Słysząc ten przeraźliwy krzyk nad głową, szybko się podniosłam. Zobaczyłam stojącą obok mojego łóżka profesor McGonagall. Wyglądała na wyjątkowo wściekłą. Włosy miała nieuczesane, a twarz całą czerwoną.
- Czy coś się stało pani profesor? - zapytałam próbując ukryć ziewnięcie.
- Czy coś się stało? CZY COŚ SIĘ STAŁO?! Ty już doskonale wiesz co się stało.
- O czym pani mówi? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- To twoja różdżka? - zapytała podając mi moją wczorajszą zgubę.
- Och... Tak. Gdzie pani ją znalazła? - zapytałam szczęśliwa z odzyskania mojego narzędzia do czarowania.
- W lochach. W samym środku największego bałaganu jaki kiedykolwiek widziałam. To twoja sprawka.
- Nie pani profesor.
- To niby czemu była tam twoja różdżka Evans?
- Nie mam pojęcia, ale to nie byłam ja.
- W takim razie czemu, gdy rzuciłam na twoją różdżkę zaklęcie Priori Incantatem, okazało się, że to właśnie prze nią zostały zdemolowane lochy?
- Ale to nie byłam ja pani profesor. Ja nawet nie miała wczoraj swojej różdżki.
- Kłamiesz!
- Ona mówi prawdę - odezwała się w tej chwili Dor, którą obudził krzyk profesorki. - Wczoraj wieczorem Lily nie mogła znaleźć swojej różdżki pani profesor. Ja i Ann pomagałyśmy Lilce jej szukać.
Nauczycielka transmutacji spojrzała na nas niepewnie jakby, nie wiedziała co powinna zrobić. W końcu westchnęła i powiedziała:
- Chodźcie za mną.
Spojrzałyśmy po sobie, po czym szybko się ubrałyśmy i poszłyśmy za McGonagall. Zaprowadziła nas do lochów, gdzie wszystkie cicho krzyknęłyśmy. Korytarz był całkowicie zdemolowany. Ściany popisane, gobeliny podarte, zbroje rozsypane po całej podłodze, która była cała podrapana. Wszystko dodatkowo było jeszcze wysmarowane jakąś przeraźliwie cuchnącą breją, a dalej w korytarzu dostrzegłam na podłodze ruchome piaski.
- Pani profesor - odezwałam się. - Przysięgam, że to nie ja.
- Bardzo chciałabym ci wierzyć, - powiedziała profesorka - ale wszystkie dowody wskazują na ciebie. Skrzaty poradzą sobie z uprzątnięciem tego bałaganu, ale musisz zostać ukarana. W przyszłą sobotę pomożesz Hagridowi, w załatwieniu kilku spraw, w czasie gdy twoi przyjaciele wybiorą się do Hogsmede. Odejmuję tez Gryfindorowi za ten wybryk 100 punktów.
- Co?! Aż 100? - zapytała z niedowierzaniem Ann.
- Owszem. A, i jeszcze jedno. W najbliższym czasie pani "działalność" zostanie zawieszona. Odwołuję pani zajęcia, aż do kolejnego miesiąca. Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy. Ciebie - naszego prefekta z niezszarganą reputacją.
To powiedziawszy odeszła, a my z grobowymi minami wróciłyśmy do dormitorium. Kiedy stanęłyśmy przed Grubą Damą i podałyśmy jej hasło, ta spojrzała na mnie z niechęcią. Super. Pewnie wieść o tym, że rozwaliłam lochy już rozniosła się po całej szkole. Jeszcze tego mi brakuje. Nie dość, że nie mogę iść do Hogsmede i za karę, zostałam chwilowo usunięta z Zakonu, to jeszcze ludzie będą sobie teraz ze mnie pokpiwać. Nie no, po prostu rewelacyjnie.
Kiedy weszłyśmy do Pokoju Wspólnego nikt nie zwrócił na nas uwagi. Jak widać wieść o rozwaleniu lochów jeszcze nie dotarła do wszystkich. Kierowałam się właśnie w kierunku dormitorium gdy usłyszałam dobiegający z okolic kominka głos:
- Co Evans. Znudziło ci się już bycie grzeczną dziewczynką?
- O co ci chodzi Potter?
- O plotki. Podobno wywróciłaś dzisiaj w nocy lochy do góry nogami. Gratuluję.
- Zamknij się.
- A podobno nie lubisz tego rodzaju numerów. Zawsze się na nas za nie darłaś, bo za nie pilnowanie nas czasem ci się obrywało, ale żeby samej zrobić kawał? Tego się po tobie nie spodziewałem Evans.
Chciałam się odwrócić i iść do pokoju, kiedy nagle w miejscu zatrzymały mnie kolejne słowa Rogacza.
- Pewnie gdybyś nie zostawiła tam różdżki, to nam by się oberwało. Widzę, że próbujesz z nami konkurować o reputację największych rozrabiak, ale i tak ci się to nie uda...
Chłopak mówił dalej, jednak ja już go nie słuchałam. W głowie zapadło mi jedno słowo, które wypowiedział James. Reputacja. Natychmiast zrozumiałam o co mu chodziło. Zepsułam mu reputację najlepszego szukającego, więc on postanowił zniszczyć moją niezszarganą opinię najlepszej uczennicy. Zniszczone lochy to było jego dzieło. Jego zemsta, którą przyrzekł mi na początku roku.
Odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam mu prosto w twarz. Natychmiast zamilkł i odwzajemnił moje spojrzenie. Miałam ochotę go uderzyć, nawrzeszczeć na niego, jednak tego nie zrobiłam. Tyle razy tak reagowałam na jego wygłupy, a on tyle razy mnie przepraszał. Jednak tym razem ostro przegiął, a ja właśnie straciłam resztkę cierpliwości. Straciłam ostatnia nadzieje, na to, że się zmieni. Ostatnio tak dobrze się między nami układało. Ale okazało się, że to była tylko cisza przed burzą. Wczoraj wykorzystał to, że pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć i wykradł moją różdżkę. Spojrzałam na niego z wyrzutem i smutkiem, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Zobaczyłam jak uśmiech momentalnie znika z jego twarzy. Chciał coś powiedzieć, jednak zanim zdążył to zrobić, odwróciłam się od niego, od chłopaka na którym zaczynało mi zależeć i poszłam do pokoju dziewcząt. Może... Może po prostu powinnam dać sobie z nim spokój. Zapomnieć o nim i się nim nie przejmować. A razem z nim zostawić za sobą Huncwotów. Wszystkich. I skończyć tą przyjaźń momentami tak radosną, ale równie bolesną.
***
Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...
Kiedy zobaczyłem pojedynczą łzę spływająca po policzku Lilki, natychmiast zrzedła mi mina. Wiedziałem, że już się wszystkiego domyśliła, ale byłoby o wiele lepiej gdyby zaczęła na mnie wrzeszczeć. Jednak ona, po prostu odwróciła się do nas plecami i poszła do swojego dormitorium. Chciałem za nią pobiec i ją przeprosić, jednak wiedziałem że to nic nie da. W jej oczach zanim się odwróciła widziałem ból oraz... rezygnację. Miałem dziwne wrażenie, że mi tego nie wybaczy. Jednak mimo wszystko postanowiłem za nią pobiec. W tej samej chwili na mojej drodze stanęły rozeźlone Ann i Dor. Meadowes krzyknęła:
- Kretynie! Jak mogłeś jej to zrobić!
- Spokojnie Dor. Wyluzuj. Wszystko będzie ok - odpowiedział stojący obok mnie Syriusz, jednak w jego głosie nie słyszałem tej zwykłej u niego pewności.
- Wszystko będzie ok? OK?! - darła się dalej Dor. - Wy nawet nie wiecie co zrobiliście.
- Dorcas, uspokój się - powiedziała Ann. - Teraz najważniejsza jest Lilka. Choć, musimy sprawdzić, jak ona się czuje.
Na te słowa dziewczyna odrobinę się uspokoiła, ale wciąż była nieźle zdenerwowana. Dziwne. Zwykle śmiała się z naszych kawałów, więc rozwaleniem lochów raczej się tak nie zdenerwowała. Więc o co mogło jej chodzić?
- Masz rację - powiedziała Meadowes. - Lily jest teraz najważniejsza. Idź i sprawdź co z nią, a ja za chwilę do ciebie przyjdę, ok?
Ann nie wyglądała na do końca przekonaną,jednak nie kłóciła się z przyjaciółką i poszła za Lilką do jej pokoju. Dor poczekała, aż dziewczyna zniknie na schodach po czym odwróciła się do mnie i powiedziała, już spokojniejszym, choć wciąż wściekłym głosem.
- Jesteś największym patentem w tej szkole.
- A to niby czemu? - zapytałem obrażony.
- Bo podobno ją kochasz, ale robisz jednocześnie takie świństwo.
- Chcę, żeby zwróciła na mnie uwagę.
- No i udało ci się. Po prosu wybitnie - odparła z sarkazmem. - Teraz nawet nie zaszczyci cię jednym spojrzeniem.
- A skąd ty to możesz wiedzieć?
- Bo ją znam.
- Ja też ją znam.
- Ale nie tak dobrze jak ja. No i nie wiesz jednej podstawowej rzeczy.
- Niby jakiej?
- Że to co zrobiłeś wszystko zniszczyło.
- A niby co takiego zniszczyło?
- Waszą przyjaźń. Jej zaufanie do ciebie. Jej uczucie do ciebie.
- Co?! Jakie uczucie? - spytałem zdziwiony i odrobinę przestraszony.
Dziewczyna milczała zagryzając dolną wargę.
- Dorcas! Powiedz mi wszystko co wiesz - błagałem. - Proszę cię. Powiedz mi.
- James - powiedziała łamiącym się głosem. - Ona naprawdę zaczynała cię kochać.
Zamarłem. Nie! To było niemożliwe.
- Błagam Dor, powiedz, że to nieprawda - prosiłem zrozpaczonym, załamującym się głosem.
- Przepraszam Rogacz, ale właśnie powiedziałam ci szczerą prawdę.
Po tych słowach odwróciła się od nas i poszła do dormitorium. Ja natomiast usiadłem na kanapie przed kominkiem i schowałem twarz w dłoniach. Byłem zrozpaczony. Jak moglem być taki głupi? Przecież wiedziałem, że potem się pokłócimy i nasze relacje się zepsują. A ostatnio tak dobrze się dogadywaliśmy. Jednak nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielkimi uczuciami zaczyna mnie darzyć Lilka. A ja głupi wszystko zaprzepaściłem. Zniszczyłem swoją szansę.
- Nie martw się - powiedział Łapa siadając obok mnie. - Wszystko się jakoś ułoży. Zobaczysz.
- Nie tym razem.
- Dor tylko grała. Lily na pewno jeszcze cię nie kochała - odpowiedział mój przyjaciel jednak w jego głosie znów nie czułem tej pewności, która często dodawała mi otuchy.
- Nie Syriuszu. Ona nie grała. Ja wiem, że mówiła prawdę. Po prostu to czuję. Och... Dlaczego zrobiłem jej ten głupi numer?
- Żeby się zemścić.
- Tak, ale przez to straciłem Lily.
- Wiem stary - powiedział Łapa klepiąc mnie po plecach. - Wiem.
Po chwili przede mną na podłodze usiadł Remus i zapytał:
-Wiesz na czym polega twój największy problem.
Spojrzałem na niego pytająco i zaprzeczyłem.
- Czy zanim zrobiłeś ten numer, zastanawiałeś się czy postępujesz słusznie?
- Tak - odpowiedziałem.
- Więc problem w tym, że w tamtym momencie w twojej duszy walczyły ze sobą honor i miłość. I z tego co wszyscy widzieliśmy wygrał honor. Zastanów się więc, czy na pewno kochasz Lily, aż tak bardzo, żeby poświęcić honor, czy jest ona po prostu twoim celem do zdobycia. A jeśli Ruda naprawdę coś dla ciebie znaczy, to odstaw ten swój przeklęty honor na bok i zrób coś z tym - powiedział Lunio po czym wstał i odszedł.
Słowa chłopaka mnie zaskoczyły. Przecież kochałem Lily. Ale miał racje. W tamtej potyczce wygrał mój honor, jednak nie wiedziałem, że Ruda odwzajemnia moje uczucia. Gdybym to wtedy wiedział... Musiałem coś z tym zrobić. I nagle do głowy wpadł mi pomysł. Szybko wyszedłem z PW i udałem się do gabinetu McGonagall. Kiedy byłem już w pomieszczeniu powiedziałem:
- Pani profesor. To ja zniszczyłem lochy, a nie Lily. Zabrałem jej różdżkę i podrzuciłem na miejscu wydarzenia, żeby wina nie spadła na mnie i na moich przyjaciół.
- To bardzo szlachetne z twojej strony, że się przyznałeś, bo mówiąc szczerze nie wierzyłam w winę panny Evans. Ale cóż James. Nic nie mogę na to poradzić. Zmniejszę jej szlaban, jednak wciąż będzie go miała, a ty Potter... Przez tydzień przychodzisz do mnie na 17:00.
- Ale pani profesor. Lily niczym nie zawiniła. Dlaczego wciąż ma odbywać szlaban?
- Ponieważ była tu dopiero co i mimo, że nie mam pojęcia dlaczego to zrobiła, przyznała się do przewinienia.