Nie mogłeś mnie powstrzymać.
       Jednak moje słowa najwyraźniej go nie pocieszyły, bo usłyszałam jak mamrocze:
- Nie powinienem był cię brać na tak niebezpieczną wyprawę.
- Nie przesadzaj. Przynajmniej zdarzyło się coś ciekawego - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego, na co on trochę się rozpogodził.
- Oj Lily, ty to wiesz jak przerazić człowieka.
- Hagridzie! Jak możesz! Przecież to CIEBIE przeraziłam. Miałeś chyba na myśli, że wiem jak przerazić pół olbrzyma.
       Gajowy słysząc te słowa zaśmiał się głośno i po chwili poczochrał mi włosy.
- Widzę, że już z tobą wszystko ok, skoro rzucasz już takimi dowcipami.
      Uśmiechnęłam się widząc, że nastrój mojego przyjaciela uległ znacznej poprawie.
- A tak swoją drogą to jak tam dziewczyny - zagadnęłam gdy gajowy postawił przede mną kupek parującej herbaty.
- Nie najlepiej. Przez ten tydzień odwiedzały mnie codziennie, ale wciąż były w tak samo kiepskich nastrojach. Bardzo się przejęły tym co się wydarzyło.
- Zaraz, to one wiedziały?
- Owszem. One oraz Huncwoci.
- Kto im powiedział? - zapytałam zła. Nie chciałam, żeby się o mnie martwili.
- No cóż.. - Hagrid zająkną się odrobinę zmieszany. - To trochę tak jakby moja wina. Kiedy zostałaś zaatakowana i jednorożce nie pozwoliły mi cię zabrać do zamku, pobiegłem po McGonagall i o wszystkim jej powiedziałem. Dopiero później zobaczyłem, że w sali siedział James. Zapewne powiedział reszcie co się stało. Przepraszam Lily.
- Nic się nie stało Hagridzie - odpowiedziałam miękko. - Przepraszam, że tak ostro zareagowałam. Po prostu kiedy się obudziłam pragnęłam tylko tego by moi przyjaciele nic nie wiedzieli i się o mnie nie martwili.
- Och, Lily. Nie doceniasz ich. Nawet gdyby nie wiedzieli co się stało i tak by się o ciebie martwili. A już szczególnie James - Zesztywniałam słysząc to imię, jednak gajowy tego nie zauważył i ciągną dalej. - Nawet nie wiesz jak zrozpaczony był gdy usłyszał co ci się stało. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak markotnego. Chyba naprawdę to przeżył. Kto wie Lily, może mu naprawdę zależy?
      Nie odpowiedziałam. Zastanawiałam się, czy może mieć rację.
Nie ma mowy Lily, wybij go sobie z głowy.
Ale co jeżeli on naprawdę się o mnie martwił. To możliwe.
Martwił się o ciebie jak koleżankę. Odpuść sobie.
Ale Hagrid powiedział, że nigdy nie widział go tak zrozpaczonego. To musi coś znaczyć.
Możliwe. Ale to i tak niczego nie zmienia. Nie rozmawiacie ze sobą, pamiętasz?
Oczywiście, że pamiętam, jak mogłabym zapomnieć.
       Smutna dopijałam herbatę z kubka, gdy nagle coś przyszło mi do głowy.
- Hagridzie? - zapytałam - James cię odwiedzał?
- Tak, był tu ze dwa razy i pytał czy mam jakieś wieści na twój temat.
- A jak wyglądał?
- No, już ci to mówiłem.
- Przygaszony, smutny, wciąż ze skwaszoną miną.
- A czy może nie wyglądał jakby miał... no cóż... wyżuty sumienia?
- Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz jak o tym wspominasz, myślę, że możesz mieć rację. Tak. Myślę że miał wyżuty sumienia. Ale dlaczego? - zapytał.
- Może dlatego, że to on zrobił kawał za który dostałam szlaban i poszłam z tobą do Zakazanego Lasu.
- Aaaaa... Już rozumiem. Chłopak obwinia się, że to przez niego zostałaś ranna.
       Skinęłam głową w potwierdzeniu.
       Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy gdy nagle gajowy ponownie się odezwał:
- Posłuchaj mnie Lily. James to naprawdę porządny chłopak. Ma masę talentów i jest w tobie zakochany po uszy. Wiem, że cię denerwuje, ale jest też twoim przyjacielem. Przestań być na niego obrażona i mu wybacz. Tamtym numerem w lochach chciał zwrócić na siebie twoją uwagę. Wiem, że ci się to nie spodobało, ale nie miał złych intencji.
- Chciał żebyś mi to powiedział - zapytałam rozdrażniona.
- Oczywiście, że nie. Nie zrobiłby czegoś takiego. Zapewne jak wrócisz do zamku to zacznie się przed tobą płaszczyć, a ponieważ jesteście przyjaciółmi wasza wrogość przyniesie wam tylko ból i cierpienie. Dlatego proponuję, żebyś mu wybaczyła.
       Hagrid patrzył na mnie wyczekująco, ja jednak nie wiedziałam co mam powiedzieć. Dał mi wiele do myślenia. W końcu jednak odpowiedziałam.
- Wybaczę mu Hagridzie.
- I dobrze - odpowiedział zadowolony z siebie olbrzym.
- Ale jeszcze nie dziś - dodałam. - Możliwe nawet, że nie jutro ani po jutrze. Ale za kilka dni, zrobię to. Wybaczę mu.
       Gajowy skiną głową. Chyba zrozumiał, że potrzebuję jeszcze trochę czasu.
       Dopiłam herbatę, która była już teraz ledwie ciepła, do końca po czym wstałam z krzesła przy stole.
- Dziękuję za herbatę, ale to już chyba czas, żebym wróciła do Hogwartu i do moich przyjaciół.
- Oczywiście Lily - odpowiedział z uśmiechem na ustach, po czym wstał i wyszedł na błonia, a ja ruszyłam za nim.

-------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak dawno mnie nie było na blogu, ale teraz mam zamiar nadrobić zaległości. Oto rozdział 21. Może jeszcze dziś, najpóźniej jutro kolejny rozdział albo dwa. To zależy od tego, jakiej długości będą. Jeśli jeden, to możecie się spodziewać czegoś dłuższego, jeżeli dwa, zapewne będą krótsze. Życzę miłego czytania i proszę o komentowanie.